Dom Sunny'ego

[Sunny Sky]

Sunny odrzucił książkę na bok, zdenerwowany jak nigdy, i chwycił klacz za barki.
-April. Co to za miejsce? Co to za "tam", do Discorda? - Wycedził przez zęby, poważnym tonem. Żarty się skończyły, zaczęły się schody, a on akurat tyle czuł do tej klaczy, by chcieć jej pomóc, a nie wiedział jak. To było... dobijające. Nie wiedział też do końca, jak zinterpretować "ktoś może iść tam ze mną".

[April Moon]

- To ciemne miejsce. Światła tam tyle co nic, tylko blask księżyca pojawia się po pewnym czasie.. I nie ma tam żywych...
Powiedziała, przerażona tym, że ja chwycił.
- Boli... Puść...
Wykrztusiła, patrząc mu w oczy, cała przerażona.
- Kiedyś poszedł ze mną jeden Byk. Oni go złapali i został z nimi... Ja uciekłam. Zresztą, to nie tak że ja chciałam go wziąć i że on chciał pójść... No ale go złapali. A ja... Ja uciekłam... I się ukrywałam... Jadłam co się dało. Jak przyszła pełnia, udało mi się przełamać barierę... Ale parę razy mi się nie udało. Wtedy musiałam czekać na kolejny Nów, gdy mogłam wreszcie wyjść... Tam jest zimno, ciemno, i nie ma nic przyjaznego, Sunny.
Teraz już się popłakała.

[Sunny Sky]

Nie ma tam nic... Puścił ją, przestraszony, wściekły i smutny naraz. Odetchnął głęboko.
-Nie pójdę z tobą April... Mam Flame. Mamy dzieci. Jestem jedyną osobą która zarabia tu pieniądze... Nie mogę z tobą iść. Przykro mi. - Powiedział, siadając na swoim miejscu. Wyjął z biurka fotografię Frozen. Zamówił je sobie dzięki spełniaczowi życzeń... przydatna rzecz, na takie niewielkie rzeczy. Podał jej. - I... naprawdę nie wiem jak ci pomóc. Ale coś postaram się zrobić. Nie pozwoliłbym sobie na bezczynnośc... - Powiedział cicho.

[April Moon]

- Głupiś! Nie pozwoliłabym ci za mną pójść! Tamten byk był duży, silny, poteżny! I nie wrócił!
Krzyknęła na niego głośno i wstała tak gwałtownie, że pchnęła go na biurko. Uspokoiła się, magią chwytając zdjęcie Frozen. Musiała pójść się z nią pożegnać. Mogła jej już nie zobaczyć.
- Zaprowadzisz mnie do tego żłobka? Ja... Chcę się pożegnać z Frozen...
Powiedziała już całkowicie cicho. Czuła się źle. Naprawdę źle. Ale wiedziała, że Frozen nie przeżyłaby podróży w tamten świat. I że nawet jeśli, to zniszczyłoby ją całkowicie. Tak jak zniszczyło to jej mamę. Przytuliła znowu Sunny'ego i zapłakała mu w kark.

[Sunny Sky]

Nie chciała by z nią szedł... Tyle dobrze. Przytulił mocno moczącą mu łzami kark klacz.
- Będę czekał... - Wyszeptał jej do ucha i pocałował ją w policzek. Wyprowadził ją z gabinetu, informując przedtem kilku pacjentów, że ze względów niezależnych od niego będą pewne opóźnienia, i że postara się wrócić jak najszybciej. Zamknął gabinet i wyszedł razem z klaczą, prowadząc ją do żłobka.

[z/t]

[Raging Flame]

-Doskonałe relacje...-Mruknęła do samej siebie, po czym udała się na piętro by ogólnie zając się sobą.
Spędziła dość dużo czasu w łazience, myjąc grzywę i futro wraz z rogiem, możliwie najdokładniej jak się dało. Dziwnie się czuła, mając na sobie pozostałości śliny i soków tamtej dwójki. Spędziła bardzo dużo czasu czesząc i susząc się najlepiej jak potrafiła. Odetchnęła głębiej jak już wyszła z łazienki i spojrzała się na rozkopaną pościel na łóżku. Rozglądając się uprzednio, doprowadziła łóżko do porządku oraz podniosła tackę z naczyniami i resztkami śniadania, które potem przeniosła do kuchni. Usiadła spokojnie na krześle w kuchni i odetchnęła głębiej. Cisza, spokój, wszystko w końcu zdawało się być w porządku.

[Sunny Sky]

Znowu wszystko było nie w porządku. Pozwolił pacjentom jeszcze chwilę poczekać, zajmie się nimi potem, poza tym i tak jest ich tylko kilk... a co tam, wszedł do przychodni i obsłużył tych co byli, po czym wywiesił, że przychodnia zamknięta. Jak ktoś się będzie chciał zapisać, to niech to zrobi, ale w najbliższym czasie raczej nie będzie zdolny do przyjmowania pacjentów.
Po wejściu do mieszkania przeżył miłe zaskoczenie. Posprzątano. Podreptał na górę, by poszukać Flame, którą odkrył w kuchni. Przypadł do niej.
-Kochanie, coś się stało z April i Frozen. Zniknęły na moich oczach. Muszę je znaleźć. - Wyrzucił z siebie jednym tchem.

[Raging Flame]

-Żartujesz, tak?-Zapytała się podnosząc powoli prawą brew z zainteresowaniem. Spojrzała się na niego jakby właśnie był jej oświadczył coś... No dobra, nie ma porównania. Po prostu tak się spojrzała jakby trochę mu się zwariowało.
-Zniknęła ci kochanka wraz z twoim dzieckiem. Drugi już raz zresztą. Tobie odbiło czy ona jest jakaś nienormalna.-Powiedziała podchodząc do metalowego czajnika i podgrzewając wodę w nim się znajdującą do temperatury wrzenia. Nalała jej potem do szklanki i nasypała kilka łyżeczek herbacianych fusów.

[Sunny Sky]

- Flamy, ale nie... nie zniknęła w sensie uciekła, tylko zniknęła zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Sama nie użyła magii, róg jej nie świecił ani nic... chyba w grę wchodzi jakaś klątwa, mówiła mi, że w nów coś... dziwnego się z nią dzieje i znika. - Usiadł ciężko przy stole i oparł głowę o kopyta. - Zawsze gdy wszystko jest już w porządku, z April coś się dzieje i wszystko trafia szlag. Muszę się napić. - Jęknął, a głowa opadła mu na stół.

[Raging Flame]

Klacz spojrzała się z pewnym politowaniem na ogiera, po czym przewróciła oczami i postawiła przed nim swój kubek z herbatą który jednak znajdował się niebezpiecznie blisko jego twarzy. Usiadła na stole tuż obok kubka, po czy poklepała go kopytkiem po plecach.
-Cóż pozostaje nam zrobić. To przecież nie tak że rzucimy się za nią z pieśnią na ustach by ją wyciągnąć jakimś "siłom mroku"-Powiedziała akcentując te ostatnie słowa podniesieniem kopytek i próbą przybrania nieco przerażającego głosu.

[Sunny Sky]

Gdy Flame go poklepała po plecach, uniósł głowę i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
- W sumie takie coś planowałem... Znaczy, najpierw planowałem przedrzeć się przez książki, zebrać pomoc, takie tam... Nie zostawię jej przecież. Ani Frozen. - Przejechał kopytem po grzywie i westchnął ciężko. Czemu ma takie nienormalne życie? Za jakie grzechy?! - Flamy, powiedziałem, że odbierzesz dzieci z żłobka do czwartej po południu, dobrze kochanie? Pieniądze wiesz gdzie są, poproszę ojca by w razie czego wpadł ci pomóc... A już było tak miło. - Znowu jęknął.

[Raging Flame]

-Że co proszę?-Zapytała się klacz patrząc się na niego z pewnym niedowierzaniem. No teraz to... No pojęcia nie miała co powiedzieć, nie wiedziała jak to powinna nazwać. Na pewno nie niczym normalnym.
-Ty poważnie zamierzasz ją ratować, jeszcze sam?-Powiedziała patrząc się na niego jak na wariata.-Ba, nie dość że sam. Chcesz mnie tu zostawić samą? A przepraszam, nie samą. Z twoim ojcem, z manią łaskotania.-Powiedziała ściągając ku sobie brwi.-Nie wiem czy za mało spałeś, czy po prostu zwariowałeś ale to po prostu nie ma sensu.

[Sunny Sky]

-Tak, poważnie zamierzam ją ratować! Powiedz mi, co innego mam zrobić, bo na pewno jej nie zostawię tam, i to z moją córką! - Warknął nagle, rozdrażniony. Jęknął znowu i wstał od stołu. - Przepraszam Flame, ale... na serio nie wiem co mam robić. A do tej krainy mroku przecież cię nie wezmę, prawda? Głupio by było, by obie matki moich dzieci coś zeżarło, w razie gdyby coś poszło nie tak. - Popatrzył na sufit. - A mój ojciec... no to cię połaskota. Nie lubisz łaskotek? - Spojrzał teraz na nią, przypominając sobie jej złote piórko.

[Raging Flame]

Odezwał się ostro, co ją zaskoczyło wyraźnie. Spojrzała się na niego i westchnęła głośno.
=Dobra, skoro chcesz koniecznie ruszać sam to leć. Tylko nie przylatuj do mnie potem z płaczem bo coś ci się nie udało.-Powiedziała pozornie lekceważącym tonem, po czym osunęła się z stołu i podeszła do lodówki w której zaczęła grzebać w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia.
-Ja sobie dam radę. nawet bez twojego ojca. W końcu to tylko dzieci. Ale i tak wolałabym byście wszyscy byli z powrotem przed obiadem. Nie chcę się sama otruć tym co mi się uda zrobić.

[Sunny Sky]

Obiad, obiad... jako wzorowy pantoflarz wyjął kilka rzeczy z lodówki, i zaczął przygotowywać barszcz, krokiety z grzybami i kapustą i spaghetti dla żony.
- Na wypadek gdyby mnie nie było dłużej, robię od razu na dwa obiady... Uważaj przy odgrzewaniu barszczu, byś nie przegotowała. - Powiedział, gotując. - Krokiety obowiązkowo po barszczu... No cóż, smacznego kochanie. - Gdy skończył gotować odsunął się od pieca i cmoknął ją w policzek. - I... skarbie, bardzo ładnie cię proszę, przejdź się potem na zakupy i kup rzeczy na święta, dobrze? Czuję, że będę miał dużo gotowania.. i nie szukaj prezentów dla ciebie, są dobrze schowane. - Uśmiechnął się do niej, tuląc ją mocno. Nagle poczuł, że strasznie nie chce mu się od niej odchodzić....