Rozległy sad

[Tox]

Tox przez d?u?sz? chwile si? zamy?li?, Ostatnie s?owa jakie us?ysza?, to:
-Jak chcesz, Tox, to id? z nami
Otrzepa? si?, I powiedzia?
-A-ale gdzie?
i pogalopowa? za towarzyszami.

Z/T

[DiamondDust]

Dust, u?miechaj?c si? tak, jak ostatnio go widziano, powoli wszed? na teren rodziny Apple, szukaj?c Tali. Powoli szed? coraz bardziej wg??b sadu, a? w ko?cu zobaczy? charakterystyczne bia?o-czarne paski. Podszed? do ich posiadaczki, u?miechn?? si? jeszcze szerzej i przykl?kn?? przed ni?. Wyj?? z ko?czanu obsydianowy miecz, który uda?o mu si? kupi? na targu od podejrzanego handlarza. Pok?oni? si? i wystawi? bro? przed zebr?, nadal si? u?miechaj?c.
-Oto Twa bro?, o Pani.
Nie mog?c d?u?ej wytrzyma?, parskn?? ?miechem i usadowi? si? ko?o niej. Po?o?y? obsydianowy teleskopowy miecz przed Tali i zaj?? si? czyszczeniem swojej nowej kuszy.
-Trzymam za s?owo. Przy okazji, co to za kawa? metalu, o tam?

[Autumn Leaf]

- Odbi?o ci kompletnie zebro, przecie? to tylko pies troch? podobny do wilka. W sadach nie ma wilków ! Zreszt? na tych terenach nie wolno polowa? to prywatne sady rodzinny Apple. - krzykn?? Autumn, który jeszcze z tak? g?upot? nigdy si? nie spotka?. Nie wiem z jakiego buszu jeste? ale tu obowi?zuj? pewne zasady i powinna? si? do nich dostosowa?. Nie chcia?bym by? w twoich kopytkach jak ci? Big Macintosh czy pegazia policja dorwie. Chcesz polowa? to id? do lasu Everfree droga wolna, ale nie tutaj.
Wzi?? ranne zwierz? na grzbiet i uda? si? do domku Flutershy, Mia? nadziej?, ?e nie b?dzie za pó?no.
- A ty si? jeszcze z ni? zadajesz- prychn?? Autumn na Diamonda przechodz?c obok niego

z/t

[DiamondDust]

Diamond wzruszy? ramionami, s?ysz?c stwierdzenie Autumn'a.
-Tak, zadaje si? z ni?. nie uznaj? tego za nic dziwnego lub z?ego.
Dust z?apa? be?ty i w?o?y? je w przygotowane zawczasu miejsca po obu stronach pasa ko?czanu. Kiedy ostatni be?t by? na swoim miejscu, ?ó?ty kuc u?miechn?? si?, widz?c swoje uzbrojenie. Si?ga? ju? po harmonijk?, kiedy us?ysza? dziwne pytanie Tali i kopyto zamar?o mu w powietrzu.
-S?ysze?? Co mia?em s?ysze?? Co, albo kogo us?ysza?a??
Uniós? lekko brew i spojrza? na zebr?. Ze swojego ko?czanu wyj?? pi?? ko?ci, kubeczek, pióro i pergamin. Zacz?? rzuca? ko??mi, zapisuj?c na pergaminie dziwne obliczenia.

[DiamondDust]

Dust spojrza? surowo na zebr?. Nie lubi?, gdy kto? myli? si? co do tego, co teraz robi.
-To nie jest ?aden RPG. To po pierwsze. Po drugie, obliczam co?. Jestem ciekaw, czy da si? zupe?nie niezauwa?alnie oszukiwa? w ko?ciach, je?li o to chodzi. Móg?bym wtedy kogo? nabra?. Po trzecie, jakim cudem mo?e niby przemawia? do Ciebie ?ywy obsydian, co? To niedorzeczne.
-YKHM!
-Ty to co innego. Ty jeste? w moim mózgu, czyli jeste? ?ywy. A obsydian nie.
-Niewa?ne jak b?dziesz si? t?umaczy?, dla mnie to i tak jest hipokryzja.
-No dobra, mo?e troch?.
-"Troch?"... Phi.
Wróci? zaraz do swoich rzutów i oblicze?. Zaraz w jego oku pojawi? si? pewien niebezpieczny b?ysk.

[Tali]

-Czym jeste??-zapyta?a zebra miecz
-A, na co wygl?dam?
-Miecze nie potrafi? mówi?
-Mieczy si? nie robi z obsydianu
-Pytam wi?c ponownie, czym jeste??
-Spójrz na ostrze, tu? nad r?koje?ci?.
Tali spojrza?a gdzie g?os jej kaza?. Wtedy j? zatka?o.
Na ostrzu odlane by?o stworzenie. Wla?ciwie to hybryda kilku stworze?.
Discord.
-O mój mistrzu, to ty?
-Nie! Niepe?nosprytno zebro! Nie jestem NIM, a jednym z mieczy jego najbardziej zaufanych s?ug.
Tali zastanowi?a si?, w?a?nie w jej kopytka wpad? jeden z najbardziej przekl?tych artefaktów w Equestrii. Kto inny by go zniszczy? ale nie ona. Ona która korzysta?a z dobrodziejstw chaosu.
Nagle zorientowa?a si? ?e skoro tylko ona s?ysza?a miecz, jej monolog musia? by? co najmniej komiczny.

[DiamondDust]

Dust szybko zwin?? swój ma?y zestaw hazardowy, po czym spojrza? zdziwiony na zebr?. Zaraz jednak zmieni? wyraz twarzy i u?miechn?? si? szeroko.
-Gadasz do miecza, nie wiesz czym jest, a potem tytu?ujesz go mistrzem? Jeste? pewna, ?e co? Ci si? nie sta?o?
-Chwila, chyba mam. A co, je?li ona teraz odkry?a g?os w swojej g?owie i nie mog?c go po??czy? z sob?, po??czy?a go z mieczem, co? Mo?e mam koleg?, rozumiesz to?
-Pierdzielisz.
-Tak, mog?em si? tego spodziewa? z Twojej strony. Nie tylko Ty masz g?os w g?owie, wiesz?
-Ale Ty przecie? nie masz kolegów. I nie b?dziesz ich mie?.
-Gratulacje, z?ama?e? psychicznie wytwór swojej wyobra?ni. Spadam na czas d?u?szy.
Dust ledwo zauwa?alnie wzruszy? ramionami, podsumowuj?c swoj? rozmow? z Sumieniem i wyj?? z ko?czanu kolejny przedmiot. by? to zeszyt, pe?en planów tej samej rzeczy - kostki. Bez s?owa zacz?? poprawia? ostatnie projekty i rysowa? nowe, pod tytu?em "Typ 425"

[DiamondDust]

Dust ponownie uniós? brew, ale ostatecznie machn?? kopytem na dziwne zachowania Tali. Je?li by si? to sprawdzi?o, pewnie 3/4 kuców w Ponyville okaza?oby si? dziwakami i/lub szale?cami.
-W??cznie z tob?.
Postanowi? zignorowa? kolejny docinek wspó?lokatora swojego mózgu i odpowiedzie? zebrze.
-Jak ju? mówi?em, zamierza? stworzy? specjalne ko?ci, na których wypada?yby te liczby, które ustawimy pilotem. Dzi?ki specjalnemu uk?adowi elektrycznemu, ko?? przek?ada?aby swój punkt ci??ko?ci w zale?no?ci od sygna?u radiowego pilota. Sam mechanizm ma jednak by? niewykrywalny, to jest niewykrywalny poprzez sprawdzenie wagi, kszta?tu ani obecno?ci metalu. Problemem jest brak mo?liwo?ci wbudowania anteny, ale...
?ó?ty jednoro?ec pukn?? si? w czo?o i narysowa? ogromn? ko??, na ca?? stron?. W miejscu zag??bie?, popularnie zwanych oczkami narysowa? ma?e wypustki, a w ?rodku narysowa? urz?dzenie podobnie do trójwymiarowego diabelskiego m?yna. Do tego poprowadzi? par? kabli i szybko stworzy? legend? do rysunku.
-Taka b?dzie idealna. Tylko zrobi? takich pi?? i b?d? móg? zaczyna?.

[DiamondDust]

Diamond zmarszczy? brwi, poprawiaj?c ostatnie szczegó?y w rysunku. Odpar? Tali:
-S? trzy powody, czemu tego nie robi?. Po pierwsze, ludzie graj?cy hazardowo s? na takie rzeczy wyczuleni. Po drugie, kiedy przesuwam jakie? rzeczy magi?, przecie? wytwarza si? wokó? nich otoczka magii. Po trzecie za?, nie ma to by? tylko i wy??cznie moja zachcianka. Potem takie ko?ci mo?na by sprzedawa? tym, którzy magi? pos?ugiwa? si? nie potrafi?.
Narysowa? ostatni? kresk? i wrzuci? zeszyt z powrotem do ko?czanu. Wyj?? z niego za? ma?e radyjko wsuwane na kopyto. Sprawnym ruchem je za?o?y? i ustawi? swoj? ulubion? stacj?. Lecia?y na niej g?ównie hity power metalowe oraz metal symfoniczny, przeplatane przemowami ludzi w studiu i lekko pos?pnymi kawa?kami rapu b?d? rock'a.

[DiamondDust]

Kiedy kowad?o uderzy?o w ziemi? tu? obok Dust'a, ten zacz?? gwa?townie macha? do ty?u nogami. Nie mog?c jednak z?apa? wa?nej w tej chwili równowagi, wywróci? si? do ty?u. Westchn?? cicho i wskaza? na Tali.
-Ani s?owa. To nie jest ani troch? normalne. Najpierw gadasz z mieczem, a potem spada na niego kowad?o. Co to ma by??
Pod?o?y? kopyta pod g?ow? i spojrza? w niebo. Radio nadal gra?o, uspokajaj?c Diamond'a i pozwalaj?c oswoi? mu si? z niedawnymi wydarzeniami. Wtedy si?gn?? do ko?czanu po sakiewk? pe?n? monet i rzuci? j? Tali.
-W zasadzie nawet tutaj wygodnie. Co do sakiewki, zniszczenie miecza uznaj? za nieprzewidziany wypadek. Co za tym idzie, Ty wykona?a? dla mnie przys?ug?, a sama nic z tego nie masz. W tej sakiewce jest tyle pieni?dzy, ile kosztowa? miecz plus par? monet.
Zamkn?? oczy i si? odpr??y?, s?uchaj?c kolejnych piosenek lec?cych z radia.

[DiamondDust]

Diamond u?miechn?? si? lekko, kiedy Tali go u?ciska?a. Powiedzia? tylko:
-Ale? nie ma za co. To Ci si? przecie? nale?a?o.
Kiedy zebra odesz?a, Dust wy??czy? radio, schowa? je do ko?czanu i przeci?gn?? si?. Podrapa? si? lekko po g?owie, my?l?c, gdzie teraz mo?e si? uda?. W ko?cu uzna?, ?e skoro wcze?niej strzelanie z kuszy sko?czy?o si? podbitym okiem, wypada?oby potrenowa? pos?ugiwanie si? t? broni?. W ko?cu, nikt nie wie, kiedy mo?e mu si? przyda?.
-Lepiej co? wymy?li?. Dziurawienie jab?oni nale??cych do Apllejack nie jest dobrym pomys?em.
W ko?cu wpad? na pewien pomys?. Skoro nie mo?e dziurawi? drzew nale??cych do kogo?, podziurawi drzewa do nikogo nie nale??ce. Las Everfree by? miejscem idealnym. Szybko wyruszy? w jego kierunku.

[zt]

[Rainbow Ame]

Ame przechadzaj?c si? zauwa?y? pi?kny, wielki sad. Poszed? do niego. Nie móg? oprze? si? tym jab?oniom. Usiad? pod jedn? i str?ci? jedno jab?ko, które zacz?? je?? ze smakiem.

EDIT: Ame si? najad? i idzie z sadu. [z/t]


[EKHM jest ?rodek zimy Grudzie? nie ma jab?ek w sadzie !!!]

[ReflexivoArco]

Rarco chwiejnym krokiem w?drowa? ju? od dobrych dwóch godzin. Nogi ponios?y go na Akry S?odkich Jab?ek. Zim? to miejsce mia?o wiele uroku, ci??kie od ?niegu ga??zie dzi?ki ?wiat?u ksi??yca i ma?ymi kryszta?kami lodu b?yszcza?y niczym najpi?kniejsze klejnoty. ?ucznik uda? si? pod drzewo, pod to samo, z którego spad? na Diamonda z Nightmare Night. Pewnie u?miechn??by si? na to wspomnienie, gdyby nie jego obecna, beznadziejna sytuacja. Wspi?? si? na jab?o? sposobem, który znali tylko ci, którzy pozwolili sobie wpa?? w obj?cia procentów, i usiad? na roz?o?ystej ga??zi. Westchn?? ci??ko i si?gn?? do wewn?trznej kieszeni p?aszcza.
Wybornie.
Na dodatek zgubi? piersiówk?. Zrezygnowany po prostu siedzia?, i patrzy? si? w ma?e, b?yszcz?ce punkciki na niebie. Dlaczego zawsze wybiera? sobie nie dost?pne dla siebie klacze? Najpierw Luna, gdy my?la?, ?e co? iskrzy ona znikn??a, a pó?niej zdawa?a sie niczego nie pami?ta?, a teraz najpierw zebra, a nast?pnie tygryfica, u której nie do?c, ?e nie ma najmniejszych szans, to jeszcze ma ch?opaka. Oj, ma ch?opaka...
Rarco wzi?? w gar?? (kopytem, ale spoko) troch? ?niegu i przy?o?y? do napuchni?tego od uderzenia Blacka policzka. W takiej pozycji po prostu patrzy? w niebo...

[Luna]

Przylecia?a tu w poszukiwaniu Rarca.Nie mog?a go znale?? i szuka?a go bardzo d?ugo lecz nagle co? zaszele?ci?o. Zajrza?a w korone drzewa i ujrza?a tam Rarca.
-Jak ty tu wszed?e? ?!Nie jeste? pegazem..!.-powiedzia?a zdziwiona
-Przepraszam ?e przylecia?am..pewnie chcia?by? by? sam..chcia?am tylko zapyta? czy moge jako? Ci pomóc..czy czego? nie potrzebujesz..-Doda?a

[ReflexivoArco]

Kuc ziemny us?ysza? g?os. Spojrza? na ksi??niczk? przymulonym wzrokiem
-A ?ebym to ja kuffa wiedzia?...- mrukn?? na pytanie Luny... WRRRÓ?! Luny? Cholera, nie wypada?o, ?eby ogl?da?a go w takim stanie... Ale w sumie Rarco by? pijany. Nagle us?ysza? jaki? pisk w górze, co? jakby orze?, i jeszcze drugi, co? jakby zniewie?cia?y krzyk przera?enia u jakiego? ogiera... Dziwne... Ale jako? nie mia? ochoty si? tym przejmowa?. Nie mia? ochoty na nic.
-Ty mi powiedz *hic* dlaczego to ?ycie jeft takie niesp... nespr.. nepsia.. nie-spra-wie-dli-we- wysylabilizowa?. Teraz w sumie by?o mu wszystko jedno, czy stoi przed nim Ksi??niczka Luna, Diamond czy inny kuc. Po prostu zacz??y si? wydobywa? z niego d?wi?ki.