Pegaz złapał pudełko w kopytko, po czym wytargał młodego za skrzydło do innego pokoju.
- Dzięki Shadow, że rozpocząłeś tą rozmowę. Od dzisiaj wyrzekam się ciebie. Mam jednego syna. Sunniego. Wiesz co, buy some apples!? Liczyłem, że ułożę sobie znowu życie. Ale nie. Ty wpierdoliłeś się tu bez pytania, a potem robisz mi... To. Dobrze znasz moje poglądy i wiesz, że nie chciałbym gadać przy Sombrze o polityce. Prawdopodobnie teraz straciłem szansę. Nienawidzę cię. Już nigdy nie zwracaj się do mnie "tato", "ojcze", a nawet nie mów mi po imieniu. Nie chcę cię znać. Poza tym... Skąd wy się wzięliście, jak...
I w tym momencie coś przypomniało się Featherowi. Zabezpieczał się za każdym razem, gdy kochał Blue...
- ... Ja się zabezpieczałem... Shadow. Odejdź. Wyjdź. Nie obchodzi mnie, czy jesteś źrebakiem, czy nie.
Miał żal. Okropny. Do syna. Niewymawialny. A jeszcze większy do klaczy, którą kochał... Prezerwatywy nigdy nie pęknęły...
Po uj mi takie życie... Zawsze źle...
Wyszedł z pokoju, zabierając pudełko z biżuterią, poszedł do Spearmint. Zastał ją siedzącą w koncie. Podszedł do niej, przytulił ją mocno, ucałował w czółko i położył pudełko.
- Pamiętaj, że własny ojciec cię zniewolił... Wybacz, że to się stało... Nie jestem ciebie godzien.
Jego słowa były pełne smutku, a sam zresztą płakał. Miał dosyć wszystkiego. Podniósł się, bo siedział obok niej i zdjął miecz ze stojaka. Był ostry. Na tyle ostry, że potrafił przeciąć pęcinę, do kości, jakby mocno oprzeć się o ostrze...