Dom Sunny'ego

[Sunny Sky]

Inny sok... Inny sok.... Nietomny Sunny wrócił do kuchni i wrócił, po dobrych kilkunastu minutach, w wiśniowym, jabłkowym i pomarańczowym, stawiając je wszystkie na szafce obok Flame. Usiadł następnie, patrząc na nią z ciekawością, który wybierze. Szkoda mu tylko było, że marchewkowy jej nie zasmakował. Marchewki przecież nie są złe...

[Raging Flame]

Wyglądało na to, że tym razem pegaz się wycwaniaczył. Flame przez dłuższy czas przyglądała się krytycznie każdej porcji soku, jakby zastanawiając się do czego się przyczepić. Spróbowała po odrobinie każdego z tych napitków mlaszcząc przy okazji jak jakiś smakosz. Skrzywiła się w końcu i założyła kopyto na kopyto z lekko urażoną miną.
-Głodna jestem... Gdzie śniadanie, chcesz mnie zagłodzić?-Jęknęła żałośnie, robiąc przy tym podobną minę, oraz składając uszy na boki.

[Sunny Sky]

To będzie trudne, by przeżyć tą ciążę... Nachylił się i pocałował ją.
-Oczywiście że nie, kochanie. - Wstał i natychmiast ruszył zrobić jej śniadanie. Kanapki, jak zwykle, i obiecywał sobie, że dziś kupi coś dobrego na ob... kolację. - I pamiętaj, skarbie, że mamy potem iść do Blacka i jego narzeczonej. - Zawołał z kuchni, ustawiając wszystko do śniadania.

[Raging Flame]

No tak, wspólny posiłek. Że też dała się zaprosić... Była z tego powodu nie aż tak zachwycona jak dnia poprzedniego, chociaż to pewnie sprawka nastroju.
Burknęła coś zrozumiale tylko dla niej samej, po czym znudzona zaczęła wodzić kopytem po krawędziach szklanek.

[Sunny Sky]

-Skarbie, gotowe! To co zwykle, chyba że masz jakieś specjalne życzenia. - Sunny wbił do sypialni, gotów towarzyszyć Flame w drodze do kuchni i wykonywać takie trywialne i powszechne wśród zakochanych ogierów czynności jak odsuwanie krzeseł do siadania, usługiwanie klaczom i tak dalej, i tym podobne, i tak do u*****j śmierci, jak to niektórzy mówią.

[Raging Flame]

Flame spojrzała się na niego zaciekawiona i westchnęła ciężko, po czym wstała z wybitnie udawanym wysiłkiem z łóżka. Zaczęła się wlec powoli do kuchni, przy okazji nie odmawiając sobie przeciągłego jęknięcia.
-No ale żebyś tak śniadania do łóżka nie przyniósł... No trudno, jakoś to przeżyję...-Powiedziała żałosnym głosem, po czym weszła do kuchni i usiadła ciężko przy stole.

[Sunny Sky]

-Skarbie, ale przecież już wstałaś, musiałabyś znowu wejść do łóżka to bym przyniósł. - Zauważył nieco żałosnym tonem Sunny. Naładował jej kanapek na talerz i podsunął go jej, po czym sam zajął swoje miejsce i zaczął jeść. - I... Skarbie... Skoro się źle czujesz to nie musisz dziś iść do pracy, dobrze? Co ty na to? Odpoczniesz sobie... - Spojrzał na nią.

[April Moon]

April stanęła przed drzwiami przychodni. Och, pamiętała jak to się zaczęło. Wedle tabliczki przy drzwiach, Sunny powinien już być na nogach, bo miał tylko 30 minut do otwarcia przychodni. O dziwo, nie było kolejki kucy. Widać większość wciąż wierzyła w cieszący się złą sławą szpital w Ponyville. Zadzwoniłą parę razy dzwonkiem i czekała, aż ktoś jej otworzy.
- Hmmmm... Pewnie akurat jedzą śniadanie...

[Raging Flame]

-Idź i otwórz, ja się zajmę jedzeniem.-Powiedziała po usłyszeniu dzwonka do drzwi. Spojrzała się to na niego, to na stos kanapek po czym zaczęła niezbyt pośpiesznie przeżuwać kanapki popijając je od czasu do czasu sokiem. Jej mina wyrażała raczej wielką obojętność, chociaż w oczach można było dojrzeć, że jej zachowanie jest raczej całkowicie umyślne. Znaczy się, na tyle umyślne na ile pozwalała jej ciąża.

[Sunny Sky]

Czuł, że pokocha te humorki Flamy. Pokocha, oczywiście, w sensie ironicznym, takie zachowanie do niej nie pasowało... Odszedł od stołu, cmoknął Flame w policzek i zszedł na dół.
-Idę, idę.... -Mruczał pod nosem zastanawiając się, kogo to tak sparło. Otworzył wreszcie drzwi. - Czym mog... O, to ty. - Powiedział nieco wypranym z entuzjazmu głosem. Nagle zaniepokoił się. - Czy coś z dzieckiem nie tak, że przychodzisz do lekarza?

[April Moon]

- Z mamą tego dziecka jest coś nie tak... Mianowicie jest spłukana, Sunny... Pogadajmy wewnątrz...
Powiedziała zirytowana jego powitaniem. Przepchnęła się do środka i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zatkała mu kopytkiem usta. Zatrzasnęła za sobą drzwi i rozejrzała się. Próbowała sobie przypomnieć jak tu wyglądało jak była ostatnim razem, ale światło robiło wielką różnicę.
- Przy okazji, poznałam twojego bliźniaka.

[Sunny Sky]

-Spłukana? Nie martw się o... - Wciągnęła go nagle do środka. - Słuchaj, rozumiem że martwisz się o pieniądze, ale przerywasz mi śniadanie z Fl... Chwila, mojego bliźniaka? - Zrobił wielkie oczy. Z tej nagłej radości uściskał April. - Shadowa? Co z nim, jak się czuje, wszystko dobrze? - Zarzucił ją radosnymi pytaniami, jak już ją puścił. - Wiadomo, że byłem tym lepszym bliźniakiem, ale nawet ten ponurak nie może mieć źle w życiu....

[April Moon]

Gdy zaczął się cieszyć ze swojego brata znów ubodło ją to, jak wcześniej ją potraktował i ile stresu przez niego przeżyła. Niewiele myśląc, rzuciła się na niego i przygniotła go sobą całą. Gdy zaczął się wyrywać, chwyciła mu głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie chcesz, żeby Flame się dowiedziała, co nie? Znaczy się, że to, i że tu przyszłam po wiadome rzeczy, prawda? A Shadow ma się dobrze. Traktuje mnie czulej niż ty.
Powiedziała z głosem który niósł sztylety prosto w serce.
- Nie podniecaj się więc, i mnie nie denerwuj, szkrabie, bo możesz się na tym przejechać. I nie jesteś lepszym bliźniakiem...

[Sunny Sky]

-Co ty... - Upadł na ziemię. - ... do cholery robisz? - Zaczynał się znowu denerwować. Niedobrze. - Och, świetnie. Powodzenia z moim kochanym braciszkiem, cokolwiek mu wpadło do łba. A teraz złaź ze mnie i mów co chcesz, bo nie lubię jak się mnie tak traktuje w moim własnym domu. - Powiedział zimnym tonem, patrząc na nią z irytacją.

[April Moon]

- Nie denerwuj mnie Sunny... Dzień zaczął się świetnie... Twój bliźniak się o to postarał... Nie chciałabym musieć sobie go dziś psuć...
Powiedziała groźnie i wstała z niego. Patrzyła na niego mroźnym wzrokiem.
- Czegoś się zobowiązywałeś... Więc wiedz, że jestem właśnie spłukana. Nie stać mnie na nic, a samym domem nie wyżyję... I z góry cię ostrzegam, dawno nie widziałam wypłaty z instytutu astronomii.
Patrzyła na niego jak wygłodniały drapieżnik który zapędził ofiarę w kozi róg.
- Uważasz się za lepszego od Shadowa?