Dom Pirate i Rose

[Arientar]

- Tia, Crisis. Tyle razy mia?em uszkodzone te skrzyd?a, ?e praktycznie nie mam w nich czucia. - Pegaz postanowi? jeszcze raz oprze? si? ?askotkom i z zaciekawieniem patrza?, co maszyna robi z jego skrzyd?ami. - Nie, ?ebym mia? co? do homoseksualistów, ale ja osobi?cie optuj? w klaczach, prosz? wi?c sie do mnie nie przystawia?. - pegaz za?mia? sie z w?asnego ?artu, a potem znowu podda? si? ?askotkom. Pomimo ci?g?ego ?miechu i tak le?a? spokojnie, nie ruszaj?c mi??niami. Stó? by? w miar? wygodny, a pozycja komfortowa, wi?c nie odczuwa? zm?czenia. ?askotki wydawa?y si? mu nie przeszkadza?.
Oczywi?cie starania jednoro?ca na chwil? sprawi?y, ?e ?miech pegaza nabra? intensywno?ci. Jednak po chwili wróci? do w miar? spokojnego rytmu.

[Catastrophe Machine]

-Spokojnie Arientar. Ja wol? towarzystwo przeciwnej p?ci od "m?skiej przyja?ni". No ale co my tu tak na such? gardziel ?askoczemy?-wyj?? butelczyn? otrzymana od Feather'a-Napijemy si?? Smaczne wino. I zaraz si? zrobi ra?niej.
Zerkn?? na bia?aska. Kiedy pochyla? si? nad skrzyd?ami wydawa? si? mie? nieco inne zamiary...
Piórko przejecha?o po ca?ym ciele kowala sprawdzaj?c gdzie ten ma ?askotki. Crisis u?miechn? si? gdy u?wiadomi? sobie jak ta scena musi wygl?da? teraz z boku. W sumie sam nie mia?by nic przeciwko ?askotkom. Od dawna nie mia? okazji do zabawy. Teraz si? taka nadawa?a.
-Mo?e zmiana panowie? Ari wydaj? si? ju? troche znudzony. A ja z ch?ci? bym sam do?wiadczy? dzia?ania. Móg?bym oceni? jak mi wszy?o to "dzie?o".
Spojrza? z nadziej? na Feather'a. "Zgód? si?, zgód? si?" my?la? gor?czkowo mimo, ?e na ustach wci?? widnia? u?miech.

[Feather]

-Um, wiem, to mog?o wygl?da? dziwnie. Udawajmy, ?e nie widzieli?my tego. I wol? nic nie pi? na razie. Chocia? - polecia? na skrzyde?kach po butelk? wina i goln?? z niej sobie - ono i tak ma ma?y procent. 
Przez chwilk? on i Crisis ?askotali Arientara, jednak gdy Feather us?ysza? propozycj? zmiany, ten odpowiedzia?:
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem! Ja te? chc? potem trafi? na stó? - u?miechn?? si? weso?o.
Obni?y? stó? do pozycji le??cej i uwolni? kowala, naciskaj?c odpowiedni przycisk.
-Ja i moja klacz cz?sto si? tu bawili?my. Niestety, Blue Sky ju? nie ?yje. Czasem robili?my to dla zabawy, a czasem...no wiecie - jego oczy zaszkli?y si?, sp?yn??a pojedyncza ?ezka.
Ból znów zago?ci? w serduszku pegazika, przywo?uj?c wspomnienia. Szybko jednak wzi?? si? w gar?? i poci?gn?? ?yka z butelki.

[Arientar]

Pegaz us?ysza? rozmow? swoich oprawców, po czym ?askotki usta?y i kowal zosta? uwolniony. Wsta? i zobaczy?, jak Feather upija ?yk wina z butelki.
Gdy us?ysza? s?owa najemnika o ma?ej mocy trunku, powiedzia? swoim weso?ym tonem:
- Zadziwiaj?ce. Skoro taka ma?a ilo?? tego wina mnie powali?a, to musia?e? czego? do niego dosypa?, mam racj??
Nie czekaj?c na odpowied?, b?yskawicznie uderzy? swoim podkutym kopytem Feathera w pyszczek. Jednak po tej czynno?ci kontynuowa? swoj? mow?, jak gdyby nic si? nie sta?o:
- Nie cierpi?, gdy kto? niszczy alkohol. Nast?pnym razem, gdy b?dziesz chcia? mnie u?pi?, daj mi albo du?? ilo?? dobrej wódki, albo dosyp te twoje usypiacze do jakiego? soczku. Dobra, mniejsza z tym - pegaz spojrza? na swoje brudne skrzyd?a - Gdzie masz ?azienk?? Przyda?oby si? umy? te skrzyd?a.

[Catastrophe Machine]

Ucieszy? si? gdy Feather zgodzi? si? na jego pro?b?. Przyjrza? si? swojemu urz?dzeniu zastanawiaj?c si? od czego zacz??. Po?o?y? si? na maszynie. By?o w miar? wygodnie. Zerkn?? na panel. Nie wypróbuje skrzyde? jednak pozostawa? róg. Zarumieni? si? lekko maj?c nadziej?, ?e Feather nie przeholuje. Rogi to nieco wstydliwa sprawa a on nie chcia? by to przez ogiera... To prawie jak gwa?t. Zdj?? kombinezon i u?o?y? si? wygodnie na stole. W tym momencie dostrzeg? jak podkute kopyto kowala spieszy na umówione spotkanie z pyskiem Blade'a. Skrzywi? si? nieco gdy nast?pi?o zderzenie. Arientar zareagowa? nieco za gwa?townie mimo, ?e Crisis zareagowa? by podobnie jak by kto? mu co? dosypa?... Tak, Szarak zdecydowanie by? hipokryt?.
Nie zrobi? nic widz? zaj?cie. Czasami niektórzy musz? da? sobie w mord? by potem pi? razem w karczmie. Przela? nieco wina z flaszy do gardzieli. W??czy? walce po czym po?o?y? si? i za?o?y? kopyta na brzuch. Piórka ?askota?y jego plecy a on zanosi? si? cichym chichotem.
-Pomy?lcie panowie ile by?my zarabiali gdyby?my w mie?cie rozes?ali reklam?, ?e te ?askotki otwieraj? czakry, usuwaj? szkodliwe substancje i lecz? raka j?der-zamy?li? si? Crisis-W ko?cu ?miech to zdrowie no nie? Wszyscy by si? na to rzucili. Naiwno?? kuców nie zna granic-u?miechn? si? z?o?liwe na my?l o nabieraniu na tak? prost? sztuczk? ca?ego miasta.
-Co o tym my?licie? Na przyk?ad obro?a na róg. Usuwa nadmiar magii wp?ywaj?c korzystnie na zdrowie. Albo masa? skrzyde? futerkiem paraspritów. Relaks oraz odbudowa nadwyr??onych mi??ni skrzyde?. Walce korzystnie wp?ywaj?ce na kr?gos?up. Kraniki z czekolad?... S? te k?piele b?otne. Wmówimy, ?e ta czekolada to jaki? rzadki rodzaj b?ota i b?d? k?piele... co wy na to?

[Feather]

Pegaz odstawi? butelk?, gdy nagle uslysza? ?upni?cie, a pó?niej bó? na policzku. To Arientar zasadzi? mu bomb?. "Twarz" pegaza nieco spuch?a i zaczerwieni?a si? w miejscu uderzenia.
-AUA...wiesz, my?la?em, ?e...bueh, nie wa?ne - machn?? kopytkiem, po pog?adzi? si? po obola?ym miejscu - to tylko ?rodek nasenny...ale dobra, zas?u?y?em sobi?.
Piórek podszed? do kowala i wykona? salto, uderzaj?c go tylnymi nogami. Tak, to by? jego cios flagowy.
-?azienka jest na górze, przy schodach do piwnicy - za?mia? si?.
Zacz?? s?ucha? opowie?ci Crisisa, po czym wybuchn?? ?miechem.
-Taaa! To by?aby robota wymarzona. Przynajmniej dla mnie. No, my tu gadu-gadu, a ty sobi? le?ysz jak ksi???tko.
Bia?asek wskoczy? na stó? i uniós? kopyta Crisisa do klamer, po czym zacisn?? je, uruchamiaj?c mechanizmy skrzyd?ami. Jego tylne nogi na szcz??cie le?a?y ju? w odpowiednim miejscu, wi?c nie si?owa? si?.
-Nie obrazisz si?, je?li za?o?? ci to na róg? W ko?cu...szkoda by?oby zmarnowa? okazj? wypróbowania ca?ego potencja?u. Dobra, ?artuj?. Po prostu ci to zapn? - zachichota? i wyregulowa? obro?? tak, by znalaz?a si? na wysoko??i rogu szaraczka, po czym zacisn?? pasek wokó? niego.
-Poczekajmy na Ariego, chyba nie chcemy, by omin??a go zabawa, co nie Crisis? - u?miechn?? si? paskudnie.
Zaszed? stó? od ty?u i zmieni? jego po?o?enie, za pomoc? korby, na postaw? pó?stoj?c?. Taka by?a najodpowiedniejsza.

[Arientar]

Arientar pos?ucha? t?umaczenia Feathera, po czym poczu? jego kontratak. Cios by? celny i mocny, ale kowal tylko wybuch? ?miechem - widz?, ?e umiesz si? bi?, kolego. Szkoda, ?e mamy par? rzeczy do roboty, ch?tnie bym rozegra? sparing.
Gdy us?ysza? od Feathera, gdzie jest zlokalizowana ?azienka ruszy? w jej stron?.
- Mo?ecie zacz?? beze mnie. Nie obra?? si?. Widzia?em ju? to cacko w dzia?aniu. Zaraz wracam, doprowadz? tylko swoje skrzyd?a do porz?dku.
Pegaz ruszy? schodami na gór? i poszed? prosto do ?azienki. Gdy ju? si? tam znalaz? zacz?? czy?ci? swoje skrzyd?a.

[Sunny Sky]

Gdyby teraz który? z kucy b?d?cych w domu Feathera wyjrza? przez okno, prze?y?by nieliche zdziwienie - na horyzoncie bowiem majaczy?y si? dwie bia?e kulki, z których jedna stale podrygiwa?a we wszystkie mo?liwe strony. Tak, moi mili, to by?o potomstwo pana ?askotka - Sunny i Shadow - id?ce na spotkanie swojego przeznaczenia.
Sam Sunny od chwili wyj?cia z poci?gu zachowywa? si? jak ma?pa w plantacji bananów.... Chocia? nie, poprawka - on tak zachowywa? si? od kiedy by? w stanie si? porusza?. Zaraz po opuszczeniu stacji próbowa? ju? co najmniej kilka razy wzlecie? na gór? by mie? "lepszy widok", wypyta? 1/4 spotkanych kucy o ojca (ostateczn? odpowied? da? im pewien ogier, który napomkn??, ?e Feather uratowa? mu córk? - Sunny a? pokra?nia? wtedy z dumy, ?e ma takiego dzielnego ojca), prawie wywróci? przypadkiem dwa kosze na ?mieci (które zdradziecko pojawi?y si? na jego trasie) i kilkaset razy okr??y? brata, który szed? spokojniej i na tyle wolno, ?e hiperaktywny pegazik bez trudu kr?ci? wokó? niego kó?ka.
Id?c do taty poziom cukru, adrenaliny i hormonów szcz??cia w ciele Sunny'ego nie spada?. Co chwila wzlatywa? na drzewo, krzycz?c do brata rzeczy w stylu "Ale st?d pi?kny widok!" "A st?d pi?kniejszy!" etc, co gorsza - poch?aniaj?c równocze?nie porwan? z Instytutu czekolad?. Mimo ogromnego apetytu, doszed? zaledwie do po?owy, po czym sfrun?? do brata i z u?miechem i mordk? umazan? czekolad? wsun?? mu przetrwa?? po?ow? tabliczki do kopytka.
-Masz, bracik, bo wygl?dasz jakby? mia? pa??! - Oznajmi? rado?nie, po czym zauwa?y? dom swojego ojca. Po raz kolejny opanowa?a go adrenalina, która kaza?a mu jak najszybciej podlecie? do mieszkania - jak najszybciej, w jak najkrótszym czasie, jak najkrótsz? ?cie?k?. Ledwo zdo?a? wyhamowa? przed drzwiami.... Przed którymi potem stan??, staraj?c si? wytrzyma? w miejscu a? przyjdzie jego brat. W ko?cu takie chwile trzeba celebrowa? wspólnie!

[Catastrophe Machine]

Zerkn?? na Feather'e który widocznie si? popisywa?. Ari móg? to jednak odebra? nieco inaczej. A on nie mia? ochoty na rozdzielanie tej dwójki. Na stole by?o tak wygodnie. ?ykn?? wina rozmy?laj?c nad swoim ?yciem.
Zacz?? w Canterlot jak szlachcic i dziecko jednej z najstarszych rodzin. Móg? mie? wszystko, by? szanowany na dworze ju? jako dziecko a jego zdolno?ci wynalazcy zapewnia?y mu ciep?? posadk?. Par? lat pó?niej pokaza? jak g??boko gdzie? ma to wszystko. Sta? si? czarn? owc? ca?ej rodziny. Mimo, ?e rodzina by?a z nim to jego ród kojarzony by? tylko z nim. Po odej?ciu sta? si? b??dnym konstruktorem. Robi? ró?ne rzeczy czasem g?upie czasem z?e. Dorabia? w ka?dy mo?liwy sposób wi???cy si? z jego umiej?tno?ciami. Nie dba? o to czy maszyny s?u?? dobrym celom czy nie. Powróci? do Staliongradu odmieniony po podró?y. Zaraz potem wyruszy? do Ponyville gdy zrozumia? jak nisko upad?. Tutaj mia? odbi? si? od dna i wróci? do swego ?ycia jako szalony konstruktor z zasadami. Zasadami chaotycznymi i zmiennymi takimi jak on sam. I jak sko?czy?? Siedz?c w piwnicy przyjaciela oczekuj? na ?askotkow? orgie.
Roze?mia? si? histerycznie u?wiadamiaj?c sobie jak nisko jest w tej chwili.
-Rób co chcesz Feather-powiedzia? weso?o gdy ten zamkn?? mu ko?czyny-Nie obchodzi mnie czego u?yjesz. Wa?ne by by?a zabawa...

[Feather]

Pegaz siedzia? dalej w piwnicy, nie wiedz?c nawet, ?e jego potomstwo uciek?o z instytutu medycznego, szukaj?c swojego nieco dziwacznego ojca, który bawi? si? w piwnicy, parodiuj?c wszystkie horrory o psychopatach, którzy przerabiaj? ofiary na babeczki. Feather zacz?? zabaw? bez Ariego. Wybra? z panelu kontrolki walców i miote?ek, za??czaj?c je. Zwi?kszy? tak?e obroty maszyny, wi?c pracowa?a na wysokich obrotach, doprowadzaj?c szaraka do szale?stwa (o ile by? bardzo wra?liwy na ?askotki). Sam wzi?? za? do pyszczka miote?k? i zacz?? smyra? ni? tors i brzuch ogiera, pomagaj?c sobie skrzyd?ami.
-Hehehe! Spodoba ci si?! - wycedzi?, trzymaj?c w pyszczku "odkurzark? nieelektryczn?"

[Arientar]

Gdy pegaz wyczy?ci? ju? sobie skrzyd?a i posprz?ta? po sobie, zszed? na dó? do piwnicy.
Zabawa ju? si? tam zacz??a. Mimo to kowal najpierw si?gn?? po ubranie i swoje rzeczy, a dopiero potem przyjrza?, co si? dzieje przy stole.
Feather wydawa? bawi? si? w najlepsze, kowal u?miechn?? si? pod nosem.
- Skoro le?y tam Stalliongradczyk, to zabawmy si? w stalliongradzkim stylu. Gdyby nie to, ?e nie ufam teraz napojom znalezionym u ciebie, to bym si? napi?, Feather. - powiedzia? weso?o pegaz, po czym podszed? do panelu sterowania, po czym w??czy? wszystkie opcje (oprócz tych zwi?zanych ze skrzyd?ami. By?oby to troch? bez sensu, gdy? ofiara nie posiada?a skrzyde?), po czym ustawi? maszyn? na najwy?sze mo?liwe obroty. Po tej czynno?ci zacz?? z ciekawo?ci? ogl?da? reakcj? jednoro?ca.

[Shadow Sky]

Shadow by? pe?en obaw. Chcia? wreszcie zobaczy? kto jest jego tat?. Nic dziwnego, kto by nie chcia?? ?rebak jednak nie przepada? za nim, odk?d tylko us?ysza? histori? ?mierci mamy. No bo czemu klacz sama sz?a do lasu? Ka?dy wie, ?e to powinien by? ogier, prawda? A skoro pozwoli? mamusi zgin??, to nie mo?e by? tym dobrym ogierem, pewnie jest tym z?ym. Sunny by? beztroski, lata? wte i wewte zupe?nie si? niczym nie przejmuj?c. Shadow jednak pozosta? czujny, je?eli dojdzie do najgorszego, to obroni brata. Chocia? nie mia? poj?cia, co mog?oby by? "najgorsze". Ale wiedzia?, ?e z?e kuce robi? z?e rzeczy ?rebaczkom. Powoli przemierzaj?c kolejne uliczki rozgl?da? si? czujnie dooko?a, jakby kto? mia? ich zaatakowa?. Ugryz? wielki kawa?ek czekolady krzywi?c si? przy tym lekko. Lubi? czekolad?, ale nikt nie musi o tym wiedzie?, prawda? Wreszcie dotarli do domu taty.
- To tutaj, na pewno? - Kucyk prze?kn?? ?lin? i spojrza? na wielkie drzwi. Zacisn?? oczy, jakby mia? go zje?? zaraz jaki? wielki potwór i zapuka? dwa razy.

[Catastrophe Machine]

Gdy zaj?? si? nim Feather zacz?? lekko chichota?. Zauwa?y?, ?e pegaz nie ma problemów z tym, ?e na stole le?y ogier zaczynaj?c ?askota? go w niektórych wstydliwych miejscach. Od brzucha do podbrzusza niedaleko nieprawda?? A stamt?d ju? niedaleko do pewnej delikatnej cz??ci cia?a ogiera... Poczu? jak walce i szczoteczki id? w ruch. Wygi?? si? nieco i zacz?? zanosi? ?miechem. To niesamowite uczucie by? ?askotany w ten sposób. Kiedy wszed? Ari Crisis ?mia? si? w najlepsze nie zauwa?aj?c co ten zamierza. Po chwili i w piwnicy i na zewn?trz rozleg? si? przera?aj?cy ?miech. Crisis zacz?? rzuca? si? na wszystkie strony jednak adamantytowe kajdany s? w stanie utrzyma? smoka. On nie mia? co liczy? na uwolnienie. ?askotany ze wszystkich stron, oblewany czekolad? nie móg? si? powstrzyma? przed rzucaniem na wszystkie strony. Po chwili zorientowa? si?, ?e co? dziej? si? z jego rogiem. Byo to dziwne uczucie jednak na swój sposób przyjemne. Teraz oprócz ?miechu Crisis wydawa? z siebie te? j?ki. To co si? tu dzia?o by?o dla Crisis'a jedn? z najdziwniejszych rzeczy w ?yciu. I naj?mieszniejszych trzeba doda?.

[Feather]

Pokój wype?ni? ?miech pegaza. Feather gilgota? swoj? ofiar?, s?uchaj?c go. Crisis musia? mie? wielkie ?askotki, co spodoba?o si? Bia?askowi. Nagle us?ysza? co?, co nie pasowa?o - j?ki i pukanie. Te drugie by?o ci??ko us?ysze?, jednak Pan ?askotek mia? s?uch doskona?y. Spostrzeg?, ?e maszyna zaczyna ?wintuszy?. Poczeka? wi?c do ko?ca i uwolni? Crisisa, po czym rzuci? mu r?cznik, który przyniós? z kuchni.
-Kto? puka?! Ogarnij si? Crisis, a ja id? zobaczy?, kto to. Najlepiej z t?d wyjd?cie.
Pegaz wyniós? delikwentów z pomieszczenia i zamkn?? je, gdy zrobi? porz?dek na stojaku. Pó?niej podlecia? do drzwi i poci?gn?? pyszczkiem za klamk?, delikatnie uchylaj?c je. Widok dwu ?rebaków wywar? na nim niepokój. By?y bardzo podobne do kogo?, kogo kocha?. Widzia? to w ich oczach i grzywie. Tak?e dostrzeg? podobie?stwo do jego sier?ci i uczesaniu.
-Hejka...ch?opcy. W czym mog? pomóc? - zacz?? niepewnie - jeste?cie z rodziny Blue? 
Obydwie kulki wygl?da?y komicznie. Jedna, ta która przypomina?a króliczka z reklamy "durahoof" wzbudzi?a w nim nieco rozbawienia, znowu ten nieco zaniepokojony wr?cz prosi?, by go wy?ciska?. Pewnie tak by zrobi?, jednak nie mia? pewno?ci, czy nie b?dzie mia? przez to k?opotów. "A co, je?li to moje dzieci? Nie, przecie? one nie mog?y prze?y?. Poza tym, pewnie by kto? mi o tym powiedzia?"

[Sunny Sky]

Sunny'emu zapar?o dech z wra?enia i oczekiwania, gdy drzwi skrzypn??y, a zza nich wynurzy? si? bia?y pegaz. Lekko oszo?omiony nieomal?e historyczn? rang? chwili, ledwo zwróci? uwag? na jego s?owa, dok?adni za to lustruj?c jego wygl?d. Ten sam kolor co oni, podobne w?osy, skrzyd?a innej barwy ale to akurat mieli po matce, g?os, budowa.... A, i na dodatek widzia? kilka razy jego zdj?cie, gdy uda?o mu si? wykra?? noc? z pokoju i zapu?ci? ?urawia w ich dokumentacj?. Czyta? nie umia?, no - odrobineczk?, wi?c to zdj?cia najbardziej go zainteresowa?y.... Zerkn?? k?tem oka na brata, który by? równie ponury co zwykle. "Mo?e powinienem pozwoli? mówi? Shadowowi w takiej wa?nej sprawie? Nie chcia?bym czego? zepsu?" mign??o mu przez my?l.... Bardzo, bardzo szybko mign??o, przez co nawet owej my?li nie zauwa?y?.
-To nasza mamusia! - Krzykn?? rado?nie, rzucaj?c si?na swojego ojca i obejmuj?c go. - A ty jeste? naszym tatusiem, tak mówili panowie lekarze!