- Obojętnie, jak głupio by tu nie brzmiało, ale ja jestem już martwy. Najwyżej zginę w twojej obronie, proszę pani. Rozumiem, że to dla ciebie trudne, jednak musisz to zrobić... Wolisz zasmucić rodzinę swoją śmiercią, czy lepiej jest zapomnieć, a ona i tak przypomni ci twoją tożsamość, gdy już się odnajdziecie. Bo napewno się odnajdziecie, napewno tu przyjdą. Nieco nagrygmoli się na tej tabliczce, że miałaś wstrząs mózgu i straciłaś pamięć. Nawet, jeśli do tego dojdą, że ktoś tu pisał, to i tak zamieszania będzie na tyle dużo, byś do tego czasu zdążyła wyzdrowieć, a szpital pewnie nie będzie cię trzymał, bo będziesz ich tylko obciążać.
/rzut na fel/
Pegaz odwrócił się do zebry, swojej przyjaciółki (a przynajmniej jeszcze za nią jeszcze ją miał). Ta najwidoczniej wpadła w szał. Gdy dostałz liścia, miał ogromną ochotę złamania jej nogi płaszczyzną miecza. Wręcz szeptało w jego głowie "jak ona śmiała? musi zapłacić!". A wszystko przez nerwy. Policzek piekł. Wziął wdech i spojrzał w oczy zebrze. Biła z nich wściekłość. Chwilę później pojął jednak, o co tak naprawdę chodziło. Złapał się zapoliczek, jakby to bolało go naprawdę, po czym upadł na podłogę udając, że dostał nieco zbyt mocno, chwiejąc się chwilkę. Puścił stamtąd oczko do Tali.
Głupia kretynka mogłaby przynajmniej mi powiedzieć, o co jej chodzi, a nie napierd*lać na mnie...
- Mogłaś mnie trafić w skroń... Babochłop... - udawał.
Gorzej, jak się okaże, że jednak to ja miałem ja uratować... Trudno, za coś trzeba ginąć. Ale to nawet fajna śmierć, taka dla kogoś... Trudno. Może... Zbawienie? Nie, bo za co? Trudno, może te piekło nie jest takie złe... Ach... Przecież ja przestanę istnieć. Trudno.
Pegaz rozpłakał się, zdając sobie sprawę, że to nie on uratował klacz, a Tali sama przed sobą... Wszystko teraz przepadnie. I nawet nie pożyje jako potępiona dusza... Całe jego osiągnięcia, dom, rodzina, dzieci, salon, jego nawrócenie się... Na nic.