przez Mistrz Gry » 8 kwi 2012, o 18:09
Widzimy lekko zniekszta?cony widziany z niskiej orbity planety obraz miasteczka ponyville, a dok?adniej jego obrze?a. Nagl? w jednym rejonie pojawia si? bia?y kwadrat, którego zawarto?? wype?ni?a ca?y ekran przybli?aj?c obraz. Przez chwil? zniekszta?cony obraz za pomoc? magicznych sztuczek rodem z SiEsAj wyostrzy? si? pokazuj?c podczerwony widok niewielkiego wycinka obrze?y miasteczka. Po?ród szarej okolicy wyró?nia? si? pojedynczy bia?y kszta?t id?cy niepewnym krokiem zygzakiem.
- Soap, na co patrzymy.
- Mamy tu do czynienia z wiosk? syryjskich ultra nacjonalistów, przetrzymuj? naszego cz?owieka. Niejakiego Aleksieja Mordaczewa, jest w jednym z tych baraków.
- Racja, swoich nie zostawiamy w potrzebie. Czekaj, baraków? Przecie? widz? tu tylko krzaki i... Kurcz? Soap, przecie? jest to... Kucyk? I czemu nosi on piracki kapelusz....
- My tu wojn? prowadzimy, a programi?ci sobie ?artuj?... Jeba...
Ekran ga?nie.
Dok?adnie w tym samym momencie, dok?adnie ten sam kucyk w DOK?ADNIE tej samej pirackiej czapce szed? dok?adnie w ten sam zygzakowaty sposób dok... Drog? na obrze?ach ponyville. Nie bardzo wiedzia? dlaczego tu jest ani równie? dlaczego idzie, po prostu szed? przed siebie nie my?l?c o tym, gdy? my?lenie m?czy?o go bardziej ni? ci?g?e beznami?tne parcie przed siebie. Odczuwa? dziwne drapanie w gardle i bola?a go nieco g?owa. Przystan?? na chwilk?, gdy? stwierdzi? ?e niezwykle warto jest zastanowi? si? nad tym niezwyk?ym zjawiskiem. Krótkie przeb?yski pami?ci z poprzedniego wieczora mniej wi?cej pokaza?y mu co dzia?o si? z nim ostatnio. Pierwszy obraz przedstawia? go i Sal w... Umm... Przemilczmy to... Nast?pny obrazek tym razem pokazywa? pirata tul?cego si? do butelki rumu... Niby wszystko jasne ale jako? pierwszy i drugi obrazek zbytnio mu si? nie ??czy?y. Przynajmniej wiedzia? teraz ?e dr?czy? go zwyczajny kac. Stawia? leniwie kolejne kroki zastanawiaj?c si? gdzie tym razem jego kopyta go poprowadz?, gdy nagl? co? b?ysn??o mu w oczy. Przetar? je i dok?adniej przyjrza? si? drodze przed sob?. Na ?rodku piaszczystej ?cie?ki le?a? niewielki odbijaj?cy ?wiat?o s?o?ca prosto w oczy pirata. Zaciekawiony tym nieprawdopodobnym zdarzeniem, w ko?cu dobrze zna? sknerowato?? kucy. Nikt w ko?cu nie zostawi? by czego? b?yszcz?cego, wiadomo, jak b?yszcz?ce to cenne! Ba! Mo?e starczy nawet na butelk? rumu. Pirat podbieg? z wywalonym j?zykiem do utopijnego w jego my?lach przedmiotu. Co tam ?e wci?? nogi mia? jak z gumy i co trzeci krok ko?czy? pyskiem w piasku, ale wci?? nieuchronnie par? przed siebie.
- NA BROD? CELESTII!!!!111
Na ziemi le?a?a, pi?kna, cudowna, o smuk?ej jak osa sylwetce, o... Niech mnie bimber trza?nie. Butelka najprawdziwszego pirackiego rumu u?miecha?a si? do pirata. Mówi?a delikatnym g?osikiem “We? mnie ogierze, ach!”, na co pirat odpar?.
- O tak, b?d? bra? Ci?.
Musia?a le?e? tu od niedawna, gdy? na szyjce by?y kropelki wody i bi?o od niej uczucie ch?odu.
Chcia? jej dotkn?? kiedy to nagl? w b?ysku ?wiat?a znikn??a i pojawi?a si? dwa metry dalej przed piratem.
- Ach! ty bestio! Krzykn?? i rzuci? si? w pogo? za butelk?. Za ka?dym razem jak pirat prawie dopad? uciekinierk? ta tu? przed nim w b?ysku ?wiat?a znika?a i pojawia?a si? par? metrów dalej. Trwa?o to d?ugie minuty, a pirat ca?kowicie poch?oni?ty po?cigiem kompletnie zwraca? uwagi na to co dzia?o si? dooko?a niego. W ko?cu pirat dopad? butelk?, dotkn?? j?, a przez ca?e jego cia?o przeszed? dreszcz przyjemno?ci. Tera by? pewien, butelka by?a zdecydowanie najprawdziwsza. By?a tak prawdziwa jak ten zestaw ciekawych zabawek, które pirat znalaz? pod ?ó?kiem Sal. By?a tak prawdziwie prawdziwa jak te trzy rewolwery wycelowane w g?ow? pirata. Silent przez chwil? g?aska? butelk?, i cicho mówi? do niej s?odkie s?ówka, wtem nagl? dosz?a do niego pewna my?l. Dok?adnie powtórzy? sobie s?owo, które zakrad?o si? do niego par? chwil wcze?niej. Rewolwer, by?o to s?owo ca?kiem znajome i mia?o jakie? specjalne znaczenie. Chyba znaczy?o co? mnie wi?cej jak deser lodowy z suszonymi morelami i daktylami. Pirat podniós? g?ow? i rozejrza? si? dooko?a, teraz przynajmniej by? pewien jednego. Rewolwer oznacza? niebezpiecze?stwo. Czerwony osobnik, który sta? przed nim i mierzy? do niego z broni, a na twarzy widnia? mu parszywy u?miech. By?by mo?e bardziej przera?aj?cy gdyby nie to ?e ten osobnik posiada? jedynie dwa trzonowce. Troch? wy?ej para czerwonych oczu, znaczy jedno by?o czerwone bo drugie by?o straszliwie bia?e. Prawdopodobnie spowodowa?o to samo co szram? przechodz?c? przez ca?y policzek poni?ej. Silent wykrzywi? si? w grymasie zniesmaczenia.
- Rudogrzywy... Powiedzia? powoli zielony pirat, splun?? na ziemie i kontynuowa?.
- Na Celesti?... Mówi?em ?eby? zrobi? sobie plastyk?, wygl?dasz parszywiej ni? kiedykolwiek.
Rudogrzwy u?miechn?? si? na to i spokojnie odpar?.
- Oj Silenciku... Nigdy si? zmienisz. Po czym si? za?mia?.
Nasz zielony piracki podniós? kopyto w ge?cie protestu.
- Oj! Zdziwi?by? si?! Ustatkowa?em si? ostatnio.
- Nieostro?ny dobór s?ów piraciku, bo statek b?dzie ostatni? rzecz? jak? zobaczysz w swoim ?yciu.
W tym momencie obok Rudogrzywego pojawi? si? drugi zbir trzymaj?cy porz?dn? lag? w kopytach. Silent ponownie podniós? kopyto w ge?cie protestu prosz?c aby zbir si? wstrzyma?. Chwyci? butelk? rumu odkorkowa? i wsadzi? sobie j? do ust. Przechyli? g?ow? do ty?u i trzyma? j? tak d?ugo a? ca?a zawarto?? butelki znikn??a w jego prze?yku. Odrzuci? butelk? za siebie, wybe?kota? par? s?ów i pad? nieprzytomny przed zbirami. Ci zapakowali go do wora i zacz?li oddala? si? w jedynie sobie znanym kierunku, rado?nie przy tym pod?piewuj?c.
Bo kapitan nasz szalony by?, mówiono ?e z diab?em ma pakt.
Gdy w warkocz zaplata? grzyw? sw? dr?a? przed nim ca?y ?wiat.