Wygnanie

Odpowiedz


To pytanie służy do uniemożliwienia automatycznego wysyłania formularza przez boty spamujące.
Uśmieszki
:-) ;-) :-> :-D :-P :-o :mrgreen: :lol: :-( :-| :-/ :-? :-x :shock: :cry: :oops: 8-) :evil: :roll: :!: :?: :idea: :arrow:
BBCode jest włączony
[img] jest włączony
[flash] jest wyłączony
[url] jest włączony
Uśmieszki są włączone
Przegląd wątku
   

Rozszerz widok Przegląd wątku: Wygnanie

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 9 wrz 2012, o 00:48

Starzec uśmiecha się słysząc Twoje pytanie.
- Powiedzmy, że imię Rali jest bardzo ładne…
Już masz zareagować na jego słowa kiedy nagle słońce odbite od jakiegoś kryształu oślepia Cię. Dendryta widząc to wydaje zduszony pisk i jednym, zwinnym skokiem doskakuje do przedmiotu, następnie gładzi go czule
- Skarb… mój…wreszcie koniec…nadszedł czaaaassss…
Zanim zdążyłaś zareagować przed Twoimi oczami zaczął się kołysać „wielki kamień”. Twoje powieki robią się ciężkie, Twój mózg odpływa….zapamiętałaś jeszcze słowa starca.
- Żegnaj babciu… i jeszcze raz przepraszam.
Dalej był jakby wybuch, a po nim ciemność…

Budzisz się na statku, po dokładniejszych oględzinach okazuje się, że to sterowiec equestriańskich linii lotniczych. Zanim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć wokół Ciebie zebrał się mały, rozwrzeszczany tłumek. Ktoś Cię „maca”, ktoś wydaje krzyk, parę klaczy ucieka, a kapitan, którego rozpoznajesz po czapce i białym uniformie oraz oczywiście fajce mówi głębokim głosem starego wilka morskiego
- No do stu huczących armat na „Coscie Coycordii” czyli jednak to prawda.
Nie dane Ci było jednak dowiedzieć co jest prawdą bowiem podbiegł do Ciebie mały szkrab i wyrecytował z wielkim przejęciem.
- Panno Tali, Wielki Kamień uleczył panią z choroby wieku. Musiałem panią znieczulić bowiem operacja nie była prosta, przepraszam. Jeśli wszystko dobrze obliczyłem płynie właśnie pani do domu. Czas jest już właściwy. Sławmy Wielki Kamień.
Młodzik wyraźnie chce dostać jakiś „napiwek” ale kapitan go odpędza nie żałując kuksańców.
- Tak więc „panno” Tali. – po tych słowach nerwowo sprawdzasz czy dziewictwo zostało Ci zachowane. Niestety tak. Nadal jesteś dziewicą nad czym zapewne szczerze ubolewasz - Pani bilet został opłacony, a my właśnie dolatujemy do Ponyville. To zabawne ale kazano mi panią upewnić, że Heroldzi zostali już pokonani i właśnie nadchodzi jesień. Nie ukrywam, żeś sprawiła nam ogromną sensacyję przesypiając całą drogę i mamrocząc o jakimś Tusku, dziadkach i kamieniach. Ehhh nigdy nie zrozumiem wierzeń tych…ukochanych sąsiadów. No ale nie czas na to. Właśnie dolecieliśmy. Przepraszam.
Po tych słowach kapitan odszedł, a po jakiś trzech minutach można było usłyszeć jego głos rozchodzący się po całym pokładzie, wzmocniony przez magiczny megafon.
- Dziękujemy za skorzystanie z naszych linii lotniczych. Zapraszamy ponownie. Equestria – Camelu. Twoje wakacje są naszym celem.
Po chwili drzwi się otwierają, a Ty możesz już spokojnie wyjść.

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 8 wrz 2012, o 22:01

Dendryta przyjął to co mu powiedziałaś beznamiętnie. Ze zdziwieniem stwierdzasz, że nie jest zaskoczony Twoimi słowami. Co więcej otwiera usta i rzecze
- Więc jednak to prawda… Tali, tak wiem jak masz na imię. Wysłuchaj mnie, proszę… - jego głos jest łamliwy i niepewny gdy to mówi, a oczy mu wilgotnieją. Pociera także nerwowo kopytami o swój tors jakby chcąc przypomnieć sobie kształt blizny. Jest wyjątkowo dziwny… - Urodziłem się parę stuleci po tej wojnie. Zebry podniosą się po tej klęsce i wypędzą nosorożce ale cena będzie ogromna. Nie wyobrażasz sobie co się stanie. Nosorożce to potwory… a my… my będziemy musieli być gorsi od nich…. To nie wszystko – jego głos staje się jeszcze mniej pewny. To już nie jest ten szalony dziad pełen radości i „luzu”, teraz wygląda na pięciolatka, który widział śmierć swych bliskich. Wyczuwasz, że tak to mniej więcej musiało wyglądać ale nie pytasz o nic. Wiesz, że lepiej mu nie przerywać, rozumiesz jakie to wszystko dla niego trudne – musieliśmy oddać połowę naszego terytorium innym rasom i wyrzec się religii naszych przodków oraz alchemii. Jakby tego było mało nałożono na nas ogromne odszkodowania, których prawdopodobnie nasze praprawnuki nie spłacą… Tali kiedyś zebry będą niepodległe ale cały świat będzie przeciwko nam i to wszystko przez Ciebie… każdy w moich czasach to wie. Ja, no cóż… zresztą od początku. Urodzę się w ostatnich dniach powstania w obozie internowania szamanów. Spędzę tam całe dzieciństwo i co tu dużo mówić zaakceptuję ten świat. Niestety w moje dziewiąte urodziny wszyscy którzy udowodnią znajomość alchemii zostaną zabici…moja mama…tata…przyjaciele… ja przeżyję tylko dlatego, że nigdy nie pociągały mnie eliksiry i nie chciałem się uczyć sztuki ich tworzenia…razem z piątką innych zebr zostaniemy wysłani do kamieniołomów, aby pracować dla nosorożców… Tak… za to, że wypędziliśmy ich i zabiliśmy ich wodza zostaliśmy zmuszeni do „zadośćuczynienia” tym… tym… ehh szkoda gadać. – Starzec na chwilę przerywa, ociera łzy i pije… wolno, uważnie obserwując Twoją reakcję – Nie mogłem tak żyć, uciekłem i co do dziś przeklinam trafiłem do obozu Afara Kamera. Afar będzie dowódcą, dyktatorem nowego powstania… biłem się razem z nim o honor zebr i co tu dużo mówić przegraliśmy… najlepszych z nas wybili, a resztę napiętnowali… staliśmy się niewolnikami… Tali… NIEWOLNIKAMI. My patrioci… to całkiem zabiło we mnie wiarę i nadzieję ale jakimś cudem, mój nowy pan był członkiem takiego modnego klubu, to znaczy sekty – „sekta” słowo to powoduje uśmiech na pysku dendryty, a on sam zanurza się we wspomnieniach. Po chwili jednak ciągnie dalej – nauczyli mnie alchemii i psia ich mać… wysłali w przeszłość z pewną misją. Misją którą wykonałem. Ja… zabiłem Cię Tali, zabiłem Cię tuż przed tym jak przyzwałaś tego demona, zmieniłem historię ale… przeklęty agent Chronos. Musiał się pojawić i „naprawić” to wszystko. Wiesz Tali, historię można zmienić i siły mogą to zaakceptować ale… - Tu urywa i patrzy się na Ciebie, a następnie wzdycha – trudno. Muszę to powiedzieć. Jesteś moją prapraprababką. Zabijając Ciebie popsułem całą linię mojego… naszego rodu. Za to właśnie zostałem ukarany „szpiegiem” w oku, cofnięciem do tych czasów i okropną klątwą… Ja…my… my potępieńcy czekamy na objawienie się Wielkiego Kamienia. Wtedy zostaniemy wezwani do poświęcenia, które nas oczyści. Kamień jest naszym Bogiem…tylko jego moc może nas wszystkich uratować, tylko ona może zmienić historie. – Gdy wspomina o nim po raz kolejny się ślini. Widocznie nie może tego powstrzymać. - Wierz lub nie ale spędziłem na tym drzewie pięćdziesiąt lat, a jesteś pierwszą osobą jaką spotkałem. To znak…. Czyżbym przegapił pojawienie się wielkiego kamienia? – zapytał jeszcze retorycznie i popatrzył na Ciebie – jesteś taka młoda… zbyt młoda… może…czy to możliwe?
On coś wie ale najwidoczniej nie chce tego powiedzieć, a przynajmniej nie w tej konkretnej chwili. Podświadomie czujesz, że zaraz coś się wydarzy. Powietrze jakby drgało, a kukabura nerwowo rozgląda się dokoła. Nadszedł czas na działanie… może już ostatnie w Twoim, bądź dziadka….praprawnuka życiu…

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 4 wrz 2012, o 02:54

Dziwny zeber patrzy się na Ciebie z zagadkowym uśmiechem. Jego oczy pozostają jednak zimne. Coś jest nie tak. Widocznie Twój kamień został wzięty za herezję i teraz skończysz na stosie! A mogłaś poprosić siły wyższe o wskazanie właściwego ziarenka lub przynajmniej wybrać dziesięciu kandydatów... może wtedy zrobiłby przesłuchanie i wybrał sobie odpowiedniego kandydata do roli Boga? Kto wie... teraz to wszystko jednak musi zejść na dalszy plan. Pora zmierzyć się ze swym przeznaczeniem.
- Jesteś pewna? Czemu jesteś taka pewna? Drogie dziecko, Twoje kłamstwa zaczynają być już irytujące. Chciałbym wierzyć, że Twoje zachowanie by?o spowodowane chęcią sprawienia radości starej zebrze. Niestety nie wierzę. Przygotuj się więc na karę.
Nagle czas się zatrzymuje, przynajmniej dla Ciebie. W jednej chwili widzisz jak wstaje podpierając się kijem w drugiej leżysz już na gorącym piasku przyciskana przez starca. Trzeba dodać, że ciężkiego starca. Wyglądał niepozornie to fakt jednak przyciska Cię bardzo mocno, tak jakby ziemia mocniej go przyciągała niż innych. Pomimo wieku, szaleństwa i prawdopodobnie dość skromnej diety zachował dużo sił i sprawności. Co więcej jego skok z palmy nie przepłoszył kukabury która dalej siedzi na jego łbie. Co do Ciebie to no cóż… mogłabyś się już żegnać z życiem i przyzwyczajać do myśli, że zostaniesz obiadem, mogłabyś ale jednak nie czas na to. „Mistrz” głaszcze Cię delikatnie po główce i tonem troskliwego dziadziusia rzecze
- Spokojnie dziecko, spokojnie. Wszystko będzie dobrze, nie martw się. Widzę w Tobie wielką krzywd, zawiedzione nadzieję i poczucie niesprawiedliwości więc wybaczam Ci wszystko także to co dopiero zrobisz. Pokój z Tobą dziecko, pokój z Tobą… a teraz…
Starzec na chwilę zawiesi? głos, popatrzył się na Ciebie z czułością, zebrał garść piasku i posypał nim Twój grzbiet
- Niech ten piach zmyje twe grzechy! Niech da Ci nowe, lepsze życie! Niech dopuści Cię do oświecenia i zrozumienia! Bądź pobłogosławiona mocą najświętszego kamienia! – krzyknął całując Twoje plecy, lub piasek na nich. Ciężko to określić. – Teraz dziecko… siostro możesz już napić się z świętej sadzawki!
Starzec schodzi z Ciebie i gestem zachęca do częstowania się. Czas jakby ruszył. Kukabura odlatuje z ciała „szaleńca”, a on sam siada po „turecku” przy Tobie uważnie lustrując Cię oczami.
- Więc jaka jest Twoja historia? Nie wstydź się i nie bój… nic nie może być gorsze od tego co mnie spotkało… i od przyszłości… przyszłość jest sto razy gorsza niż przeszłość… parszywe czasy… Wielki Kamień… nadal nie ma z nami Wielkiego Kamienia…zły omen…bardzo zły…
Ślina znów wypływa z ust zebry, a Ty możesz mu się dokładniej przyjrzeć. Im dłużej wpatrujesz się w niego, tym więcej zauważasz dziwnych rzeczy w jego wyglądzie. Ma przekłute uszy, jego kończyny są poznaczone sinymi śladami, jakby spędził dużo czasu w kajdanach, a na jego torsie wypalono znamię – litery „A” i „K” rozdzielone krzyżem.

//To świetny czas aby pogadać, ugasić pragnienie lub potrenować podrzynanie gardeł staruszkom! Lub oczywiście aby się podrapać po pleckach. //

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 2 wrz 2012, o 02:54

Zebra nie przej??a si? Twoim zachowaniem. Nadal siedzia?a i gapi?a si? tymi dziwnymi oczami. Jedyne co si? w niej zmieni?o to wyraz pyska. Kto? na tej przekl?tej pustyni by? wyra?nie rozbawiony.
- Ojojoj ale wiesz, ?e nie masz pogrzebacza? Musisz tak?e pami?ta?, ?e ja mam kij wi?c je?li mo?esz uwa?aj kochana na s?owa. Je?li ju? mowa o s?owach wypada?oby si? chyba przedstawi? ale skoro nie chcesz… dla mnie b?dziesz dzieckiem. Tak wi?c dziecko je?li chcesz si? napi? wody musisz zas?u?y?. Wielki Kamie? Ci? potrzebuje. Musisz go odszuka?! Dla mnie i naszego bractwa! To bardzo wa?ne…WA?NE!
Gdy wypowiedzia? te s?owa zauwa?y?a?, ?e z pyska kapie mu ?lina, a sam dendryta jest wyra?nie zdenerwowany.
- Odszukaj go! Le?y gdzie? za Tob?! Jego moc wska?e Ci drog?! – doda? szale?czo wymachuj?c kijem. Tak wi?c Tali, musisz odszuka? Wielki Kamie? który… najwyra?niej jest jednym z ziarenek piasku na pustyni.

//Na pustyni jest dok?adnie 923247284281130825 ziarenek piasku. Niech Twój zebrzy zmys? Ci? prowadzi!//

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 30 sie 2012, o 22:36

Zebra nic nie powiedzia?a, nawet si? nie poruszy?a. Zosta?a? zupe?nie olana. Zaraz jednak olanie zosta?o podwojone! Zawarto?? miski wyl?dowa?a na Twojej grzywie i w po??czeniu z wod? zacz??a si? mocno pieni?. Nie wiesz co to za substancja ale strasznie si? pieni, szczypie w oczy i najwidoczniej wywo?uje jaki? mocny ?wi?d. Twoje biedne cia?o zaczyna niewyobra?alnie sw?dzie?, a zebra dendryta zaczyna si? u?miecha?.
- ?adnie to tak k?ama?? - Pyta rozbawiony nadal maj?c zamkni?te oczy. Po chwili je otwiera i kontynuuje, a Ty mo?esz spostrzec, ?e jego oczy s?... zupe?nie jak Twoje. - Kamie? Ci? nie zna, kamie? Ci? nie lubi. To pierwsza lekcja. Teraz podzi?kuj i b?agaj o przebaczenie!
Zanim jednak dane Ci by?o b?aga? o przebaczenie koniec kija dosi?gn?? Twojej ca?ej w dziwnej substancji i sw?dz?cej g?owy. Bola?o. Cios mo?e nie by? silny ale jednak celny. Przy okazji Twój ptak usiad? mu na g?owie i zacz?? si? z Ciebie ?mia?. Kto? chyba ?le go wychowa?!

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 27 sie 2012, o 00:35

Pechowo jaka? nieistotna, b?d?ca tylko bezimiennym istnieniem zebra uchyli?a si? przed ci?ni?t? w ni? pochodni?. Pechowo bowiem zaraz potem nast?pi? istny koniec ?wiata. Twój worek w którym by?a dziwna buteleczka postanowi? wej?? w interakcje z pochodni? co zaowocowa?o grzybem atomowym widocznym zapewne wiele kilometrów od wsi. Na wasze szcz??cie zamiast po?ogi ognia by? tylko g?sty niby mleko dym. Nic nie by?o wida?. Bieg?a? wi?c nie wiedz?c gdzie i w któr? stron? s?ysz?c co jaki? czas przekle?stwa t?uszczy.
- Ch?do?ona kurtyzana! Wiedzia?em, ?e pomog?a temu dziadydze! – Zawo?a? kto? metr od Ciebie ale na to nie mog?a? zwraca? zbytniej uwagi bowiem jak zawsze biednemu wiatr w oczy… dos?ownie. B?k puszczony przez jak?? zebr? trafi? Ciebie prosto w zmutowane oczka co zosta?o skwitowane ?miechem Twojego jak?e wiernego i wspó?czuj?cego peta. Przynajmniej mia?a? ju? jaki? drogowskaz za którym mog?a? pod??a?.

Bieg?a? w zawrotnym tempie ca?y czas nic nie widz?c. Kierowanie si? s?uchem jak wida? dzia?a?o do?? dobrze, a przynajmniej na tyle nie?le, ?e si? nie zabi?a?, ani nie wybi?a? sobie oczu podczas kontaktu z jakim? drzewem czy krzewem. To wszystko by?o jednak nieistotne wobec przera?aj?cego faktu – znów by?a? na pustyni. G?odna i spragniona, teraz ca?kowicie zagubiona bowiem Twój pet widocznie uzna?, ?e czas na drzemk? na Twoim grzbiecie. Pewnie p?aka?aby? i rozpacza?a pomstuj?c na dziada, Celestie, budowniczych grobowców czy w?asny fetysz skarbów ale zobaczy?a? przed sob? oaz? i z godno?ci? godn? umieraj?cego z pragnienia, wysuszonego kota podbieg?a? do ?ród?a wody. Zanim jednak mog?a? ugasi? pragnienie Twoje ?lipka spostrzeg?y zebr? siedz?c? po „turecku” na jedynej w okolicy palmie. By? to dziwny osobnik. Wydawa? si? niski, jego pysk by? umalowany w dziwne wzorki, podobnie zreszt? jak okolice brzucha. Jeste? pewna, ?e po?owa z wzorów jest „falliczna”. W kopytkach trzyma jak?? misk? z niezidentyfikowanym p?ynem oraz kijaszek. Co ciekawe ma zamkni?te oczy. Ciekawe poniewa? pan „zebra” tak?e Ci? zauwa?y? i przemówi? g??bokim g?osem z ca?y czas zamkni?tymi oczami.
- Stój! Tylko o?wieceni mog? pi? z Wielkiej Sadzawki! – Krzykn?? celuj?c w Ciebie patykiem, odchrz?kn?? i kontynuowa? spokojnym tonem -Witaj czy wierzysz w moc sprawcz? Wielkiego Kamienia? Jestem Kukulabulugumanagurda, lub je?li chcesz pozna? tajemnic? Wielkiego Kamienia mo?esz mi mówi? Mistrzu.
Kolejny wariat, widocznie ka?de pokolenie produkowa?o takie jednostki ponad miar?.

//W zasi?gu wzroku tylko piasek, nie masz przy sobie nic prócz Kukabury która ?pi <przy okazji chrapie…> . Oaza jak to oaza jedno drzewko bez ?adnych „owoców” i woda. Wygl?dasz fatalnie. Brudna sier??, potargana grzywa no i jeszcze niezaspokojone potrzeby fizjologiczne. Nie jest dobrze. Cierpisz//

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 22 sie 2012, o 22:22

Nagle zupe?nie niespodziewanie, tu? przed Tob? spad? pojedynczy kamyczek. To mog?a by? zapowied? uruchomienia jakiego? przekl?tego czego? tym razem jednak by? to zwiastun uruchomienia dawno zapomnianego mechanizmu. Powoli masywne wrota unosi?y si? w gór? ods?aniaj?c kolejne pomieszczenie. Gdy by?y ju? wysoko zobaczy?a? niezliczone skarby. Prócz stosów monet, sznurów pere? i drogich kamieni Twoje bystre oko wypatrzy?o tam jeszcze co?, a mianowicie ko?ci. Smocze ko?ci. Widocznie kiedy? w tej komnacie ?y? smok, teraz jednak jedynymi dowodami na jego istnienie s? te oto ko?ci biednej, zag?odzonej istoty oraz wiele rozbitych jaj. Czy to matka po?ar?a m?ode? Tego ju? nikt si? nie dowie… gdy ju? masz zastanowi? si? nad przesz?o?ci? tego miejsca to znaczy gdy zbierasz skarby do przyniesionego ze sob? worka zauwa?asz, ?e jedno jajo si? zachowa?o. Nie przejmujesz si? jednak nim bowiem Twoj? uwag? przykuwa napis na ?cianie „Skarb za trzema liliami si? chowa, kot wskazuje almanach, chwa?a przedwiecznemu!”. Osobliwy be?kot ale czy aby na pewno? Postanawiasz poszuka? tych trzech lilii. Chodzisz i dok?adnie obserwujesz wszystko w zasi?gu wzroku. Nagle Twoja uwaga skupia si? na jaju. Boisz si? go ale jednak postanawiasz go zbada?. Podchodzisz powoli w pe?nej gotowo?ci bojowej do tego dziwa. Przybli?asz do niego pysk… coraz bli?ej… ju? prawie i… nic nie czujesz, ?adnego ruchu ani ciep?a. Nic dziwnego to z?ote jajo. Co wi?cej zauwa?asz na nim trzy lilie. To musi by? znak! Podnosisz wi?c znalezisko aby mu si? dok?adniej przyjrze? i wtedy nast?puje tragedia. Chciwo?? widocznie nie jest po??dana w tym miejscu bowiem podniesienie jaja powoduje dziwny trzask, a zaraz potem drzwi wracaj? na swoje miejsce. Twój instynkt zebry jednak dzia?a, próbujesz w?lizgiem wydosta? si? z grobowca, który mo?e ju? nied?ugo by? Twoim grobowcem. Niestety, a mo?e na szcz??cie drzwi s? szybsze. Nie staniesz si? dzi? nale?nikiem ale te? nie wydostaniesz si? tak ?atwo. Co wi?cej teraz na Twojej ?licznej g?ówce pojawi? si? ?lad spotkania z drzwiami co tu du?o gada? jeste? uwi?ziona. Masz jednak jajo z wyrytymi w z?ocie liliami. Jest ci??kie i do?? du?e pewnie mog?aby? za nie kupi? sobie co? ?adnego…gdy tak zastanawiasz si? nad jego warto?ci? wreszcie zauwa?asz, ?e pod jajem co? si? znajdowa?o. Co? jakby d?wignia, któr? ci?gniesz w desperacji i nagle jak ko?ci smoka nie spadn? w dó?. Gratulacje odkry?a? drog? „gdzie?”. To „gdzie?” jak zauwa?y?a? patrz?c si? w dó? to jakie? 4 metry pod Tob?, wej?? mo?esz ale tak ?atwo nie wyjdziesz. Twoja g?ówka jednak dzia?a. Bierzesz sznur korali, jaki? z?oty ?a?cuch, przywi?zujesz to do jednej z kolumn i spuszczasz si? w dó? razem z worem „skarbów”. Kukabura jednak nie leci za Tob?, zbytnio si? boi. Zapominasz jednak o niej gdy widzisz napisy na ?cianach owalnego, s?abo o?wietlonego pokoju z którego mo?na pój?? tylko w jednym kierunku. Owe napisy po przet?umaczeniu opowiadaj? Ci historie tego miejsca, a przynajmniej t?umacz? gdzie si? znalaz?a?. Sala ofiarna w której dobrowolnie umierali potomkowie dawnego ludu aby z??czy? si? z Bogiem, splugawienie sali przez smoka, mechanizm kontroluj?cy bram? i co najwa?niejsze informacja, ?e jeste? w tunelu przeznaczonym dla „wybra?ca ?mierci i pogromcy smoczycy”. Co wi?c mo?esz zrobi? idziesz przed siebie d?ugim korytarzem, a? wreszcie wchodzisz do kolejnej sali. Tym razem jest to kwadratowe pomieszczenie praktycznie puste je?li nie liczy? fiolki z dziwnym p?ynem na podwy?szeniu. Prócz tego tradycyjnie na ?cianach obecne s? malowid?a. To w?a?nie one przykuwaj? Twoj? uwag?. G?ównym motywem jest brodaty stwór podobny do zebry z szeroko roz?o?onymi kopytami i z?owieszczym u?miechem oraz paskudnymi krwisto-czerwonymi oczami wydaj?cymi si? ?wieci? w ciemno?ci. Na tylnej ?cianie w?a?nie ta istota tu? pod sob? ma dwie inne scenki. Wykrzywionego w grymasie bólu, p?acz?cego i chyba umieraj?cego kucyka oraz rysunek fiolki wylewanej na jaki? przedmiot, a mo?e w gard?o jakiego? stworzenia? Ci??ko to okre?li? poniewa? to co? prawdopodobnie pod wp?ywem eliksiru si? zmienia. Nie jeste? pewna to co tam jest namalowane wygl?da jak cos martwego? Ofiara? Mo?liwe…pomimo obaw bierzesz jednak ze sob? fiolk? zauwa?aj?c, ?e p?yn w niej jest ohydnie zielony. Dalej jednak nie wiesz jak si? wydosta?. Chodzisz po ca?ym pomieszczeniu ale nie mo?esz nic znale??. Gdy ju? tracisz nadziej? pojawia si? Twój wybawca. Kukabura widocznie zauwa?y?a co? co pomin??a? bowiem dotyka dziobem wystaj?cego kamienia i otwiera przej?cie. Bardzo w?skie przej?cie ale jednak mie?cisz si? w nim ca?a. Id?c jednak dalej zauwa?asz, ?e musisz si? czo?ga?. Tak, wysz?a? „wej?ciem do spalarki kotów” i oczywi?cie postanowi?a? pobiec do „dziadka”.

//Tak, zwolnienie to moja wina… no i jeszcze kochanego AQQ który zgubi? archiwum. Kto chce niech mnie bije. Kto chce niech si? obraza. Kto my wybacza nich uznaje si? za g?upka… ale za to mi?ego g?upka!//

Wchodzisz do wioski i p?dzisz do chaty osoby która przez ostatnie dwa lata by?a dla Ciebie jak ojciec. Powoli wchodzisz do wn?trza domu, który ku Twojemu zdziwieniu jest ca?kowicie pusty. Po chwili rzuca Ci si? w oczy li?cik

„ Viazi je?li to czytasz to bardzo Ci dzi?kuj?, ?e wróci?a?. Mam nadziej?, ?e Twoja wyprawa by?a udana. Niestety nie mog? ju? d?u?ej na Ciebie czeka?. Jeste? zbyt m?oda aby to zrozumie? ale zrobi?em co? strasznego i nie ma ju? dla mnie miejsca w tym kraju. Mo?esz tu zosta? ale co? czuj?, ?e wolisz i?? dalej w swoja drog?.”

Gdy to czytasz do domu wpada jaka? zebra i od progu krzyczy.
- Ona by?a z nim! ?apa? j?!
Widzisz, ?e za ni? zebra? si? ma?y t?umek. Tak, maj? pochodnie.

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 12 sie 2012, o 01:39

Id?c szerokimi korytarzem rozgl?dasz si? uwa?nie jednak ju? po paru krokach natrafisz na zakr?t. Idziesz dalej ale niestety z ka?dym krokiem widzisz coraz mniej. Nigdzie nie ma pochodni ani nawet miejsca na nie. Robi si? coraz ciemniej i mroczniej. Idziesz jednak dalej. Idziesz w kierunku z którego zaczyna dochodzi? co? jakby chrapanie. Nagle zauwa?asz przed sob? jak?? zamkni?t? bram? na szcz??cie o?wietlon? przez ?wiat?o z góry. Co wi?cej brama posiada napis w dziwnym j?zyku „Nie dotyka?. Pu?apka.”. Przy bramie mie?ci si? przycisk z wyrze?bionym symbolem identycznym jak by? nad wej?ciem do mastaby. Kukabura jednak z jakiego? powodu chce lecie? w stron? ?wiat?a. Pewnie boi si? tego co jest w nast?pnym pomieszczeniu ale oczywi?cie mo?e wyczuwa? skarb...lub chcie? zrzuci? na Ciebie wielki kamie?. Pami?taj, ?e to jednak ni?sza istota która nie wydaje si? mie? jakiego? szczególnego instynkt samozachowczego.

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 7 sie 2012, o 22:33

Dziadek s?ucha? Twoich s?ów z min? starej zebry. Nie mog?a? by? pewna czy zrozumia? co mówi?a? jednak gdy sko?czy?a? wolno wsta? i podszed? do rega?u. Chwil? czego? szuka? wodz?c wolno kopytkiem po rz?dzie opas?ych tomów, a? w ko?cu wyci?gn?? jedn? z ksi??ek. By? to gruby, oko?o o?miuset stronicowy, oprawiony w czerwony materia? wolumen
- Wi?c dobrze Viazi – rzek? podaj?c Ci to „cudo” – Tylko wró? si? po?egna?. Widz? w Twoich oczach, ?e chcesz odej??. Rozumiem m?odo?? ma swoje prawa i tak dalej ale…wró? i pochwal si?. Tylko o tyle prosz?.
Gdy mówi? te s?owa bruzdy wype?ni?y si? ?zami. Nie powiedzia? ju? nic wi?cej ale przytuli? Ci? mocno uprzednio patrz?c Ci po raz ostatni tego dnia w oczy. Czy to by?o wasze po?egnanie czy po prostu starzec tak si? do Ciebie przywi?za?? Nie wiedzia?a? tego… nikt nie wiedzia?. Gdy jednak wychodzi?a? zauwa?y?a? k?tem oka zio?a rozsypuj?ce si? na pod?odze.

Du?a mastaba z rudawego kamienia której wyj?cie wystaje z piasku. Grobowiec wydaje si? mie? par? ?adnych lat pomimo tego jest do?? dobrze zachowany, nawet wymalowane ozdoby s? na nim widoczne. Ca?o?ci dope?nia z?ote oko wpisane w trójk?t nad wej?ciem. Podchodz?c do grobowca zauwa?asz jednak, ?e prowadz? do niego trzy wej?cia. Prócz tego które widzia?a? i mog?a? uzna? za g?ówne zupe?nie po lewej stronie znajduje si? ma?y, kwadratowy otwór do którego zmie?ci?aby? si? gdyby? zapragn??a si? przeczo?ga?. Nad tym wej?ciem znajduje si? namalowany zielon? „farb?” kot który wydaje si? cierpie?, chyba nawet p?onie. Ostatnie wej?cie znajduje si? jakie? 3 metry nad tob? jest ono najwi?ksze. Bez problemu zmie?ci?yby si? w nim cztery zebry takie jak Ty. To wej?cie jest oznaczone wyrytym ptakiem który po?era w??a.

//Stoisz z ksi?g? przed grobowcem. Niestety ksi?ga nie zna znaczenia tych symboli. Na Twoim grzbiecie siedzi kukabura. Kieruj si? sercem Tali, sercem…//

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 4 sie 2012, o 02:14

I ruszy?a? w drog?. Sz?a? i sz?a? w kierunku najbli?szego miasta. Nie mog?a? wszak?e wiedzie?, ?e to do czego zmierzasz to nie miasto tylko ruiny dawno upad?ego miasta, warto doda? dawno zasypane piaskiem ruiny. Sz?a? jednak dzielnie od oazy do oazy przymieraj?c g?odem i walcz?c z pragnieniem. Nie by?o jednak tak ?le. Jaszczurki i bardziej pechowe w??e mia?y du?o bia?ka. Id?c mija?a? tryliony ziarenek piachu, dziesi?tki oaz i coraz bardziej w?tpi?a? czy idziesz w dobrym kierunku. Ju? mia?a? zawraca? kiedy nagle zorientowa?a? si?, ?e jak na pustynie jest tu za du?o z?ó?kni?tych traw. Wiedzia?a? co to oznacza. Koniec g?odu. Gdzie jednak by?a?? Wed?ug mapy powinna? trafi? do miasta, a nie sawann?. Czy to jednak takie z?e? Przynajmniej mia?a? do?? po?ywienia, co prawda by?o to znienawidzone zielsko ale lepsze zielsko ni? ?mier? z g?odu, prawda? Gdy posila?a? si? do syta po raz pierwszy od dobrych dwóch tygodni us?ysza?a?, ?e co? si? z Ciebie ?mieje. Tak, kukabura, Twoja kukabura Ci? odnalaz?a. Gdy na ni? popatrzy?a? Mlizamu wyra?nie odlatywa?. Zrozumia?a?. Ptak pragn?? zosta? zjedzony. Hmm… pasowa?by na mi?sko do kebaba. Porzuci?a? wi?c my?l „hukana matata poszukam robaków” i ruszy?a? za mi?skiem. Bieg?a? co si?, a Milizamu nadal by? poza Twoim zasi?giem. No có?… g?ód i st?sknienie za mi?skiem przys?ania?o Ci oczywist? prawd? o tym, ?e on ma skrzyd?a, a Ty nie. Zanim jednak to dotar?o do Ciebie by?a? ju? w?ród sza?asów. Kukabura doprowadzi?a Ci? do wioski i widocznie by?a z tego powodu bardzo ucieszona i dumna. Co wi?cej zebry ?yj?ce w tej wiosce zorientowa?y si?, ?e pojawi? si? kto? nowy w okolicy. Ech te plotki w ma?ych wioskach… kto by pomy?la?, ?e to tak szybko si? rozejdzie. Wszyscy patrz? si? na Ciebie ciekawie, jak gdyby nigdy nie widzieli zabiedzonej i brudnej o?mioletniej zebry, o ró?nych t?czówkach goni?c? za ?miej?c? si? kukabur?. Widocznie owa wioska by?a troch? do ty?u z tego typu widokami. Pewnie zaraz pad?yby kolejne niewygodne pytania, a matki pochowa?yby swe dzieci przed Twoim „z?ym” wzrokiem gdyby nie jeden odwa?ny obywatel. Stara ?ysa zebra p?ci m?skiej, bardzo pomarszczona i o czym zaraz si? przekona?a?, o okropnie nie?wie?ym oddechu, którego nie móg? zamaskowa? nawet silny aromat zió? bij?cy od niego, odezwa?a si? do Ciebie.
- No sakumpakum chod??e tu. Utrapienie z Tob?! No czego si? gapisz? Szoruj Viazi do sza?asu!
- Spieprzaj dziadu! – odpar?a? naburmuszaj?c si? i tupi?c kopytkiem. Dziada to jednak nie ruszy?o w najmniejszym stopniu. Tak w?a?nie liczba otrzymanych klapsów zwi?kszy?a si? o kolejne pi??, a Ty sama zosta?a? zaci?gni?ta do sza?asu na obrze?ach wioski.

Sza?as jak to sza?as zupe?nie nieciekawy, ca?kowicie nudny oraz pozbawiony wygód. By?y w nim jednak dwa ?ó?ka co przyj??a? z ulg?. Wiedzia?a? bowiem, ?e w Zebrice liczba pedofilów jest na ?rednim poziomie. Ta zebra nie by?a jednak najwyra?niej jednym z nich.
- Jedz i wi?cej mi si? nie buntuj ró?yczko. Wola?aby?, aby jaki? chopak uzna? Ci? za idealn? na sianko? No nie patrz si? tak, zrobi?em dobrze dla Ciebie. Jak b?dziesz starsza to zrozumiesz. – Powiedzia? opryskliwie podaj?c Ci wegetaria?skiego kebaba. Nieufnie go przyj??a?, pow?cha?a?, sprawdzi?a?. Ju? wydawa?o si?, ?e go poch?oniesz gdy nagle do Twojego mózgu dosz?a informacja o braku pewnego sk?adnika – mi?sa. Zerwa?a? si? w strachu i odda?a? kebab dziadkowi. O dziwo zrozumia?. Nic nawet nie musia?a? mówi?. Bez s?owa poda? Ci jak?? padlin?.
- Przegryzaj. Jeste? niegrzeczna, niewychowana i rozpuszczona. Jednak go?? w dom, przedwieczny w dom, a ja potrzebuj? asystentki. Sk?d wiem, ?e si? nadasz? Twój znaczek wygl?da zach?caj?co. Nadasz si? na pomocnic? zielarza. Nie bój si?, nie dam Ci? skrzywdzi?, no chyba, ?e sama sobie co? zrobisz tym no?em. Mówi?em co?! Nie patrz si? tak... no ju? dobrze. Przepraszam za klapsy...– powiedzia? i Ci? przytuli? tak jak dziadziu? którego nigdy nie mia?a?.
Poj??a? wtedy, ?e nie masz wyboru. Poza tym i tak wola?a? go od nosoro?ców, jeleni czy tu?ania si? i g?odowania. Czas lecia? szybko. Dni mija?y Ci na robieniu tego co by?o Twoim talentem. Po pewnym czasie wie?niacy Ci? zaakceptowali i nikogo ju? nie dziwi?a Twoja obecno?? w wiosce. By?a? „swoj?” cho? nikt nie zna? Twojego imienia, ka?dy nazywa? Ci? Viazi. Jak to jednak w ?yciu bywa nic nie trwa wiecznie, a szcz??cie najcz??ciej trwa najkrócej. W Twoim przypadku trwa?o dwa, niemal równe lata. Czas sielanki, pracy, tulenia i braku klapsów.

Pewnego dnia, w samo po?udnie gdy wraca?a? z zio?ami do sza?asu, w wiosce, po raz pierwszy od Twojego pojawienia si? dzia?o si? co? niezwyk?ego. Wszyscy zebrali si? tak jak tego dnia aby obserwowa? przybyszów, a by?o co obserwowa?! Przed wami sta?y dwie zebry w p?aszczach i kapeluszach. Samo to by?o do?? osobliwe, a powód ich przybycia wywo?a? u Ciebie szybsze bicie serca.
- Wooodyy – powiedzia? jeden z nich padaj?c wycie?czony. Drugi by? bardziej rozmowny. Szkoda tylko, ?e by? te? o wiele bardziej podekscytowany.
- Zebry! Odkryli?my… wielkie… nies?ychane…tam! Znale?li?my…skarby… - i tak dalej i dalej. Nie rozumia?a? wszystkiego ale z tego co us?ysza?a? wynika?o, ?e przybyli aby podzieli? si? informacj?, ?e tu? za wiosk? w piasku odkryli wej?cie do zapomnianego grobowca. Zebrowo?? wioski najwyra?niej mia?a to w nosie. Proste zebry wola?y widocznie swoje uprawy ogórków i bananów ni? zapomniane grobowce…

//stoisz w centrum wioski w t?umie zebr. Kukabura siedzi na Twoim grzbiecie rozleniwiona. Przybyszy przyszli od wchodu, sza?as zielarza jest na po?udniu, a studnia na pó?nocy. Masz ze sob? torb? z zio?ami na które czeka staruch//

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 2 sie 2012, o 23:41

Twoje s?odkie oczka spowodowa?y zmian? zachowania jeleni. Co prawda nie takiej jakiej oczekiwa?a? ale jednak.
- Jeste? s?aba! Zwiastun nie mo?e taki by?! - Krzykn?? opluwaj?c Ci? Zeze, a nast?pnie wymierzy? Ci dziesi?? mocnych klapsów. Jego dziewczyna natomiast roze?mia?a si? tylko.
- Hej Zeze, daruj sobie oni pewnie maj? inne standardy. Oka? serce… to i ja to zrobi?. Kamie? honoru mo?esz odzyska? u Daniela je?li… sam wiesz.
- Wiem! Daruj sobie! Czy wiesz kim ona jest? Je?li nie b?dzie gotowa wszyscy umrzemy! Czy rozumiesz co mówi?? Daruj sobie wi?c pouczenia i uczucia teraz nie jest czas na to.
Pose? by? wyra?nie wzburzony waszym zachowaniem. Doda? Ci jeszcze pi?? klapsów i warkn??
- Zachowaj sobie kamyk i ?pij. Jutro ruszamy.
Nast?pnie zostawi? Ci? sam? pod palm? i poszed? "baraszkowa?".

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 1 sie 2012, o 23:31

Sz?a? grzecznie i dzielnie jak na o?miolatk?. Nosoro?ce jednak nie by?y zbyt inteligentne //Kto by pomy?la?…// i po paru godzinach marszu przez pustynie która jak zawsze w nocy jest strasznie zimna pad?a? zmorzona snem. Tusk na pocz?tku si? tym nie przej??. Sam wygodnie drzema? niesiony przez swoich ludzi, a Ty by?a? ci?gni?ta po piasku. Po jakim? czasie jednak gdy ju? d?u?ej nie mo?na by?o ignorowa? Twojego cierpienia zosta? zarz?dzony odpoczynek. Przypadkowo w pobli?u by?a oaza wi?c tam postawiono Tuska.
- Co z ni?? – pad?o pytanie na które odpowied? mog?a by? tylko jedna
- Przywi?za? do drzewa i ukara? za opó?nianie marszu. – odpar? Tusk oblizuj?c si? lubie?nie.
- Jak ukara?? - Pytanie to nie by?o potrzebne. Sama dobrze wiedzia?a? jaka padnie odpowied?. Wydawa?o si?, ?e Twoja cudownie odzyskana cnota nale?y ju? do przesz?o?ci gdy nagle na Twoich zupe?nie zaskoczonych oprawców spad? atak. Dwie setki jeleni w par? minut rozprawi?y si? z nosoro?cami wyrzynaj?c ich brutalnie. Rogate oddzia?y ?ucznicze nie mia?y w zwyczaju pud?owa? nawet w nocy. Strza?a przebijaj?ca oku dla nikogo nie jest przyjemna. Ci którzy tak zgin?li mogli jednak mówi? o du?ym szcz??ciu. Ci bowiem którzy prze?yli spotkali si? z ostrzami r?czych jelenich klaczy. Wiruj?ce w szale zabójczynie z ostrymi no?ami nak?adanymi na kopytka przecina?y aorty gruboskórnych wrogów. ?mier? po takim ataku by?a nieunikniona jednak trwa?a par? minut. Par? d?ugich minut cierpienia i ?wiadomo?ci nadchodz?cej kostuchy. Ci którzy tak?e to prze?yli spotkali si? z najgorsz? ?mierci?. Trójka najbardziej bieg?ych w rzemio?le nosoro?ców zosta?a wr?cz rozcz?onkowana. Zaostrzone jelenie rogi wbijane w ich cia?a niczym bagnety przez pi??dziesi?tk? rogaczy spowodowa?y taki efekt. Ci mieli najgorzej. Umierali najd?u?ej, patrzyli na agonie swych towarzyszy i doskonale wiedzieli, ?e je?li uda im si? prze?y? czeka ich co? gorszego. Widzieli Zeze krocz?cego wolno z czyst?, zimn? nienawi?ci? w oczach. Ten widok odebra? im reszt? woli walki dlatego ich obra?enia by?y tak okropne. Po potyczce wsz?dzie by?a krew, nawet woda zabarwi?a si? tej nocy na karminowo. Na szcz??cie tylko krwi? nosoro?ców. Jedynym który prze?y? rze? by? Tusk. Nosoro?ec ukry? si? za palm? co widocznie uratowa?o mu ?ycie. Dziwne, ?e nikt go nie atakowa?…mo?e go przeoczyli?
- B?aghhhhaammm…. Nie…nie ksiwcie mnie… - prosi? na kolanach gdy walka by?a ju? zako?czona. Zeze by? jednak nieugi?ty.
- Powiesi? go. Za Fecesa i Tali ale najpierw zagotowa? wod?.
Dok?adnie tak jelenie zrobi?y zupe?nie Ci? ignoruj?c. Gdy mieli ju? wrz?tek rozwarli szcz?ki Twojego niedawnego oprawcy i wlali mu go do gard?a. Skowyt niós? si? po pustyni, a jelenie tylko si? ?mia?y. Znowu ?le trafi?a?.
- Dobrze, teraz go powie?cie.
Tusk nie stawia? ju? oporu. Niestety nie uda?o si? go powiesi?. Grubo?? szyi przeszkadza?a, a gdy jakim? cudem uda?o si? j? obj?? okaza?o si?, ?e jest za ci??ki. Co wi?cej sznur p?k?.
- Trudno. Utopcie go.
Tak te? si? sta?o.Trójka jeleni poprowadzi?a zoboj?tnia?ego Tuska na ?rodek "sadzawki" i pomogli mu zapozna? si? bli?ej z wod?. Dopiero po tym wydarzeniu Zeze zwróci? si? do Ciebie.
- B?d??e pozdrowiony Zwiastunie. Spe?nili?my nasz obowi?zek. Oddasz nam teraz nasz kamie? honoru?
Urocza rozmowa jak na okoliczno?ci. Szczególnie je?li wzi?? pod uwag? „dziewczyn?” pos?a. Jelonka by?a wyra?nie podniecona. Zna?a? ten stan. By?a upojona walk? i krwi?. Szcz??liwa z wys?ania wrogów do piek?a. Pomimo tego patrzy?a na Ciebie czule.
- Oddaj mu ten naszyjnik i o nic nie pytaj je?li chcesz si? wyspa?. Jedno pytanie i przegada ca?? noc, a ja mam w?asne plany wi?c… ?pij. Ruszamy z samego rana.


// Wsz?dzie krew i flaki. Woda niezdatna do picia z powodu Tuska. Jelenie patrz? si? na Ciebie i oczekuj? reakcji. Kto? si? modli przepraszaj?c za skrzywdzenie drzewa, kto? si? k?adzie, a kto? k?óci o ilo?? zabitych wrogów. S?owem obóz wojskowy//

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 1 sie 2012, o 22:07

Delegacja przysz?ej republiki Tuskolandu odwróci?a si? za siebie. Nie wierzyli co prawd? w potwora kebabów ale jednak… co je?li on istnia?? Byli przecie? od niedawna „cywilizowanymi” istotami i stare nawyki by?y w nich jednak do?? ?ywe. Padli wi?c na kolana i zacz?li b?aga? o lito??… ca?kowicie na?panego szamana który w obecnym stanie móg? si? uwa?a? nawet za stwórc? wszelkich kebabów. Jedynie Tusk zachowa? zimn? krew jednak celnie kopni?ta g?owa Vaffala nabi?a mu si? na róg powoduj?c chwilowe problemy natury technicznej. W tym czasie uciek?a? przez okno. Pomimo ciemno?ci widzia?a? drzewa wi?c oczywi?cie uzna?a?, ?e to jest las. Sk?d mia?a? wiedzie?, ?e jeste? w samym ?rodku pustyni? Droga Tali tu drzewa nie rosn?… co wi?c widzia?a?? Ogród przypa?acowy. Zamkni?ty ogród pa?acowy. Co gorsze Tusk widzia? gdzie uciek?a? i gdy tylko poradzi? sobie z patrz?cym z wyrzutem Vaffalem zakrwawiaj?cym mu jego dum?, jego pi?kny, d?ugi róg… jedyn? d?ug? rzecz… jego problemy z „tentego” nie by?y jednak Twoim problemem. Co wi?cej okaza?y si? do?? przydatne bowiem gdy ju? na jego rozkaz ma?e stadko nosoro?ców przeszuka?o ogród i znaleziono Ci? pod jakim? krzakiem nastroje nosorogich mutantów nie by?y najlepsze.
- Zabi? – krzykn?? jeden
- Zgwa?ci?! – doda? drugi.
Tusk jednak nie chcia? robi? ?adnej z tych rzeczy. Nie czu? si? na si?ach do gwa?tu, a zabi? Ci? nie chcia?. Podoba?a? mu si?, a skoro okaza?o si?, ?e zebry nie s? sk?onne do walki, a reszta delegacji gdzie? znikn??a (nawet Blaze. Raport dla ksi??niczki Celestii i bezpiecze?stwo Rarco widocznie by?y wa?niejsze ni? Ty i ten do?? ma?o istotny zameczek) postanowi? si? Tob? „zaopiekowa?”. Tak w?a?nie trafi?a? do niewoli.
- Zwi?shad? j?! Bhanka musi z nami dojecha? do stolicy. – zakomunikowa?, a jego pomocnicy za?o?yli Ci co? na kszta?t kaga?ca i po??czyli tylne kopytka z przednimi grubym sznurem za który mia? poci?ga? Tusk siedz?c w lektyce. Podró?owa? jak zwierze… trzeba jeszcze doda? o klapsach, ?artobliwym dotykaniu Twoich okolic „intymnych” i pluciu na Ciebie podczas „podró?y”. Jak to ?ycie czasem si? toczy. Jednego dnia w?adczyni Equestrii, kolejnego córka pomniejszego w?adyki, a kolejnego „pet” nosoroga z wad? wymowy. Nie to by?o jednak najgorsze. Gdy odchodzili?cie widzia?a? dym z „dworku”. Pewnie nie zwróci?aby? na to uwagi gdyby nie raport jednego z „przydupasów” Tuska.
- Zgodnie z rozkazem wszyscy zabici, w?o?ci p?on?. S?siednie wsie ograbi? nasze przygraniczne oddzia?y jutro.
Nosoro?ce najprawdopodobniej wymordowa?y wszystkich i podpali?y to co zosta?o.

//Jeste? zniewolona i wolnym krokiem kroczysz ku pa?stwu znienawidzonych istot. Jest ich w tej niby karawanie oko?o dwudziestu. Ka?dy uzbrojony i chyba uhhh "napalony". //

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 1 sie 2012, o 17:13

Jedli, pili, szaman pali? jakie? musowo zakazane zielsko pozwalaj?ce widzie? zmar?ych lub zwi?kszaj?ce potencja? mózgu oraz politykowali chc?c zapewni? swoim narodom dobre pozycje w nowym ?adzie. Imperium nosorogich ros?o w si?? i to by? fakt niepodwa?alny. Tak samo jak niesnaski w?ród do niedawna „wy?szych ras”. To wszystko musia?o si? sko?czy? tak jak si? sko?czy?o. Na tej sali pe?nej ?arcia i napojów, najcz??ciej mocnoprocentowych siedzia?y tylko dwie zebry które wiedzia?y. Wiedzia?y i by?y bezradne. Feces przez swój niedawny wybuch by? ostentacyjnie ignorowany przez Tuska, a Tali, jak to dziecko bardziej by?a zaj?ta podziwianiem sali, ni? ratowaniem w?asnego ludu. Trudno si? jednak by?o dziwi? skoro przy niej siedzia? jej przysz?y kochanek. Kochanek który „szarmanckim”, chocia? bardziej wed?ug swego mniemania gestem pomóg? jej usi???, a nast?pnie sam zaj?? miejsce.
Rarco widz?c, ?e klaczka usiad?a obok niego poczu?, jak robi mu si? gor?co. I nie by?a to bynajmniej wina gor?cego, tutejszego klimatu. S?ysz?c pytanie obejrza? si? w stron? zadaj?cej i natrafi? wzrokiem na jej oczy. Pi?kne oczy, je?li móg? to oceni?...
-T... tak, troch?...- powiedzia? nie?mia?o i do?? cicho.
-Zimno ci? J?kasz si?...- zapyta?a Tali patrz?c na czerwonego Rarca. Zachowywa? si? do?? podobnie do starszej wersji. A mo?e rzeczywi?cie mia? gor?czk?? Albo si? stru?? - Jeste? chory?
-C..co? Nie...- powiedzia? czerwieni?c si? coraz bardziej k?ad?c jednocze?nie uszy po sobie i wbijaj?c wzrok w wypolerowan? na b?ysk posadzk?. Zdecydowanie zachowywa? si? jak ten starszy-nowszy Zwiadowca.
Wszyscy bogowie musieli mie? wtedy niez?y ubaw z nieporadno?ci Rarca. W przeciwie?stwie do nich siedz?ca niedaleko delegacja jeleni, która powoli odczuwa?a znu?enie ?miesznymi problemami jaki? zebr, potrzeb? uwagi nosorogich kreatur i ?ebractwem garbaczy a? kipia?a z w?ciek?o?ci i pogardy.
- M?ode pokolenie phi! – szepn?? jeden do drugiego. – u nas si? takich karze.
- Zero odwagi i wyczucia. – odszepn?? drugi.
- Szkoda kucy. Wydawa?y si? podobne do nas… elitarni zwiadowcy przyjmuj? teraz takie „ciapki”?
- Zobaczysz nied?ugo Luna si? uwolni i ponios? odpowiedzialno??.
- Racja.
-Hej... - zagadn??a spokojnie Tali i znów szturchn??a Rarca -Czego? si? boisz?
?ucznik nie podniós? g?owy, tylko mrukn?? co? pod nosem.
-Ja si? nie boj?...-Có?, teraz móg? z powodzeniem konkurowa? je?li chodzi o kolor z le??cymi na pó?misku owocami granatu.
-Czemu?cie przyjechali- zapyta?a Tali ?uczniczka, bardziej nie dla informacji, tylko ?eby jako? rozpocz?? rozmow??
Rarco w ko?cu odwa?y? si? podnie?? g?ow? i spojrze? na zebr?.
-D... dyplomacja, wyst?pujemy w imieniu Equestrii, to taki kraj na pó?nocy- powiedzia?- To... to znaczy Blaze wyst?puje, ja jestem tylko jego uczniem...- powiedzia?
-To na pó?nocy jest co? za morzem?- zdziwi?a si? sztucznie Tali. To zaczyna?o by? ?mieszne. - Kto to Blaze?
Rarco zupe?nie jak jego starsza wersja uniós? w gór? praw? brew i spojrza? si? na Tali
-Jasne, ?e jest! Kawa? l?du na dodatek- powiedzia?- I powa?nie nie znasz Blaze'a?- doda? z podobnym niedowierzaniem- Có?, racja, w twoim kraju nie wsyzscy mogli s?ysze? o bitwie na Równinie Pasaga?skiej... Blaze to Zwiadowca... Wiesz, co to Królewscy Zwiadowcy Equestrii, prawda?- zapyta?. Jako? zyskiwa? na pewno?ci mówi?c na ten temat
-Masz osiem lat i jeste? ?o?nierzem?- zapyta?a Tali. Jej dzieci?ca cz??? zaczyna?a bra? gór?. -Mama ci pozwoli?a? - zdziwila si?. My?la?a ze Rarco by? troch? starszy kiedy si? "zezwiadowczy?".
Rarco przytakn??.
-Uczniem, jak na razie- powiedzia?, i ju? mia? robi? wywód na temat tego, czym si? zajmuje jako ucze? Zwiadowcy, gdy nagle, po us?yszeniu drugiej cz??ci pytania zmarkotnia? i ponownie opu?ci? g?ow? markoc?c co? pod nosem.
-Uhm...- mrukn??a zebra. Widz?c zmarkotnienie Rarca postanowi?a zmieni? temat. Nie chcia?a ?eby jej przysz?y ogier p?aka? na przyj?ciu. Jeszcze wojn? wywo?a albo przynajmniej o?mieszy si? zupe?nie i nigdy ju? nie zostanie zwiadowc?! Klaczka spojrza?a na stó?. Jej wzrok zatrzyma? si? na anta?ku wina i u?miechn??a si? ?obuzersko. Szturchn??a Rarca i wskaza?a g?ow? na anta?ek-Nie chcia?by? spróbowa??
Na te s?owa jelonka za?mia?a si? cichutko.
- Jak to wypije to rzuc? wyzwanie Danielowi.
- Oho… widz?, ?e nie tylko ja tak go oceniam – odpar? jej towarzysz u?miechaj?c si?.
- To zabawne ale on jest chyba ?lepy, bo raczej nie ma „taktu”. Takie oczy i zero reakcji.
- Zauroczy? si? po prostu… wiem co? o tym.
- Tak? – Jelonka by?a zaskoczona. – To mo?e po uczcie…
- Hej! – krzykn?? Zeze, za co w chwil? potem przeprasza? – To znaczy… to ja powinienem…
- Wida? nie tylko ten zielony jest „ciot?” – odpar?a jego nowa dziewczyna z wrednym, acz pi?knym pó?u?miechem. – No co te? si? dzieje ze ?wiatem. Co Zeze?
- Uwa?aj bo zajmiesz miejsce Daniela. Patrz jak go kusi. – zrewan?owa? si? pose?. – Ona mo?e zosta? powodem jego alkoholizmu…
- W?a?nie… Twoje zdrowie... kochany.
Wino by?o s?odkie… tak jak jej usta ale to porównanie wymy?li? Zeze gdy wieczór ju? dawno przeszed? w noc. Gdyby jelonka przegra?a zak?ad ze sob? pewnie nie by?by jej godny i nic by z tego nie by?o. Zeze wi?c modli? si? o wstrzemi??liwo?? przysz?ego ?ucznika. Modli? si? do?? skutecznie bowiem Rarco spojrza? niepewnie w kierunku wskazywanym przez zebr? i pokr?ci? przecz?co g?ow?.
-Nie, nie pij?, nie wolno mi.- powiedzia?- Blaze mówi, ?e od picia kopyta si? trz?s? i nie mo?na wycelowa?.
Tali spojrza?a zdziwiona na Rarca. Wida? Rarco jeszcze nie jest tak zepsuty jak starsza wersja. Zaczyna?a si? nudzi?. Jej przysz?y ch?opak nie by? rozmowny, a wszyscy gadali za cicho.
?ucznik po chwli ciszy poczu? obowi?zek by klacz czym? zaj??... Problem by? w tym, ?e jego jedyne kontakty z p?ci? przeciwn? ogranicza?y si? najwy?ej do przekupek na targu, na który chodzi? z Blaze'm raz na dwa tygodnie. Do tego te kontakty nie by?o najcz??ciej udane. Rarco bardzo cz?sto dostawa? po g?owie od owych przekupek. Kszta?towanie charakteru… tak to si? bodaj?e nazywa?o.
-Wi?c... Jeste? jego córk??- spyta? wskazuj?c g?ow? w stron? rozmawiaj?cego cicho ze starszym Zwiadowc? Fecesa
-N...-ie, jestem córk? Silent Grassa. Tak w?a?nie chcia?a odpowiedzie? Rarcowi. Szkoda tylko ?e wi?kszo?? o?miolatków to straszne paple. A to mo?e zacz?? wojn?...- tak. To mój tatu?. Jest kochany, szkoda ?e ma tak ma?o czasu, musi wodzowa?... -klaczka opu?ci?a smutno g?ówk? ukrywaj?c ?miech przed tym fa?szem i przekszta?caj?c go w chlipni?cie.
Ucze? Zwiadowcy troch? speszy? si? s?ysz?c chlipni?cie dobywaj?ce si? spod grzywki klaczy. Niezgrabnie obj?? ramieniem, którego nie posiada? Tali i pog?aska? j? po g?owie
-Nie martw si?, ma bardzo wa?ne zadanie. Z pewno?ci? bardzo ci? kocha...- powiedzia? do niej cicho w naturalnym odruchu. Czu?, jakby z t? klacz? wi?za?o go... co?...
Tali spokojnie da?a si? obj?? nog? i przytuli?. U?miechn??a si? i zarumieni?a. Na chwile poczu?a si? jak dawniej-pó?niej w Equestrii. Mimowolnie obliza?a wargi gotuj?c si? do poca?unku. Kiedy nagle zauwa?y?a swoje odbicie w metalowej wypolerowanej wazie. "Racja, to nie ten wiek. "-skarci?a si? w my?lach By? mo?e ju? wi?cej go nie spotka, ale jednak nie wypada?o jej ca?owa? si? maj?c osiem lat. Zw?aszcza ze co sobie ten Rarco pomy?li? Mo?e zepsu? ?wiat bo b?dzie chcia? by? wierny i si? nie spotka z Tali z przysz?o?ci? Lepiej nie ryzykowa?.
Blaze widz?c co wyprawia jego podopieczny przeprosi? i bezszelestnie podszed? do Rarco.
- Prosz?, prosz? – powiedzia? rozbawiony unosz?c brew – widz?, ?e masz now? kole?ank?. Ciesz? si?, ?e ziarenko mi?o?ci kie?kuje na sawannie ale szkoda, ?e tak opornie. Rarco co z Tob?? Nie mów, ?e si? wstydzisz…
Blaze widocznie chcia? czego? nauczy? swego podopiecznego. Nie mo?na jednak wykluczy?, ?e chcia? go tylko o?mieszy?.
Rarco rzuci? swojemu mentorowi spojrzenie mordercze niczym saksa spoczywaj?ca w podwójnej pochwie przy jego boku.
-Ja si? nie wstydz?...- mrukn??, po czym szybko doda? z zarumienionymi policzkami- To znaczy, nie zakocha?em si?!
Blaze tylko si? roze?mia? i poczochra? grzyw? m?odzika.
- Dobra, dobra. Jakby? si? jednak ZAKOCHA? to postaraj si? to ujawni? szybko. Nied?ugo b?dziesz mi potrzebny.
Gdy odszed? i mog?a? kontynuowa? rozmow? z Rarco, Tusk zabra? g?os.
- Usiac tu ksi??nicko. – powiedzia? oblizuj?c si? lubie?nie. Feces skin?? tylko g?ow?. Pewnie do ko?ca uczty siedzia?aby? przy tym nosoro?cu gdyby nie pewien incydent. Vaffal, kuchta którego zd??y?a? ju? pozna? podszed? do Ciebie po nalaniu wina jednemu z jeleni. Sam by? chyba pijany bowiem mówi? bardzo g?o?no i troch? niesk?adnie.
- Tali, ja Ci? kocham! Zostaw tego zielonego! Zosta? ze mn?! Pokocha?em Ci? gdy tylko zobaczy?em jak kradniesz tego ptaka z kuchni! Tali! Tali… wiesz czemu Tusk ma taki d?uuuugi kie?? Ro?nie mu gdy k?amie! Haaahah
Po raz kolejny nie zd??y?a? zareagowa?. G?owa Vaffala potoczy?a si? po posadzce ?ci?ta przez jednego z „przydupasów” Tuska, a on sam wydawa? si? mocno poirytowany. Sko?czy?y si? dobre czasy. Nadszed? czas na dzia?anie. Wielb??dy popatrzy?y po sali i wróci?y do ?arcia, jelenie jak to jelenie zacz??y szepta? o upadku obyczajów, braku honoru, barbarzy?stwie, ni?szych rasach i g?upocie, Blaze podbieg? do swego podopiecznego i gdzie? go wyprowadzi?, a Feces by? rozdarty mi?dzy rozkazem ataku, a zaakceptowaniem tego co si? sta?o. Zagro?eni byli przecie? jego ludzie, a dobre stosunki z Tuskiem mog?y ich uratowa?… to przewa?y?o. Wódz spu?ci? g?ow? i schowa? sztylet, wydawa?o si? jakby gardzi? sam sob?. W nast?pnej chwili jego gest zosta? ca?kowicie zaprzepaszczony i to przez ptaka. Kukabura korzystaj?c ze swego ptasiego mó?d?ku wlecia?a do sali i przysiad?a na Twojej g?owie po drodze oczywi?cie kupkuj?c na Tuska. Tylko szok atamana spowodowa?, ?e mo?esz na to wszystko zareagowa? przed nim.

// Stoisz z ptaszorem na g?owie na ?rodku sali. G?owa kuchty le?y i patrzy na Ciebie szeroko otwartymi oczami. Wydaje si? zdumiona, ?e to ju? koniec. Krew miesza si? z rozlanym winem. Jeste? otoczona przez nosoro?ce gotowe do walki o obiad. Jakby tego by?o ma?o ich szef ma „prezent” od Kukabury na mordzie, a mog?a? poprosi? Fecesa o ptasi nocniczek… teraz jednak na to za pó?no. Feces stoi oniemia?y i z kwa?n? min? obserwuje koniec swych marze? o ochronie swoich ludzi. Szaman przesadzi? z zio?ami i le?y pod sto?em. Mówi?c prosto nie mo?e by? gorzej… a to oznacza, ?e pewnie zaraz oka?e si?, ?e jednak mo?e//


//BRAWA DLA GO?CINNEGO WYST?PU RARCO!//

Re: Wygnanie

Post przez Celestia » 31 lip 2012, o 14:23

Feces u?miechn?? si? i przemówi? patrz?c g??boko w oczy Blaze’a
- Dzi?kujemy Blaze, przeka?cie Celestii nasze podzi?kowania oraz ?yczenia rych?ego odczarowania siostry. Widz?, ?e przyprowadzi?e? protegowanego. Bardzo dobrze, mojej córce przyda si? kto? w jej wieku o ile oczywi?cie nie masz nic przeciwko. Chcia?bym z Tob? zamieni? par? s?ów na osobno?ci wi?c… mo?e pozwolisz aby Tali pokaza?a Twojemu przyjacielowi ogrody?
Wódz jednak nie doczeka? si? odpowiedzi Blaze’a bowiem do sali wparowa?o osiem nosorogich kreatur nios?cych lektyk? z dziewi?tym. Po chwili konsternacji herold wyczyta? cicho.
- Delegacja Duckumigugu Pierwszego, hetmana nosorogiej rasy! Ataman Tusk!
Nosoro?ce wnios?y „atamana” i postawi?y tu? przed Tob?. Zobaczy?a? grubego nosoro?ca z du?ym k?em nosowym i wrednym wyrazem pyska. Zauwa?y?a? tak?e, ?e jako jedyny „delegat” nie robi sobie nic z protoko?u i zasad. Nie raczy? nawet bowiem spojrze? na Fecesa, a co dopiero na Ciebie.
- Withajcie dhoge zebehy. Psyby?em zgodnie z wasza pro?ba. Musz? wyrazi? ?al z powoda czekania. Kiedy podacie Kukabur?? – Przemówi? nieprzyjemnym g?osem. Wydawa?o Ci si?, ?e gardzi waszym ludem. – Praghne powiedzie? tak?e, ?e nasz hetman psibhau nowe imi?. Od tehas nazywa si? Cuspid i phosz? tak gho nazywa?!
S?owa Tuska wywo?a?by zapewne burz? w sali gdyby wypowiedzia? je kto? inny. Dobrze widzisz miny innych zebr. Wi?kszo?? jest przera?ona. Tylko wódz zachowuje kamienn? min? jednak na jego pysku nie go?ci ju? u?miech.
- Witam Ci? nasz drogi przyjacielu Tusku! – mówi – Jeste?my zaszczyceni, ?e raczy?e? przyby?. To jest moja córka Tali. Kukabura niestety uciek?a. Mo?e i nabyli?cie ostatnio par? nowych zdolno?ci ale zamykanie klatek nie jest na pewno jedn? z nich. Pozdrów tak?e mojego drogiego przyjaciela Duckumigugu.
Zaraz jednak odetchn?? i jakby si? opanowa?. Zanim to jednak nast?pi?o Tusk co? krzykn?? i zosta? wyniesiony z sali.
- Wodzu? – Szaman by? wystraszony
- Chod?my ju? lepiej. –powiedzia? wódz, a Ty zosta?a? popchni?ta przez kogo? i zmuszona do kroczenia przed Fecesem.

***

Po paru chwilach doszli?cie do wielkiej sali w której mie?ci? si? stó? wr?cz uginaj?cy si? od ró?norakich potraw. S?u?ba widocznie ?wietnie si? spisa?a. Zobaczy?a? wszystkie delegacje siedz?ce ju? na wyznaczonych miejscach. Najbli?ej wej?cia na jaki? pufach siedzieli przedstawiciele pa?stwa wielb??dów. Id?c ko?o nich zauwa?y?a?, ?e si? modl?. Dalej siedzia?y nosoro?ce, a raczej tylko Tusk siedzia? otoczony przez swych podw?adnych z broni? gotow? do u?ycia. Gdy przechodzili?cie us?ysza?a? szept atamana.
- B?dziesz moja. Przygotuj si?.
Nie dane Ci by?o jednak zareagowa? bowiem szli?cie dalej. Id?c wy?apa?a? jeszcze, ?e wódz co? mówi do Blaze’a, a ten przytakuje. Gdy doszli?cie do ko?ca sto?u Feces usiad? na ?rodkowym krze?le, po jego prawicy zasiad? Blaze, a po lewej stronie szaman. Szambelan gdzie? znikn??, a Ty zosta?a? skierowana gestem w kierunku wolnych miejsc blisko delegacji jeleni. Rarco widocznie mia? Ci towarzyszy? bowiem usiad? ko?o Ciebie.

//Siedzisz na krzese?ku przy stole pe?nym dobrodziejstw tej ziemi. Zapewne przez przeoczenie na stole stoi anta?ek wina oraz zwyk?e, drewniane kufle. W zasi?gu "kopytek" masz Rarco oraz delegacje jeleni. Polityka jest uprawiana w ciszy, szepty zlewaj? si? i ci??ko Ci co? us?ysze?. Mo?esz oczywi?cie próbowa?...//

Góra

cron