Prawdziwe centrum Canterlotu, miejsce, w którym o każdej porze dnia pełno jest kucyków załatwiających swoje sprawy. Duży, prostokątny plac wypełniony jest straganami i namiotami, w których rozmaici sprzedawcy, a często też zwykli oszuści, próbowali wcisnąć swoje towary przechodniom. Wszystkie te jednak stoiska znajdują się nieco na uboczu - środkowa część rynku była od nich całkowicie wolna. Tam znajdowały się konwoje z towarami, często organizowane były turnieje, defilady i koncerty. Od rynku odbiegało kilka uliczek, prowadzących w różne, dalsze rejony stolicy.
Dodane po 2 godzinach 45 minutach:
Angel nie mia? ani chwili w?tpliwo?ci, gdzie kto? taki jak Jazz wystawi?by konwój. Skierowal swoje kroki wprost na ?rodek rynku. Nie zawiód? si? - szary jednoro?ec pokrzykiwa? gromko na wo?niców trzech ró?nych wozów. Pomara?czowy kuc podszed? i postuka? kopytem mistrza w bark.
- Hej, nie za du?o tego? Nie sta? mnie na tyle alkoholu.
Jazz tylko u?miechn?? si? w odpowiedzi.
- Angel, ufam ci bezgranicznie. Pokryj? na razie za ciebie wszystkie koszty, a ty pó?niej wy?lesz mi pieni?dze poczt? z Ponyville. Tamtejsza listonosz to ca?kiem mi?a osóbka, chocia? czasem ma problemy z trafieniem do odpowiedniego domu za pierwszym razem...
Jazz odwróci? si? do Shiny'ego, nie zwa?aj?c na protesty ucznia.
- Opiekuj si? nim dobrze. I mam nadziej?, ?e nie zapomnia?e? zabra? mojej ksi??ki - z tego co widz?, ta dolegliwo?? dolega ci od tak d?ugiego czasu, ?e jest ju? prawie niezauwa?alna, nawet dla kogo? takiego jak ja. Im szybciej si? tego pozb?dziesz, tym lepiej dla ciebie.
Angel westchn?? tylko, po czym wszed? na przedni wóz. Odwróci? si? do przyjaciela:
- Wskakuj, z tego co mi wiadomo, ju? nied?ugo odb?dzie si? Gonitwa Li?ci w Ponyville. Chcia?bym wzi?? w tym udzia?. Hej, mo?e pobiegniemy razem?
Angel za?mia? si? rado?nie na sam? my?l o tym. Czu? si? ?wietnie, pomimo do?? ponurej pogody.