Polana

[Soar]

Soar by? bardzo zaskoczony pojawieniem si? Blanca.
Wzi?? list.
Blanco co ty odwalasz?- Soar niemal krzykn?? na pegaza.
Przeczuwa? ?e ten zrobi co? g?upiego. Bardzo g?upiego.

[Celestia]

Ksi?zniczka zdziwi?a si? pojawieniem pegaza, tego akurat nie zna?a i nie wiedzia?a, czy chce go zna? s?uchaj?c jakie zdania ten do niej wypowiada. Powoli przestawa?a dziwi? si? podej?ciu ojca, jeszcze par? takich razów i sama stanie si? taka jak on. Widzia?a, ?e ten daje tamtemu list, a jednoro?ec zachowywa? si? tak jakby pegaz mia? zamiar j? zaatakowa?. Wielce by si? nie zdziwi?a tak? reakcj?... Pokr?ci?a tylko teatralnie g?ow? i spojrza?a na bia?ego kuca.
- S?uchaj, Blanco, bo tak si? pewnie nazywasz... Nie, nie pami?tam ciebie i nie obchodzi mnie na co tyle czasu czeka?e?. Acz lojalnie ciebie ostrzegam, ?e je?li masz zamiar mnie zaatakowa? to lepiej przemy?l to trzy razy. Ostatnimi czasy dwa razy kto? mi grozi?, raz próbowa? zabi?. Wszystko w tym mie?cie. Przyby?am tutaj z wa?nych powodów i nie mam CZASU na to, by ktokolwiek mi... przeszkadza?. Dlatego teraz udam si? w swoj? stron?, a wy w swoj?.
Odwróci?a si? plecami nie s?dz?c, ?e ?aden z nich o?mieli si? po tym j? zaatakowa?.

[BlancoVagabundo]

-Nie pami?tasz dziwne... wiele kucyków musia?a? skrzywdzi? - Blanco mówi? spokojnie,wiedzia? co chce zrobi? Celestia by?a zbyt pot??na.Pegaz by? gotowy odda? ?ycie ale... wiedzia? ?e lepiej zrobi rozgrywaj?c to inaczej
-Pi?? lat temu dowiedzia?a? si? o kucyku który zosta? wrobiony w pewn? rzecz.Droga ksi??niczko postanowi?a? pozwoli? go straci? aby tylko nie popsu? stosunków z pa?stwem gryfów.Jeste? mi co? winna za to ... Wiem ?e wybra?a? mniejsze z?o... ale i tak odwróci?a? si? od swojego poddanego.W?adca nie powinien tak robi?! Prosz? wi?c pozwól Soarowi odej??

[Soar]

Nigdzie nie id?.-Soar znacz?co zaprotestowa?.
Chyba ?e to rozkaz ksi??niczko.- Soar spojrza? na Celestie.
Soar, s?ucha? rozkazów prze?o?onych. Nie gró?b, pró?b ale Rozkazów ju? tak.

[Celestia]

Celestia zastanowi?a si? chwil?, ju? sama nie wiedzia?a co o tym my?le?. Ta dwójka dzia?a?a jej na nerwy, ale jednoro?ec przynajmniej wyci?gn?? jakie? wnioski. Acz najpierw postanowi?a odpowiedzie? pegazowi.
- Nie, nie pami?tam ciebie, a oskar?anie mnie o skrzywdzenie zbyt wielu kuców pomin? przez wzgl?d na tak pó?n? por?. Co do tego pi?? lat to kawa? szmatu, a ja ?yje tysi?c lat i a? tak doskona?ej pami?ci nie mam! Ale je?li ci to pomo?e to nie, nie pami?tam bym kogokolwiek po?wi?ca?a w tamtym okresie dla poprawy stosunków z gryfami.
Tutaj chwil? si? zastanowi?a, czy to powiedzie? czy nie, ale jednak uzna?a, ?e w?adca musi by? silny. Oj co? ostatnio zbyt niepowa?nie podchodz? do ksi??niczki, jedynie par? kuców i pewien pegaz wiedzieli jak si? winno z ni? rozmawia?.
- Dobry w?adca wie, ?e ogó? jest wa?niejszy ni? jednostka. Ja rz?dze tysi?c lat, mia?am dobrych nauczycieli. Czy ty masz podobny sta? do mnie, by mnie poucza?? Zatem daruj sobie swoje slowa, bo z kolei dobry poddany wie, ?e nale?y szanowa? pana, o czym zdecydowanie zbyt wiele kuców ostatnio zapomnia?o. Chcecie odej??, wasza decyzja. Ale... nie znios? pouczania mnie.
Powoli zaczyna? ogarnia? j? gniew, zaczyna?a coraz bardziej rozumie? swojego ojca.

[BlancoVagabundo]

Blanco by? zaskoczony reakcj? ksi??niczki. Spodziewa? si? ?e Celestia przyzna si? do b??du dzi?ki czemu b?dzie móg? poprosi? j? o u?askawienie.Rozmowa posz?a jednak wybitnie nie po my?li pegaza.Blanco musia? jednak spróbowa?.
-No dobrze przepraszam ksi??niczko by?em wzburzony ale spróbuj mnie zrozumie?.Przez tw? decyzje nie mog? wróci? do domu.-powiedzia? smutnym g?osem.
Zaraz jednak zwróci? si? szeptem do Soara
-Jednak Celestia nie ma serca.Jeste? najemnikiem, lepiej ode mnie ocenisz ryzyko.Nie wiem jak dzia?a to zakl?cie ale ... podobno jest pot??ne.Decyduj

[Soar]

Ksi??niczko, bardzo ci? szanuj?, ale wtedy... Tam sk?d pochodz?, je?li kto? uratuje ci ?ycie, musisz o niego dba?. Wi?c niestety nie mog?em wyjawi? jego miejsca przybywania bez znania twoich intencji.-Soar zrobi? krok i zrówna? si? z Blancem.- Prosz? o Wybaczenie.
-Soar uk?oni? si? nisko. Telepatycznie nada? wiadomo?? do Blanca- Nie rób nic g?upiego.
To nie zadzia?a. Nie ma takiej opcji. Gdyby da?o si? j? zabi?, lub unieszkodliwi?, Pu?kownik dawno by to zrobi?.

[Celestia]

- Rozumiem jednoro?cu, widz? ?e wysoko cenisz honor i wiedz, ?e to szanuje. Acz bez powodu sama bym tutaj nie przybywa?a i nie do ko?ca mi chodzi?o o ogiera czy pegaza.
Po czym jej wzrok pad? na pegazie i troszk? si? zawiod?a, gdy? liczy?a na atak z jego strony.
- Je?li to tobie pomo?e to przyjd? do Canterlot, dam zna? swojej s?u?bie by rozpatrzy?a twoj? spraw?. Je?li rzeczywi?cie jeste? niewinny, twoja "kara" zostanie ci darowana. I nie radz? przy mnie nie szepta?, ja mam serce, ale nie lubi? gdy kto? nie podchodzi do mnie z szacunkiem, cho? sama to robi? wobec ka?dego. I atak na mnie to g?upota...
Po czym roz?o?y?a skrzyd?a i bardzo szybko odlecia?a z polany.

z/t

[BlancoVagabundo]

-Nic nie rozumiem - zasmuci? si? Blanco - By?em przekonany ?e mnie zabije za brak szacunku, przyzna si? do b??du i przeprosi lub sko?czy si? to walk?.
Dobrze Soar ?e ?yjesz.Przepraszam ?e przez moje zachowanie mog?a tak?e ciebie ukara?.Przybieg?em tu poniewa? podczas snu zobaczy?em Celestie torturuj?c? cie w lesie.
Nast?pnie Blanco spojrza? na najemnika dziwnie i szepn??
-Zrozumiem je?li nie b?dziesz chcia? ju? korzysta? z mojej go?ciny.Ju? drugi raz przeze mnie dochodzi do takiej sytuacji

[Soar]

Soar zamy?li? si?.
Z zamy?lenia wyrwa? go g?os pegaza.
Nie nie mam zamiaru si? wyprowadza?. Je?li nie masz nic przeciwko. I nie mam ci za z?e ?e mog?a mnie za to ukara?. Naprawd?.- J?zyk mu si? niemi?osiernie pl?ta?, ale powiedzia? to do?? wyra?nie.

[BlancoVagabundo]

Blanco ucieszy? si? poniewa? polubi? tego jednoro?ca.
-Wiesz co dam sobie jednak spokój z Celesti?. Je?li jest dobra to dobrze a je?li z?a to niech inni dzia?aj? ja za ma?o jednak rozumiem -powiedzia? ze sztucznym u?miechem
-Ciekawi mnie tylko co ona robi w Ponyville.Nie, czekaj nie chce wiedzie?.Co do tego czaru to przepraszam my?la?em ?e mo?e si? on przyda? jednak teraz wiem ?e....
Pegaz zemdla? stres spowodowany spotkaniem z Celesti? ,brak snu oraz wypita jaki? czas temu Discordówka to by?o za wiele dla jego organizmu.


[zt]

[Soar]

Ehhh. -Westchn?? i z?apa? go za przednie nogi.
Dawno nie teleportowa? wi?cej ni? jednej osoby.
Ich postacie zaczyna?y si? dematerializowa?.
Po chwili tylko ?lady na ?niegu ?wiadczy?y o ich obecno?ci.
Z/T

[BlancoVagabundo]

Blanco wlatywa? coraz g??biej w las Everfree
"Ostatnio rok temu musia?em ucieka?. Dobre czasy, zwi?zanie ogonów pegaza i jednoro?ca a nast?pnie wyzwanie pana lataj?cego na pojedynek by?o ?wietnym pomys?em"
Tak my?l?c doszed? wreszcie do dziwnego miejsca znajduj?cego si? w pobli?u polany gdzie ostatnio spotka? Celestie.Z ziemi wystawa?y dziwne kamienne menhiry z namalowanymi fallicznymi kszta?tami.
Nawet Blanco maj?cy takie same talenta do magii jak Celestia do orania pola zardzewia?ym p?ugiem wyczuwa? emanuj?c? energie
-Tu mi b?dzie doooooobrze - powiedzia? czuj?c zawroty w g?owie. Po chwili ju? spa?

***

To by? dziwny sen najpierw Blanco zobaczy? szeregi gwardzistów Celestii nios?cych jakiego? pegaza i ?piewaj?cych mniej wi?cej tak? piosenk?
"A my Willow zdob?dziemy
Hriffn odbijemy
Odpoczniemy w Stalliongradzie
W ko?chozowym stadzie"
Potem zobaczy? jakiego? jednoro?ca oraz kucyka ziemnego w dziwnych u?ciskach.Blanco po raz pierwszy w ?yciu poczu? ?e z jego skrzyd?ami dzieje si? co? z?ego.
Ze wszystkich si? stara? si? obudzi? jednak by?o to niemo?liwe.Co? go trzyma?o w ?nie i nie by?o to nic dobrego.
Nast?pne obrazy by?y jeszcze bardziej sugestywne , Blanco zacz?? dysze? przez sen.Ostatnim co zobaczy? by? czarny alikorn
-WITAJ KUCU ZOSTA?E? O?WIECONY. WYBIERZ SW? PRZYSZ?O??-krzykn?? pokazuj?c Blanco dwie tabletki.Jedn? zielon? a drug? w kolorze szkar?atu - WYBIERAJ NATYCHMIAST!
Blanco ba? si? tak jak nigdy w ?yciu,co ciekawe wiedzia? ?e ?ni a jednak nie przeszkadza?o mu to w odczuwaniu paniki
-No d-ddobrze- wybe?kota? bior?c zielon?.Jednak czu? si? dziwnie tak jakby czego? jeszcze brakowa?o Blanco zdecydowa? si? wzi?? od czarnego te? drug?
-DOBRY WYBÓR- pochwali? pegaza alikorn - WITAJ W NOWYM ?YCIU. OD TERAZ NIE B?DZIESZ JU? ZAKA??.
Blanco obudzi? si? ca?y mokry a ko?o niego pojawi?a si? dziwna ka?u?a.Nie to go jednak martwi?o.Mia? o wiele wi?kszy problem - Jego skrzyd?a by?y napi?te i dziwnie roz?o?one ponadto mia? dziwne my?li o dotykaniu kucyków w jeszcze bardziej dziwnych miejscach.Pegaz stara? wmówi? sobie ?e to tylko przez ten sen i za jaki? czas mu przejdzie
-Nie zostan? tu ani chwili d?u?ej - krzykn?? wybiegaj?c.Pobieg? prosto do swojej jaskini,wola? ju? Soara ni? to cokolwiek-to-by?o
[zt]

[Halloween Heart]

Powolnym lecz uroczystym krokiem w?a?nie przyby?a w to miejsce. U?miechn??a si? lekko . Delikatnie otrz?s?a si? i lekko zatrzepota?a skrzyd?ami pomimo i? mia?a na sobie czerwony p?aszczyk z bia?ymi odznaczeniami .

[Pacto Sciente]

- Nie mog?e? mnie zostawi? w jakim? przyjemniejszym okresie? Musia?a to by? akurat zima? - Marudzi? pod nosem Pacto przedzieraj?c si? przez g?stwin? jakiego? nieznanego mu lasu.
- Nie do?? ?e... AUUU... jest tu pe?n... AUU... tych chaszc... AUUU! To jeszcze ?nieg wszystko je przys?ania. *energiczne oddychanie* - Kucyk przysiad? na chwilk? aby z?apa? oddech i rozmasowa? obola?e i poranione kopytka. - Có? bywa?o gorzej, przynajmniej nikt nie chce mnie zabi?. A przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. - za?mia? si? pod nosem - Dobra, pl?tam si? ju? po tym lesie, o ile to jest las, dobre dwa dni, wcinaj?c jakie? jagódki i marzn?c po jakich? jaskiniach a tu drzewa jak g?sto ros?y tak rosn? jeszcze g?... - Urwa? Pacto wy?apuj?c jaki? promyk mi?dzy drzewami po jego prawej stronie. - HA! - Krzykn?? z rado?ci i uda? si? w stron? ?wiat?a. Drzewa zacz??y rzadziej rosn?? a ciernie by?y coraz mniejsze i mniej szkodliwe. W ko?cu omin?? ostatnie drzewa i przeskoczy? ostatnie krzaki na jego drodze i znalaz? si? na polanie zewsz?d otoczonej t? sam? g?stwin?, przed któr? ucieka? przez ostatnie dni. Rozgl?dn?? si? szybko w ko?o i zobaczy? ?lady kopyt w ?niegu. - Có? przynajmniej zostawi?e? mnie w?ród swoich doktorku... Jaka? osada musi by? gdzie? niedaleko st?d. - Mrukn??. Jego g?owa odruchowo podnios?a si? do góry aby zobaczy? niebo. Ksi??yc jasno ?wieci?, mimo i? chmury przys?ania?y wi?kszo?? nieba da?o si? zobaczy? pojedy?cze mrugni?cia gwiazd. - W?a?nie teraz, albo i nie, gdzie? tam robisz co? wartego uwagi co? Ehh, chcia?bym znowu móc z tob? podró?owa?, to ju? nie b?dzie to samo. - Pacto przymkn?? na chwil? oczy i zacz?? zapada? si? w ?wiat wspomnie? ale w tym samym momencie, jaki? g?os w jego g?owie powiedzia? mu ?e o czym? zapomnia?. Ockn?wszy si? z b?ogiego stanu jeszcze raz rozgl?dn?? si? po polanie. Jego oczy dojrza?y jakiego? pegaza ubranego w czerwony p?aszcz i delikatnie rozprostowuj?cego skrzyd?a. - HA! Swoi! Hej! Ty! - zacz?? krzycze? i biec ile si? w kopytkach w stron? nieznanego mu kucyka ledwo ?api?c oddech.

Przepraszam ze tyle nawali?em, to tak na start, potem b?dzie przyjemniej czyta? :3