MG
Znów przechodząc przez miasto mijaliście "śniących". Na wasze szczęście nic was nie atakowało, nie zwracało na was uwagi. Nie opisując zbytnio podróży ( która do najciekawszych i tak nie należała) w końcu przekroczyliście bramy lasu. Coś nienaturalnego - gdzieniegdzie słyszeliście śpiew ptaków czy odgłosy owadów, choć zdecydowanie za mało jak na tak duże i dzikie miejsce. Żadnego za to nie widzieliście. Liście i drzewa wyglądały normalnie, choć sporo było uschniętych.
Przechodząc przez las do domu zebrzej wiedźmy dało się odczuć, jakbyście przechodzili nie przez otwarty teren, ale przez zamknięty, umierający ogród botaniczny. Mogło to też mieć swoje plusy, gdyż zmniejszało szansę ataku wszelakich dzikich monstrów, z hydrami na czele. W końcu udało wam się dojść do punktu docelowego.
I tu zaskoczenie. W środku paliły się światła. Ktoś, lub też coś, zajmowało drzewo.
Pegaz wyciągnął ponownie kusze.
-
Miejmy nadzieję, że to ona, niezmieniona. Nie wydaje mi się, że właściwym byłoby wchodzenie od tak całą ekipą. Jak to załatwiamy?Serenade z wami nie było, zdecydowała się pójśc z Rarco