Park

[Soar]

Soar uśmiechnął się szeroko. Alkochol zaczynał działać, dziwnie późno ale jednak. Kuc ślepo rozejrzał się. - Za późno, już uratowannyyyyyyyyyy.... - powiedział, po czym zamknął oczy. - Kocham was... - Wyszeptał, po czym jak długi wyłożył się na chodnik - Wiszeeej nie pija... - wymamrotał - Dajcie mi kilf.... zas... wystrzeźwieje.... - Wymamrotał, i zastygł.

[Casimir]

- Uratowany...? Skąd o tym wiesz? Niech ktoś skoczy na komisariat, się zapytać o więźnia, bo wydaje mi sie to bardzo prawdopodobne. A właśnie, Hikari, powinieneś mnie pamiętać... - tutaj zrobił pauzę, by się zaciągnąć i wydmuchać piękny okręt z dymu - Jestem Casimir. Odlewitowałem Cię, jak chciałeś pociąć Arientara. A potem Arientar marudził, bo już nie mógł pooglądać ostrza Twojego miecza. A tak w ogóle, to czy przypadkiem Soar nie zaliczył zgonu? - bardziej stwierdził, niż zapytał, po czym oparł sie o drzwi altanki, stojącej nieopodal, próbując odpalić kolejnego papierosa...

[Cold Air]

Cold został zignorowany. W sumie, to już się do tego typu sytuacji przyzwyczaił. Westchnął. Depresja zawsze musiała wracać, gdy już coś przestało się dziać. Pegaz ruszył w kierunku pobliskiej ławki. Nie miał kompletnie pomysłu co robić. Pomysł z ratowaniem zupełnie mu obcego kuca z więzienia wydawał się zachęcający, jednak był już chyba nieaktualny. W tym momencie mózg Colda ze zdziwieniem skonstatował, iż jakimś magicznym sposobem znalazł się na ławce. Potrząsnął pyszczkiem. To chyba sprawa tych kilku promili alkoholu we krwii. Będzie musiał sobie odpocząć. Po raz kolejny westchnął. Zaczął przysłuchiwać toczącej się obok rozmowie, gotów w każdej chwili zacząć lecieć do domu. Nagle zauważył, że obok niego leży jego tobołek. taak...Kolejny przykład teleportacji w ciągu trzech minut. Powoli upewniał się w przekonaniu, że wódka na pusty żołądek to zły pomysł. To w żądnym wypadku nie był przyjemny stan. Znów westchnął, i zaczął znowu uważnie przysłuchiwać się konwersacji.

[Arientar]

- W ogóle to wcześniej mówiliście coś o jakiejś misji - pegaz spojrzał na Casimira oraz Soara, po czym dodał - chociaż nie wyglądacie na kucyki zdolne do podjęcia się czegokolwiek. Przynajmniej nie w tej chwili - po tych słowach trup postanowił usiąść koło niebieskiego pegaza - Widzisz z kim ja muszę pracować? - wskazał na Casimira i Soara - COś czuje, ze ta cała misja będzie wesoła

[Karczmarz]

Z drzwi altanki przekoziołkował nagle Karczmarz. Po chwili pozbierał się, wyciągnął zza fartucha kufel, po czym go przetarł swoją ścierką. Kufel stał się od tego dużo brudniejszy. Podszedł do jednoroga i wyciągnął z jego torby butelkę absyntu, którą przelał do kufla.
- O cholibka. ile kuców tutoj siem zeszło. HIK! - zakończył wypowiedź donośnym czknięciem, po czym pochłonął zawartość kufal - Czego tu taka chmoro kucyków szuko? - wyraził zainteresowanie

[Casimir]

Casimir, uradowany spotkaniem Karczmarza, przytulił go mocno, pozbawiając go na chwilę tchu - Karczmarzu! Jak długo Cię nie widziałem...! W sumie szukaliśmy Hikariego, ale paru z nas ma coś przykazane a Verse ktoś podobno uratował przed nami... Sprawy wagi państwowej. I musimy się dostać do Buzzden. Mógłbyś nas tam przenieść...? - zapytał, po czym zaciągnął się aromatycznym, tytoniowym dymem i wydmuchał jego chmurkę w kształcie mapy, pokazującej, gdzie jest miejsce docelowe.Zauważył też, że Karczmarz opija go z absyntu, więc sam wyciągnął butelkę orzechowej wódki i pociągnął z gwinta.
- Soar, Cold, Ari, idziemy - zwrócił się do towarzyszy.

[Karczmarz]

Karczmarz otworzył portal do Buzzden po czym zataczając się chwiejnym krokiem niczym pijane źrebię we mgle juz po zaledwie kilku próbach wepchnał wszystkich wskazanych przez Casimira kucy do portalu nie pomijając samego kuca. Na koniec sam wskoczył do portalu zamykając go za sobą.

Karczmarz, Casimir, Soar, Arientar, Cold Air [z/t] do Buzzden (piszecie tutaj)

[Sunny Sky]

- Dobra, Flamy, najkrócej będzie nam przez park... - Sunny szedł przez park razem z narzeczoną, kierując się w stronę biblioteki. Miał nadzieję znaleźć tam jakieś informacje na temat świata mroku, który pochłonął jego kochankę i córkę, akurat tą pegazią, wyglądającą jak on, najpodobniejszą do niego.... Mała bidulka, pechowa jak tatuś. Nagle zatrzymał się, widząc kuca ziemnego. Znajomego kuca ziemnego... z mieczem.... Podszedł do niego. - Dzień dobry panie Hikari. Mogę zająć chwilę?

[Hikari Senshi]

Kolejny kucyk znał imię Hikariego... Na szczęście samuraj zdążył się już przyzwyczaił. Odwrócił się w kierunku, z którego dochodził głos i ukłonił się.
- Witać, nieznajomy-dono - coś w pegazie sprawiało, że wydawał mu się znajomy. Jednak mimo tego wrażenia Hikari nie był w stanie go rozpoznać - Ty znać moje imię, lecz ja nie znać twoje. Móc się przedstawić? - zapytał pegaza.

[Raging Flame]

Jednorożka starała się trzymać niedaleko pegaza, przybierając na twarz minę świadczącą o tym, że jest raczej sceptycznie nastawiona do tego co robił Sunny. Ale że sama nie miała za bardzo pomysłów co robić, to starała się stać obok i nie przeszkadzać. Co nie wykluczało strojenia min mających wyrazić jej niezadowolenieni zaniepokojenie losem jej córek. Ale milczała, zastanawiając się jak się to skończy.

[Sunny Sky]

-Sunny. Syn Feathera. Spotkaliśmy się już, było to zresztą w tym parku. - Przedstawił się młody medyk. Zastanawiał się dłuższą chwilę nad tym, co powiedzieć. - Czy my nie jesteśmy przypadkiem krewnymi? Bo akurat... zaginęła moja córka, i to w bardzo poważnych okolicznościach, chciałbym się zapytać czy nie mógłby nam pan pomóc. Zna się pan na walce... - Zerknął na jego ostrza.

[Hikari Senshi]

Hikari przyglądał się przybyszowi oraz towrzyszącej mu klaczy. Pokłonił jej się w milczeniu, po czym wysłuchał pegaza.
- Być może my być rodzina. Podać swoich przodków, a ja porównać z moi przodkowie. Jeśli my być spokrewnieni, wtedy ja mieć obowiązek pomóc rodzina w tarapaty - wytłumaczył mu łamanym equestriańskim. Wciąż miał problemy z tutejszą mową.

[Sunny Sky]

Pytanie o rodzinę? No, to teraz miał problem. Sunny wytężył szare komórki, myśląc intensywnie.
- Ojciec Feather, matka Blue Sky. Jeszcze... - Przymknął oczy. Pamiętał? Nie pamiętał? Podpowiedziała mu jakaś drobinka mocy chaosu z genów? Nieważne, tak czy owak przypomniał sobie jeszcze jedno, całkiem ważne imię. - Dziadek Syriusz. - Wyrzucił z siebie. Nie pamiętał go, ale był pewien, że był spokrewniony z kucem o takim imieniu.

[Hikari Senshi]

- Syriusz - powiedział zamyślony zapisując na ścieżce kopytkiem: ????. Po chwili zastanowienia narysował od niego linię w dół, rysując krzyżyk, następnie od krzyżyka linię w dół, rysując kółko.
- Kółko być ty, krzyżyk być twój ojciec. Następnie być Syriusz - powiedział wskazując na napis, po czym narysował linię w boki i dopisał następny ciąg znaków: ?? ??????, po czym powiedział - Syriusz mieć brat, Tei Charmerisu - następnie narysował od drugiego nazwiska linię w dół i zapisał: ??? ???. Po wszystkim spojrzał na Sunny'ego i powiedział wskazując kopytkiem na ostatni napis:
- Ja być syn Tei Charmerisu. Jeśli się nie mylić, to my rzeczywiście być rodzina. Co cie tu sprowadzać, Sunny-kun?

[Raging Flame]

Doobra, miała teraz pewne powody by uważać, że to może trochę zająć. Dlatego też prychnęła dostatecznie głośno, by Sunny sobie przypomniał że nie że go pogania, ale jednak wypadałoby się trochę sprężyć z tym całym załatwianiem wsparcia. Chociaż ona pojęcia nie miała po co ono by było. Ale cóż, skoro on chciał mieć większą ekipę ratunkową to wypadało chyba jednak mu na to pozwolić.