Wzgórze

[Bright Beer]

O jejciu, Shooting si? zbli?y?... W zwi?zku z czym Bright odsun??a si? jeszcze kapk?, kompletnym przypadkiem staj?c kompletnie poza daszkiem. Jej fryzura szybko pogr??y?a si? w nie?adzie, a ona sama zacz??a wr?cz ocieka? wod?. Wstrz?sn?? ni? dreszcz. ?ykn? grza?ca po powrocie, to dobre na odgonienie choroby -pociesza?a sam? siebie, gdy przed oczyma stan??a jej wizja choroby.
-Oni... S? mili, naprawd?. Chyba nie wyrzuc? krewnej z znajomymi, których zaskoczy?a burza, prawda? - Zapyta?a po czym kichn??a dono?nie. No ?adnie, ju? katar... - Lepiej si? po?pieszmy. - Doda?a jeszcze i ruszy?a w stron? farmy Leafów.

[z/t]

[Willow Bark]

Willow powolnym krokiem wtoczy?a si? na wzgórze i przysiad?a na najwy?szym punkcie. By?a w fatalnym nastroju. Mia?a nadziej?, ?e znajdzie po drodze Kojir? lub Tali, ale obie gdzie? si? rozp?yn??y. T?skni?a zw?aszcza za tygryfic?, nie widzia?a j? ju? od do?? dawna. Nie doliczaj?c ju? nawet fizycznych dolegliwo?ci by?a do?? zdo?owana.
Przez chwil? gapi?a si? w niebo, staraj?c si? mniej my?le? o troskach, ale zaraz zda?a sobie spraw? z tego, ?e denerwuje j? to jeszcze bardziej, bo nie mo?e nawet odrobink? wznie?? si? w gór?. Rozp?aszczy?a si? bezradnie na ziemi, nie maj?c si?y i?? gdzie? indziej. Le?a?a chlipi?c cicho i czeka?a na jaki? cud.

[Feather]

Pegaz za ustronne miejsce obra? sobie wzgórze. Zawsze rozmy?la? albo w parku, albo nad jeziorkiem, albo tutaj. Tutaj mia? akurat po blisku, tote? uda? si? tu. Lubi? to miejsce. Szczególnie latem, gdy s?oneczko nagrzewa?o je, sprawiaj?c, ?e mo?na wylegiwa? si? na "górze wzgórza", odp?ywaj?c my?lami daleko, w g??b swojego umys?u. Pegaz zako?owa? i zni?y? si? do l?dowania. Gdy wyl?dowa?, spotka? klacz. Widzia? ju? j? gdzie?. Bodaj?e w parku. P?aka?a. Wypada?oby si? spyta?, czy wszystko gra.
- Um przepraszam. Czy kto? ci? skrzywdzi?? - spyta? nie?miale.
Wygl?da?o na to, ?e jest w ci??y. 

[Willow Bark]

Pegaz nakry?a si? skrzyd?ami i patrzy?a t?po przed siebie znad z?o?onych kopytek. S?ysz?c g?os odwróci?a si? w kierunku, z którego dochodzi?. Obok niej sta? bia?y pegaz, którego wcze?niej widzia?a w parku. Poci?gn??a nosem i pokr?ci?a wolno g?ow?.
- Nie, nic si? nie sta?o - powiedzia?a cicho, po czym rozp?aka?a si? jeszcze bardziej, k?ad?c g?ow? na kopytkach. Zaraz jednak zamar?a w pó? chlipni?cia i popatrzy?a jeszcze raz na ogiera.
- Znamy si?? - zapyta?a zastanawiaj?c si?, czy pami?ta jego imi?, bo kojarzy?a go tylko z widzenia.

[Feather]

?askotek usiad? jaki? metr dalej od klaczy patrz?c, na jej zap?akane oblicze, na jej mokry od ?ez pyszczuniek. 
- Em... Mog? jako? ci pomóc? Wiesz, nie lubi? jak kto?... Ten, no... Cierpi. 
Podrapa? si? po karku. 
- Chyba tylko z widzenia. Widzia?em ci? kiedy? w parku.
"Mo?e kto? j? zostawi?, albo co?? W ci??y jest, brzuszek ma. My?l?, ?e powinienem jako? jej pomóc... Tylko jak? Nawet nie wiem, co jej dolega. Wygl?da na m?odziutk?, pewnie jest m?odsza ode mnie. Pocieszy? j? wypada... Ech... Gdybym tylko wiedzia?, czemu p?acze... Ech..." - pomy?la? i westchn??.
Najch?tniej przytuli?by klacz, szepn?? jej co? do ucha, porozmawia? z ni?, jednak nie wiedzia?, czy nie b?dzie mie? mu tego za z?e. W ko?cu klacz mog?aby pomy?le?, ?e si? do niej dobiera... No i jest w ci??y. 
- Nazywam si? Feather. Czasem mówi? mi "?askotek", z oczywistego powodu. 
Zbli?y? si? nieco bli?ej, skuliwszy uszy. Po?o?y? si? obok, nakry? j? swoim skrzyde?kiem.
"Znaj?c moje cholierne szcz??cie, bardziej jej zaszkodze, ni? pomog?..." - rzek? sam do siebie.
- A ty, jak masz na imi?? - spyta? przyja?nie si? u?miechaj?c.

[Willow Bark]

Pegaz u?miechn??a si?, s?ysz?c jak Feather si? przedstawi?. Rzeczywi?cie, by? w parku, pami?ta?a. Nie to jednak j? rozbawi?o.
- "?askotek"? ?askoczesz inne kucyki? - zapyta?a i wytar?a oczy. Zaciekawi?o j? to w?a?ciwie, ale ogier zbli?y? si? i nakry? skrzyd?em, wi?c nie pyta?a ju? o to. Popatrzy?a na niego lekko zdziwiona, ale dosz?a do wniosku, ?e po prostu chcia? by? mi?y. Opar?a g?ow? na swoim kopytku, zastanawiaj?c si?, co kuc robi akurat tutaj i dlaczego ma takie milutkie skrzyde?ka. Ciekawe, czy co? z nimi robi, ma du?o delikatniejsze piórka ni? ona sama...
Jej rozwa?ania przerwa?o pytanie. No tak, jak mog?a zapomnie? o tym.
- Mam na imi? Willow Bark - odpowiedzia?a - I niestety nie mam takiej ?adnej ksywki jak ty

[Feather]

Widz?c, ?e klacz ju? nie p?acze, zwin?? swoje skrzyde?ko, by nie podpad?o to za bardzo. Odsun?? si? nieco.
- Umm... Tak, przecie? to mój talent. No i... Wiem, g?upio zabrzmi, ale robi? to zawodowo. - wypar? dumnie pier? przed siebie, mówi?c dumnym tonem.
"Willow Bark. Ciekawe imie. No i grzywa, ogon. Wygl?da jak wierzba... Tylko ?e z tak?... Inn? kor?. Jakby by?a w lesie, to pewnie bym jej nie zauwa?y?" - rzek? sam do siebie w my?lach.
- Mówisz, ?e ?adna? Dzi?kuj?.
Milcza? chwil?.
- Umm... Ogierek, czy klaczka? - spyta?, patrz?c na jej brzuszek.
Mimo wszystko postanowi? spyta?, zagada?. Na razie od?o?y? na bok pytania z serii "czemu smut?a??", na rzecz "srutu srutu, mój wujek jest ?lusarzem, a twój kim?".

[Willow Bark]

Zachichota?a, s?ysz?c co powiedzia? bia?y pegaz.
- Zawodowo? Hmm... nie s?dzi?am, ?e kto? ?askocz?cy te? jest potrzebny w mie?cie - wydawa?o jej si? to do?? dziwne, ale nie zna?a obyczajów miastowych kucyków a? tak dobrze, wi?c pomy?la?a, ?e mo?e rzeczywi?cie to jaki? wa?ny zawód. Cho? rzeczywi?cie brzmi do?? zabawnie. Po krótkiej reakcji na komplement, na chwilk? zapad?a cisza. Przerwa?o j? pytanie, które zmrozi?o j? na moment.
- ...Oba. - wykrztusi?a po chwili i podnios?a si? do siadu - I ogierek, i klaczka. - doda?a, dotykaj?c kopytkami swojego du?ego brzucha, delikatnie, jakby mia?a mocniejszym dotkni?ciem popsu? co? w ?rodku. Mo?e mog?oby si? to sta?. W?a?ciwie tego nie wiedzia?a. Nagle zda?a sobie spraw? z tego, ?e jej usta znowu mimowolnie wykrzywi?y si? w dó?, wi?c zaraz znów podci?gn??a je w lekkim u?miechu. Nie powinna si? tak martwi? bez powodu.

[Feather]

?askotek u?miechn?? si?.
- Wiesz, nie pracuj? w mie?cie, pracuj? w innym miejscu, nieco oddalonym... I raczej jest nad miastem. A czy jest potrzebny? Dzisiaj otwar?em, mia?em dwóch klientów, obs?u?y?em ich... W?a?ciwie, to trzech. Podoba?o im si?. Wiesz, mam tam du?o sprz?tu do ?askotania, kr?powania, nawet takie ró?ne... Ummm... Wiesz jakie zabawki.
Równie? usiad?.
- Te? mam bli?niaki, ale obydwaj to ogierki.
Zauwa?ywszy zmian? nastroju klaczy, nie powstrzyma? si? od pomy?lenia sobie, jakim to musi by? idiot?, by pyta? o to. Mo?e w?a?nie przez to p?aka?a? Kto wie...
- Hej, wszystko b?dzie dobrze.
Skuli? uszy i u?miechna? si? przyja?nie.
"Je?li nie jest przyogotowana, to b?dzie bardzo niedobrze... Cholera..."

[Willow Bark]

Klacz przekrzywi?a g?ow? i chwil? zastanawia?a si?, co Feather ma na my?li mówi?c "ró?ne... Wiesz jakie zabawki". Zaraz jednak przypomnia?a sobie ostatni epizod z Kojiro i szybko to zrozumia?a. Nie powiedzia?a na to nic. Zainteresowa?a j? za to wiadomo?? o dzieciach jej rozmówcy.
- Masz dzieci? Naprawd?? Ile maj? lat? - zapyta?a szybko. Skoro on mia? ju? potomków, musia? o tym wiedzie? du?o wi?cej ni? ona sama. U?miechn??a si? szeroko. Ma kolejn? ofiar?, któr? mo?e zakatowa? mas? pyta?. Postanowi?a jednak zacz?? spokojnie.
- No i skoro masz dzieci, to pewnie wiesz w jaki sposób one wychodz? z brzucha. Jak? - zapyta?a powa?nie.

[Feather]

- No tak, mam. Maj?...
Chwil? si? zastanowi?. Je?li powie, ?e "rok, ale maj? osiem lat", to klacz najprawdopodobniej wy?mieje go, albo rozbeczy si?, my?l?c, ?e ?artuje z niej okrutnie.
- ... Maj? osiem lat. ?ywe sreberka. Czasem zadaj? niewygodne pytania z cyklu "a dlaczego ta klacz jest z t? klacz?", ale s? naprawd? kochani. Lubi? si? bawi? i lubi? ?askotki. Jak ja! A tak w ogóle, to... Szkoda tylko, ?e s?... Pó? sierotami. Brakuje mi troch? ich mamy. Ech...
Odp?yn?? daleko my?lami w swoje wspomnienia. Przypomnia? sobie hearts and hoofs day, sp?dzony razem z Blue Sky. Z tego cudownego zamy?lenia wyrwa?a go klacz. Zachichota?.
"Jak mo?na nie wiedzie?... Przecie? wygl?da mi na... Ekhem, du?? klacz..." - powiedzia? sam do siebie w my?lach.
- No one wychodz?... Dobra. Uznam, ?e to powa?ne pytanie i powa?nie odpowiem. Wi?c ?rebaki wychodz? t? sam? drog? któr? si? wdosta... Inaczej. Wiesz, jak uprawia?a? seks... Bo go uprawia?a?, prawda? To... Twój ogier... Zap?odni? ci? wk?ada... Ech... I wtedy... No... Emm... Jescze inaczej.
Pegaz wyszepta? Willow na ucho, jak przebiega proces zap?adniania.
- Wi?c t? sam? drog? wyjd? dzieci...
"Ju? mi jej ?al..."

[Willow Bark]

Zrobi?o jej si? smutno, gdy powiedzia?, ?e dzieci nie maj? matki. A na dodatek to oznacza?o, ?e Featherowi zmar?a partnerka. Przykra sprawa, ale nie wygl?da? na bardzo przygn?bionego, wi?c Willow domy?li?a si?, ?e by?o to dawno temu. W ka?dym razie smutne, ale w?a?ciwie mi?oby pozna? kiedy? te dzieciaki.
?miech Feathera jej nie zdziwi?. Przez swoj? niewielk? wiedz? nie pierwszy ju? raz wysz?a na idiotk?. Zacisn??a usta i próbowa?a wy?apa? co? ze strz?pków zda?, które rzuca?, ale nic nie rozumia?a. Na szcz??cie w ko?cu zdecydowa? si? nachyli? i wyszepta? jej do ucha to co chcia? powiedzie?. Có?, by? to do??... ciekawy opis tego, co najwidoczniej si? dzia?o. Ale dlaczego szepta?? Owszem, to by?o troch? obrzydliwe, ale bez przesady. Zako?czenie tej przepi?knej historii jednak jej si? nie spodoba?o.
- Ale co to znaczy: T? sam? drog?? Przecie? dzieci s? du?o wi?ksze, jak maj? si? przecisn?? przez... - z?apa?a wdech i zastanowi?a chwil? nad odpowiednim s?owem - Dziur?..?

[Feather]

- No w?a?nie widzisz... Jak one b?d? wychodzi?, to ta... Dziura si?... Rozci?gnie. Ale ona potem wraca do swoich rozmiarów. Emmm... Nie powinna? si? tym martwi?, to ca?kiem normalne, naturalne i ka?da klacz rodz?ca w ten sposób to przechodzi. Po prostu musi... Wycisn?? z siebie swoje dzieci, gdy odejd? jej ju? wody.
Nie by?o wygodnym t?umaczenie tego klaczy, uwa?aj?c by jej nie przestraszy?, lub nie zestresowa?... W zasadzie, to na jedno wychodzi.
- Mo?esz jeszcze rodzi? przez cesarskie ci?cie. Wtedy dostajesz narkoz? i chirurg rozcina brzuch, by wyci?gn?? z niego dzieciaki, pó?niej zszywa i budzisz si?. Tylko po tym blizny s?, no i os?abiona mo?esz si? czu? po tym. Dlatego lepiej naturalnie... Przynajmniej tak gadaj? spece.
"Nie znam si? a gadam... Heu heu heu, b?dzie ?miechowo, jak o co? jeszcze spyta"

[Willow Bark]

Willow zas?oni?a oczy kopytkami, próbuj?c pouk?ada? sobie to wszystko jako? w g?owie. To wydawa?o jej si? zwyczajnie dziwne i... przera?aj?ce. Nie wiedzia?a co o tym my?le?. Straszliwie teraz po?a?owa?a tego wszystkiego, co j? do tego doprowadzi?o. Ale w?a?ciwie... mo?e i wszyscy maj? racj?. Mo?e przynajmniej b?dzie mia?a kogo? do kochania. Dwójk?, malutkich ktosiów. U?miechn??a si? i zdj??a kopytka z g?owy.
- Ach tak. - powiedzia?a powoli. Po g?owie kr??y?o jej jeszcze par? pyta?, ale nie chcia?a ich zadawa?, ?eby jeszcze bardziej si? nie przestraszy? - Dzi?ki
Chwil? patrzy?a na swój brzuszek w zamy?leniu i w ko?cu zdecydowa?a si? zapyta? jeszcze tylko o jedn? rzecz.
- A... czy to boli?

[Feather]

- Nie ma za co, Willow Bark.
Pegaz u?miechn?? si? do wierzbowej klaczy. Polubi? j?. By?a taka g?upiutka, ale jednocze?nie i przyjazna. S?ysz?c kolejne pytanie, spowa?nia?, jednak wymusi? na sobie kolejny u?miech, ale tym razem sztuczny.
- Tak. Naturalny poród boli.
Zapad?a niezr?czna cisza.
"Co b?d? j? k?ama?... Teraz jakby j? tu pocieszy?..." - pomy?la? Feather.
- Wiesz, nie powinna? jednak... Masz czas. Zd??ysz si? przygotowa? do tego...
"Guffno, nie czas. Z takim bebechem to ma?a urodzi nawet za tydzie?. Dobra, ?askotku, robimy pozory" - powiedzia? sam do siebie w my?lach.
- Nie przejmuj si?, wszystko b?dzie dobrze.
"O ile b?dzie rodzi? na pogotwiu"
- Ech... Nie masz jaki? znajomych, którzy skorzystali by z us?ug mojego salonu? - spyta?, zmieniaj?c temat.
"A teraz tylko przesta? zadawa? pytania o dzidziusiach, bo chyba nie dam rady... Zaczn? si? bardziej denerwowa? od ciebie, Willow..."