D?ugi korytarz kana?ów nagle i niespodziewanie zaszed? szarym dymem. Tali zakaszlala i bezskutecznie zamachala przednimi kopytkami ?eby troch? rozwia? dym.
-ΚΦΡΨΑ΅ΜΔΞΓξ!-zaklnela klacz w niezrozumia?ym j?zyku niechc?cy uderzaj?c Feathera przedni? nog?.
-Nienawidz? tych alchemicznych portali! Zawsze je ?le robi?am!- wykrzykn??a w?ciek?a Tali. W ko?cu dym opad?, a jej (oraz Feathera) oczom ukaza? si? dlugi korytarz Manehatta?skich kana?ów. Z sufitu co? zciekalo z kratek kanalizacyjnych, z rur lala si? dziwnie podejrzana br?zowo-?olta ciecz. Straszliwy smród, uderzy? w nos klaczy. Smród bardzo znajomy. Podobnie ?mierdzia?o w "?wi?tyni dumania" po tym kiedy w zebrickiej kantynie, przysz?ym szamanom podawali mi?so bazyliszka, pono? po to by "zaprzyjaznili si? z ogniem". Zwykle ko?czy?o si? na tym ?e biedne zebry zaprzyjaznialy si? nie z ogniem, a z kibelkiem. Tali przy?o?y?a kopytko do nosa. Odruch wymiotny wstrz?sn?? ni? tak ?e a? musia?a oprze? si? o Feathera.
-Ugh... jeste?my w kana?ach... fuj...- wyjeczala staj?c spowrotem na nogi. Wtem jej kopytko nadepnelo na co?. "Co?" pisnelo i uciek?o do dziury w ?cianie. Pisnelo nie tylko "co?", pisnela te? zebra. Niemal jednocze?nie z owym szczurem. Odskoczyla, chwil? rozgladala si? zaalarmowana po czym spojrza?a na Feathera wzrokiem wyrazajacym beznadziej?.
-Ugh... Piórkowy... jaki mamy plan?