przez BrokenFall » 10 kwi 2012, o 16:06
-Chcia?em, by stolica by?a wielka. Ja i moi wspó?pracownicy kre?lili?my plany wielkiej stolicy przysz?o?ci. I miasto nasze jest wielkie. Pr?dzej to nast?pi?o, ni? przypuszczali?my. I cho? tam, gdzie mia?y by? parki, dzi? s? barykady, cho? p?on? nasze biblioteki, cho? pal? si? szpitale, stolica, broni?ca honoru Republiki, jest dzi? u szczytu swej wielko?ci i s?awy! - Miasto p?on??o, w powietrzu unosi? si? sw?d dymu i huk. Michau móg? tylko patrze? bezsilnie, jak przeciwnicy wdzieraj? si? wg??b miasta, morduj?, pal? i szerz? terror. Przetrwa? koszmar pomaga?a mu tylko ?wiadomo??, ?e walka si? nie sko?czy?a, a ?o?nierze upad?ej Republiki walczy? b?d? do samego ko?ca. Do zwyci?stwa lub do chwalebnej ?mierci za ojczyzn?.
Gdy wróg zamienia? nasz kraj w ruin?,
A wojna mrozi?a sumienia,
?o?nierski mundur by? Twym honorem,
Cho? krzycza?y g?osy zw?tpienia,
Cho? sojusznik zdradzi? i ha?b? skry? twarz
Republika kona?a,
?ladami zwyci?stw swych dumnych przodków
?o?nierska krew si? la?a!
Gdzie Twa mogi?a, gdzie jest Twój grób
Dzielny majorze, Hubalu?
Nios?e? przez ogie? nadziei sztandar
Bia?ego Or?a w koronie!
Co? ?piewa?o w tym dziwnym ?nie, s?owa by?y znane Michauowi, zna? ich sens, ale nie zna? tre?ci. Móg? odczuwa? tylko dum? z swoich rodaków, którzy nie poddali si? nigdy, mimo najwi?kszego okrucie?stwa naje?d?ców i najwi?kszej beznadziei sytuacji - wi?c trwa? w ?nie, p?czniej?c od dumy... A? nagle za jego karkiem co? klikn??o i hukn??o, a on si? obudzi?.
***
Wystraszona nag?ym punktem kulminacyjnym snu br?zowa klacz pisn??a i zerwa?a si? z pozycji le??cej. Staraj?c si? uspokoi? b?yskawicznie bij?ce serce rozejrza?a si? dooko?a, staraj?c si? sobie przypomnie? co si? wczoraj dzia?o. Ach, faktycznie, przyszli do opuszczonego domu, próbuj?c za?atwi? schody za?atwi?a siebie, zosta?a przetransportowana do ?ó?ka gdzie zasn??a. Obok niej, na pod?odze, spa? Toli?. Widok by? rozczulaj?cy, ale na pewno by?o mu zimno i niewygodnie - wi?c ?ci?gn??a ko?dr? z ?ó?ka, otulaj?c ni? ogiera (wola?a nie ryzykowa? przenoszenia go do ?ó?ka, niezbyt czu?a si? na si?ach). Niezbyt wiedz?c co zrobi? z sob? zesz?a po stworzonych przez siebie schodach na parter, oczyszczony ju? z smrodu zepsutego jedzenia. Zach?cona tym wesz?a do kuchni, która w czasie jej snu przybra?a ju? jako-tak? form?. Tolimir by? wczoraj w nieco z?ym nastroju, a ona doskonale wiedzia?a, co najlepiej by ucieszy?o ogiera. Zatar?a kopytka - czas na nale?niki! Rych?o przyst?pi?a do wytwarzania tej prostej potrawy, wspieraj?c si? stoj?c? na jednej z pó?ek ksi??k? kucharsk?.