Park

[Willow Bark]

Przez chwil? klacz po prostu wpatrywa?a si? w niego z zak?opotaniem. Nie mia?a innego wyj?cia ni? teraz po prostu zapomnie?. Przynajmniej tak by?oby najlepiej. Zadygota?a lekko w jego obj?ciach i odklei?a si?. Siedzenie w ?niegu nie by?o najlepszym pomys?em niezale?nie od jej stanu. Szturchn??a go.
- Zimno jest... Mo?e ju? pójdziemy st?d? - zapyta?a patrz?c na niego b?agalnie. Mia?a do?? tej ca?ej rozmowy, mimo i? wcale nie posz?o najgorzej. Poza tym by?a ju? troch? zm?czona i ch?tnie po prostu posz?aby do domu.

[Kojira]

Ogier spojrza? na klacz. Nie wiedzia?, czy cieszy? si?, czy smuci?. Omiót? wzrokiem okolic?. Faktycznie, nie by?o zbyt ciep?o. Niedobrze by by?o, gdyby teraz zachorowa?a, albo co? si? jej sta?o innego. Wsta? i z?apa? j? za boki, chc?c pomóc si? jej podnie??.
-Tak... Przyda?oby si? pój?? gdzie?, gdzie jest ciep?o.Tylko... Gdzie chcesz? - spyta? si? niepewnie. Wzi?? g??boki oddech i spojrza? na ni?. Przyjrza? si? jej brzuchowi. Ci??ko b?dzie w to uwierzy?, ale... Co? b?dzie trzeba wymy?li?...

[Willow Bark]

Czuj?c na sobie jego kopytka, podnios?a si? gwa?townie, przez co musia?a zatrzepota? skrzyd?ami, by utrzyma? równowag?. Przekrzywi?a g?ow? patrz?c na niego i zamy?li?a si? na chwil?. Posz?aby po prostu do domu, ale... wtem dono?nie zaburcza?o jej w brzuchu. No có?, teraz zapewne b?dzie je?? jeszcze wi?cej ni? zwykle. Ciekawe tylko kto za to wszystko zap?a... U?miechn??a si? pod nosem. G?upiutka pegaz zupe?nie zapomnia?a, ?e niemal wszystkie kuce wokó?, a w szczególno?ci Kojiro, zwykle ?atwo dawa?y si? wykorzystywa?, a jej tera?niejszy stan tylko móg?by jej w tym pomóc.
Zadrepta?a w miejscu i machn??a g?ow? w stron? centrum miasta.
- Chod?my co? zje??. Umieram z g?odu - powiedzia?a i ruszy?a we wskazanym przez siebie kierunku. Zaraz jednak si? zatrzyma?a.
- Bo chyba nie chcesz, ?eby dzidzie te? by?y g?odne? - doda?a robi?c smutn? mink?.

[Kojira]

Ogier spojrza? si? na ni? i nieco u?miechn??, gdy us?ysza? burczenie w jej brzuchu. Otrzepa? si? i spojrza? we wskazanym przez klacz kierunku. Tak, mo?na by pój?? do miasta co? zje??. Ju? chcia? zrobi? krok, ale nagle zatrz?s? si? z zimna. Ruszy? dalej w stron? Willow. Kiedy do niej wyrówna? tym razem jemu zaburcza?o dosy? g?o?no w brzuchu. Skrzywi? si? nieco spuszczaj?c wzrok na dó?. Przysun?? si? niepewnie do pegazicy, chc?c tym samym cho? troch? ogrza? i j? i siebie.
- Nie, nie chc?. Chod?my... - powiedzia? lekko si? u?miechaj?c i ruszy? w stron?, któr? wcze?niej wskaza?a klacz.

<zt>

(W nast?pnym po?cie pewnie ju? wyjdziemy, wi?c teraz dam "zt")

[Willow Bark]

Pegazica u?miechn??a si? do ogiera i roz?o?y?a skrzyd?a. Obj??a go jednym.
- To w takim razie chod?my - powiedzia?a tylko i drepta?a obok niego próbuj?c si? troch? o niego ogrza?. Có?, jak na razie sytuacja nie wygl?da?a a? tak ?le. Mo?e i nie czu?a si? najlepiej, ale przynajmniej jedn? spraw? mia?a za?atwion?. Humor mimo wszystko troch? jej si? poprawi?, gdy dowiedzia?a si?, ?e Kojiro chce jej pomóc i po tym co zrobi?, by?a nawet sk?onna zapomnie?. To mog?o nie by? niczym ?atwym, ale wola?aby ju? o tym nie my?le?.
Potar?a policzek kuca swoim noskiem i opu?ci?a park razem z nim.

[zt]

[Black Arrow]

Po chwili rozmy?le? postanowi?a jednak, ?e wróci do miasta. Nie potrafi?a sobie poradzi? z problemami, których powoli zacz??o przybywa?. To tak, jakby si? mia?o szcz??cie, a potem zacz??o ono odp?ywa? w nieznane. Potrzebowa?a kim? spokojnie pogada?. Od razu przyszed? jej na my?l Arientar, lecz sama wcze?niej mu proponowa?a, by pozna? kogo? nowego. Wiadomym wi?c by?o, ?e sp?dza teraz czas w towarzystwie nowych znajomych. Nie zamierza?a mu przeszkadza?. I tak spotkaj? si? wieczorem w domu... Chyba, ?e b?dzie chcia? nocowa? u kogo? innego. Klacz ruszy?a wi?c na spacer po parku. Wokó? by?o pusto, ani jednej ?ywej duszy. Cisza sprawia?a, ?e Arrow posmutnia?a i przysiad?a pod jednym z drzew.

[Sal Ghatorr]

Nie chc?c od razu rzuci? si? w obj?cia bólu i cierpienia, jakie mog?y j? spotka? u dentysty, ani odwiedza? Sugarcube Corner przed udaniem si? do dentysty, Sal wybra?a z?oty ?rodek - uda?a si? do parku, w którym królowa?a wiosna. Wokó? by?o pusto, ani jednego kuca w zasi?gu wzroku, a do tego ptaszki ?piewa?y a s?o?ce mile grza?o. Klacz szybko si? rozpogodzi?a po prawie-?e-spotkaniu z Coyem, a? nabra?a ochoty do rze?bienia. Hm, w sumie skoro ju? jest ciep?o, mo?e ko?czy? rze?b? drzewa... Tak sobie id?c i rozmy?laj?c, zobaczy?a nagle siedz?c? pod drzewem klacz. Wygl?da?a na do?? smutn?... Sal, b?d?c w doskona?ym humorze, nie mog?a pozwoli?, by jakakolwiek klacz by?a smutna w taki pi?kny dzie?! Podesz?a bli?ej.
-Cze??. Sta?o si? co?? Wygl?dasz na smutn?. - Zapyta?a wprost.

[Black Arrow]

Przez pewien czas gapi?a si? w traw?, nie wiedz?c, co ze sob? zrobi?. By?o tyle ró?nych atrakcji w pobli?u, lecz ?adna z nich nie odpowiada?a klaczy. Gdy us?ysza?a czyj? g?os, spojrza?a w stron? spacerowicza. Okaza?a si? nim inna klacz jednoro?ca. Arrow patrzy?a przez chwil? na ni?, nie wiedz?c co powiedzie?. Po chwili jednak wsta?a na kopyta i strzepa?a z siebie ziemi?.
- Nic takiego. Ostatnio mam po prostu pech.- Odpowiedzia?a nieznajomej i spróbowa?a si? troch? rozchmurzy?. W ko?cu to nie by? jeszcze koniec ?wiata. Na razie...

[Sal Ghatorr]

Masz ci los. Ostatnio prawie wszystkie spotkane przez ni? kucyki maj? pecha - Seacoast problemy sercowe, Coy te?, Willow by?a w ci??y, Flame spali?o si? miejsce pracy, Toli musia?a ucieka? z powodu problemów z ogierem. Chyba tylko ona i Silent nie mieli wi?kszych problemów... Chocia? nie, przecie? karczma od Silenta sp?on??a, czyli tylko ona mia?a jako-takie szcz??cie.
-Wszystkie kuce jakie spotykam ostatnio maj? pecha. - Przyzna?a si? wprost. Popatrzy?a na nieznajom? nieco uwa?niej, wygl?da?a na mniej wi?cej w tym samym wieku co ona, nawet wygl?da?a jako? znajomo. Ciekawe co j? gryz?o. - Jestem Sal Ghatorr. - Przedstawi?a si? grzecznie. Na mi?o?? Celestii, na serio wygl?da?a znajomo, mo?e s? spokrewnione? - Mam nadziej?, ?e to nic powa?nego z tym pechem?

[Black Arrow]

W?tpliwym by?o, by nieznajoma zrozumia?a k?opot, który dr?czy? Arrow. Postanowi?a jednak zaryzykowa?, gdy? klacz wydawa?a si? mi?a. U?miechn??a si? do niej lekko i przytakn??a.
- Przysz?o nam ?y? w nie ?atwych czasach. Nie prowadzimy wojny, lecz ostatnio ksi??...- W ostatniej chwili ugryz?a si? w j?zyk. Ryzykownym by?o uskar?a? si? na w?adze nie wiedz?c, czy rozmówczyni nie jest przypadkiem po stronie w?adczy?.- Black Arrow. - Przedstawi?a si? klaczy i rozejrza?a wokó?. By?y same, wi?c nie musia?a si? a? tak kry?. Mog?a spokojnie si? wy?ali?.
- Ostatnio zrozumia?am, ?e raczej nie mo?na liczy? na pomoc s?u?b porz?dkowych. Potrzebuj? rady na temat paranormalny, a w?adza martwi si? tylko o swoje sprawy. Nawet nie zapyta?am j? o to, bo od razu wiedzia?am, jak? odpowiedz dostan?.- Rzuci?a prosto z mostu i po chwili zastanowienia doda?a jeszcze...- I zastanawiam si?, jaki prezent da? ch?opakowi. Tak, by oficjalnie powita? go w Ponyville.

[Sal Ghatorr]

Ciekawe by?o to nag?e zamilkni?cie przy s?owie "ksi??...", najwyra?niej sugeruj?ce, ?e jej nowa znajoma ma jakie? problemy z w?adz?. Klacz wola?a nie dr??y? tego tematu, skoro Arrow nie chcia?a o nim mówi?. Dopiero druga cz??? wypowiedzi by?a w miar? obiecuj?ca. Problemy paranormalne? Brak pomys?u na prezent? No, i to s? tematy do rozmowy przy takiej pi?knej pogodzie!
-Jakie sprawy paranormalne? - Zainteresowa?a si?. - Niedaleko jest biblioteka zarz?dzana przez Twilight, mo?esz poprosi? j? o pomoc, raczej nie odmówi, chocia? s?ysza?am, ?e ostatnio coraz rzadziej j? wida?.Mój ch?opak te? ma pewne do?wiadczenie w tych sprawach. - Heh, zabawnie brzmia?o s?owo "ch?opak" w odniesieniu do Silenta. Sugerowa?o raczej kogo? m?odszego o co najmniej trzy dekady. - Ostatnio wezwano go do pomocy przy op?taniu. Odno?nie kwestii prezentu, to w "Sugarcube corner" sprzedaj? dos-ko-na-?e wypieki. ?wietne. A je?li nie lubi ciasta, to znam pewn? rze?biark?, która za... - Zastanowi?a si? chwil?, w sumie ko?czy?y si? jej materia?y. -... Zapewnienie materia?u by?aby w stanie wykona? jego figurk?. - Hm, mo?e to jaka? my?l? mo?e powinna wyda? swój talent na pastw? komercji i ??dzy pieni?dza? Do salonu przyda?yby si? chyba nowe meble, a ogródek przyda?oby si? otoczy? p?otem, to wszystko kosztowa?o...

[Black Arrow]

- Wpakowa?am si? w spraw? z pewnym duchem. Palant nie pokazuje si?, gdy Ari jest w domu.- Odpowiedzia?a Sal- Raczej nie powinnam miesza? w to osoby trzecie. I ostatnio widzia?am si? ze Sparkle, ale potem pojawi?a si? Luna i musia?am spada?.- Cicho si? za?mia?a na my?l, co mog?a zrobi? tamtemu królikowi, gdyby ksi??niczka nie przylecia?a. Wreszcie by si? na czym?/kim? wy?adowa?a.- Mo?e lepiej, jak prze?o?? t? spraw? na pó?niej. Jest zbyt pi?knie, by o tym my?le?.- Spojrza?a na s?oneczne niebo i wys?ucha?a reszty propozycji Sal.- Na pewno lubi. "Sugarcube corner" mog?oby by? nawet mi?ym miejscem. Zastanowi? si?. Skoro si? ju? pozna?y?my, mo?e opowiesz mi co? o sobie?- Zaproponowa?a klaczy.

[Sal Ghatorr]

-A w czym ci Luna przeszkadza?a? - Zdziwi?a si? nieco. Spotkania z "ksi??niczk? od PRu" raczej nie powinny by? zbyt trudne, w ko?cu po, bagatela, dziesi?ciu wiekach wygnania, Luna stara?a si? pono? zostawia? za sob? jak najlepsze wra?enia. W pe?ni si? zgodzi?a z Arrow, ?e takie kwestie nale?y zostawia? na potem, szkoda marnowa? pogody na takie ponure sprawy.
I wtedy us?ysza?a ko?cówk? wypowiedzi. Duh.... Co? o sobie? Raczej nie powinna si? chwali? ucieczk? z domu, to na pewno. Ani niczym, co mo?e by? u?yte przeciw niej. - O mnie? No có?... Jestem rze?biark? z Manehattanu, przeprowadzi?am si? tu niedawno. Mieszkam na obrze?ach z swoim ch?opakiem - "Który ma 50 lat" doda?a w my?lach. Przekrzywi?a nieco g?ow?. - Hm, jakie masz pochodzenie? Wygl?dasz... Znajomo. - Powiedzia?a niepewne. W sumie to chyba jej ciotka by?a podobna do Arrow.

[Black Arrow]

- Po prostu nie potrafi? ostatnimi czasy zrozumie? w?adzy.- Wyja?ni?a szybko, krótko i w miar? logicznie. Nie mog?a powiedzie? wszystkiego, co czuje i my?li o ksi??niczkach. To mog?oby obrazi? przekonania polityczne Sal, a trzeba by?o przyzna?, ?e cho? pozna?y si? dopiero przed chwil?, to ju? j? troszk? polubi?a.
- Rze?biarstwo to ciekawe zaj?cie, ale te? bardzo kosztowne. Od razu wida?, ?e jeste? z Manehattanu. Tylko oni maj? pieni?dze na takie co?.- Zainteresowa?a si? prac? nowo poznanej klaczy. Mo?liwe, ?e pewnego dnia da jej zamówienie na co? ma?ego. Jaka? ?adna figurka dobrze by si? eksponowa?a na stoliku w domu.- Od niedawna te? równie? mieszkam z jednym ogierem. ?wietnie si? dogadujemy. Chyba wiesz, kogo mam na my?li?- U?miechn??a si? promiennie. Smutki ca?kowicie j? opu?ci?y.- Pochodzenie... By?am wychowywana przez ziemne kuce z Ponyville, które znalaz?y mnie przy ciele mojej matki. Ona sama mia?a przy sobie dokumenty, a w nich widnia? napis, ?e pochodzi... z Manehattan. By?o tam te? zdj?cie jakiego? m??czyzny. Poczekaj chwilk?.- Odwróci?a g?ow? w stron? lasu Everfree, a jej róg za?wieci? si? na czarno. Po kilku chwilach na kopycie Arrow wyl?dowa? dowód osobisty jej matki.
- Tutaj jest wszystko, zdj?cie mamy, dane osobowe i zdj?cie ogiera, który prawdopodobnie jest moim ojcem.- Poda?a Sal ksi??eczk?.

[Sal Ghatorr]

Rze?biarstwo kosztowne? Od kiedy przesta?a niszczy? przypadkiem materia?y to ju? tyle nie kosztowa?o, a gdy zacz??a sprzedawa? wyroby to nawet by?a w stanie uzyska? pieni?dze by kupi? dom w Ponyville i uciec z tego chorego miasta, jakim by? Manehattan. No, przynajmniej Arrow wygl?da?a ju? lepiej, nic tak nie poprawia humoru jak odrobinka mi?ej konwersacji. Nagle konwersacja przesta?a by? tak? zwyk?? konwersacj?, gdy Arrow wyci?gn??a dowody istnienia na tym padole ?ez swoich rodziców. Sal lekko zatka?o gdy rzuci?a na nie okiem. Z zdj?cia patrzy? na ni? ca?kiem znajomy ogier...
-To... Brat mojej matki. - Wydusi?a wreszcie z siebie. - Jego ?ona zagin??a kiedy?, a on umar? nied?ugo potem, o ile pami?tam. Co roku chodzi?am na cmentarz, pami?tam doskonale t? twarz. - Spojrza?a na Arrow. - Kuzynko...?