Dom Pirate i Rose

[Luna]

-Co? Szczoteczka do z?bów? Elektryczna? Czym tu mo?na ?askota?? Przecie? to nie normalne...-pomy?la?a widz?c podchodz?cego pegaza z ma?? szczoteczk?,
-To ma niby ?asko...hihihihihHAHah-Stara?a si? mówi? ale szczoteczka zbyt ?askota?a. Luna zacz??a si? wierci? to w t? to w drug? stron? staraj?c si? uwolni?. Nie mog?a wytrzyma? tego. Nie wiedzia?a czy sie ?mia? czy p?aka?.

[Feather]

-Hehehe, trzymaj? w miejscu, prawda? - spyta? pegaz, u?miechaj?c sie drapie?nie, podczas gdy kr??y? szczoteczk? po brzuszku jednoro?ki.
Trwa?o to do?? d?ugo, jakie? dziesi?? minut. Tak, jak na takie ?askotki, dziesi?? minut to d?ugo. Gdy sko?czy? znów nacisn?? guziczek i od?o?y? urz?dzenie na stoliczek. I znowu stan?? przed dylematem "wypada, czy nie?" pomy?la?, patrz?c to na butelk? sosu czekoladowego, to na "Usagi". W ko?cu zdecydowa?. Podniós? butelk? kopytkami i odkr?ci? j?, u?ywaj?c z?bów. Zamacha? skrzyde?kami i znalaz? si? nad swoim go?ciem. Przechi? buteleczk?, wylewaj?c sos na jej brzuch. Czekolada sp?ywa?a leniwie, pokrywaj?c jej bia?y brzuszek.
-Teraz czas na prawdziw? przyjemno?? - powiedzia?, nachylaj?c si? nad ni?.
Zacz?? zlizywa? powoli czekolad?. Jego nozdrza wype?ni? subtelny aromat sosu, gdy jego ciep?y i wilgotny j?zyk w?drowa? po niej.

[Luna]

-To nie jest zbyt wygodne...-powiedzia?a uspokajaj?c si? ju?. Zobaczy?a nast?pn? rzecz która b?dzie j? ?askota?.
-Sos? No prosz? Cie...Nie b?dziesz mnie chyba ?askota? butelk?...przecie? to nie mo?e ?askota?...Co ty masz zamiar zrobi??! Czemu wylewasz go na mni...-powiedzia?a po czym si? zaczerwieni?a. To ju? na prawd? by?o chore. Pegaz zlizywa? z niej sos. Powinien si? leczy?. Klacz siedzia?a cicho i tylko patrzy?a na ogiera. Tylko od czasu do czasu si? za?mia?a.

[Feather]

Pegaz sko?czy?. Przetar? pyszczek kopytkiem i zacz?? uwalnia? "Usagi". Najpierw zdj?? jej pier?cie?, pó?niej rozpi?? pasy. Odsun?? si? w kont pomieszczenia, czekaj?c na reakcj? klaczki. Nie wygl?da?a na zbyt zadowolon?. Widzia? to po niej. Mówi?a to jej mina, która krzycza?a "przesta?, ty chory zboczku!".
-Podoba?o ci si?? - skrzywi? figlarnie ?ebek, lekko si? u?miechaj?c.
By? pewny, ?e kiedy? za wszystko oberwie. Nie wiedzia? jednak, ?e ta chwila mo?e nadej?? dzisiaj. "Dostan? od niej w pysk. Ale trudno, warto by?o". Pegaz czeka? a? wstanie. Nie oczekiwa? dobrej reakcji.

[Luna]

Luna by?a tak zadowolona, ?e nareszcie j? uwolniono. Niezbyt si? cieszy?a z tego, ?e kto? od tak sobie j? zabra? do piwnicy i ?askota?..ale w?a?ciwie...by?a to niez?a zabawa. W ko?cu wsta?a i tylko oczy?ci?a si? troszk?.
-Wiesz jest pewna sprawa...Mimo, ?e troszeczk? zdziwi?e? mnie swoim ostatnim posuni?ciem dobrze si? bawi?am. Dawno si? tak nie ?mia?am wi?c nie czeka Ci? ?adna kara...przynajmniej na razie. Nie jestem tym za kogo si? podaje. Prosz? nie przestrasz si? tego co teraz zobaczysz.Mam na imie...-powiedzia?a po czym w pokoju pojawi? si? wielki b?ysk i z bia?ej klaczy sta?a si? niebieskim alicornem.
-...Luna.-doda?a po czym stan??a przed nim dumnie lekko si? u?miechaj?c i czekaj?c na reakcje.

[Feather]

Panika ogarn??a jego malutk? g?ówk?.
-A-a-a-ale...ja...NIE NA KSI??YC! - pegaz pad? na pod?og? i podczoga? si? pod stoliczek, zakrywaj?c ?ebek kopytkami - b?agam! wybacz! J-ja-ja-nie...ale...b-bo ja nik-k-ogo nie skrz-skrz-wdzi?em tutaj. Ja mam dziewczyn?, nie pogodzi si? z tym, ?e jestem wys?any na ksi??yc
Feather zacz?? cicho ?ka?. By? wystraszony ca?? t? sytuacj?. "Papa Blue, by?a? moj? jedyn?. ?egnaj".
Wkrótce ?kanie przerodzi?o si? w ryk, pod miejscem, na którym le?a?a jego g?owa, na pod?odze utworzy?a si? malutka ka?u?a ?ez. Dr?a? ze strachu. Czu?, ?e zaraz spotka go co? strasznego.
-Przynajmniej *chlip* zostaw B-B-lue.

[Luna]

Luna zacz??a si? cicho ?mia?. Jej g?os stawa? si? coraz g?o?ny. Nie by? to z?y ?miech. ?mia?a si? z tego co wyprawia? Blade.
-Nie musisz si? mnie ba?. Przecie? nic nie zrobi? ani Tobie ani Twojej dziewczynie. Nie jestem potworem..-powiedzia?a pomagaj?c wsta? pegazowi. Nie chcia?a go nigdzie wysy?a?..
-Nie wy?le Ci? nigdzie...zw?aszcza nie na ksi??yc!-powiedzia?a u?miechaj?c si? do niego. Wiedzia?a ?e ?aden zwyk?y kuc tam nie przetrwa.
-Dlaczego my?la?e?, ?e chce Ci? skrzywdzi?? Bardzo dobrze si? tu bawi?am. Teraz wreszcie mog?am si? po?mia?.-doda?a z jeszcze wi?kszym u?miechem.

[Feather]

-Na-naprawd?? - otar? ?zy
Na jego twarzy pojawi? si? wielki u?miech. Wyskoczy? spod stoliczka, wcze?niej uderzaj?c sie w g?owe o blat. Omal go nie wywróci?. W ataku euforii podbieg? do Luny i wsta? na tylnich nogach, by j? przytuli?. Jednak gdy jego r?ce omal nie dotkn??y jej szyi, opanowa? si? i stan?? przed ni?.
-To by? zaszczyt Ksi??niczko - pok?oni? si? nisko i zaczerwieni? - Ale pozwoli?em sobi? na zbyt du?o. Czy...mog? zrobi? co? w ramach przeprosin dla Ksi??niczki? - podniós? si?
"Trzeba by?o ty sko?czony debilu nie ?yczy? sobi?, by Ksi??niczka si? dowiedziala o tym, co tu wyprawiasz! Mo?e i dobrze...mam prywatn? audiencj?, hehe"

[Luna]

-Tak, naprawd?..-powiedzia?a s?ysz?c nie pewnego kuca. Przecie? nie mia?a zamiaru nikomu robi? krzywdy.
-Mo?esz...musisz mnie przytuli?..Nie mam poj?cia czemu wszyscy a? tak si? tego boj?...Co w tym z?ego?-doda?a. Widzia?a, ?e kuc chcia? j? przytuli? ale najwyra?niej ba? si? czego?.
-?yczy?e? sobie bym tu przysz?a? Na prawde?-spyta?a.

[Feather]

Pegaz stan?? na tylnich nogach i obj?? szyj? Ksi??niczki przednimi kopytkami. Na jego pyszczku zago?ci? wielki u?miech. Zacz?? podskakiwa? i "ta?czy?" z ni?. Trwa?o by to tak w niesko?czono??, jednak opami?ta? si?, ?e to w ko?cu Luna. Z ?alem pu?ci? j?.
-Sk?d ksi??niczka zna?a moje ?ycznie? - spyta? z zaciekawieniem
"Ciekawe, co powie Soar, jak dowie si?, ?e ?askota?em ksi??niczk?. Pewnie nie uwierzy hihi" pomy?la?. Panika przerodzi?a si? w szcz??cie. W ko?cu kto by pomy?la?, ?e ksi??niczka nie mia?a mu za z?e porwania i tego, co zrobi? z ni? pod koniec?
-Mo?e...Wasza wysoko?? zostanie tu troszk?? Um...moja dziewczyna ch?tnie pozna Ksi??niczk?.

[Luna]

Ksi??niczka za?mia?a si? widz?c co robi bia?y kuc. Wygl?da?a to bardzo ?miesznie. Po chwili us?ysza?a jego pytanie.nie wiedzia?a co ma odpowiedzie?. Nie chcia?a by? uznawana za pods?uchiwaczke czyich? my?li.
-Dopiero teraz je pozna?am..Pomy?la?e? o nim. Zazwyczaj s?ysz? my?li osób obok których jestem. To czasem samo przychodzi. Nie jest to zbyt dobre gdy? mo?na us?ysze? co? czego s?ysze? si? nie powinno. No ale trudno. Postaram si? d?u?ej nie s?ucha? tego o czym my?lisz.-powiedzia?a i u?miechn??a sie by zrobi? jak najlepsze wra?enie.
-Moge zosta?..na razie nigdzie i?? nie musze.

[Feather]

-Naprawd??! Znaczy si?, to dla mnie zaszczyt - lekko pok?oni? si? - mo?e proponuj?...ee...wyj?? st?d. To ja mo?e przygotuj? jaki? pocz?stunek. Zapraszam - wskaza? kopytkiem kierunek.
Feather wyszed? z pomieszczenia i uda? si? do kuchni. "YYY Wiem! Zrobi? kaw?. I gdzie s? te cholerne ciasteczka?! A, tu s?. Dobra! Wasza Wysoko?? ma z czego si? ?mia?." Pegaz lubi? gada? sam do siebie w my?lach. Ale urwa?, gdy przypomnia? sobi?, ?e Luna czyta w my?lach. To by?o dla niego troch? niekomfortowe, ale trudno. Zaparzy? kaw? w porcelanowym czajniczku, wyci?gn?? fili?anki, oczywi?cie te naj?adniejsze, jakie by?y i ciastka. Wszystko zaniós? na srebrnej tacce na stolik przy kominku. "AAA JESZCZE MUSZ? TO SPRZ?TNA?!" pegaz wzi?? szklaneczki ze sto?u i szybko da? je do zlewu. Gdy wróci? czeka?, a? Luna przyjdzie i usi?dzie pierwsza.

[Luna]

-No...dobrze. Ju? id?. Chwilka..-powiedzia?a po czym powoli zacz??a i??. Przed ni? nagle przebieg? bia?y pegaz, Za?mia?a si? cicho widz?c jego starania. S?ysza?a jak ów kuc krz?ta si? to tu to tam chc?c jak najlepiej j? przyj??. Najlepsze fili?anki, najlepsze ciasteczka, wszystko najlepsze.
-Dzi?kuje za go?cin?.-powiedzia?a i nagle pojawi?a si? na kanapie ni z t?d ni z ow?d.

[Feather]

Pegaz usiad? na fotelu i nala? Lunie kawy ostro?nie by nic nie wyla?. "Sukces". Potem nala? tak?e sobie i usiad? na fotelu. Wzi?? w kopytko fili?ank? i wzi?? ?yk.
-Co robi Ksi??niczka na codzie?, oprócz dbania o ksi??yc? Wida?, ?e Wasza wysoko?? musia?a lekko si? nudzi?, skoro postanowi?a in cognito wyruszy? na spacer - wymusi? na sobie u?miech - Nie, ?ebym by? jako? si? wypytywa?, ale skoro tak ju? si? z?o?y?o, ?e Ksi??niczka tu trafi?a...to ch?tnie pos?ucham. A w?a?nie! Prosz? pozdrowi? niejakiego Soara, który tak?e tu kiedy? trafi?. Da?em mu powód do ?miechu - zachichota?

[Luna]

-Zazwyczaj to chodz? po ponyville..W Canterlocie nie ma co robi? oprócz podpisywania papierów, i przyjmowania wa?nych go?ci takich jak duchy, czy jacy? inni. Ale zazwyczaj...nudy..czasem porozmawiam z Soarem...to mój na prawd? dobry przyjaciel. W?a?ciwie prawie ich nie mam. Znam du?o kucy i wci?? pragn? poznawa? nowe. A to ?e wtedy by?am na wzgórzu...posz?am tam gdy sko?czy?am rozmawia? ze Spitfire.-powiedzia?a z u?miechem..
-Ojejciu! Zapomnia?am, ?e jeszcze gdzie? pój??...mam nadzieje, ?e mi wybaczysz ale musz? ju? znika?. Do zobaczenia.-powiedzia?a i zwyczajnie znikn??a.
[zt]