przez Tolimira » 20 mar 2012, o 02:52
Morska klacz pewnie przesz?a przez wielkie drzwi do ?wi?tyni lichwy, krainy psucia monet, raju spekulantów czyli zwyk?ym, takim jak tysi?ce innych w Equestrii domu bankowym. Tolimira sz?a po czerwonym dywanie po?o?onym na prawdziwych marmurach, jako prawdziwa dama która sw? wynios?o?ci? dorównuje co najmniej w?adzom lokalnym, a mo?e nawet obu ksi??niczkom razem wzi?tym wraz z ca?? gwardi? w paradnych mundurach. Klaczka nie lubi?a si? tak zachowywa? jednak doskonale wiedzia?a, ?e tylko tak mo?e porozmawia? od razu z kim? kompetentnym kto pozna si? na jej czekach. Sz?a wi?c mierz?c wszystkich pogardliwym spojrzeniem prychaj?c co jaki? czas aby okaza? jeszcze wi?ksz? pogard? zwyk?ym szarym kucom wraz z banko?ciowymi pionkami które zarabia?y na ?ycie uni?onymi uk?onami i iluzorycznym spe?nianiem marze? ochlosów na tyle g?upich aby korzysta? z kredytów na wysoki procent zamiast uczciwie pracowa?. Nimi Tolimira ju? zupe?nie si? nie przejmowa?a, uznawa?a od bardzo wielu ju? lat, i? nie mo?e im pomóc nawet gdyby chcia?a, a nie chcia?a zgodnie bowiem ze swoj? zasad? wola?a pozwoli? aby t?uszcza zosta?a ukarana za sw? g?upot? i bezmy?lno??. Nie interesowa?y j? ich motywy, marzenia, sytuacja czy nawet dzieciato??. Byli robaczkami na których nikomu nie zale?y, których mog?a rozdepta? bez problemu i bez ?alu. Id?c tak i obserwuj?c zm?czone pyski pe?ne nadziei nie zobaczy?a niczego czego si? nie spodziewa?a jednak rytm jej kroków zosta? zaburzony. Tolimira nie potrafi?a jednak jeszcze nad sob? idealnie panowa? przez chwil? na jej pysku pojawi? si? smutek gdy patrzy?a na starca b?agaj?cego bankiera o 50 monet kredytu.
- Prosz? dobry kucyku… tylko 50 monet. To dla mojego wnuczka on jest chory, musz? zdoby? lekarstwo.B?AGAM! - Dziadek pad? na kolana. Wida? by?o, ?e jest zdesperowany.
- Ssssss… dziadu – odpowiedzia? niski, p?katy i szpakowaty ogier u?miechaj?c si? do swojego identycznego brata który g?aska? brutalnie swym kopytkiem sztucznego kota, to znaczy wypchanego kota, a mówi?c dok?adniej wypchane truch?o kota z wy?upiastymi oczami. Tolimira domy?li?a si? od razu historii futrzaka.
- B?agam… prosz?… zrobi? wszystko…
- Id? si? wych?do?…- powiedzia? po czym otwarcie si? roze?mia?. Jego ?miech by? bardzo nieprzyjemny i z?owró?bny. Klacz jednak mia?a to gdzie?, w przeciwie?stwie do staruszka który prawie p?aka? z ?alu, bezsilno?ci i wstydu.
- Dziadu! – Wtr?ci?a si? Tolimira, nie wytrzyma?a ju? d?u?ej biernego przygl?dania si? cierpieniu i braku wspó?czucia. Wypisa?a wi?c paroma ruchami czek który poda?a starcowi – Masz tu czek na 1000 monet i wi?cej nie licz na tych wa?achów. Mi?ego dnia i nie przyjmuj? odmowy. Uznaj to za prezent dla twojego wnuka.
-A-ale ja…
Dziadek nie doko?czy? spiorunowany wzrokiem klaczy która zaraz potem posz?a dalej. Dopiero po dwudziestu krokach przywo?a?a nik?y u?miech na pysk. Cieszy?a si? ?e zrobi?a co? dobrego nawet je?li musia?a by? opryskliwa, aby zachowa? resztki strachu, wra?enia pot?gi po??czonej z niestabilno?ci? psychiczn? i sk?onno?ci? do sk?adania skarg ko?cz?cych si? powi?kszeniem grona bezrobotnych kuców.
- Tu nie wolno psze pani! – niski kucyk ziemny w czerwonym mundurku i ?miesznej czapeczce stara? si? zatrzyma? Tolimira. Ta jednak tylko si? za?mia?a.
- Ma?y, wiesz w ogóle do kogo mówisz? Zejd? mi z drogi! Ju?! No na co czekasz cieciu? – Rzek?a lodowatym tonem wy?wiczonym przez wielokrotne wizyty w podobnych przybytkach. Zgodnie z jej oczekiwaniami ogier spu?ci? wzrok wymamrota? co? co musia?o by? zezwoleniem i odsun?? si? od drzwi. – Widzisz! Mo?na?
Tolimira wymin??a go z gracj? jednak nagle uderzy?a go barkiem, spojrza?a mu w oczy i przesz?a przez drzwi. W kopytku zaskoczonego kucyka l?ni?a z?ota moneta.
***
-Jest tu kto? – Pytanie zosta?o skierowane w przestrze? gabinetu, a raczej bogato urz?dzonego pokoju szefa w którym sta?a ogromna biblioteka, na ?cianach wisia?y olbrzymie obrazy, a w jego centrum znajdowa?o si? biurko wraz z pi?cioma obitymi skór? fotelami. Obrazu dope?nia?y dwa kryszta?owe ?yrandole i z?ote monety rozsypane w kilku kupkach na pod?odze. Gabinet ten by? bez w?tpienia miejscem do którego trafiali tylko najwi?ksi i najbogatsi klienci. Tolimira zdziwi?a si? ?e strzeg? go tylko jeden, ma?y kucyk jednak by?o ju? za pó?no.
- Prosz?, prosz?… - us?ysza?a za swoimi plecami g?os ma?ego ogiera w czerwonym mundurku. – Winszuj? kreacji osobowo?ci, jednak?e Wasza gra zosta?a przeze mnie rozszyfrowana. Oddaje monet? – powiedzia? weso?o patrz?c na klacz której mina wyra?a?a chyba bezgraniczne zaskoczenie po??czone z szokiem i jeszcze paroma innymi, mocnymi emocjami. Kucyk zgodnie ze swymi s?owami odda? jej z?ot? monet?, zdj?? czapeczk?, ubra? cylinder zostawiony na najwi?kszym fotelu za sto?em i zasiad? w nim wspieraj?c pysk na kopytkach. – Czemu zawdzi?czam Wasz? wizyt??
Tolimira nie odpowiedzia?a szok dalej by? zbyt silny, niezra?ony tym prezes banku kontynuowa?.
- Pani wie, ?e nie ka?demu si? ujawniam? Du?o kucyków tu wchodzi jednak ma?o kto mnie zastaje. Kamufla? nieskromnie powiem wybra?em sobie ?wietny i skuteczny. Pozwala on tak?e na obserwowanie pracy kadr. Ma?o kto mnie tu zna wi?c by?bym ?askaw gdyby? mnie nie zdradzi?a. – Pu?ci? oczko do klaczy i ci?gn?? dalej korzystaj?c z stanu swego go?cia – Widzia?em jak zachowa?a? si? w stosunku do starca. ?adny gest, wiesz? Ci dwaj ju? nie pracuj?. Dok?adniej rzecz bior?c zostali wys?ani do naszego oddzia?u bardzo daleko. Mo?na powiedzie?, ?e a? na ksi??yc. Z?odzieje… mam nadzieje ?e go nie ukradn?…
Prezes zachichota?, wsta? z fotela, podszed? do barku ukrytego za jednym z woluminów, nala? sobie oraz Tolimirze wina, postawi? karafk? na stole nie zapominaj?c tak?e o zach?ceniu gestem do korzystania z trunku, a nast?pnie zwil?y? pysk i mówi? dalej. Klacz odzyska?a ju? rezon jednak grzecznie i pokornie czeka?a, a? gospodarz si? wygada.
- Zaimponowa?a? mi… tak bardzo, ?e nawet po?wi?cam Ci swój czas. Mam go jednak niezbyt wiele wi?c by?bym rad gdyby? mog?a…
- Tak, oczywi?cie. Mam tu polecenie wyp?aty od mojego ojca – poda?a wci?? u?miechni?temu ogierowi kartk? inna ni? inne. Zamiast s?ów odnosz?cych si? do wyp?aty by?a piecz?? a pod ni? trzy s?owa w dziwnym j?zyku.
- „Maus, Klju, Nemidis”? – Prezes uniós? brew. Wszystkiego móg? si? spodziewa? ale nie tego. Dosta? wr?cz mityczn? rzecz, co? co istnia?o tylko w bajkach i legendach. Rzecz o której bajali bardowie. ?wistek z tym tajnym has?em otwiera? konto bez ogranicze? w ka?dej walucie. Wszelkie zasoby banku w praktyce nale?a?y do Tolimiry. Praktycznie jednak szef banku, wielki prezes oddzia?u Ponyville trzyma? w kopytkach co? warte ma?? fortun? i dobrze zdawa? sobie z tego spraw?. Powiedzia? wi?c weso?o g?adz?c z czu?o?ci? kartk?, a nast?pnie z wielk? ostro?no?ci? chowaj?c j? do kieszeni.
- Oczywi?cie, przepraszam zapomnia?em si? przedstawi? jestem Yellow Worker – Kucyk uca?owa? kopytko Tolimiry. Klacz zachichota?a co zapewne zosta?o wzi?te przez niskiego, ró?owawego kucyka z dziewcz?c?, niebiesk? grzyw? za oznak? przyjemno?ci z okazanego szacunku. Morska klacz ?mia?a si? jednak z rozbie?no?ci mi?dzy imieniem, wygl?dem, a charakterem gospodarza.
- Jestem Tolimira i tak si? prosz? do mnie zwraca?. Mam ju? serdecznie do?? tego przesadnego szacunku! Potrzebuj? tak?e jakiego? lokalu w Ponyville. Tak na wczoraj je?li si? da. Przyda?by si? te? jaki? kontakt do pana o ile to nie k?opot…
- S?u??! Zaraz zobacz? co da si? zrobi? z lokalem. Co do kontaktu prosz? mówi? ?e jest pani siostr? Pink Stupida. Tak si? nazywam tam na dole.
- Dzi?kuj?, pa?skie zdrowie – Klacz wypi?a wino ze swojego kieliszka i nala?a sobie nast?pny. – Mog? tu zaczeka? prawda?
- Ale? oczywi?cie! Ja zaraz wróc?
Prezes zbieg? po schodach, uk?oni? si? swemu pracownikowi, powiedzia? par? s?ów, zarobi? kuksa?ca i rozpocz?? oczekiwanie na przygotowanie przez swoich pracowników listy budynków. Tolimira natomiast dalej pi?a wino czekaj?c równie? na to.
***
- Ju? jestem, prosz? oto pi?? ofert które obecnie s? dost?pne – Yellow uk?oni? si? podaj?c kartki klaczy. Ta podzi?kowa?a mu u?miechem i zaj??a si? lektur?. Wszystkie jej odpowiada?y wi?c postanowi?a poprosi? o rad? ogiera. W ko?cu on zna? realia tego miasta o wiele lepiej od niej. Ju? mia?a si? odezwa? gdy do gabinetu wpad? bia?y pegaz z strz?pami czerwonej odzie?y w pysku.
Wizyta ani tym bardziej zachowanie "go?cia" nie podoba?o si? Yellowowi lecz niestety prezes nie móg?, a raczej nie chcia? nic z tym zrobi? poniewa? by?a tu obecna tak?e klacz. Ka?dy wszak wie, i? dobrze wychowany kucyk b?dzie za wszelk? cen? stara? si? ograniczy? nieprzyjemne widoki p?ci pi?knej. Yellow wi?c tylko patrzy? na nowo przyby?ego bia?asa, staraj?c si? obliczy? jak du?e straty ju? narobi?. Ró?owy kuc postanowi? tak?e ukara? pracowników za to ?e POZWOLILI mu pojawi? si? w jego PRYWATNYM gabinecie. Yellow cz?sto kara? swych podw?adnych zawsze jednak albo listownie, albo te? poprzez aktorów czy inne podstawione osoby. Pracownicy bowiem zmieniali si? bardzo cz?sto, wystarczaj?co aby mo?na by?o zak?ada? nierozpoznanie kolejnego kucyka graj?cego rol? szefa. By? jeszcze jeden powód przez który Blanco nie zosta? spuszczony ze schodów. Ciekawo?? która kie?kowa?a nie tylko w g?ówce Tolimiry ale tak?e u Yellowa. Bia?y pegaz mia? bardzo du?o szcz??cia. Zbieg takich korzystnych przypadków zdarza si? raz na ca?e ?ycie a przecie? Blanco ju? niejednokrotnie, podobnie zreszt? jak i Tolimira wychodzi? z opresji tylko dzi?ki szcz??ciu... oraz czasem pewnej dozie humoru i absurdu.
Ostatnio edytowano 20 mar 2012, o 04:17 przez
Tolimira, łącznie edytowano 1 raz