Polana

[Pacto Sciente]

Pacto bieg? w stron? pegaza jednak obraz przed jego oczami oddala? si? i coraz bardziej rozmazywa?. - Nie! Czekaj! *ci??kie oddychanie* Nie odchod?!. - Teraz widzia? ju? tylko czerwono niebiesk? plam? na tle drzew coraz bardziej si? od niego oddalaj?c?. - Nie... czekaj... ja tylko... - Powiedzia? pó?g?osem ledwo ?api?c oddech, zacz?? odczuwa? dwudniowy marsz i brak porz?dnego posi?ku, oczy same mu si? zamyka?y jednak dalej bieg?. - Nie.. prosz... - Westchn?? reszt? si? i upad? w ?nieg. Nogi po prostu odmówi?y mu pos?usze?stwa. - Chyba potrzebuj? troch? odpoczynku, zaczynam mie? omamy... heh... - Pomy?la?; by?a to ostania rzecz jak? zrobi? po czym straci? przytomno??.

[Soar]

Soar szed? ?ladami kuca. ?lady by?y coraz g??ciejsze, i prowadzi?y do ?ladu po Upadku.
Jednak by? on Pusty. W ?adnym kierunku nie by?o ?adnych ?ladów.
Hmmm... Dziwne. Bardzo dziwne.- Prze?adowa? karabin i ruszy? w stron? Kamiennego Kr?gu.
Okaza?o si? ?e le?y tam Szary Kuc.
?y?. Ale by?o z nim ?le.
Podszed? do niego i razem z nim teleportowa? si? do Jaskini Blanca.

Z/T

[Soar]

Soar pojawi? si? na polanie.
Rozejrza? si?. Nikogo, niczego. ?wietnie.
?nieg w najbli?szej okolicy roztopi? si?. Usiad? na trawie.
- Tylko luna mo?e mi teraz pomóc.- Powiedzia? patrz?c w gwiazdy.
- Ksi??niczko Luno! Je?li mnie s?yszysz daj mi jaki? znak!.-Krzykn??. Co z tego ?e to nie ma sensu. Przynajmniej go to troch? podniesie na duchu...

[Luna]

Luna znów zwia?a z Canterlotu i posz?a si? przej??. Nagle us?ysza?a czyje? krzyki i czym pr?dzej pobieg?a w strone z k?d dochodzi?y odg?osy.Nagle natkn??a si? na jakiego? kuca.
-To ty mnie wo?a?e? ? Co Ci? sta?o? O co chodzi ?-powiedzia?a do ciemnego kuca.

[Soar]

Soar by? wielce zaskoczony pojawieniem si? ksi??niczki Luny.
Wsta?, po czym uk?oni? si? g??boko.
- Witaj, ksi??niczko nocy.
- Mam do waszej wysoko?ci pro?b?. Wraz z przyjacielem, zostali?my oskar?eni o infiltracj? Cantrelotu, oraz podejrzani o prób? zamachu. Prawda jest taka ?e zgodnie ze zleceniem, chronili?my zbiory biblioteki królewskiej. Teraz jeste?my poszukiwani... - Soar przerwa? i ukl?kn??. - W imieniu swoim i Uzda, prosi? bym wasz? Wysoko?? o Uniewinnienie. Lub je?li taka jest pani wola dobrowolnie oddamy si? w r?ce w?adz...

[Luna]

-Kto wam to zleci?? Mamy stra?ników...nie pami?tam ?eby?my szukali nowych...-powiedzia?a i spojrza?a na kucyka.
-Moge Ci? uniewinni? ale musz? pozna? osob? która by?a twoim pracodawc? ...i nie radze k?ama? lub broni? tego kuca..

[Soar]

Soar wsta?, i spojrza? na ksi??niczk?. Zamierza? powiedzie? wszystko co wiedzia?. Ale nie wiedzia? sporo.
-Tak jest, ksi??niczko...- Stwierdzi? po czym zacz?? mówi?
-Porucznik Gwardii, do?? podejrzany, szczerze mówi?c. Nazywa? si? Gist. Nazwiska nie poda?. Twierdzi? ?e kto? b?dzie chcia? co? z stamt?d ukra??, jaki? zwój chyba, i ?e dotychczasowa ochrona jest za s?aba. A co do zap?aty, to po?ow? dostali?my od razu, a reszt? mamy dosta? po udaremnieniu kradzie?y. Zap?aci? bardzo du?o. Nawet za du?o, bo sk?d porucznik gwardii zdoby? by tak? kwot?? - Powiedzia? wszystko co na ten temat wiedzia?. Mia? nadzieje ?e luna nie zapyta o pozosta?e zdarzenia na zamku.

[Luna]

-A da? wam glejt upowa?niaj?cy dost?p tam?- zapyta?a ksi??niczka. Szczerze w?tpi?a w dobre intencje kuca, wygl?da? podejrzanie. Wygl?da? na zamachowca. Ma?o kto w Equestrii nosi? si? na czarno, w dodatku te oczy... Ewidentnie co? z tym kucem by by?o nie tak. -Je?li nie upowa?ni? was do dost?pu to ja si? nie dziwi? ze was poszukuj?.
-Masz jakie? dowody na swoj? obron?? U?askawi? cie ch?tnie ale musisz mie? podstawy do swych twierdze?- rzek?a Luna.

[Soar]

Nie, Pani nie da? nam ?adnych uprawnie?.
Jedyne co mam na swoj? obron? to szczere s?owa, zreszt? mo?e pani to sprawdzi? w moim mózgu. Nie mam nic przeciwko Ksi??niczko.- Stwierdzi?
Najwy?ej sp?dz? reszt? ?ycia w wi?zieniu. Ale przynajmniej b?d? mia? czyste sumienie... - Pomy?la?.

[Luna]

-Uznajmy ?e ci wierze...- powiedzia?a niepewnie w swej m?dro?ci ksi??niczka. Co? tutaj nie pasowa?o. "czy?by?my mieli spiskowców w szeregach?"- pomy?la?a po czym zwróci?a si? do Soara.-U?askawi? ci? ale pod dwoma warunkami.- rzek?a- Po pierwsze przysi?gniesz mi tu i teraz na swoje zycie ?e nigdy nie bedziesz spiskowa? przeiwko nam, ksi??niczkom, oraz nigdy nie podejmiesz si? ?adnej akcji na szkod? obecnej w?adzy.- mówi?a w?adczym tonem- po drugie wykonasz ka?de zlecone ci przeze mnie zadanie.

[Soar]

Soar spojrza? na Ksi??niczk?, po czym ukl?kn??.
-Twoja wola jest dla mnie rozkazem, Pani.
- Ja. Soar Uhad przysi?gam na swoje ?ycie, ?e nigdy nie b?d? spiskowa? przeciwko mi?o?ciwie nam panuj?cej Ksi??niczce Celesti i jej siostrze Ksi??niczce Lunie. Zobowi?zuj? si? równie? do wykonania ka?dej misji, zleconej mi przez ksi??niczk? Lun?.- Po wypowiedzeniu tych s?ów pozosta? w ukl?ku, czekaj?c na reakcj? ksi??niczki.

[Luna]

-Dobrze Soarze, wsta?.- powiedzia?a po czym gdy wsta? dotkn??a go rogiem w ramie.- Od teraz nie jeste? ju? poszukiwany, mianuje cie swoim bezpo?rednim s?ug?. Odpowiadasz bezpo?rednio przedemn?, przed nikim innym.- powiedzia?a mu- je?li z?amiesz któr?? z przysi?g znajd? cie nawet w innym wymiarze i oddam najbrutalniejszej osobie jak? znajd?.- ostrzeg?a go.Luna szeroko roz?o?y?a skrzyd?a i rzek?a
-?egnaj Soarze, mam wra?enie ?e jeszcze kiedy? si? spotkamy- po czym odlecia?a w nocne niebo [zt]

[Soar]

Soar wsta? z kl?czek.
-?egnaj ksi??niczko Luno!- Krzykn?? za odlatuj?cym Alicornem.
-Jeszcze si? spotkamy... Z ca?? pewno?ci?.
Powolnym Krokiem ruszy? w stron? PonyVille...

Z/T

[Autumn Leaf]

Autumn wszed? na polan? i zacz?? siekier? r?ba? w pie? najbli?szego drzewa nie pzrejmujec si? jakie to by?o drzewo [ mam nadziej? ?e nie ma na mi domku Willow je?li tak to trudno] . Wysi?ek fizyczny sprawia? mu rado?? krew mu si? gotowa?a i robi?o mu si? gor?co. Tego w?a?nie potrzebowa? relaksu którego odnajdowa? w ci??kiej fizycznej pracy. Cios za ciosem topór wchodzi? g??biej w pie?.
- Jak w mas?o - mrucza? zadowolony z siebie i ze swojej pracy Autumn - B?dzie z tego drzewka mnóstwo pniaczków do komina.

[swiftyheat]

Swifty lecia?a do lasu by pozbiera? jagody na placek jagodowy. Gdy tak lecia?a nagle zobaczy?a przystojnego kucyka ?cinaj?cego drzewa, postanowi?a zlecie? do niego i si? przywita? w tym samym momencie poczu?a trem?. Nie wiedzia?a o co chodzi jeszcze nigdy nie ba?a si? rozmowy z innym kucykiem. Wyl?dowa?a i wykrztusi?a z siebie kilka cichych s?ówek - Dzie? dobry! Nazywam si? SwiftyHeat i jestem pegazem - Zdenerwowa?a si? poniewa? ko?cówka by?a oczywista i twierdzi?a, ?e zrobi?a z siebie idiotk?. Powiedzia?a sobie w duchu - B?d? odwa?na Swifty.