przez Syriusz » 10 mar 2012, o 13:29
Cho? czas mija?, z sekundy na sekund?, rozci?gaj?c si? a? po nieodkryt? wieczno??, doktor uparcie nie nadchodzi?, wp?dzaj?c zdruzgotanego wariata w dzik? rozpacz... 04:33, obwieszcza? stalowoszary zegar ?cienny. - Tik, tak, tik, tak, tik, tak... - szepta? zafascynowany wy?cigiem wskazówek Syriusz. Pora "karmienia"... Dlaczego nikogo nie ma? Gdzie doktor, gdzie nowe pigu?ki...? - Boj? si?, Berith... Boj? si?...! Dohtor mówi? ?e to u?uda... ?e niczego nie ma. ?e... On nie istnieje! Ale... Ja go widz?... - mamrota? co? pod nosem, szamocz?c si? z zapi?tymi szczelnie pasami. Lepkie od wilgoci powietrze dra?ni?o nozdrza, wype?niaj?c je specyficzn?, szpitaln? woni? ?rodków dezynfekuj?cych. Przybrudzona ?arówka zako?ysa?a si? wraz z podniszczonym ?yrandolem. Powiew wiatru? Mo?e... Ale sk?d? Zakurzone, przys?oni?te krat? okno zdawa?o si? zamkni?te tak samo, jak i wczoraj... Co?. Tajemnicze i zatrwa?aj?ce co?. By?o tu... Czu? to. Ca?ym sob?... A mo?e...? Mo?e to tylko jego chora wyobra?nia? Tego ju? za wiele...! - Dohtooorze! - zawo?a? przera?ony. Zawo?a?, ale nikt nie przyszed? by przerwa? jego m?czarni?. Pal?ce si? nieustannie ?wiat?o ?arówki... Po prostu zgas?o! Piel?gniarka zostawi?a je w??czone... By ?wiat nie wydawa? si? a? tak straszny. A teraz...? Nie ma go! Jedyny promyk nadziei... ZNIKN??! - Dohtoooorze... - wyszepta? sam do siebie. Przys?aniaj?cy wszystko mrok wlewa? si? do pomieszczenia. Niespokojny szaleniec wiedzia?, co to oznacza... TO nadchodzi. To... Ciemno??! Taka prawdziwa, taka pi?kna... Zanurzy? si? w niej, oddaj?c b?ogiej rozkoszy spokoju i ukojenia. Cichy ?miech zagrzmia? gdzie?, po drugiej stronie rzeczywisto?ci: "Nie bój si?, skaaarbie... To jak podró?... Do doooomu...!". S?owa pada?y z jego ust... Ale... Czy by?y to jego s?owa? "Co jest prawdziwe...?" - pomy?la? zag??biaj?cy si? w ciemno?ci Syriusz - Kim... Czym ja jestem...? - szepta?, gdy oczy zachodzi?y mu krwi?. - Paaaaani... - wyj?cza? niemal?e w agonii, a pojedyncza ?za sp?yn??a mu po policzku. - Wróciiii?eeeeem! - wrzasn??, gdy ja?? inne zwiedza?a ju? rejony bytu. Ob??ka?czy ?miech odbija? si? echem, wracaj?c jako pojedyncze odg?osy, zawieraj?ce w sobie ca?? kaskad? zmodyfikowanych lekko d?wi?ków. Ciemno?? duszy... Melodia nocy! Czarny wyszczerzy? si? nienaturalnie, przekrzywiaj?c lekko ?eb. Wpatrywa? si?... W pustk?! Ale... Czy na pewno? Ciemno?? to nie tylko mrok. Ciemno?? to ?wiat?o poznania. Poznania tego, co... Niedostrzegane! P?on?ce czerwieni? ?renice zadawa?y si? prze?wietla? ow? nico??, odnajduj?c w niej to, czego nie dostrzeg?by ?aden ?ywy i zdrowy umys?owo kucyk. Przestrze? zadr?a?a si?? trz?sienia ziemi, cho?... ?adne trz?sienie nie mia?o przecie? miejsca! - Wiiiidz? ci?... WIIIIDZ?...! - rzuci? Czarny, u?miechaj?c si? jeszcze bardziej. - Oddechu eteryyycznej mg?yyyy... Czeeego od nas chceeeeesz...? Przyby?e? zabra? dusz? teeego, który ju? jej niee maaaaa...? - wyszepta? w kierunku pustki, jawi?cej si? jako faluj?ce srebrzy?cie ?wiat?o, do z?udzenia przypominaj?ce wielkie oko, gdy jej przedziwna ?wiat?o?? zmaga?a si? z istnieniem mroku, co chwila mru??c si? i zapadaj?c w sobie, by wróci? po chwili, p?on?c ju? silnym i niematerialnym blaskiem. Czarny rechota? ochryple, lecz pomin?wszy systematyczne ruchy przepony, reszta jego cia?a le?a?a spokojnie w ?ó?ku, zwi?zana tymi samymi pasami i okryta t? sam? ko?dr?, które tak bardzo denerwowa?y Syriusza. Ten dziwaczny spokój mia? w sobie co?... Niezwyk?ego. Ciemno?? wokó? postaci szale?ca zag??ci?a si?, tworz?c obejm?, okalaj?c? znaczn? cz??? grzbietu. Przybra?a posta? eterycznych, czarnych jako i noc macek, sun?cych wyra?nie w stron? szafki nocnej. Dobywszy pogr??onej w niedojedzonej zupie ?y?eczki, pochwyci?a j? i podsun??a w stron? Czarnego. Nie wydawa? si? przej?ty swoj? obecn? sytuacj?. Ot, zwyk?e pasy - ot, zak?ad dla ob??kanych. Nic nadzwyczajnego... Pos?awszy rozbrajaj?cy u?miech w stron? "oka", skorzysta? ze swych eterycznych macek i rozbawiony, zacz?? bawi? si? metalowym przedmiotem...
Gardz?cy ?mierci? powróci? by karmi? si? strachem ?yj?cych...