Ogier poczuł się, jakby wyjął głowę z wiadra lodowatej głowy, po trzymaniu jej w nim przez dobre kilkanaście minut. Język nabrał tekstury papieru ściernego, wysechł, oczy szczypały go od ograniczonego mrugania. Czuł się gorzej niż źle. Chciał się oczyścić, zrzucić z siebie to ochydne uczucie...
...
...
W końcu poczuł łaskotanie w przełyku i hałaśliwie zwymiotował do stojącego pod ścianą wiadra z mopem wystającym pod ostrym kątem.
Targany jeszcze przez minutę czy dwie suchymi torsjami podniósł głowę znad plastikowego naczynia, rozejrzał się po kompanach, starł falbaną mankietu strużkę śliny z kącika ust.
-Cho... Cholera...-wyharczał z bladych jak reszta twarzy ust- Miałem atak tego... Oduchowienia... Musimy się z tym uporać jak najszybciej... Co... Co mnie ominęło?
Zwiadowca z trudem podniósł się i badawczym wzrokiem rozejrzał po wszystkich kucach, tych szalonyh i tych mniej, przy okazji w miarę możliwości przeczesując teren dookoła.
-Wesołek jest chyba nowy- mruknął.