Durne bajanie rozszerzaj?ce KP Staunch Spell

Dział ten jest przeznaczony dla tych, dla których historia z KP to jeszcze za mało. Jeżeli masz niespożytkowane zapasy weny, śmiało! Tutaj jest miejsce na opowiadanie o twojej postaci!

Moderatorzy: Kojira, Reetmine, Tali, Sal Ghatorr

Durne bajanie rozszerzaj?ce KP Staunch Spell

Postprzez Staunch Spell » 22 maja 2012, o 00:58

Dzie? dopiero wstawa?. Pierwsze promienie s?o?ca wpada?y przez szyby Canterlodzkiego akademika wprost do pokojów studentów. Wi?kszo?? kucyków by?a pogr??ona we ?nie. Wi?kszo?? bowiem nieliczne klacze i ogiery uczy?y si? do egzaminów, by?y zaj?te higien? osobist? lub ?egna?y si? z kochankami nielegalnie przebywaj?cymi w ich pokojach. Jak w ka?dym akademiku wsz?dzie panowa?o jakie? dziwne po??czenie chaosu, braku poszanowania zasad i szale?stwa ze skrajnym wycie?czeniem i ci??k?, uczciw? prac?. W jednym z pokojów mia?o si? jednak zdarzy? co? niezwyk?ego. W owym pokoju na co dzie? ?y?y dwie klacze, ?y?y to mo?e z?e s?owo bardziej egzystowa?y ?ywi?c si? resztkami pokarmów, ?wicz?c swoj? magi? oraz od ?wi?ta ucz?c si? coraz wi?cej bzdurnych regu?ek na coraz bardziej przewidywalne egzaminy u coraz nudniejszych wyk?adowców. Ten dzie? mia? by? jednak inny o czym owe klacze nie mog?y jeszcze wiedzie? tym bardziej, ?e jedna z nich spa?a. Niby normalna rzecz jednak nienormalna gdy za pi?tna?cie minut ma si? zacz?? bardzo wa?ny wyk?ad u prawdopodobnie najwredniejszego belfra jaki zamieszkiwa? kanciapy w ca?ej historii tej jak?e szacownej uczelni.
- Wstawaj m?oda! – Nieprzyjemny, piskliwy g?os dobieg? do uszu br?zowawej klaczy – No jazda Staunch bo zaraz si? spó?nisz do Owlimo!
- Ueehhh… -odpowiedzia?a z godno?ci? zaspana klacz.
- Sama tego chcia?a?! – Zachwyt, rado?? oraz jaka? dziwna perwersyjna nutka brzmia?a w piskliwym g?osie klaczy gdy ta zrobi?a par? kroków w ty?.
- B?agam Szczurko! Nie! – wykrzycza?a jeszcze ca?kowicie ju? rozbudzona Staunch.
Irvina, Bia?a jednoró?ka wskoczy?a na ?ó?ko swej przyjació?ki wydaj?c przy tym jeszcze bardziej przeszywaj?cy pisk. Szczurka. Có? przezwisko pasowa?o do niej idealnie. D?uga grzywa o mysim kolorze, bia?a sier??, piszcz?cy g?os i jeszcze ten dziwny nawyk poruszania nosem. Wiele kucyków zapewne obrazi?oby si? za nazywanie ich „szczurkiem” jednak Irvina lubi?a swe imionisko. Lubi?a je tak samo jak tulenie, mi?toszenie oraz ?askotanie i pocieranie noskiem swej przyjació?ki. Zapewne wi?kszo?? kucyków takie zachowanie uzna?aby za niew?a?ciwe, wr?cz „zboczone” albo co gorzej oznaczaj?ce sk?onno?ci homoseksualno-fillyfilskie, jednak Staunch by?a do takiego traktowania przyzwyczajona i co tu du?o mówi? bardzo lubi?a chwile w których Szczurka wraz z ni? uprawia?y t? karykatur? zapasów po??czon? z czu?o?ciami i ?askotkami. A by?o co lubi?! Mysia klacz, mieszkaj?ca z Staunch w jednym pokoju jakim? dziwnym cudem wyrobi?a w sobie zdolno?? idealnego zadowalania ka?dego kucyka niezale?nie od wieku, p?ci czy te? upodoba?. Pocz?tkowo, gdy Staunch po raz pierwszy zazna?a uroków zabaw swej wspó?lokatorki, obawia?a si? o sw? orientacje seksualn?. Przez d?ugi czas bacznie bada?a swoje reakcje na ogiery oraz klacze. Bada?a to wr?cz do przesady. Nie raz zdarza?o jej si? podgl?da? swe kole?anki i kolegów pod prysznicem jednocze?nie badaj?c poziom swego podniecenia. Nic niepokoj?cego jednak nie odkry?a. Podniecenie by?o u niej ca?y czas ukierunkowane na t? „w?a?ciw?” p?e?. Czemu wi?c zachowanie Irviny tak bardzo j? „rusza?o” i cieszy?o? Zagadka wyja?ni?a si? jaki? czas pó?niej podczas zimowego wieczoru ca?kowicie zmarnowanego na nauk? jaki? cudacznych teorii o rozmna?aniu pokarmu.
- Nie mog? ju? – powiedzia?a Staunch zrezygnowana z nutk? irytacji w g?osie – Po co do siana mamy si? tego uczy? jak woko?o jest tyle trawy? Przecie? nigdy jej nie braknie!
Ton jej g?osu nie wp?yn?? ani w jednym procencie na pozycje i zachowanie bia?ej, nadal nuc?cej jak?? piosenk? i przegl?daj?cej notatki klaczy. Irvina siedzia?a na skraju ?ó?ka jeszcze dobr? chwil? zanim bez ?adnego ostrze?enia rzuci?a czar na butelk? wina stoj?c? na stole, tu? przed sw? przyjació?k?. Butelka jednak nie planowa?a si? mno?y?, a mo?e planowa?a ale w inny sposób ni? zak?ada?a Szczurka? Faktem jest, ?e zamiast dwóch butelek powsta?o oko?o tysi?ca… od?amków szk?a, które z olbrzymi? rado?ci? powbija?y si? we wszystko w zasi?gu wzroku, tak?e w biedn?, niczego nie spodziewaj?c? si? klacz oraz prowodyrk? ca?ego zaj?cia.
- Auuu, kurcz? Szczurko ostrzegaj mnie gdy co? takiego robisz.
Irytacja klaczy jeszcze wzros?a po ca?ym tym zaj?ciu zaraz jednak roze?mia?a si? pogodnie jednocze?nie rzucaj?c podstawowe czary lecz?ce na siebie i kole?ank?.
- Hahhaha, zrób tak na egzaminie to mo?e nast?pne roczniki nie b?d? musia?y si? z tym u?era?!
- Przepraszam kochanie, my?la?am ?e….
- ?e dasz rad?? Có?, spodziewa?am si?, ?e nie dasz. Jeste? zdolna i tak dalej ale jednak takie mno?enie to absurd! Komu to potrzebne? Zreszt? znam odpowied? – pogodny u?miech znów zago?ci? na przed chwil? ?ci?tym grymasem pysku studentki. – Nie martw si?, nic si? nie sta?o, a ja przynajmniej mog?am po?wiczy? WA?NE zakl?cia.
- I tak mi przykro. Wiem! Wynagrodz? Ci to! Wiem przecie? co zawsze poprawia Ci humor!
Tak oto Staunch zosta?a znowu „rozbrojona”. Próbowa?a oczywi?cie protestowa? gdy Irvina zbli?a?a si? do niej z kopytkami ale ile mo?na protestowa? gdy kopytka kole?anki przynosz? takie mi?e uczucie? Br?zowa klacz jednak tego wieczoru nie mog?a si? rozlu?ni?. Czu?a w okolicach podbrzusza to dziwne, niepokoj?ce uczucie podniecenia. Nie, co? by?o wyra?nie nie tak. Musia?a o to zapyta?, po prostu musia?a.
- Irvin?
- Tak kochana?
- Prosz? przesta? – rzek?a, a w jej oczach zebra?y si? ?zy – Jeste? ?wietn? przyjació?k? jednak ja… J-ja.. Ja jestem homoseksualna, Twój dotyk mnie podnieca. To nie jest normalne. Prosz? przesta?! Nie mog?, po prostu nie mog? ryzykowa?, ?e przez moje odchylenia i Ty staniesz si?…
Nie doko?czy?a. Rozp?aka?a si?. Kopytka Irviny jednak nie uciek?y. Co wi?cej Szczurka chichota?a! Nie, to ju? by?o zbyt wiele dla m?odej jednoró?ki. Przesta?a p?aka? i popatrzy?a pytaj?cym wzrokiem z niedowierzaniem mo?e nawet z?o?ci? na kole?ank?.
- Nie martw si? kochanie. To mój specjalny talent. Ka?demu daj? idealnie to co go „zadowala”. Z Tob? jest wszystko w porz?dku, ze mn? tak samo po prostu… daj? Ci rado?? i odpr??enie. No i to nie jest zwi?zane z „seksualno?ci?”. Nawet nie wiesz ile razy przerabia?am takie rozmowy. To normalne ?e si? boisz, ale zaufaj mi. Mieszkamy ze sob? ju? tak d?ugo czy kiedy? zrobi?am Ci jak?? krzywd? lub naruszy?am Twoj? prywatno??? Je?li o tym mowa to pó? akademika ju? wie ?e ich podgl?dasz!
Weso?y ale jednak spokojny ton klaczy uspokoi? Staunch jednak ostatnie zdanie wywo?a?o rumieniec na policzku br?zowo umaszczonej klaczy. Skoro wiedzieli to by?a o?mieszona! Taki wstyd! Co oni o niej b?d? my?leli? Pewnie, ?e jest zboczona albo… Staunch wola?a tego nie wiedzie?.
- Nie martw si? kochanie! Odpr?? si? i uspokój. Przepraszam, nie powinnam Ci chyba tego mówi?… jednak Greek Sweet, no wiesz ten ?aciaty, zielony ogier prosi? mnie abym Ci przekaza?a ?e je?li chcesz go podgl?da? to ?eby? tego nie robi?a na wprost magicznego monitoringu. Mówi? te? co? o do??czeniu czasem do zabawy.
Puszczone oczko przez bia?? klacz pog??bi?o tylko rumieniec panny Spell.
Od tego czasu jednak Staunch o wiele ch?tniej dawa?a si? ?askota?, czasem nawet liza? swojej kole?ance. Kole?ance? Najlepszej przyjació?ce! Od tego czasu bowiem wszystko robi?y razem. Sekrety mi?dzy nimi tak?e przesta?y istnie?. To wszystko spowodowa?o, ?e tego pi?knego poranka, gdy Szczurka budzi?a sw? kole?ank? rzeczami o których grzeczne kucyki wstydz? si? nawet my?le? Staunch tylko si? ?mia?a staraj?c si? ze wszystkich si? oddawa? czu?o?ci jednak jak to zwykle bywa?o z mizernym skutkiem. Irvina jednak nie przejmowa?a si? tym ani troszeczk?. Jej rado?? bra?a si? tylko i wy??cznie ze ?miechu kole?anki. ?miech jednak szybko si? sko?czy? gdy mysia klacz zda?a sobie spraw? z powodu igraszek. Czas ucieka?, a Staunch by?a ju? spó?niona.
- Staunch, za pi?? minut masz by? u Owlimo! Przepraszam! – krzykn??a zeskakuj?c z ?ó?ka i pakuj?c rzeczy br?zowej klaczy do juków, które jakim? cudem napatoczy?y si? po drodze.
- O rety! Masz racj?! O nie! Nie, nie, nie, nie, nie! – Br?zowa klacz panikowa?a jednak jej my?li zachowa?y w sobie cz?stk? logicznego my?lenia.
?niadanie – Nie. K?piel – Nie. Golenie – TAK!
Tak wi?c klacz wybieg?a z pokoju do ?azienki i rozpocz??a szybki rytua? golenia. Wi?kszo?? kucyków uznawa?aby pewnie golenie twarzy za co? g?upiego i obrzydliwego jednak Staunch czu?a si? wtedy rze?ka i o wiele pewniejsza. Poza tym ta klacz nieznosi?a resztek jedzenia zostaj?cych na jej sier?ci po konsumpcji. Golenie jako, i? by?o wykonywane mechanicznie i praktycznie bezwiednie trwa?o tylko chwilk?. Lata ?wicze? naprawd? czyni? mistrza, a przynajmniej pozwalaj? o wiele skróci? czas potrzebny do wykonania danej czynno?ci co podczas bycia spó?nionych, lub te? opiesza?ym jak twierdzili wyk?adowcy bardzo si? przydawa?o.
Klacz wybiegaj?c z ?azienki porwa?a juki, u?miechn??a si? do kole?anki i przesz?a w szale?czy galop, aby tylko zd??y? do tego szale?ca.
***

Wyk?ady u Owlimo zawsze by?y straszne. Ten jednak by? wyj?tkowo straszny! Po pierwsze Staunch dosta?a kar? za trzydziestoczterosekundowe spó?nienie, po drugie t? kar? by?o u?ycie magii do na?apania wyk?adowcy myszy, a po trzecie konieczno?? zaj?cia miejsca w pierwszym rz?dzie i obserwowanie ob?erania si? tej g?upiej sowy! Sowy? Co sowa robi?a na katedrze? Sowa naucza?a! Owlimo by? bowiem jednym z najbardziej cenionych wyk?adowców i zapewne jedynym, który potrafi? obróci? g?ow? o sto osiemdziesi?t stopni, a potem wróci? do pozycji wyj?ciowej i to w czasie poni?ej dwóch sekund! Czemu jednak sowa wyk?ada?a tak wa?ny przedmiot jakim by?a transmutacja? To proste jednoro?ec transmutator tak jak saper myli si? tylko raz. Owlimo si? pomyli?, chcia? za bardzo i jakim? cudem po zamianie w sow? brak?o mu si?, czy te? energii magicznej na odmienienie si?. Odmiana bowiem jest tak samo trudna jak zamiana. Tylko, ?e… do zamiany energie mo?na zbiera? w sobie przez d?ugi czas. Odmiana natomiast nast?puje wtedy gdy kuc, a raczej by?y kuc ma ju? zgromadzon? energie i to o dziesi?? procent wi?ksz? energie ni? przy przemianie! Jak wszystkim wiadomo inne od jednoro?ców istoty nie s? w stanie gromadzi? energii. B??d w obliczeniach i mo?na na zawsze zmieni? ras?! Czemu jednak nikt nie odmieni? Owlimo? Energia jak? ten jednoro?ec zu?y? na przemian? by?a zbyt wielka i ju? od pi??dziesi?ciu lat nikt nie mo?e odmieni? pechowca. Jednak ten stan ma te? zalety! Owlimo jakim? cudem, zapewne zwi?zanym z w?asnym czarem nie starzeje si?, mówi w dawnym j?zyku i sta? si? jeszcze wredniejszy ni? za dawnych, kucykowych czasów. Ponadto potrafi lata? i zachowa? zdolno?? czarowania! Niestety jako „ró?d?ki” musi on u?ywa? ostro zako?czonych przedmiotów. Brak mo?liwo?ci trzymania owych przedmiotów spowodowa? wykonanie dla niego nak?adki na penisa. Owlimo jest wi?c utrzymywany w stanie permanentnego podniecenia, aby móg? demonstrowa? czary. Niestety podniecaj? go dalej kucyki… Pechowy uk?ad gwiazd zapewne spowodowa? ?e najbardziej podnieca?a go zawsze Staunch. Klacz przezornie stara?a si? wi?c nie mie? u niego „dy?urów” co z kolei mocno denerwowa?o sowiego satyra, a odrzucenie jego uczu? spowodowa?o w starcu ch?? zemsty!
- Panno Spell prosz? tu podej??. Spó?ni?a si? pani wi?c dzi? to pani b?dzie robi?a za nasz obiekt pokazowy!
Staunch j?kn??a ale wykona?a polecenie. Wiedzia?a, ?e lepiej go nie dra?ni?. Niestety nie mog?a wiedzie? co sowa szykuje, ani jak to si? sko?czy.
- Prosz? si? skupi?! Teoria Ablaciano, jak wszystkim zapewne wiadomo zak?ada wiele ró?nych rozwi?za? prostych problemów. Najlepsze jest oczywi?cie rozwi?zanie najprostsze jednak co je?li z jaki? wzgl?dów musimy zastosowa? co? bardziej skomplikowanego? Czy musimy zebra? o wiele wi?cej magii? Nie. Nie musimy. Kto? wie czemu? Panie Stark?
- Poniewa? mo?emy u?y? najprostszego czaru, a potem wprowadzi? minimalny modyfikator Wrasloua i doda? zmienne punktowe – wyrecytowa? sennie ?ó?ty jednoro?ec z br?zow? grzywk?.
- Dok?adnie tak! Brawo!
Owlimo by? jaki? dziwnie pobudzony i radosny. To by?o do niego niepodobne. W g?owie Staunch zapali?a si? wi?c pierwsza czerwona lampka. Klacz wiedzia?a ju?, ?e satyr co? planuje i to co? zapewne j? o?mieszy lub zawstydzi.
- Na przyk?ad chcemy pannie Staunch doprawi? penisa jednak jej narz?dy takie jak… no wiecie co równie? powinny zosta? zamienione na m?skie sutki. Najlepiej zrobi? to tak.
Owlimo zanim Staunch zd??y?a cokolwiek zrobi? dotkn?? j? swym penisem w okolice podbrzusza co momentalnie wywo?a?o b?ysk zielonego ?wiat?a i pojawienie si? m?skiego organu rozrodczego. Owlimo u?miechn?? si?, przeczeka? burz? braw i odczarowa? zdenerwowan? klacz.
- Dzi?kuj?, dzi?kuj? ale to naprawd? prosty czar. Tak, b?dzie na egzaminie. A teraz popatrzcie my?l? o zrobieniu penisa i w ostatniej chwili dodaj? usuni?cie piersi.
Kolejne dotkni?cie „ró?d?k?” i kolejny pe?ny sukces. Pe?ny? Nie, niestety nie. Owlimo bowiem zemdla? i majestatycznie upad? na ziemie. Co? by?o wybitnie nie tak. ?miechy ucich?y momentalnie, a bra? studencka pocz??a rzuca? losowe czary lecznicze na profesora. Staunch jako jedyna nie bra?a w tym udzia?u. By?a zbyt zdenerwowana w?asnym fallusem, ?eby móc si? skupi? na rzucaniu zakl??. Sytuacja dla niej by?a zbyt absurdalna aby mog?a si? ruszy?. Klacz nie by?a pewna czy jej si? to przypadkiem nie ?ni. Co w takiej sytuacji si? robi? Oczywi?cie ?bem w ?cian?, a jak nie pomo?e to uszczypni?cie. Niestety, nie pomog?o. Staunch dotkn??a swego przyrodzenia które nadal tam by?a i weso?o si? bimba?o po czym zap?aka?a. Jej p?acz zosta? jednak przerwany przez przekle?stwa sowiego belfra. Jak wida? z?ego diabli nie wezm?! Owlimo wsta? okrzycza? paru studentów którzy jakim? dziwnym trafem wymurowali mu na skrzyd?ach dziwne zielone larwy, a nast?pnie odczarowa? Staunch, a raczej próbowa? odczarowa? bowiem brak?o mu mocy. Sowi saper pomyli? si? po raz drugi! Czy to podniecenie? Staro??? A mo?e z?o?? przechodz?ca w nienawi?? sprawi?y, ?e przekroczy? limit magii? Nie wiadomo. Pewnym jednak by?o, ?e kto? silniejszy od niego musi odmieni? zdenerwowan? jednoró?k?. Zdenerwowan? do?? mocno co mo?na by?o pozna? po wyrazie jej pysku gdy Owlimo powiedzia? jej, ?e przez jaki? czas b?dzie rodzaju m?skiego.
- Ty zawszony capie, idioto, debilu, skretynia?y kpie i parchaty kutasie! – Krzycza?a bij?c kopytami w sow? – Co? Ty mi zrobi?? Jak mog?e?? Jak ?mia?e??
Nagle jej róg rozb?ys? bladym ?wiat?em, a sama klacz znów wróci?a do dawnej p?ci. Co wi?cej Owlimo wróci? do rasy jednorogów! Szok jaki wywo?a?o to zdarzenie by? nieporównywalny z niczym innym. Nawet z powrotem Discorda czy zagro?eniem ze strony ksi???cej siostry – Luny. Ca?a aula zacz??a krzycze?, tupa? i gratulowa? Staunch.
- To by?o przypadkowe… -Próbowa?a si? jeszcze t?umaczy? jednak by?o za pó?no. T?um wyniós? j? z auli prosto do gabinetu dyrektora. Co wi?cej ju? w owym gabinecie klacz zobaczy?a ?e jest ca?a oblana alkoholem a na jej kopytku powiewa zawi?zana flaga Equestrii „?a?osne” – pomy?la?a jednak poprawi?o jej to humor. Dyrektor jednak wydawa? si? niepocieszony. Wiedzia? bowiem, ?e teraz b?dzie musia? napisa? raport do Celestii w którym wyt?umaczy sytuacje, opisze dok?adnie rozwój magiczny klaczy, przyzna si?, ?e owa klacz jest pot??niejsza prawdopodobnie od ca?ej jego kadry razem wzi?tej jego samego nie wy??czaj?c, a na ko?cu dopisze obietnice ogromnego stypendium, które b?dzie, znaj?c realia uniwersyteckie wyp?aca? tej „fuksiarze” przez d?ugie lata nauki. By? jednak profesjonalist? wi?c przybra? wyraz twarzy „radosnego staruszka” i przemówi? ciep?ym g?osem, w którym prawie nie da?o si? wyczu? zazdro?ci, zawi?ci oraz z?o?ci.
- Gratuluje! Staunch z?oto czy wiesz co zrobi?a?? To cudowne! Niech no Ci? u?ciskam!
„Mo?e Ci? udusz?…tak bardzo chc?” – doda? w my?lach po czym naprawd? mocno ?cisn?? klacz.
- Dzi?kuj? profesorze. – odpowiedzia?a Staunch gdy j? pu?ci? i pozwoli? z?apa? troch? oddechu. – ale to by? przypadek…
Wi?cej nie powiedzia?a bowiem otoczenie skandowa?o jej imi? domagaj?c si? jednocze?nie urz?dzenia wielkiej imprezy, oczywi?cie na koszt instytutu. Dyrektor s?ysz?c to tylko westchn?? i powiedzia?.
- Chcecie imprezy s?py? No dobrze… niech tak b?dzie. W ko?cu co? takiego jak odmienienie wyk?adowcy… najlepszego wyk?adowcy przez studenta nie zdarza si? codziennie. Jednak mam par? warunków…
Staunch nie us?ysza?a ju? jakich. Wydarzenia minionego dnia tak j? wyko?czy?y, ?e zemdla?a.

***

- Wstawaj m?oda! – Piszcz?cy g?os znów ?widrowa? powietrze i przy okazji uszy Staunch.
- Uff to by? tylko… - Br?zowa klacz zacz??a mówi? otwieraj?c oczy kiedy nagle zobaczy?a stosy prezentów oraz par? ogierów weso?o si? u?miechaj?cych. No i oczywi?cie sw? przyjació?k? w koszulce z podobizn? Staunch i napisem „Bohaterka” oraz r?kawic? „Z okazji ratunku Owlimo”
- Sen – doda?a zrezygnowana padaj?c na ?ó?ko i przykrywaj?c si? znów ko?dr?. Pomimo tego na jej pysku go?ci?a rado?? i duma. Mo?e i to by? przypadek ale jednak… ona to zrobi?a, da?a rad? i teraz wszyscy ju? o tym wiedz?! Mo?e nawet napisz? o tym w gazecie? Na pewno napisz?! Pewnie nie tylko w gazecie ale ca?ej masie publikacji! Na tak? my?l klacz odrzuci?a ko?dr? i da?a si? porwa? zabawie.
- Ogierki a wy co? Nie czujecie si? zobowi?zani do czego?? – Pytania zadane przez Szczurk? zasta?y Staunch ?miej?c? si? podczas ogl?dania dyplomu wystawionego przez Owlimo. Ocena bardzo dobra by?a… bardzo dobra, a ocena bardzo dobra na okres pi?ciu lat i zwolnienie z zaj?? ty by?o spe?nienie najskrytszych marze?. S?owa Irviny jednak oznacza?y kolejn? rzecz, która dok?adnie tak jak przewidywa?a br?zowa klacz mocno j? zawstydzi?a.
- Racja! Ch?opaki ?piewa?! – Zawo?a? zielony ogier w okularach po?ówkach wyci?gaj?c zza pleców gitar?.
Takiego fa?szowania nie zna?y zapewne te mury, a trzeba przyzna?, ?e pija?skie wycia zdarza?y si? w Canterlodzkim kampusie bardzo cz?sto. Ta pie?? by?a jednak inna. Po pierwsze ?piewa?y j? trze?we ogiery, no przynajmniej tego dnia bo tak si? ?miesznie z?o?y?o ?e owa „pie?? pochwalna ku czci i urodzie jedynej i kochanej Staunch” sta?a si? przebojem w?ród braci studenckiej, szczególnie opitej braci studenckiej na d?ugie lata. Po drugie natomiast zako?czy?a si? ona propozycj? wspólnego „zwiedzania ?wiata”. Dok?adniej pewien szary ogier b?d?cy ju? na ostatnim roku podszed? do zawstydzonej klaczy i odezwa? si? g??bokim g?osem.
- Straszna tandeta ale liczy si? gest prawda?
- Tak, zero gustu ale przynajmniej maja zabaw? – odpowiedzia?a Staunch chichotaj?c – Jestem Staunch ale to pewnie ju? wiesz…
- Wiem, mnie zw? Double Pumpin i chcia?em Ci tylko pogratulowa? wiesz czego. To by?o niesamowite! – Czary oczy ogiera zaja?nia?y, wida? by?o, ?e naprawd? uwa?a to za ogromne osi?gni?cie i szczerze podziwia klacz. Zap?onion? klacz. Staunch bowiem jego zachowanie oraz s?owa mocno peszy?y. Nadal nie czu?a si?, a? tak? bohaterk? i cudotwórczyni?.
- Dzi?ki ale…
- Wiem. Wiesz, to mój ostatni rok w szkole. Podobno Ty tak?e chcesz odej?? po tym roku. Gdyby? mia?a ochot? mog?aby? si? ze mn? zabra?… To tylko propozycja ale…razem mogliby?my wiele zdzia?a? – powiedzia?, uk?oni? si? i odszed? nie czekaj?c na odpowied?.
- Kto to by?? – Spyta?a br?zowa klacz Szczurki.
- Nie znasz Double? To najzdolniejszy jednoro?ec w akademii… a raczej drugi najzdolniejszy od wczoraj – odpowiedzia?a bia?a klacz puszczaj?c w swoim stylu oko o przyjació?ki. – Podoba Ci si??
- Sama nie wiem… ale chyba zgodz? si? na jego ofert?.

***

Rozstanie z Szczurk? by?o dla br?zowej jednoró?ki bardzo trudne. Co jednak mog?a zrobi?? Przecie? musia?a dokona? wyboru. Musia?a postawi? na szali sw? przyjació?k? i Double. Wynik by? jasny i oczywisty. Dwa najzdolniejsze jednoro?ce w wyprawie która ma ich nauczy? pomagania bli?nim oraz wzmocni? jeszcze bardziej ich potencja? magiczny. Staunch by?o jednak bardzo smutno, ?e ju? prawdopodobnie nigdy nie zobaczy swej najlepszej przyjació?ki, ?e nigdy ju? razem nie b?d? si? tuli? ani ?askota?, ?e to koniec dzielenia si? sekretami oraz ?artowania. Chcia?a, ?eby ta chwila nigdy nie nadesz?a niestety czas p?yn?? nieub?aganie i wreszcie wybi?a godzina rozstania. To dziwne jak dwie ca?kowicie ró?ne klacze mog? si? do siebie tak przywi?za?. Podczas po?egnania, ta zawsze weso?a i wiedz?ca idealnie o zrobi? aby ka?dego pocieszy? mysia klacz p?aka?a. Staunch za to by?a jakby wyprana z emocji. Jej twarz by?a w tamtej chwili nieprzeniknion? mask?, a jej my?li b??dzi?y w kierunku rozwa?a? nad jej orientacji seksualn?. Br?zowa klacz by?a pewna ?e kocha Irvin?. Nie by?a tylko pewna czy kocha j? jak najlepsz? przyjació?k?, siostr? czy jak.. partnerk?. Do tej chwili nie by?a pewna czy post?puje w?a?ciwie jednak to co czu?a przekona?o j?, ?e musi opu?ci? Canterlot. Dla dobra nie tyle w?asnego co Irviny. Tej niewinnej i zawsze dobrej Irviny, szczurzej klaczy o ogromnych zdolno?ciach, które tak ?wietnie uzupe?nia?y jej w?asny talent.
- To do zobaczenia Szczurko. Nigdy Ci? nie zapomn?. – powiedzia?a oboj?tnym tonem jednak jej oczy nagle si? zaszkli?y. Nie wytrzyma?a.
- Ja Ciebie tak?e. Napisz do mnie jak znajdziesz swoje miejsce, dobrze?
- Jasne. Dzi?ki za te trzy lata…
- To ja dzi?kuj?. By?a? moj? jedyn?, prawdziw? przyjació?k?. Mo?e mog?abym jeszcze…
- Tak?
- Wiesz…
- Wiem.
Dalej by?a przyjemno??. Jednak ?miech by? w niej przeplatany z ?zami. Obie dobrze wiedzia?y, ?e to ich po?egnanie. Mo?liwe, ?e na zawsze.

***

Dzie? by? s?oneczny i bardzo ciep?y. By? pó?ny ranek tote? wi?kszo?? kucyków by?a zaj?ta prac? lub wype?nianiem obowi?zku szkolnego. Wyj?tkiem by?a licha chatynka na obrze?ach miasteczka. Br?zowa klacz spa?a cichutko mrucz?c i prze?ywaj?c jeszcze raz ostatni? noc. Staunch pomimo braku spektakularnych sukcesów magicznych czu?a si? spe?niona. Mia?a swego kochaj?cego ogiera – Double’a, w?asny k?t, spokój oraz przede wszystkim poczucie, ?e robi to co kocha, czyli pomaga innym. Mo?e rozwi?zywa?a tylko ma?e sprzeczki ale jednak dla jej przyjació?, czyli mieszka?ców wioski by?y one wa?ne. Double krzywi? si? na nazywanie wszystkich przyjació?mi ale od dawna ju? nie rzuca? uwag pod tym adresem. Wszystko wygl?da?o na idealne i sielankowe jednak ten dzie? by? z?ym dniem. Dniem najprawdopodobniej o wiele smutniejszym dla Staunch ni? dzie? po?egnania z Irvin?. Klacz jeszcze o tym nie wiedzia?a jednak ju? za chwil? mia?a si? o tym dowiedzie?. Z?? nowin? przechowywa? ju? list zostawiony na stole.

***

Sprawa zacz??a si? niewinnie. Ot zwyk?a sprzeczka dwóch m?odych klaczek o zupe?nie nieistotn? rzecz. Dziewczynki oczywi?cie pobieg?y nie do rodziców tylko do „cioci” Staunch, budz?c przy okazji ow? „cioci?”.
- Ciociu, ciociu – krzycza?y jedna przez drug? ?al?c si? na niesprawiedliwo?? ?wiata. Br?zowa klacz jednak u?miecha?a si? promiennie szcz??liwa, ?e znów b?dzie mie? okazje do pomocy. Przetar?a wi?c oczy kopytkiem i zapyta?a jak zwykle ciep?ym, pogodnym tonem.
- Cze?? dziewczynki. Co tam nowego u was s?ycha??
- Bo Alice zabra?a mi... – poskar?y?a si? ró?owa pegaz z butnym wyrazem pyska.
- Nieprawda! – zaprzeczy?a jej kole?anka amarantowa klacz ziemna której wzrok wyra?a? ogromny ?al. – To ona wczoraj…
Staunch westchn??a na pokaz. ?mieszy?a j? ta ca?a sytuacja ale jednak okazanie tego by?oby niepedagogiczne. Musia?a wi?c udawa? rozdra?nienie.
- Echhhh…. Dziewczynki po co si? k?óci?? Jeste?cie przecie? przyjació?kami i takie drobnostki nie powinny was poró?nia?.
- No ale… - zaprotestowa?y chórem m?ode klaczki. Nie dane im by?o jednak doko?czy? bowiem róg Staunch b?ysn?? o?lepiaj?ce czyni?c „pokój”. M?ode klaczy pod wp?ywem zakl?cia przypomnia?y sobie mi?e, wspólnie sp?dzone chwile. Wszelkie sprzeczki i spory odesz?y od nich. Co wi?cej zapomnia?y nawet o co si? sprzecza?y.
- Dzieki ciociu! – krzykn??a pierwsza
- Co my?my bez Ciebie zrobi?y! – doda?a druga przytulaj?c si? do Staunch, która poczu?a si? spe?niona. Tak chcia?a ?y?, dok?adnie tak. Zaraz jednak zosta?a puszczona, a dziewczynki po wykrzyczeniu jaki? szybkich po?egna? wybieg?y zostawiaj?c klacz sam?.
- Chyba pora porozmawia? z Doublem o dzieciach. - Staunch si? u?miecha?a mówi?c te s?owa, wida? by?o jednak, ?e co? jest nie tak. W g??bi dusza czu?a co? dziwnego, jaki? niewyt?umaczalny niepokój. Nie wiedzia?a sk?d to si? wzi??o i czemu akurat teraz gdy by?a tak spe?niona i szcz??liwa. ?udzi?a si? jeszcze, ?e to nie ma zwi?zku z ni?, ?e to co? sama sobie wyobrazi?a, ?e wszystko jest w porz?dku. Gdzie? kie?kowa?a tak?e nadzieja b?ogos?awionego stanu jednak Staunch na ca?? reszt? poranka straci?a dobry nastrój. Wstydzi?a si? przed sob? ale jednak wierzy?a swemu przeczuciu.

Tak min?? ranek i po?udnie, a Double’a nie by?o wida?. Staunch nie martwi?a si? zbytnio o niego. ?yli przecie? w ma?ej wiosce w której nigdy nic z?ego si? nie dzia?o. Staunch wmawia?a sobie, zag?uszaj?c przeczucie, ?e pewnie jej ukochany spotka? nowego koleg?, to znaczy pozna? swojego pierwszego przyjaciela w tym mie?cie, a mo?e znalaz? prac?? Br?zowa klacz nawet nie podejrzewa?a, ?e rozwi?zanie tej zagadki b?dzie takie proste, proste ale jak?e bolesne. Przekona?a si? o tym gdy postanowi?a zrobi? co? mi?ego dla ukochanego. Najpierw zabra?a si? z typow? dla siebie rado?ci? i ch?ci? sprawdzenia si? do przygotowywania obiadu. Sienne frytki w jej wykonaniu, no có?… wystarczy?oby rzec, ?e s?siedzi i przechodnie czuj?c zapach i czasem wchodz?c aby zamieni? par? s?ów z pani? domu mieli gotow? odpowied? na nieobecno?? Double’a. Spell nie zauwa?y?a ich niech?ci, by?a zbyt dumna z dzie?a w?asnych kopytek. Nie mia?a tak?e nikomu za z?e braku ochoty na kosztowanie wyrobu.
- Jest pani pewna, ?e nie pocz?stuje si? fryteczk?? – Zapyta?a grubej matrony, która odwiedzi?a j? szukaj?c po?yczki cukru. Spell lubi?a j? i zupe?nie nie przeszkadza?a jej, ?e jej go?? jest najwi?ksz? plotkar? we wsi.
- Oj nie kochaniutka, nie mia?abym serca Ci? objada? – odpowiedzia?a dyplomatycznie Talking Picking swym melodyjnym g?osem. Kitajskie korzenie pozwala?y grubasce na ukrycie emocji pod pozorem problemów z wymow? trudniejszych sylab. Spell nabra?a si? na ten prosty zabieg jednak nadal naciska?a.
- Jeden, ma?y k?s… prosz? – powiedzia?a najmilej jak potrafi?a zmuszaj?c frytk? do latania woko?o go?cia. – Prosz?! Musze zna? opini? kogo? innego to moja pierwsza próba i troch? si? denerwuj? czy Double’owi zasmakuje
- To Ci niespodzianka… - powiedzia?a pod nosem Talking kiedy frytka akurat stara?a si? wej?? przez chrapy. Zaraz jednak powiedzia?a g?o?niej – Na pewno s? ?wietne. Perfekcyjne i ten no… idealne? Wybacz kochana ale bardzo si? spiesz?. No to PA!
W nast?pnej chwili ju? jej nie by?o. Siennej frytki tak?e. „Pa” wymaga?o od grubej klaczy otworzenia ust szeroko. No có? Spell uzna?a, ?e jej znajomej smakowa?o. Skoro po dwóch szybkich krokach zacz??a i?? wolno, zataczaj?c si? na boki Spell uzna?a, ?e Talking musia?a walczy? sama ze sob?, ?eby nie wróci? i nie poprosi? o wi?cej! Jak?e j? to ucieszy?o! Jednak skoro mia?a ju? przygotowany obiad wypada?oby posprz?ta?. Chwyci?a wi?c miote?k? zacz??a rzuca? losowe czary czyszcz?ce, czego efektem by?o trafienie kolejnego go?cia prosto w pysk.
- B?eeeee… Spell, co z Tob?? Czy tak si? wita przyjació?? - rzek? owy ró?owawy ogier, zwany Red Soother wypluwaj?c mydliny. By? mocno zdenerwowany jednak jako? dziwnie pogodny. Z drugiej strony nie móg? nie by? „pogodny” kiedy Spell uratowa?a jego ma??e?stwo w zesz?ym tygodniu. Br?zowa klacz co prawda twierdzi?a, ?e tylko wyt?umaczy?a jego ?onie par? spraw odno?nie wydawania pieni?dzy m??a, zagro?enia g?odem oraz idealnej odleg?o?ci od „mamusi”. Ogier by? wi?c gotowy do zrobienia wszystkiego, a przynajmniej wszystkiego co nie wymaga?oby zdrady pani Soother. No chyba ?eby pani Soother znowu zapomnia?a o podstawowych zasadach zwi?zku. No i oczywi?cie Staunch musia?aby by? wolna. Red nie lubi? Double’a, wydawa? mu si? dziwny i jako? dziwnie z?y, mo?e zepsuty lub spaczony? Dawniej stara? si? swe odczucia zrzuca? na zazdro?? i jaki? afekt do br?zowej, s?odkiej klaczki. Im d?u?ej jednak go poznawa? tym by? pewniejszy swego os?du. Double by? dla niego gburem i naburmuszonym capem. No ale skoro Staunch go kocha?a Red postanowi? nie rozmawia? z ni? o jej ogierze.
- Ojej, przepraszam zaraz to usun? – powiedzia?a i rzeczywi?cie usun??a myd?o z pyska kolejnego go?cia. – Jeszcze raz przepraszam, co Ci? sprowadza Red? Czy?by ?ona znowu si? zagubi?a?
- Dzi?ki Celestii nie, ale i tak nie zna umiaru… gdybym mia? tak? ?on? jak Ty. Skromn?, dobr?, weso??… by?bym innym kucykiem. Mniej pracowa?bym, by?bym zdrowszy, szcz??liwszy – rozmarzy? si? Red, kuksaniec jednak go otrze?wi? – Auu, Staunch? No tak. Dzi?ki. Wybacz czasem…
- Za ka?dym naszym spotkaniem – wesz?a mu w s?owo klacz. Bardzo j? takie zachowanie s?siada ?mieszy?o. Co wi?cej rozumia?a jego roz?alenie. Sama ?y?a z dobroci ludzi i prezentów dawanych za pomoc w tych drobnych sprawach. Ma??e?stwo Soother, by?o inne. Red by? wielkim przedsi?biorc?, a jego ?ona robi?a za miejscowy „diament” czyli by?a bardzo kosztowna, a? za bardzo. Spell po cichu wy?miewa?a jej pomys?y takie jak wykup wioski na w?asno?? aby pozby? si? wreszcie „plebsu” albo idea zaproszenia Celestii na wielki bal. Taki na dwadzie?cia tysi?cy kucyków. Wszystko by?oby w porz?dku gdyby nie to, ?e najpierw wys?a?a zaproszenia, a potem dopiero poinformowa?a m??a.
- Racja, wybacz. Bardzo zaj?ta jeste??
- Nie, a co?
- Mo?e wpadliby?cie do nas na kolacje? Moja ?ona chce koniecznie co? og?osi? i…
- I chcia?by? ?ebym jakby co pomog?a? Dobrze, ale nie wiem czy dam rad? Double jeszcze nie wróci?
Gdy to powiedzia?a dotar?o do niej jak bardzo jej ukochany si? spó?nia. Co? musia?o by? w jej pysku bowiem Red j? przytuli?.
- Nie martw si?, wszystko b?dzie dobrze. Do zobaczenia. Trzymaj si?
Gdy wyszed? Staunch zda?a sobie spraw?, ?e si? rozp?aka?a. Nie wiedzia?a kiedy to zrobi?a ani czemu. To dziwne przeczucie chyba jej kaza?o. Nie czekaj?c na nic postanowi?a poszuka? Double’a. Nadal nie zauwa?y?a listu le??cego w sypialni.

***

Wn?trze pracowni Doubla by?o puste. Staunch wesz?a powoli, uwa?aj?c na kopyta. Dawno nie odwiedza?a tego jedynego wa?nego dla swego wybranka miejsca. By?a zaskoczona tym co zobaczy?a. Jedyn? rzecz? jaka zgada?a si? ze stanem jej wiedzy by?y bia?e ?ciany. Reszta pomieszczenia nie wygl?da?a na pracownie. Znikn??y wszystkie przybory i urz?dzenia u?ywane przez Double’a. Zosta?y wyniesione tak?e meble. To nie by?o normalne i Staunch o tym wiedzia?a. Nie mia?a jednak poj?cia co si? mog?o sta?. Nigdzie nie by?o wida? ?ladów w?amania, co wi?cej pomieszczenie pe?ne by?o kurzu jak gdyby ju? od d?u?szego czasu sta?o puste. Gdzie? wi?c podziewa? si? jej ukochany przez ostatni dni w których mia? pracowa?? Klaczy chcia?o si? p?aka? gdy ?udz?c si? jeszcze przeszukiwa?a pod?og?. Nie znalaz?a jednak niczego co mog?oby wyja?ni? znikni?cie Double’a. Przysiad?a wi?c za?amana w k?cie a po jej policzku sp?yn??a pierwsza ?za.

***

Nasta? wieczór, do opuszczonej pracowni b?d?cej jeszcze niedawno najwi?ksz? nadziej? wioski wesz?a dwójka kucyków. Pa?stwo Soother doskonale wiedzieli po co przybyli do obecnie najmniej poci?gaj?cego miejsca w miasteczku. Sk?d ta nag?a zmiana statusu by?ej ju?, prawdopodobnie pracowni Double Pumpina? Co si? od tego czasu zmieni?o? To akurat bardzo proste. Osoba wynajmuj?ca owo pomieszczenie okaza?a si? bardzo nieprzyjemnym typem. Kuce mieszkaj?ce w okolicy podchodzi?y do niego z wielk? tolerancj?. By? przecie? nowy w ich ?wiecie, pewnie mia? problemy z zaaklimatyzowaniem si? no i podobno mia? ogromny talent. Jego wizerunek poprawia?a tak?e pewna m?oda, zawsze ch?tna do pomocy klacz, ca?kowite przeciwie?stwo gbura. W?a?nie po ni? ma??e?stwo Soother przyby?o.
- Musi tu by?, gdzie indziej mog?aby pój??? - Staunch us?ysza?a m?ski g?os nale??cy niew?tpliwie do Reda. G?os przepe?niony by? niepokojem, mo?e nawet strachem. Staunch zrobi?o si? przykro, ?e tak zasmuci?a swego b?d? co b?d? „przyjaciela”. Ju? mia?a si? ujawni? kiedy us?ysza?a odpowied? jego ?ony.
- Pewnie si? ju? zabi?a, chod?my szkoda traci? czasu. Co b?dziemy szuka? jakie? s?abej psychicznie klaczy. Do domu! Tu jej nie ma a pobrudz? sobie tylko kopytka.
Po czym? takim br?zowa klacz naprawd? straci?a ch?? ?ycia. K?amstwa Double’a oraz jego zagini?cie mocno ni? wstrz?sn??o ale jednak mia?a nadziej? i wierzy?a w pomoc kucyków którym ona sama tak cz?sto pomaga?a. Rozczarowanie j? ca?kowicie dobi?o. Staunch tym razem rozklei?a si? zupe?nie. Po jej policzkach sp?yn??y strumienie ?ez, których nie da?a rady powstrzyma?. Pewnie dzi?ki temu Red nie pos?ucha? ?ony tylko ruszy? w kierunku z którego dobiega?o ?kanie.
- Staunch? – Zapyta? jednak odpowiedzia?a mu cisza, a raczej cisza ze strony Staunch. Jego ?ona bowiem prychn??a i wysz?a gro??c rozstaniem. – Jak si? czujesz? Mog? Ci jako? pomóc?
- Z-zostaw mnie. Chc?, chc? by? sama. Prosz?… - powiedzia?a ci?gle p?acz?c. Odtr?ci?a kopytko Reda i popatrzy?a na niego z wielkim ?alem.
- Nie mo?esz by? sama… nie w takiej chwili – Red nie przej?? si? jej reakcj?. Ponowi? prób? przytulenia klaczy tym razem z o wiele lepszym skutkiem. Staunch da?a si? przytuli?.

***

Trwali tak w ciszy, a? do rana. Spell chcia?a pyta? sk?d wiedzia?, ?e ona akurat tu b?dzie, czemu zamiast je?? z ?on? i prawdopodobnie setk? innych kucyków kolacje siedzi teraz w opuszczonym pomieszczeniu z ni?, p?acz?c?, za?aman? i zupe?nie rozczarowan? klacz?. Nie zapyta?a o to jednak. Nie mia?a si?y, ani nawet ochoty na pog??bienie swojej depresji. Tak naprawd? ba?a si?, ?e to przez ni? Red mia? zmarnowany wieczór, a mo?e nawet jego ma??e?stwo si? rozpadnie. Wtuli?a si? tylko w niego zapominaj?c o ca?ym ?le ?wiata.
- Staunch?
- Hmmm?
- Gdyby? potrzebowa?a to mo?esz zamieszka? u mnie…
S?owa Reda ca?kowicie j? zaskoczy?y. Nie wiedzia?a co odpowiedzie? i czemu ten ogier nagle jej co? takiego proponuje.
- Przecie? masz ?on?… - powiedzia?a oddalaj?c si? od niego. Nie by?a z?a na jego ?on? po prostu by?o jej przykro z powodu jej s?ów. Nie chcia?a jej przecie? skrzywdzi? nawet po czym? takim.
- Ale gdzie? musisz mieszka?…przecie? ona zrozumia?aby… to wy?sza konieczno??, a wiem, ?e nie masz pieni?dzy…
- Dzi?ki ale Double pewnie nied?ugo wróci i mi to jako? wyt?umaczy…
Przynajmniej mam taka nadziej? – doda?a w my?lach.
- Wiesz… - zacz?? Red niepewnie. Nie wiedzia? jak jej to powiedzie? ale ju? zrozumia?, ?e Staunch nie przeczyta?a pewnego listu. – Znalaz?em to gdy przyszed?em do Ciebie z oficjalnym zaproszeniem na kolacje… Przepraszam, Staunch tak mi przykro…By?em pewny, ?e wiesz…tylko nie wierzysz w to wszystko…
Red by? wyra?nie zmieszany i nieszcz??liwy, ?e to on musi j? u?wiadamia?. Poda? jej list, a raczej kawa?ek papieru na którym Staunch odczyta?a s?owa.

Cze?? Spell,
To koniec. Odchodz?. Jeste? pora?k?, zawiod?a? moje nadziej?. My?la?em, ?e masz w sobie to „co?” potrzebne do bycia kim? wa?nym. Myli?em si? jeste? mi?kk?, g?upi? klacz? zakochan? w niewdzi?cznych mrówkach, które nie s? godne ?ycia. Nie wiem jak odmieni?a? Owlimo bo nie ma w tobie nawet do?? magii do transmutowania kota w szczotk? do w?osów. Zabieram twój dyplom bo nie jeste? go godna. To b?dzie pami?tka, która pozwoli mi unikn?? takich pora?ek w przysz?o?ci. Pozwoli?em sobie tak?e zabra? pieni?dze, które nale?? mi si? za wytrzymywanie z kim? takim jak ty.
D.P.
PS. Nigdy ci? nie kocha?em. Nie musisz mi wybacza? i tak mam to gdzie?.


Spell straci?a przytomno??. Ostatnie co poczu?a to ból w okolicach serca. Ten dzie? to by?o ju? dla niej za wiele.
- Spelllll!!! – g?os Reda wydawa? si? bardzo odleg?y i jako? dziwnie przyt?umiony. Potem by?a ju? tylko cisza i ciemno??.


***

Cmentarz miejsku w Krakcow by? olbrzymi i na swój sposób pi?kny. Mocno zalesiony teren by? miejscem spoczynku doczesnych szcz?tków tysi?cy kucyków od wielu, wielu lat. By?a to jednak tylko jedna z paru nekropolii tak zwanego przez kpiarzy „królewskiego miasta”. Wynios?o?? i sk?onno?ci do anarchii obywateli Krakcowa by?a wr?cz legendarna. Tak samo jak ich tolerancja. W?a?nie z tego bra?a si? obecno?? kilku cmentarzy. Koz?y o dziwnym wyznaniu zwane „starokopytnymi”, cia?opalna sekta Eris, zdziewiczali bojownicy o prawa klaczy którzy budowali sobie nagrobki z przedstawieniem damskich piersi oraz swoimi „klejnotami rodowymi” w roli sutków. Rada miejska, aby zminimalizowa? ryzyko problemów na tle pochówków podj??a decyzj? o powstaniu paru cmentarzy. By?a to dobra decyzja jednak czasami by?y problemy z pochowaniem szcz?tków nieznanych trupów. Za takie pochówki p?aci?a Rada miejska ze specjalnego funduszu. Wielu w?ócz?gów i ?ebraków, którzy po?egnali ju? ?wiat materialny zosta?o pozbawionych „jajec” zapewne wbrew swej woli. Pochówek na terenie „feministów” by? po prostu najta?szy tote? wi?kszo?? biedaków zostawa?o uznanych za przedstawicieli owych szale?ców. Staunch Spell zosta?a jednak przywieziona na zwyk?y cmentarz przez Reda. On p?aci? za ni? wi?c wybra? najlepsz? opcj?. Nie musia? si? przejmowa? kosztami wi?c zapewne te? najdro?sz?. Chcia? pochowa? Staunch w centrum nekropolii. Tu? obok miejsca spoczynku herosów z poprzedniej wojny. Soother uwa?a?, ?e jest jej to winien. W ko?cu to przez niego zmar?a. Po wydarzeniach w pracowni Red odda? j? pod opiek? najlepszych lekarzy jednak jak wida? nadaremno.
- To jak da si? co? zrobi?? – zapyta? z nadziej? szarego kuca w podesz?ym wieku.
- Da. Jasne, ?e da. Jak posmaruje to da.
- Ile?
- Dogadamy si?. Idzie za mn?.
Red westchn?? ale wykona? polecenie. Po chwili on, pomocnik grabarza i Staunch ci?gni?ta na wozie doszli do dziwnego drzewa. By? to bardzo stary d?b o grubym pniu i licznych dziuplach. Drzewo jak drzewo jednak jak wida? nie dla ka?dego. Szarak pad? na kolana, prze?egna? si? i pe?nym strachu g?osem powiedzia?
- O cmentarny pani us?ysz me wo?ani. B?agam pozwól mi… – zawodzi? jednak nagle przerwa? i popatrzy? b??dnym wzrokiem na Reda. – BLU?NIERSTWO! ONA ?YJE! ?YJEEEE!
- ?yje? Jak to ?yje?
- Tak, tak ?yje. Pan mówi ?yje to ?yje. Ono nigdy si? nie myli. Pani wie co mówi…on wie. Uciekaj. Pan wie. Zaraz b?dzie za pó?no. Blu?nierstwo. Uciekaj. Umrzesz. JU?! – kuc coraz mocniej bredzi?, jego oczy by?y rozszerzone, oddech nierówny, a na twarzy malowa?o si? przera?enie i desperacja. Red nie czekaj?c na nic uciek? zgodnie z poleceniem. Po tym co widzia? by? ju? pewny, ?e ma do czynienia z szale?cem, a z takim nigdy nic nie wiadomo. Z ci??kim sercem wi?c podj?? decyzj? o pochowaniu Spell na innym cmentarzu. Normalnie pogrzeba?by j? w rodzinnym mie?cie ale niestety nie wiedzia? sk?d pochodzi?a. Uzna? tak?e ?e pochówek w wiosce gdzie mieszka?a nie przypad?by jej do gustu. Có? wi?c móg? zrobi? ruszy? w dalsz? drog? maj?c nadziej? ?e kolejne miasto b?dzie bardziej go?cinne lub przynajmniej pozbawione szale?ców. Spell natomiast cicho j?kn??a.

***

Moscow, kolejna mie?cina z du?ym odsetkiem krów by?a okropnie zat?oczona. Trudno si? jednak dziwi? skoro Red przyby? akurat w dzie? targowy. Kucyk zaczyna? powoli traci? zmys?y i mia? nadziej?, ?e to b?dzie koniec jego podró?y. Od paru dni mia? ju? przywidzenia zwi?zane z cia?em na wozie. To s?ysza? jakby odg?osy, to cia?o samo si? przemieszcza?o. Najwi?kszy szok prze?y? jednak kiedy wydawa?o mu si? ?e Spell wypowiedzia?a jego imi?. Bardzo j? lubi?, mo?e nawet by? w niej zadurzony, do tego mia? wyrzuty sumienia ale to ju? go przerasta?o. Prze?y? ?mier? kogo? takiego jeszcze móg? ale ci?gle go s?ysze?? No i dochodzi?a jeszcze sprawa tego szale?ca z Krakcowa. Soother obawia? si?, ?e zosta? przekl?ty. Mia? jednak nadziej?, ?e pochowanie Staunch da mu spokój.
- Red? – wyszepta?o cia?o na co ró?owawy kucyk poczu? zimne dreszcze. Normalnie ignorowa? takie rzeczy ale tym razem co? w nim p?k?o.
- Tak Staunch? Chcesz mi co? powiedzie?? Jakie? rady zza grobu?
- Grobu? C-co Ty… zimno mi… gdzie… gdzie ja jestem? – powiedzia?a Staunch b?d?c nadal trupioblada – Jestem taka g?odna…
- Staunch… Ty nie ?yjesz… wybacz mi to moja wina. Prosz? nie strasz mnie ju?. B?agam
- Red? Nie… to nie prawda… ale ?le si? czuj?. Gdzie jeste?my? – Patrzy?a na niego tak s?odko. Soother zaczyna? mie? w?tpliwo?ci ale jaki ?ywy kuc spa?by przez dwa tygodnie? Jakiego ?ywego kucyka pi?ciu lekarzy uzna?oby za martwego? Ogier jednak odpowiedzia?.
- Moscow. Odpowiada Ci tutejszy cmentarz? Je?li nie…je?li nie to mo?emy jecha? gdzie? indziej. Powiedz tylko s?owo. Wybacz Staunch ale nie mo?esz ?y? pi?ciu lekarzy to mówi?o, by?a? martwa ju? dwa tygodnie temu. To mi odbi?o, albo zosta?em przekl?ty. Przepraszam… za wszystko. Za to co zrobi?em i to czego nie zrobi?em… Za to, ?e zawiod?em Ci? i za moj? ?on?… wybacz mi.
- Nie ma co wybacza? ale ja… ?yj?. Prosz? uwierz mi… ?le si? czuj? musz?….musz?… - powiedzia?a i zemdla?a.
Nie wiadomo jak Red zareagowa?by na to jednak przechodz?cy kupiec, herbaciany kucyk z d?ug? rud?, bojarsk? brod? w futrzanej czapie powiedzia? do niego.
- Przepraszam, s?ysza?em wasz? rozmow?. Tak, rozmow?. Jak dla mnie ona ?yje. Radzi?bym zmieni? lekarzy i j? nakarmi?. Wygl?da fatalnie. Jestem Igori Clue i zapraszam was do mnie.
- Ale…
- ?adnego ale wida?, ?e nie jeste?cie st?d i chyba du?o oboje prze?yli?cie. Nie wybaczy?bym sobie gdybym wam nie pomóg?. Nalegam.
- No dobrze ale..
- Mówi?em ?adnego „ale”. Chod?cie za mn?. Nie gryz?, gwarantuj?, a pani przyda si? ciep?y posi?ek, k?piel i wygodne ?ó?ko – u?miech którym ich obdarzy? by? osobliwy. Pomimo braku paru z?bów, a pozosta?ych z?ó?kni?tych nie by? to straszny u?miech. Co wi?cej przekona? Reda, który da? si? poprowadzi? do domu nowego przyjaciela.

***

- Tu mieszkasz? – Red by? zdumiony ogromem domostwa gospodarza.
- O nie, nie tu. Tu mam tylko taki rezerwowy dom w którym mieszkam b?d?c w Moscow. Wiem, ?e nie jest on taki ogromny i ch?dogi ale my?l?, ?e i tak lepszy od karczmy… - Pomimo swych s?ów Igori wydawa? si? niepewny. Wida? by?o, ?e bardzo mu zale?y na godnym przyj?ciu go?ci.
- Nie, nie, nie, Twój dom jest ogromny. Ja jestem do?? bogaty, a mój dom… - Red urwa?, a Igori nie naciska?. Przynajmniej jeszcze nie.
- Wchod?cie, poka?e wam wasz pokój
Jak powiedzia? tak i uczyni?. Gdy po pó? godziny Red zszed? do jadalni by? dziwnie podenerwowany. Igori tylko si? u?miechn?? i gestem nak?oni? go?cia do wypicia bruderszafta. Co prawda byli ju? na „ty” ale jednak jak to si? mawia, ka?da okazja do wypicia musi zosta? wykorzystana szczególnie w rejonach w jakich si? znajdowali. Nast?pnie by?a kolejka na odwag?, kolejka do kotleta, zdrowie gospodarza, go?ci, za spotkanie. Po kolejce za spotkanie Red do?? be?kotliwie zacz?? opowiada? o zachowaniu Staunch.
- Ja j? myj? a ona… pocauowaua mnie, rhozumiesz mnie?. Nie wiem co mam zhrobi?, kolego. Mam ?on?. Co prawda rozstajemy si? ale mam ?on?, rozumiesz? Chyba kocham Staunch ale…
- Tak masz ?on?. Ju? to mówi?e? – Igori jako? normalnie mówi?. Zaprawienie w alkoholowych bojach musia? mie? do?? dobre bowiem wydawa? si? trze?wy, a ogiery pi?y równo.
- Tak, mam ?on? ale Staunch… chyba j? kocham…
Igori pewnie udzieli?by mu jakie? rady ale nagle w drzwiach pojawi?a si? br?zowa klacz. Po jej minie Igori pozna?, ?e s?ysza?a za du?o. Wsta? wi?c podszed? do niej, uca?owa? w kopytko i poprowadzi? do sto?u. Staunch nie protestowa?a, wydawa?o si?, ?e jest w szoku.
- Padam do nó?ek panno Spell. Jestem Igori Clue – przedstawi? si? gospodarz. – W?a?nie rozmawiali?my z Redem o…
- S?ysza?am. To mi?o, ?e nas pan zaprosi? ale…
- Co wy macie z tymi „ale”. Jeste?cie moimi go??mi. Czy urazi?em was czym?? Nie? Wi?c czemu macie takie w?tpliwo?ci. Pij Spell na rozterki najlepiej si? napi?.
- Racja! – zakrzykn?? Red. – Zdrowie Staunch!
Klacz u?miechn??a si? i pi?a. Pi?a po?ówki dawek które wlewa? w siebie Red, a jednocze?nie „dziesi?teczki” pitego alkoholu przez gospodarza. Wreszcie rozmowa zacz??a si? klei?.
- No i ja jej mówi? „Staunch umar?a, musz? j? odwie?? na cmentarz godny jej osoby”, a ona mi sabaka ma? pakuje walizki! Wyszed?em i ju? tam nie wróc?! – Krzycza? Red uderzaj?c jednocze?nie kopytem w stó?. Jak wida? by?o wódka pozwoli?a mu tak?e podci?gn?? si? w miejscowym dialekcie.
- Przepraszam… to przeze mnie wasze ma??e?stwo…
- Ale? nie, kochana dzi?ki Tobie uda?o mi si? uwolni? od tej wrednej baby. Staunchuniu ja tiebia ljublji!
- ?e co prosz?? – zapyta?a jeszcze bardziej zmieszana Staunch.
- No on Ci? kocha – wtr?ci? Igori pij?c kolejn? szklanic? prze?roczystego trunku. Na jego licu wyros?y ju? czerwone plamy, które zwiastowa?y dobry humor. – Zanim mu odpowiesz mo?e co? za?piewamy na humor? Mam tu gdzie? jaki? instrument. B?dzie weso?o. No nie dajcie si? prosi?.
- ?wietny pomys? – Powiedzia? Red zdaj?c sobie chyba spraw?, co wyrzek? przed chwil?.
- Red… pochlebiasz mi ale... nie jestem gotowa na nowy zwi?zek. Nie teraz… wybacz…
- Rozumiem
- Nie rozumiesz, musz? si? teraz uda? do Canterlotu. U?o?y? sobie w g?owie par? spraw, przemy?le? spraw? z Doublem. Musz? si? z tym sama upora?. Te? Ci? kocham ale…
- Nie mog?aby? mu zaufa? do ko?ca – wtr?ci? Igori – Powodzenia panienko. B?d? si? za Ciebie modli?.
- Dzi?kuj?. Za wszystko…
- Nie dzi?kuj, podzi?kujesz jak razem z moj? karawan? dotrzesz do Canterlotu, za?atwisz swoje sprawy, a nast?pnie wrócisz. Wyruszaj? pojutrze. Teraz pij. Tymczasowo powinno pomóc.
- B?d? na Ciebie, Staunch czeka?. Chyba wynajm? tu dom…
- Kucu! Jeste? MOIM go?ciem. Ja za par? dni jad? w interesach do pa?stwa gryfów. Nigdzie nie idziesz. Nawet nie próbuj Red. Chyba nie chcesz mnie obrazi?, prawda? Pieni?dzy te? mi nie proponuj to ja jestem bogatszy i to ja zapewni? Ci utrzymanie…
- Igori jeste? pijany – powiedzia? jednak pod kpi?cym wzrokiem gospodarza doda? - no dobra ja tak?e ale nie o to chodzi. Wiesz ile zarabiam? To ja jestem bogatszy i zap?ac? za wszystko! Chyba nie chcesz mnie obrazi??
Dalej ju? tylko k?ócili si? o konkrety. Spell to nudzi?o jednak bardzo chcia?a podzi?kowa? im obu wi?c czeka?a. Nie mog?a im przecie? przerwa? takiej dyskusji.
- Ile zarabiasz? – zapyta? Igori z w?ciek?ym okiem.
Odpowied? któr? dosta? na ucho wywo?a?a u niego niedowierzanie.
- Ale mówi?e? ?e ten dom jest wi?kszy od Twojego… czemu mieszkasz w mniejszym domu przy takich zarobkach?
- ?ona wszystko marni?a…
- Rozumiem… no to za ?on?!
Po kolejnej kolejce Spell poczu?a, ?e ju? nie wytrzyma. By?a do?? pijana aby wiedzie?, ?e trzeba przesta?.
- Wybaczcie, ?e przerywam ale mi ju? wystarczy. Dzi?kuj? wam obu… nie wiem jak si? odwdzi?cz?…
- Staunch, pomaga?a? mi bezinteresownie. Teraz ja robi? to samo dla Ciebie. I tak nigdy nie odp?ac? Ci wystarczaj?co
- Mi nie dzi?kuj. Lubi? pomaga?. Samo to jest dla mnie nagrod?. Potrzebujesz jeszcze czego?? Jakby? mia?a jakie? potrzeby daj zna?.
Spell nie mia?a potrzeb, a s?owa ogierów spowodowa?y u niej powrót wiary w kucyki. Wraz z powrotem wiary wróci?a gotowo?? do picia. Pi?a wi?c czasem zagryzaj?c a? nie urwa? jej si? film. To samo zrobi? Red. Igori natomiast pi? u?miecha? si?, a gdy brak?o jakichkolwiek ruchów nowych przyjació? odniós? biesiadników do ?ó?ek, a nast?pnie z u?miechem poszed? przygotowywa? ?niadanie.
- Porz?dne kuce, jednak s?abe g?owy… trudno. Jutro pij? pi?? kolejek do jednej. Mo?e wtedy wspólnie po?piewamy.

***

Nast?pnego dnia ani Red ani Staunch nic nie pili, prócz mleka i jaki? „zió?ek” na kaca. Igori bardzo si? ?mia? z tego. ?mia? si? ale tak?e przeprasza?. Sam bowiem zapomnia? ju? co to kac. Lata praktyk jakim? cudem uodporni?y go na niego ca?kowicie. Przygotowa? im jednak jakie? zio?a wed?ug przepisu „babuni”. Pomog?o bowiem w nocy biesiada si? powtórzy?a. Tym razem uda?o im si? „doj?? do rauszu” w tym samym momencie.
- Kocham was oboje… - Wyznanie Staunch zaskoczy?o ich obu. – Wróc? tu najszybciej jak dam rad?. Za miesi?c. Mo?e wcze?niej.
- Za trzy miesi?ce najlepiej. Wtedy b?d? w Ponyville z futrami. Najlepiej tam zaczekaj na nas
- Nas? – Zapyta? Red.
- No przecie? ustalili?my to wczoraj…
- Nie pami?tam
- W to akurat wierz?. Za trzy miesi?ce o?wiadczasz si? oficjalnie w Ponyville, a potem do rodziców Staunch i wielkie wesele w pa?stwie zebr czy innym kitaju.
Spell roze?mia?a si? na ujawnienie tajemnic. Po chwili do??czy? do niej tak?e Red, Igori jednak zrobi? g?upi? min?, zacz?? przeprasza? za ujawnienie tajemnicy ale po zapewnieniach, ?e nic si? nie sta?o do??czy? si? do rado?ci.
- Id?my ju? spa? – zaproponowa? Red mrugaj?c do Igoriego, który zrozumia? sygna?.
- Racja ju? pó?no. Rano trzeba wsta? branoc.

***

- Spell… wyjd? za mnie! – powiedzia? ró?owawy ogier lewituj?c w powietrzu. Staunch u?miechn??a si?. Wiedzia?a ?e to nie jest jawa. Red mimo swych niew?tpliwych zalet nie potrafi? jeszcze lata?. „Bardzo przyjemny sen” pomy?la?a „szkoda ?e tak rzadko jest okazja do ?nienia czego? tak mi?ego”
- Oczyw…. – odpowiedzia?a kiedy nagle us?ysza?a prawdziwego ukochanego.
- Staunch, ?pisz?
- Ju? nie… ale mia?am taki mi?y… - urwa?a na chwil? patrz?c wielkimi oczami na ogiera – sen?
Jej zachowanie nie zdziwi?o ani Reda ani Igoriego. Ró?owy ogier sta? w garniturze po?ród p?atków ró? i trzyma? w kopytku pude?eczko. Igori natomiast w swej futrzanej czapie patrzy? si? badawczo i pogwizdywa? z cicha.
- Spell, kochanie. Jeste? wspania?? klacz?. Uczyni?aby? mi ten zaszczyt i…uszcz??liwi?aby? mnie na reszt? ?ycia oddaniem mi swego kopytka?
- J-ja…nie wiem… masz przecie? ?on?…
- Ju? nie ma. Sp?aci? j?, za co ona zgodzi?a si? uniewa?ni? ich zwi?zek. Ju? za to wypili?my – powiedzia? weso?y niczym szczygie?ek gospodarz. – Trzy godziny temu wszystko za?atwili?my dzi?ki magicznemu telegrafowi. Kochany post?p…
- W ka?dym razie…Staunch?
Klacz nie odpowiedzia?a. No chyba, ?e za odpowied? mo?na uzna? poca?unek. Igorii zagwizda? i poszed? po szampana.

***

Karawana sun??a powoli do przodu przy d?wi?kach piosenki wyznaczaj?cej rytm. Dziesi?tki kucykowych garde? wy?piewywa?y równym tonem jej s?owa. Staunch maszerowa?a z nimi w ciszy. Zd??y?a si? ju? nauczy? s?ów ale nie odpowiada?y jej one.
- Klawe dziewczynki, to z tej rodzinki co jedn? noc przez pi?? pami?ta lat!
- Prawdziwe pa?stwo wybaczy dra?stwo bo si? b?dzie wstydzi?, ?e tak wpad?!
- Wi?c start do westchnie? i do ?ez!
Nagle nast?pi?a cisza. By?a kolej Staunch, która nie chcia?a ?piewa?. Zaraz jednak wpad?a na g?upi pomys?, który zrealizowa?a.
- Jak zaraz nie przestaniecie to przerobi? was na klej! – Wy?piewa?a jednocze?nie rzucaj?c czar, który tak dobrze umia?a. Nikt nie zauwa?y? zmiany tekstu. Wszyscy ?piewali dalej jak gdyby nic si? nie sta?o. Klacz by?a tym zdziwiona bowiem jej zakl?cie mia?o zadzia?a? troch? inaczej. Miast ca?kowitego niezauwa?enia mia?o nast?pi? zwrócenie uwagi na to jak Spell si? czu?a i zaprzestanie ?piewania. Staunch nie wiedzia?a co si? sta?o. Wiedzia? to jednak dowodz?cy karawan? Fire Rabbit. To w?a?nie on nakaza? wszystkim podchodzenie z humorem i zrozumieniem do Spell. Owy kuc doskonale zdawa? sobie spraw?, ?e ich piosenka mo?e denerwowa? klacz, z drugiej strony jego „ch?opcy” zbytnio j? lubili ?eby jej nie ?piewa?. Poszed? wi?c na kompromis, pie?? by?a ?piewana jednak do pierwszej werbalnej skargi Staunch. Wszyscy to zaakceptowali tote? Staunch by?a traktowana jako ?ród?o zak?adów. Wi?kszo?? stawia?a, ?e jako dobrze wychowana klacz nie odezwie si? przed ko?cem wyprawy. Oni obecnie wygrywali jednak nikt nie móg? wiedzie?, ?e Spell pochodzi z prostej rodziny w której ceni si? bezpo?rednio?? oraz potrafi rzuca? „czary godz?ce” i „zwracaj?ce uwag? na potrzeby innych”. Niestety karawana nie by?a z?a na klacz oraz dostrzega?a jej potrzeb?. Pozosta?o wi?c tylko otwarte zwrócenie si? do Fire’a. Okazja nadarzy?a si? na postoju w karczmie oddalonej o trzy godziny drogi od Canterlotu. Karawana mia?a bardzo dobre tempo tote? pad?o pozwolenie na odpoczynek.
- Rudy! – Zawo?a?a za Firem, Staunch gdy dowódca wróci? z zaplecza i rozsiad? si? na zydlu w rogu sali.
- Co tam ma?a? Cieszysz si?, ?e ju? dochodzimy? - zapyta? weso?o b?yskaj?c oczkami, bior?c ?yk okowity.
- Firer, czemu ?piewacie ca?y czas t? paskudn? i wulgarn? piosenk?? Macie jakie? kompleksy czy „wady ptasiorów”? Je?li tak to mo?e mog? wam pomóc jakim? czarem. Wiesz co? tam umiem. Na uczelni raz zrobi?am „cud” wi?c mo?e jest dla was jeszcze nadzieja. – Powiedzia?a niewinnym tonem. Jej oczy jednak zdradza?y intencje wypowiedzenia tych s?ów. Fire spad? a? z krzes?a, dusz?c si? ze ?miechu i jednocze?nie puszczaj?c wódk? nosem.
- Hahhaaha, dobre ma?a. Celny strza?. Trafiony, zatopiony. Jednak do takiego czego? nie trzeba magii wystarczy ty?ek lub pysk. Mo?e skorzystam – powiedzia? ?api?c Staunch i mierzwi?c jej grzyw?. – Ju? wiem czemu szef Ci? tak polubi?! Co do piosenki to tradycja, bardzo j? lubimy ale skoro Ci to przeszkadza mo?emy zmieni? repertuar. – Doda? mrugaj?c. Nast?pnie u?miechn?? si? promiennie i powiedzia? cicho.
- Nie wiedzia?em, ?e jeste? taka „bezpo?rednia” a raczej odwa?na. Pami?taj, ?e jeste?my niewy?yci. No i wygra?a? mi par? kolejek. Daj pyska!
Staunch da?a si? wyca?owa? co wywo?a?o na sali gwizdy i tupania. Nie wyrywa?a si? bo z jakiego? powodu ufa?a temu kucowi. Musia?a jednak wyja?ni? spraw? swych cz??ci cia?a.
- Ty?ek i usta s? zarezerwowane ju?. Wybacz! To znaczy s? zarezerwowane w takich eeee… sytuacjach. Rozumiesz?
- Ani troch? – przyzna? Fire puszczaj?c klacz – ale my?l?, ?e po paru kolejkach zrozumiem! Twoje zdrowie!
Staunch zap?oni?a si? co jednak mog?o by? win? gorza?ki. U?miechn??a si? ju? ca?kowicie wyzbyta obaw i pi?a zdobywaj?c kolejne do?wiadczenia z biesiadowania z kucami ze wschodu.
- Jestse… jez…jeste? bycza babka – powiedzia? jeden z kucy zasypiaj?c na stole. Z jakiego? powodu wszyscy j? lubili. Lubi? j? nawet karczmarz który dzi?ki jej „za?aleniu” zarobi? ci??kie pieni?dze na trunkach. Tylko trzy kuce stawia?y na jej odezwanie si?, a tylko Fire na to ?e Staunch zrobi to w karczmie. Karczmarz nie wiedzia? tego wszystkiego ale przeczucie mówi?o mu, ?e zarabia przez t? klacz wi?c j? lubi?.
- Ej, w?a?ciwie to czemu Ci wszyscy teraz stawiaj?? I czemu mój czar na was nie zadzia?a?? – Zapyta?a podejrzliwie. Gdy Fire by? ju? w nastroju do zwierze?. Szef karawany wyja?ni? jej wszystko za co pewnie zarobi?by w twarz, tak bardziej ?artobliwie, po przyjacielsku ale jednak! Nic takiego jednak nie nast?pi?o bowiem nagle w ob?oku purpurowego dymu pojawi? si? kawa?ek papieru. Fire go z?apa? i przeczyta?. Pomimo swego do?? mocnego upicia zrozumia? tekst wiadomo?ci, zrobi? si? bia?y, wr?cz prze?roczysty i wrzasn?? na ca?? sal?.
- Kuce! Zmiana planów! Za dziesi?? minut wyruszamy! Wracamy do domu! Bez dyskusji!
Nast?pnie uderzy? ?bem w stó? ?ami?c go i przeklinaj?c szpetnie. Nikt nic nie powiedzia?, nawet Staunch skamienia?a. Wiedzia?a, ?e nie powinna pyta?, przynajmniej na razie wi?c po chwili, gdy ju? si? pozbiera?a po szoku usiad?a na miejscu i nala?a sobie do szklanicy wódki.
„A by?o ju? tak blisko” – pomy?la?a – „Ciekawe co teraz b?dzie…”

***

Karawana sta?a przed karczm?, a Fire przelicza? swoich ludzi. Nikogo nie brakowa?o, pomimo tego dowódca by? podenerwowany i ze strachem patrzy? w stron? w któr? jeszcze wczoraj zmierzali. Nikt o nic nie pyta?, ka?dy go znal i widzia?, ?e lepiej nie pyta?. Gdyby musieli wiedzie? zostaliby poinformowani o sytuacji. Poza tym i tak dowiedz? si? co si? sta?o za jaki? czas, pewnie gdy niebezpiecze?stwo minie, a dowódca si? uspokoi na tyle by opowiedzie? logicznie co by?o w li?cie lub gdy przyjdzie drugi list wyja?niaj?cy pierwszy. W ka?dym razie nie teraz ale tak?e nie d?ugo. Spell to jednak nie by? „ka?dy”. Ona jako jedyna nie mog?a wytrzyma?. Tym bardziej, ?e musia?a przecie? dosta? si? do Canterlotu. Bez tego przekl?tego dyplomu nie mog?a si? przecie? pokaza? ojcu, a ju? na pewno nie mog?a wyj?? za Reda. On mia? co prawda do?? pieni?dzy dla ich obu, a Staunch to wiedzia?a jednak klacz wola?a sama na siebie zarabia?. Nie wybaczy?aby sobie gdyby by?a dla niego takim paso?ytem jak poprzednia ?ona. Musia?a by? doskona?a dla siebie, dla rodziny i dla niego. Cena za to poczucie mia?a by? jednak wysoka. Uniwersytet budzi? w niej tyle z?ych wspomnie?, a do akademika nie mog?a wej?? bo nie by?a ju? studentem. By?a jeszcze jedna rzecz, która martwi?a Spell. Szczurka. Staunch by?a pewna, ?e jej kole?anka sko?czy?a ju? studia i równie? gdzie? wyjecha?a. Jednak co je?li zosta?a? Co je?li sta?o jej si? co? z?ego? Staunch mia?a tak?e wyrzuty sumienia. Od bardzo dawna nie napisa?a do kole?anki listu. Double jej tego zabrania?, a ona z jakiego? powodu go s?ucha?a. Gdy my?la?a o takich rzeczach postanowi?a dzia?a?.
- Rudy, co jest? Co tu si? dziej?? Ja tam MUSZ? doj??! Nie ma dyskusji!
- Sied? cicho Ty nie wiesz…
- To mi powiedz! No dalej!
- ?ajno krowy… jeste? okropna. No dobra ale na osobno?ci. Za pi?? minut ruszamy. Czekajcie tu na mnie. Chod? Staunch.
Br?zowa klacz posz?a wi?c z nim za karczm?. Nagle Fire odwróci? si? i zapyta?.
- Czemu to dla Ciebie takie wa?ne, ?eby tam dotrze??
- Mi?o??, mo?e troch? wstyd i… strach o przyjaciela. – Powiedzia?a z kamienn? min?. Takiej odpowiedzi widocznie spodziewa? si? ogier bowiem powiedzia? w prostych s?owach co jest problemem.
- Celestia zosta?a obalona, Canterlot zosta? przej?ty przez niejak? Tali. Zacz??y si? rz?dy terroru, nie przerywaj. Potem b?dzie czas na pytania. W ka?dym razie te rz?dy terroru rozszerzaj? si? na reszt? kraju. Nie wiem dok?adnie co si? sta?o ale to sprawka Discorda i jaki? heroldów chaosu. Canterlot i inne miasta w tym regionie zosta?y otoczone jakimi? barierami, które prawdopodobnie b?d? si? rozszerza? i po?yka? kucyki. Tu nie jest bezpiecznie i nie mog? ryzykowa? ?yciem i zdrowiem moich ludzi. Co wi?cej nie mog? pozwoli? aby oni zbli?yli si? nawet na w?asna odpowiedzialno?? w okolice zagro?enia. Obieca?em ich przyprowadzi? ca?ych i s?owa dotrzymam! - Zacz?? niepewnie, jednak z ka?dym zdaniem mówi? coraz pewniej i bardziej zdecydowanie. Spell by?a w szoki i s?ucha?a w ciszy wi?c wyja?nienie jej tego by?o ?atwiejsze ni? Fire przypuszcza?. Prawdziwy problem mia? zosta? poruszony jednak niebawem.
- Co do Ciebie. Sam nie wiem, obieca?em doprowadzi? Ci? na miejsce ale… to niebezpieczne. I co ja mam zrobi??
Spell chwil? my?la?a nad odpowiedzi?. Nie musia?a tego robi? bowiem by?o widomo co odpowie. Klacz jednak postanowi?a w spokoju przetrawi? zdobyt? wiedz? zanim si? odezwie.
- Jeste? tego pewny?
- Niestety tak, to pewna informacja.
- Trudno, w takim razie tu si? rozstajemy. ?ycz mi szcz??cia i… - G?os klaczy si? za?ama?, a ona sama ku swojemu zaskoczeniu zacz??a p?aka?. Po raz pierwszy pomy?la?a o tym, ?e mo?e ju? nie wróci? i jak to prze?yliby jej przyjaciele i Red.
- Powiem mu. Pomy?l jednak co b?dzie czu?…
- Je?li tego nie zrobi? nie b?d? mog?a go kocha?… to skomplikowane i wa?ne dla mnie. Po prostu…
- Rozumiem, powodzenia ma?a. Mamy w Ponyville kontakt. Zwie si? Banjo, znajdziesz go w chacie na skraju lasu Everfree. Poznasz niezawodnie. Przepraszam, ?e nie mog? z Tob? i??. Mam nadziej?, ?e b?dzie Ci móg? jako? pomóc… lub przynajmniej zapewni? bezpiecze?stwo.
- Jasne, dzi?ki. Jeste?cie zaproszeni na mój ?lub ch?opaki wi?c dbajcie o siebie.
- Serio jeste? bycza babka Spell. Jeszcze raz powodzenia. – powiedzia? obdarzaj?c klacz i?cie nied?wiedzim u?miechem i odchodz?c do swoich ludzi. Spell sta?a jeszcze chwil? po czym ruszy?a w przeciwnym kierunku.
Avatar użytkownika
Staunch Spell
Nadwrażliwy
 
Posty: 18
Dołączył(a): 21 maja 2012, o 21:24
Płeć: Nieustawiona

Powrót do Opowieści o Czynach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron