Miejsce zamieszkania: podziemia rozleg?ego kompleksu ruin, gdzie? w sercu lasu Everfree.
Pochodzenie: duch niespokojny z dzikich ost?pów pó?nocy jednego z wielu ?wiatów Multiwersum.
Ranga: szaleniec.
Profesja: Upad?y pasterz cieni. ?otrzyk i morderca.
Wygl?d: kilka ciemnych plam i blizna na pysku. Ot, taki Syriusz, co kocha od serca.
- Oczy: barwy bursztynu – krwi?cie czerwone, gdy gwiazdy si? z?oc?…
W?osy: d?ugie i czarne.
Wiek: stary duchem – m?ody cia?em.
Ubranie: Wyuzdane Gogle Rozpustnej Inwigilacji i szata zaklinane w Perwollu dla czarnych magów.
Sylwetka: przeci?tna. Majestatycznie ob??ka?cza, gdy spojrze? dobrze noc?…
Uroczy Znaczek: Wilcza Gwiazda .
Charakter: praworz?dny dobry i chaotyczny z?y. S?u?y Lunie, wielbi Eris.
Krótka historia:
Taaaak. Lubi? historie. Wy te? lubicie historyjki... Prawda, moje malutkie? Chcecie pos?ucha? opowie?ci? Ale? oczywi?cie! Mam tutaj jedn?. My?l? ?e przypadnie Wam do gustu... Dawno, dawno temu, gdy ?wiat by? jeszcze m?ody, a prawa fizyki i magii dopiero raczkowa?y, pozna?em pewnego – do?? nietypowego zreszt? – osobnika… No ale jak to „nie wierzycie”? Tu nie ma co wierzy?! Gdyby tak nie by?o, nie zanudza?bym Was przecie?… Tylko jak to by?o, jak to by?o… Ach! Ju? pami?tam!… Pojawi? si? – nie wiadomo sk?d – i wlepi? we mnie te wielkie jak gwiazdy, bursztynowe oczyska. W pierwszej chwili – zamar?em! Chcia?em co? wykrztusi?, pomy?le? chocia?by… Nie mog?em. Im d?u?ej przygl?da?em si? tym dwóm l?ni?cym zwierciad?om, tym bardziej przyci?ga?y mnie, hipnotyzuj?c swym przedziwnym blaskiem… Pos?ysza?em wtem grzmot jakoby aksamitny. Niczym dzwon zabrzmia? g?os jego: „Gdzie jestem?”… „W Eq… Eque…” – wybe?kota?em co? bezsk?adnie. Nie wiedzie? czemu, odzyska?em nagle w?adz? nad cia?em. Chcia?em si? ju? przyjrze? i zapyta? chocia?by – kim jest? Z przera?eniem odkry?em, ?e mój niecodzienny „rozmówca” przepad? gdzie? tak pr?dko, jak pr?dko si? te? pojawi?… Gdzie? za sob? us?ysza?em tylko g?uchy ?wist i szmer li?ci szumi?cych na wietrze – a pie?? ta spokojna u?o?y?a si? w s?owa… Przeci?g?y szept jakby, mówi?cy: „Rozumiem… Powróc?…”. Ot, taki by? to jegomo??!... Co by?o potem, pytacie? Niech no chwilk?, a tak! Herbatka. No… Na czym ja to...? Potem, potem… Robi si? ciemno. Lepiej chod?my spa?... Ha ha! No dobrze. Tylko si? drocz?… Spotka?em go jeszcze kilka razy – w ró?nych okresach mego pó?niejszego ?ycia. No przecie? wiecie, ?e nie zmy?lam, moje malutkie! Ostatni raz pami?tam chyba najlepiej. Przechadza?em si? nad stawem, nieopodal lasu. Ponownie poczu?em niepokój, ogarniaj?cy mnie za ka?dym razem, gdy bliska stawa?a si? jego obecno??… Tak, tak! Pami?tam… Cudowny powab roztacza?o niebo. To w?a?nie wtedy zdoby?em swój Uroczy Znaczek! Wiecie? Podziwia?em ten jak?e mistyczny wymiar ?wiata – gdy sta?em nad brzegiem jeziora… Niebo pode mn? i niebo nade mn?, ach! Wiosny by?a to pora!... Pojawi? si?. Jak zawsze. Niezauwa?ony. Niczym lekkie lilii p?atki, st?pa? po wodnej tafli. Tanecznie czarowa? ?wietlików senne roje. Niezwyk?y by? to obraz. Nie do?? ?e w ?rodku dnia, to jeszcze tak… Przy innych, bezwstydnie! Co powiedz?? Nie mog? go zobaczy?! Stan?? wtem w ?wietle. Mog?em go podziwia?… W?os d?ugi i czarny, jak i nocne niebo – gwiazdy g??boko osadzone oczyma mu by?y, bursztynem! Cho? starym zda? si? duchem, to m?ody by? on cia?em. Upad?y cieni pasterz… Ksi??yca s?uga p?ochy. I blizna… Ach! Ta blizna! Przeci?ty pysk szkaradnie… I widz?… On ucieka! I czeka gdzie? ju? na dnie! I wo?a: „Podejd?, podejd? – wst?p tu, w bezkresne tonie!” A tutaj, tutaj ciemno??. I wsz?dzie… Martwe b?onie! Czy koniec to, ju? koniec? Nap?dzi?em Wam stracha? A niech to! Ha ha ha ha! Naprawd?? Ha ha ha ha!... To wtedy zrozumia?em, ?e powo?aniem ciemno?? i wtedy gwiazda spad?a i wilczy p?on?? ksi??yc. Stan?? duch ten przy mnie. Powiedzia?: „Oto jestem”. Odpar?em: „Kim ja jestem?”, a odrzek? – „Gwiazd? ciemn?. B?dziemy spada? razem, gdy? stanowimy jedno – to ciemno?? znaki zsy?a! B?dziemy ta?czy? wieki, gdzie Luna ?wieci mi?a… Och za?nij, za?nij…!” Gwiazda ksi??yc po?re i me okryje boki. To Wilcza Gwiazda by?a i mroku te uroki… Spojrza?em wtedy w siebie i w jego te? oblicze. Wiedzia?em. To nadchodzi… Cho? ciemno?? ros?? w górze i s?o?ce gra?o z cieniem, za?ka?em, a p?omieniem – serce p?on??o rz?dz?. A tak d?ugo czeka?em! On i ja, ja i on. Jedno cia?o, jeden zgon… Czy to by?o… Czy to by?o to?... Ach… Wiecie co? Pokocha?em go! Ha ha ha ha ha ha ha! Rozumiem! Ja te? uwielbiam t? histori?! To co, moje malutkie? Nie czekajmy d?u?ej. Tak pi?kne sztyleciki nie mog? zbyt d?ugo spoczywa? bezczynnie! Zabijmy kogo?!...
Dodatkowe:
Dwa ma oblicza i dwóm paniom s?u?y,
Od jednej ma ?wiat?o, od drugiej – cier? ró?y.
Zawsze ich dwoje st?pa po?ród cieni,
S?uga mi?o?ci i s?uga p?omieni
I cho? niewidoczna si?a to sprawia,
Jeden wci?? niszczy, a drugi – naprawia!
You have reached the end of the Internet. We hope you have enjoyed your experience. Now go outside and read a book.
ERROR 404 - letters not found.