Wielki BY?Y Bia?y Namiot

[Shiver Leaf]

Shiver spojrza?a na Worda i ziewn??a zas?aniaj?c kopytkiem pyszczek by?a wyra?nie tym wszystkim zm?czona - Word? - Szary kuc popatrzy? si? w jej stron? - Co ty na to by reszt? nocy sp?dzi? u mnie w domu albo u ciebie tu jest strasznie du?o kucy ci??ko si? oddycha nie mówi?c ju? od jakie? normalnej rozmowie - westchn??a.

[QuietWord]

Word podniós? brwi nieco zaskoczony jej pytaniem, widocznie Shiver równie? nie przepada?a za zbyt du?ym towarzystwem. Pokiwa? g?ow? w zadumie, po czym jej odpowiedzia?.
-Ja na to powiem ?e bardzo ch?tnie moja droga. A czy u mnie, czy u ciebie... To mi oboj?tne, byleby? by?a blisko.-U?miechn?? si? wiedz?c ?e je?li Shiver zdecyduje si? pój?? do niego, to Autumn mo?e nie przetrwa? kolejnej porcji samodzielno?ci w kuchni, a je?li noc sp?dzi u Shiver to mo?liwe ?e b?dzie potrzeba pokazania ch?ci wst?pienia do rodziny.
Zacz?? i?? z ni? w stron? wyj?cia, zastanawiaj?c si? dok?adnie nad tym gdzie i??. Podj?? jednak decyzj?.
-Chod?my do ciebie, tak b?dzie najlepiej.-Po tych s?owach uda? si? wraz z Shiver w stron? farmy rodziny Leaf.

[zt]

[Nomiki]

-Dzi?kuje-powiedzia?a zaczerwieniona.Mia?a nadzieje ?e Darky w?a?nie to powie.Bardzo chcia?a wypa?? dobrze przed innymi kucykami. Nie mia?a zamiaru si? potkn??,zapomnie? tekstu czy powiedzie? co? gdy nie by?a jej kolej.
-To co..idziemy do domu czy zostajemy tutaj ?-spyta?a gdy? by?a troche zm?czona lecz mog?a zosta?. Nie wiedzia?a co b?d? robi?.

[DarkFire]

Kucyk ziewn??. Podszed? do Nomi i otar? si? lekko o jej w?osy. A jak cudnie pachnia?y...
- Hmm... Chyba lepiej chod?my. Du?o tu kucy. kolejka do napis... - " O czym ja kurde mówi?..." - Eee... Nie wa?ne. - Powiedzia? lekko zak?opotany - Po prostu chod?my. Jestem zm?czony...
Zbli?a? si? do wyj?cia i machn?? klaczy kopytkiem na znak ?e chce wyj??. Pu?ci? j? przodem w drzwiach i wyszed?

<zt>

[Nomiki]

-Dobrze Darky chod?my-powiedzia?a i wysz?a razem z Darkym i skierowa?a si? na obrze?a w strone domu.[zt]

[SilentGrass]

Pirat stukn?? butelk? rumu o kufel czarnego ogiera i popad? w zadum?.
Po kr?ci? butelk? wprawiaj?c p?yn w niej zawarty w ruch jednoznacznie obrotowy i przechyli? j? do góry wylewaj?c jej zawarto?? sobie do gard?a.
- Nie musisz si? dzisiaj mnie obawia?... Zacz?? mówi?, po czym doda? niepewnie.
- Chyba...
Podrapa? si? leniwie po czole i ?ci?gn?? z g?owy czapk? ods?aniaj?c dredy.
- Zazwyczaj gro?? rzeczom których nie rozumiem... Tak my?l?...
Chocia? babcia zawsze powtarza?a "Najpierw strzelaj, a potem pytaj.", no bynajmniej dzisiaj nie mam przy sobie broni. Po czym znów doda? niepewnie.
- Chyba...
Pirat popatrzy? w stron? klaczy, która by?a jego córk?. Co? mu nagl? w g?owie za?wita?o ?e ostatnim razem wygl?da?a troch? inaczej... Wi?cej piór i w ogóle. Bynajmniej pirat przesta? si? tym zam?cza? i ponownie zwróci? si? do Gallanta.
- Chyba orientujesz si? ju? w sytuacji jaka jest mi?dzy mn?, a Tali?

[Black_Gallant]

Gallant upi? kolejnego ?yka ze swojego Kufelka i zauwa?y? zbli?aj?c? si? tygryfic?.

- Wydaje mi si?, ?e jeste?cie spokrewnieni. Chocia? nie wiem jak co? tak ?adnego mo?e by? z tob? spokrewnione.

Zauwa?y? uszczypliwie, cho? jedynie ?artobliwie, nie by urazi?.

- Jako Pegazica wygl?da?a równie bosko...

Upi? znowu kufla.


------------------------------------

Wheatley

Spojrza? na Lisa Pustynnego.

- S?ucham ci?? Jaki z ciebie kapral? Jak kapral to nie komandor, jak komandor, to nie kapral. Zgrywus z ciebie i tyle!

Gronostaj zapiszcza? po zwierz?cemu do Liska i opar? si? na swojej laseczce, wci?? siedz?c na grzebiecie Blacka. Podoba? mu si? ten czarny kuc. Mog?o by? zabawnie.

[Tali]

ERVIN

-Kapral lotnictwa, komandor piechoty.-wyt?umaczy? z za?enowaniem Ervin. Ubra? okulary przeciws?oneczne, wyci?gn?? male?kie cygaro i ignoruj?c g?os "Hail to the king" powiedzia?- a, wkrótce w?adca ?wiata.

__________TALI_________
Tali tymczasem podesz?a do Blacka i Silenta, zatrzyma?a sie na chwil? i stan??a tak ?eby Black nie pos?u?y? si? przywilejem calowania pod jemiol?.
-Cz??? tato, cze?? Black- przywita?a si?.

[BlancoVagabundo]

Blanco widz?c ?e zosta? zignorowany postanowi? da? sobie spokój.
"Fajnie by?o ale czas ju? wraca?" - pomy?la? nape?niaj?c po raz kolejny kieliszek
- Weso?ych ?wi?t - powiedzia? na odchodne

[zt]

[SilentGrass]

Pirat u?miechn?? si? nieznacznie s?ysz?c komentarze Gallanta. Mia? nadziej? ?e nie jest to zwyk?e zauroczenie ze strony Gallanta. Ba? si? ?e mo?e skrzywdzi? Tali, bardzo mu to nie odpowiada?o. Wi?c stwierdzi? ?e musi jasno utwierdzi? Gallanta co do jego przekona?.
- Mówi?c ?e pokrewie?stwo to strzelasz bardzo blisko. Ta pegazica co by?a wcze?niej tygryfic?, a jeszcze wcze?niej zebr?. Wymienia? po kolei pirat po czym zrobi? krótk?, teatraln? przerw?.
- Jest moj? córk?.
Na twarzy pirata pojawi? si? szata?ski u?miech.
- Wi?c zapewne si? domy?lasz dlaczego mój stosunek do Ciebie jest dosy? nie pewny.
Wyj?? z sakwy dwa kubki i nala? do nich rumu, jeden z kubków podsun?? do Gallanta.
Na twarzy pojawi? mu si? szczery weso?y u?miech i doda?.
- Wi?c my?l? ?e warto by?o by si? na pocz?tku dobrze pozna?!

[ReflexivoArco]

Rarco wsta? z ?awki, zarzuci? peleryn?, str?caj?c przy okazji tack? z pustymi ju? kieliszkami.
Wiedzia?, co ma zrobi?. Zauwa?y? pegazic?, któr? teraz by?a Tali, pozna? j? po oczach, po jej niezmiennie pi?knych oczach. Uda? si? w stron? tamtego towarzystwa po drodze troch? si? zataczaj?c. W ko?cu dodar?. Klepn?? tygryfic? w rami?, a gdy ta si? odwróci?a powiedzia? to, co kisi?o si? w nim przez ostatni miesi?c
-Tali *hic* ja... ja ci? chyba kofam- po czym z?apa? j?, i gwa?townym, silnym ruchem przesun?? pod jemio??, zamkn?? oczy i poca?owa? w usta. Na trze?wo w ?yciu by si? nie o?mieli? tego zrobi?, o pierwsze ba?by si?, ?e Tali go walnie, a po drugie nie mia?by tyle ?mia?o?ci. Ale jednak to sta?o si?.

[Black_Gallant]

- Cze?? Tali.

Gallant Wypi? z Piratem brudzie i przedstawi? mu si? poprawnie. Wheatley w tym czasie "bawi? si?" z Ervinem Tali... Wszystko by?oby fajnie i w ogóle, atmosfera robi?a si? weso?a, a ponad litr alkoholu o ró?nym st??eniu który do tej pory tego wieczora wypi? Gallant zaczyna? ju? mu szumie? w g?owie. Podszed? do nich zielony kuc ze ?miesznym znaczkiem na dipie.

I... poca?owa? przy nich Tali.

Kuc ledwie sko?czy?, a Gallant zaszar?owa? niemal trze?wy, gdyby nie upojenie sie adrenalin? i alkocholem.

- KUUR- WA- MA?!

Jego krzyk poniós? si? po ca?ym rynku i obali? ?nieg z niektórych co bardziej stromych daszków. Jego czaszka uderzy?a w szar?y z ca?ej si?y w podbródek Rarco. Co? chrupn??o. Nie g?o?no, Ale Gallant mia? wra?enie ?e to jego ?uk brwiowy albo z?b Rarco. Raczej to drugie. Zielony kuc lec?c na posadzk? pó? metra dalej toczy? z ust stró?k? krwi. Musia? skruszy? mu z?ba.

Gallant sta? nad uderzonym kucem i oddycha? ci??ko, niczym byk tu? po swojej szale?czej szar?y za czerwon? p?acht?.

- Nie wa? si?...

[Tali]

Pot??ny b?ysk roz?wietli? okolice. Iluzja prysnela.
Tali nie zwracaj?c na to uwagi szybko zorientowa?a si? w sytuacji i powali?a Blacka skrzyd?em.
-Oszala?e??!- krzykn??a na czarnego - on ci nic nie zrobi?, a teraz je?li co? mu zrobi?e? to gwardia si? toba zajmie. Nie, czekaj. Je?li mu co? zrobi?e? to b?dziesz si? modli? ?eby ci? gwardia zabra?a.-warkn??a na niego

[SilentGrass]

Pirat patrz?c na reakcj? Gallanta podniós? przed siebie kopyto i chcia? podnie?? kciuk do góry.
Jednak szybko po?a?owa? tej decyzji gdy? zauwa?y? brak owego kciuka, uroni? pojedyncz? ?z? aby uczci? pami?? gestu z podniesionym wysoko kciukiem.
Opró?ni? swój kubek rumu i wsta? od sto?u.
Podszed? do ci??ko dysz?cego le??cego Gallanta i z?apa? go pod rami?.
- Wiesz co ch?opcze? Zaczynasz mi si? podoba?.
I zacz?? si? g?o?no ?mia?.
- Mia?em Ci? zaci?gn?? na powa?n? rozmow?, ale widz? ?e nieszcz??liwie pijany Rarco rozwia? moje w?tpliwo?ci.
Poklepa? Gallanta po ramieniu, po czym spojrza? na Tali.
- A ty moja droga zdecydowanie bardziej powinna? dba? o Siebie! Jeszcze kto? pomy?li ?e jeste? jaka? puszczalska...
Pirat chwil? si? zastanawia?, a w oczach b?ysn?? wredny b?ysk.
- No chyba ?e chcesz o czym? powiedzie? staremu ojcu?

[Black_Gallant]

Gallant toczy? pó?przytomnym wzrokiem po okolicy. Teraz to ju? bardziej ból przy?mi? mu zmys?y. Kr?ci?o mu si? w g?owie od uderzenia skrzyd?em.

- Ten... Opoj... Szie do sziebie przyssza?... Nie poszwoli?asz mu pszecie. Wszia? czi? z zaszkoszenia.

Pomy?la?. Kurde, nie by? tak pijany by sepleni?, musia? sobie przygry?? j?zyk. Zaraz mu przejdzie. Wspar? si? na piracie. Jego s?owa nieco podnios?y go na duchu, jak i gest poklepania go po ramieniu.

Spojrza? ponownie na zielonego kuca z Jab?kiem na ty?ku.

- Tylko dlatego mu pszywali?em...

[ZT]