przez Black Cloud » 9 lis 2012, o 18:57
Czarnuchowi wydawało się, że dostrzegł coś ciekawego, jednak znów było to tylko złudzenie. Mijał już kilkanaście podobnych straganów i kramów, w których znajdowały się różne, ciekawe klamoty, które dla niego niestety nie miały żadnego znaczenia ani wartości. Złote talerzyki, srebrne sztućce, kryształowe kieliszki... kogo stać na to wszystko? I po co to komu? Wiedźmin nie rozumiał tego. Ale cieszył się... bo każdy z tych straganów widział zapełniony, co świadczyło o tym, że i tak nikt tego nie kupował... Uśmiechnął się pod nosem. Już chciał odwrócić wzrok, kiedy nagle dostrzegł coś dziwnego... pewnego pegaza, który wymykał się z tyłu chatki z towarami, o jakich mowa była wcześniej. Zmrużył lekko oczy. Torba na grzbiecie nie wróżyła nic dobrego. - Ależ mam dobry dzień... - Mruknął sarkastycznie pod nosem i odwrócił się, zmierzając powoli ku temu, co zobaczył. Złodziej akurat się zatrzymał, przeglądając łupy... wtedy to Cloud stanął za nim, złapał go i odwrócił w swoją stronę. Rzezimieszek zadrżał... przyglądał się nieprzyjemnym oczom czarownika, wyraźnie niezadowolony faktem, że ktoś go przyłapał. Te właśnie oczy zaraz błysnęły lekkim blaskiem. Black odezwał się dość cicho, hipnotyzując. - Oddasz wszystko, co ukradłeś... potem przyznasz się ładnie przed właścicielem. - Złodziej, wcześniej przestraszony, teraz nagle dziwnie uspokojony, odsunął się, wziął torbę i odwrócił się. - Tak, panie... - Rzekł nieobecnym tonem i wszedł do namiotu ponownie. Cloud wzruszył ramionami i powrócił na dróżkę między straganami. Przechodząc parę kroków, usłyszał tylko z "uratowanego" stoiska, jak handlarz zawołał proste "Dziękuję!" No proszę... jednak potrafią być wdzięczni. Nic dziwnego, nie wyciągnął miecza... jakby do tego doszło, wszyscy by tylko zaczęli się trząść, że zaraz zacznie wyżynać wszystko, co się rusza. Westchnął ponownie... idąc dalej, dostrzegł klacz, która wcześniej dziwnie uciekła na jego widok. Wszyscy inni pochłonięci byli rozmową, codziennością, zakupami... większością spraw, które zrozumieć się starał, ale na których zrozumienie nigdy nie miał czasu, szansy, okazji... ona była sama. Zajęta niczym. Podszedł więc do niej. - Przepraszam Cię... mógłbym zadać pytanie? - Nim jednak zdążyła chociażby się zorientować, kto do niej zagadał, kontynuował. - Poszukuję stoiska, w którym mógłbym znaleźć składniki na mikstury... wiesz... oko traszki, ogon salamandry i takie tam bajeczki.
WS....BS.....S.....T....PER...AG...INT....FEL...WP...HP
31.....24....35....29....35....35....35.....23....36....11