Salon

[QuietWord]

Word zacz?? j? czesa?, zastanawiaj?c si? przy okazji nad odpowiedzi?. Trudno by?o raczej wyt?umaczy? ?e przez to ?e ca?y czas w?a?ciwie sp?dzali razem, nie mia? okazji z nikim porozmawia? na temat ewentualnej pracy. Poza tym poj?cia nie mia? do czego móg?by si? nadawa?, do tej pory jedyne co robi? to biega? z miejsca na miejsce. Westchn?? czesz?c Shiver.
-Wiesz, tak jako? nie mia?em za bardzo okazji... Mo?e móg?bym z tob? pracowa??-Zapyta? si? nie b?d?c do ko?ca pewnym czy dobrze robi ?e si? o to pyta.

[Shiver Leaf]

- Hmmm - zastanowi?a si? g??boko, czuj?c jak Word delikatnie i powoli szczotkowa? jej grzyw?. Po czym szybciutko po chwilowym namy?le, poca?owa?a lekko szarego kuca w policzek, u?miechn??a si? i powiedzia?a - Oczywi?cie, ?e mo?esz mi pomaga?. Dzi?ki tobie b?d? mog?a ?wiadczy? us?ug kurierskie. Kuce nie b?d? musia?y ju? tylko przychodzi? osobi?cie do sklepiku ale b?d? mog?y równie? zamówi? sobie pyszne zio?owe sianko i mieszanki zbo?owe prosto do domu z dostaw?. Co o tym my?lisz?
Zegar wybi? godzin? która wskazywa?a na por? by zasi??? do kolacji. Shiver wsta?a z kanapy. - Id? zrobi? kolacj?. Dzi? b?dzie skromnie, tosty z serem i pomidorami albo z pysznym d?emem.
Wysz?a z salonu. Za chwil? do salonu wbieg?y jej trzy niezadowolone siostry które zacz??y zbiera? porozrzucane rzeczy i uk?ada? do torby.
- Jednak s?owo zaraz to z?e s?owo i nie ju? dzia?a. Musimy wymy?li? co? lepszego - mrukn??a przez z?by Winter popychaj?c lekko Summer by si? pospieszy?a.


Shiver z/t

[QuietWord]

Word prze?kn?? ?lin? s?ysz?c o kolacji. Do takich ilo?ci jedzenia nie by? przyzwyczajony, nie by? pewien ile wytrzyma na takiej diecie, ale by? pewien co do jednego. Jak przejdzie zima, to na brzuchu zostanie mu porz?dny fa?d, którego trzeba b?dzie si? pozby?. Word przyjrza? si? zaintrygowany klaczkom które zaczyna?y robi? po sobie porz?dek, powoli wsta? i zacz?? do nich podchodzi? maj?c g??boko w duchu nadziej? ?e uda mu si? przetrwa? to spotkanie.
-Pomóc wam ma?e?-Zapyta? si? z ?agodnym u?miechem na twarzy.

[Autumn Leaf]

Autumn w ko?cu stwierdzi?, ?e wystarczaj?co ju? gnu?nia? w swoim ?ó?ku i najwy?szy czas ruszy? swoje cztery litery. Odsun?? pyszczek od swojej ulubionej maskotki i wsta? z j?kiem niezadowolenia ze swojego wygodnego ?ó?ka. Przeci?gn?? si? i zszed? na dó?. Us?ysza? jakie? d?wi?ki dobiegaj?ce z salonu i tam skierowa? swoje kroki. Stan?? w progu i u?miechn?? si? przygl?daj?c si? jak jego przyjaciel Quiet Word integruje si? z jego siostrami i pomaga im sprz?ta?. O dziwo jego siostry nie dokucza?y mu ju?. Prawdopodobnie szary kuc znudzi? im si? i przesta? by? obiektem ich nie wybrednych ?artów.
- Có? to Word, czy mam i?? jutro do ratusza i za?atwi? ci kart? sta?ego zameldowania w naszym domu? - za?mia? si? ?agodnie, spogl?daj?c w stron? szarego kuca. Po czym odwróci? si? i ruszy? w stron? jadalni jego ?o??dek w?a?nie zacz?? g?o?no domaga? si? jakiego? jedzenia.

ZT

[QuietWord]

Word u?miechn?? si? s?ysz?c s?owa Autumn'a. W?a?ciwie, to by? nawet ciekawy pomys?. Z ca?? pewno?ci? lepszy ni? gdyby mia? wraca? do swojego domu. Pozostawa?a kwestia tylko tego co si? w domu znajdowa?o, bo musia?by si? tego wszystkiego jako? dyskretnie pozby?. Tak samo jak znale?? w ko?cu tego cholernego jastrz?bia który najwidoczniej ca?kiem dobrze si? bawi? na wolno?ci. Poda? m?odym klaczkom kolejny z przedmiotów które mia?y sprz?tn?? i odetchn??.
-To jest mi?dzy nami pokój, czy tylko zawieszenie broni?-Zapyta? si? ma?ych klaczy.

[Shiver Leaf]

- Ok niech ci b?dzie, pok... - wyci?gn??a kopytko na zgod? w stron? Worda blond-grzywa Sping ale Winter j? ubieg?a, jak zwykle i dopowiedzia?a przybijaj?c kopytko szaremu kucowi - zawieszenie broni - mrukn??a mru??c oczy - a potem si? zobaczy.
- Czyli naprawd? stajesz si? cz?onkiem naszej rodzin tak Word? - rzuci?a zapytanie br?zowa Summer. Winter prychn??a i odwróci?a g?ow?. Nie mia?a nic przeciwko temu by Word tutaj mieszka? i by? ich przysz?ym "nowym bratem" - ale kogo wtedy b?dzie m?czy?? Bo wiadomo rodziny si? nie tyka, rodzina to ?wi?to?? - tak zawsze sobie wmawia?a Winter. Najja?niej ubarwiona z sióstr westchn??a - No có? trzeba b?dzie zanie?? sobie inny obiekt tortur.
- Ale nadal b?d? mog?a ci? czesa? ? - szepn??a cichutko na ucho Wordowi Spring - Masz tak zaniedban? grzyw? trzeba si? tob? zaj?? i piel?gnowa?. Pozosta?e siostry zachichota?y.
Summer wsadzi?a ostatni? szczotk? do torby i klaczki wybieg?y z salonu do jadalni robi?c radosny ha?as na ca?y dom.

[QuietWord]

Word odetchn?? z ulg?. Jeszcze tylko pozosta?o mu znale?? okazj? do szczerszego wyznania Shiver swoich zamiarów, i mo?na by?o w spokoju zacz?? ?y? u Leaf'ów. Rozejrza? si? po pomieszczeniu i zacz?? powoli i?? do jadalni, zastanawiaj?c si? przy okazji co by go spotka?o gdyby zdecydowa? si? zgodnie z pierwotnym zamiarem sp?dzi? w Ponyville kilka tygodni a potem wróci? na szlak. To co zobaczy? niezbyt mu si? spodoba?o. I cieszy? si? bardzo ?e trafi? na Autumn'a, a potem na jego siostr?.

[zt]

[Kabanos]

Kabanos obudzi? si? na d?wi?k obcych kopytek które us?ysza?, ?e wchodz? do pokoju. Postawi? uszy do góry i otworzy? oczy.
- Ach to tylko ty Word, my?la?em ?e to kto? wa?ny. Masz racj? trzeba wrzuci? drewien do kominka popieram - machn?? ?apk? w stron? szarego kucyka - ziemno jest tutaj jak w psiarni. Pewnie to dlatego ze jakie? dwa niewy?yte imbecyle pegazy, zrobi?y dziury w dachu tego przepi?knego domu. Na ich nieszcz??cie prze?y?y. Autumn gdzie? sobie poszed? i chyba ty b?dziesz musia? wyja?ni? swoje wybrance ?e dach wygl?da jak ser - j?kn??, ziewaj?c jeszcze raz i otwieraj?c szerzej paszcz?k?.
Si?gn?? po swoja fajk? wodn? i wzi?? g??boki wdech. Wypu?ci? dym < nie wa?ne ze to fajka wodna> w kszta?cie Shiver i Worda w strojach ?lubnych - To kiedy mnie zaprosisz na ?lub. Wiesz przecie?, ?e jestem bardzo towarzyskim i sympatycznym kucykiem i uwielbiam przyj?cia - rzek? si?gaj?c po raz kolejny po swoj? fajk? - i do tego umiem pi?knie ?piewa?. Wzi?? g??boki oddech i zacz?? ?piewa? swoim g??bokim barytonem.
http://www.youtube.com/watch?v=oavMtUWDBTM

[QuietWord]

-Fajnie wiedzie?.-Mrukn?? wrzucaj?c do kominka kilka kloców drewna, po czym zabra? si? za zach?canie p?omienia do nieco ?ywszego trawienia ich, by w domu si? jednak nieco ociepli?o. Po kilkudziesi?ciu sekundach, kiedy ju? ogie? weso?o trzaska? obejrza? si? na swojego rozmówc?. W?a?ciwie to ju? go nie dziwi?o jego zachowanie, no mo?e poza pytaniem o ?lub. To go nieco doprowadzi?o do tego ?e zszed? z toku rozumowania, przez co przygl?da? si? przez chwil? Kabanosowi nieco przyt?pionym wzrokiem. W ko?cu pokr?ci? gwa?townie g?ow? i westchn??.
-Jeszcze nic nie planujemy... Chocia? jak dla mnie wiosna by by?a ca?kiem ?adnym terminem, kiedy tylko nast?pi? nieco cieplejsze dni i zaczn? pojawia? si? w miar? kwiaty... Cholera, romantyk si? we mnie odzywa. ?ebym tylko nie zacz?? ?piewa? jak ty, bo mnie to raczej tak mi?o nie b?d? traktowali jak ciebie.

[Kabanos]

Pies rozwa?a? s?owa szarego kuca podrapa? si? nog? za uchem, po czym po raz kolejny ziewn?? szeroko i ?askawie zeskoczy? z kanapy. Schowa? butelk? Golden Wassera oraz fajk? wodn? za swój sweterek. Klasn?? ?apkami i jego sweterek automatycznie zamieni? si? w garnitur z czarownym krawatem. - Czas na mnie. Nie wiem jak ty ale ja ma dzi? randk? i nie chc? jej przegapi?. I widz?, ?e mojej Goldie si? spodoba? twój zwierzaczek. Pokaza? ?apk? na sufit gdzie dwa jastrz?bie na stropie jeden du?o wi?kszy o pospolitym ubarwieniu przytula? si? do mniejszego jastrz?bia o z?otych piórach. Oba ptaki grucha?y do siebie zalotnie jak dwa go??bki. Kabanos wybieg? z pokoju zostawiaj?c szarego kuca samego w salonie
Wyszed? z domu i rado?nie ?piewaj?c uda? si? w stron? Canterlotu.

z/t

[QuietWord]

Word ?ci?gn?? ku sobie brwi, wyra?aj?c dezaprobat? dla tego co robi? Hawkie. Mia? pocz?tkowo zamiar co? powiedzie?, ale stwierdzi? ?e ptak znajduje si? w stanie w którym i tak nie b?dzie chcia? si? ani go pos?ucha?, ani przy?o?y? do zrozumienia tego co on mówi?. Pogodzi? si? z tym ?e tak samo jak jego, we w?adanie wzi??a samica. Nie przeszkadza?o mu to tak w?a?ciwie, zawsze jakie? zaj?cie by?o. A i dzieciarnia mog?aby si? przy tym rozerwa? ca?kiem nie?le.
Nie po?egna? Kabanosa, chocia? powoli zaczyna? przestawa? darzy? go brakiem sympatii, to w dalszym ci?gu nie mia? zamiaru go do?? szybko polubi?. Spojrza? si? jeszcze raz w kominek, po czym za pomoc? pogrzebacza poprawi? drwa, tak by pali?y si? troch? lepiej, powoduj?c przy tym ?e iskry polecia?y przez komin w niebiosa. U?miechn?? si?, przypominaj?c sobie ?e spotka? kiedy? jednoro?ca który przez przypadek podczas kichni?cia wyrzuci? polana z jego ogniska tak wysoko ?e jak spada?y to musieli si? ca?kiem dobrze kry? by ?aden z nich nie dosta? nimi w g?ow?.
Usiad? na kanapie i z pewnym zawodem stwierdzi? ?e nast?pnego dnia od tego d?wigania b?dzie mia? z ca?? pewno?ci? zakwasy na plecach. Taki urok zmiany profesji musia? mu zacz?? pasowa?, bo raczej trudno by by?o ?eby powróci? do poprzedniego zawodu. Nie je?li mia? zamiar w dalszym ci?gu sp?dza? jak najwi?cej czasu przy Shiver.

[Shiver Leaf]

Shiver pojawi?a si? w przej?ciu do salonu zamruga?a par? razy, swoimi b??kitnymi oczami potem zwróci?a si? w stron? Worda. Kabanos min?? j? dumnym korkiem z wysoko uniesionym pyszczkiem. Zdawa?a si? go nie zauwa?y?.
- To ty tak ?piewa?e?? Bardzo ?adnie, masz ?liczny g?os a mówi?e?, ?e nie ?piewasz. Kolacja b?dzie za kilka chwil, wi?c ju? mo?esz si? uda? do jadalni. Zaraz zaczn? wnosi? dobre jedzonko. Shiver wysz?a za salonu zostawiaj?c Worda samego i na powrót uda?a si? w stron? kuchni.

z/t

[QuietWord]

-Bo cholera jasna nie ?piewam.-Mrukn?? pod nosem w?ciek?y na popisy jamnika. Do?? nagle nabra? ochoty na to by tego psa wyk?pa? w jakim? paskudnym p?ynie przeciwpchelnym. Zda? sobie do?? nagle spraw? z tego ?e poza s?owami, to nie zna ?adnych swoich talentów, bo je?li chodzi o bieg to to umiej?tno?? raczej wyuczona. Word machn?? kopytem, stwierdzaj?c ?e na dobr? spraw? nie mia? powodu by si? czegokolwiek nauczy?, lub rozwija? inne swoje umiej?tno?ci. Pomy?la? ?e kiedy? wypada?oby sprawdzi? czy mo?e sprawdza si? w innych dziedzinach, mo?e i wykorzystuj?cych s?owa. Poszed? do jadalni, po drodze przystaj?c na chwilk? i pocieraj?c g?ow? kopytem. Po tym czasie po prostu wszed? do jadalni.

[zt]

[QuietWord]

Wesz?a do salonu, w dalszym ci?gu czuj?c pewien dyskomfort spowodowany brakiem czego?, do czego zd??y? si? ju? przyzwyczai?. Bo raczej trudno nie by? przyzwyczajonym do czego? co ma si? od urodzenia, i trudno nie czu? si? dziwnie gdy to co? nagle znika. Postawi?a co? w czym wnios?a malca na pod?odze, po czym zgodnie z tym co powiedzia?... powiedzia?a Autumn, czy jak to powinien j? teraz nazywa?, zacz?? szuka? w dolnych szufladach grzechotki i smoczka. Po kilku chwilach wróci?a do malucha z znaleziskami, które by?y w istocie smoczkiem i grzechotk?. Spojrza? si? na malca, po czym wyci?gn?? kopyto w którym trzyma? grzechotk?, k?ad?c j? tu? obok dzieciaka. Zaraz potem w tym samym kopytku trzyma? smoczek, który przy?o?y? do ust dziecka.
-No, otwieraj pyszczek.-Powiedzia?a staraj?c si? przybra? na twarzy najmilszy wyraz na jaki tylko by?o j? sta?, wpatruj?c si? w dziecko swoimi g??bokimi, czerwonymi oczami.

[Roanie]

Roanie widz?c szar? klacz roze?mia?a si? beztrosko wskazuj?c jednocze?nie na pewien organ który kiedy? wyst?powa? u QuietWordzi.
-Hahaihihah – ?miech cielaczka by? jaki? dziwny, tak jakby niemowl? doskonale wiedzia?o o niepowetowanej stracie swej „opiekunki” i chcia?o z tego zakpi?. B??kitne oczy malucha wpatrywa?y si? w podbrzusze Wordzi ca?kowicie ignoruj?c grzechotk?. Widocznie naigrywanie si? z biedaka by?o lepsz? zabaw? ni?li grzechotanie. Ofert? smoczka Roanie przyj??a jednak z godno?ci?, pozwoli?a bowiem wsadzi? sobie go w usta bez wi?kszej walki. Ju? po chwili jednak rado?nie wyplu?a smoczek celuj?c w czo?o br?zowej klaczy.
-Hahahahamuuuu – rozbrzmiewa?o gdy Roanie przewróci?a si? na plecy za?miewaj?c si? z sytuacji jak? spowodowa?a. M?oda krówka planowa?a tak?e poci?gn?? klacz za jej d?ugie, czerwone w?osy jednak nie mog?a ich dosi?gn?? tote? da?a sobie z tym spokój… przynajmniej na jaki? czas.