Salon

[QuietWord]

Word od?o?y? ozdob? z powrotem do pud?a i zacz?? i?? by usi??? obok Shiver. Usiad? blisko niej, stykaj?c si? w?a?ciwie z ni?. Obserwowa? to jak robi szalik, a jego wzrok w?drowa? pomi?dzy jej kopytkami i jej twarz?. Szczególnie lubi? si? patrze? w jej twarz. Obserwowa? tak w milczeniu, ws?uchuj?c si? przy tym w muzyk?.

[Shiver Leaf]

Shiver sko?czy?a 3/4 szalika kiedy spojrza?a na zegar dochodzi?a 18 a Autumn'a nie by?o do tej pory.Cieszy?a si? obecno?ci? i ciep?em zarówno Worda jak i kominka ale zacz??a si? obawia? o brata. po?o?y?a na kanapie szyde?ko podesz?a do okna rozchyli?a zas?on? i spojrza?a wsz?dzie czarno i ciemno nic by?o wida? tylko ?nieg l?ni?cy w po?wiacie ksi??yca.
- Martwi? si? o niego - rzek?a do Worda zwróciwszy swoje niebieskie oczy w jego kierunku.

[Reetmine]

Reet przy pomocy Quieta posadzi? Autumna na kanapie, dosy? mi?kkiej zreszt?. Zdj?? swój p?aszcz i szybko wyj?? z niego apteczk?, szukaj? jednego pude?ka. Wypad?y z niego trzy strzykawki z czym? pomara?czowym w ?rodku. Wsadzi? ig??, wypu?ci? powietrze ze strzykawki i poszuka? kopytem serca ogiera. Gdy znalaz? wbi? dosy? mocno i pozwoli? by zawarto?? wp?yn??a do cia?a ogiera. Có?, Helter zawsze by? szalony, a to co? z p?ynów bazyliszka potrafi?o pobudzi? jak cholera. Spojrza? na Quieta normalnym wzrokiem, i opad? na ziemi?.

- To sterydy, mój znajomy kiedy? to stworzy?. Je?li mia? umrze? to po?yje troch? d?u?ej, trzeba przemy? mu rany i da? kompres, mo?e uda si? go uratowa?... Co do tego nie wiem, jaki? robak chyba go ugryz?, co? du?ego i pewnie truj?cego.

[Shiver Leaf]

Shiver przybieg?a z kuchni nios?c banda?e i ?rodki odka?aj?ce. by?a tak przera?ona ?e nic nie powiedzia?a. Ostatni raz rannych widzia?a jak mia?a 5 lat na wojnie. Mia?a wra?enie ze te obrazy ju? nie wróc? a jednak. Zacz??a przemywa? i opatrywa? ran? brata nie pytaj?c Reeta o nic. Prosi?a tylko g??boko w duszy Celsti? by jej brat prze?y?.

[QuietWord]

-Czyli nawet nie wiesz co to mog?o by?... O tej porze roku wszystko co gro?ne powinno albo zdycha? z mrozu, albo spa? g??boko w jamie.-Powiedzia? z uwag? obserwuj?c le??cego Autumn'a i jak Shiver si? nim zajmuje. Spojrza? si? na Reet'a i pokr?ci? g?ow?.
-Postaraj si? mi powiedzie? chocia? w jaki sposób go znalaz?e?. Mo?e to rzuci na to jakie? ?wiat?o na to co si? sta?o.

[Reetmine]

- Sk?d mam wiedzie?, jakie? bydle lata?o po Everfree, jaki? najmus to chyba zabi? ale przedtem ugryz?o to Autumna. Nie jestem cholernym biologiem, znam si? na zwierz?tach, ale nie potworach!

Quiet go zdenerwowa?, cho? to jednak nie on. Nie móg? im powiedzie?, ?e to pewnie Celestia go wyczu?a i postanowi?a ukara? za przesz?o??, od razu go przecie? wydadz?. Mia? nadziej?, ?e mo?e uda mu si? uciec, ale to odpada?o, zreszt? nie mia?o wi?kszego sensu, i tak by go znalaz?a. Reet zacz?? ponownie si? ba?, ju? widzia? palik, lin? na szyi albo w najlepszym miejscu kamienio?omy. Te wizje by?y tak realne, ?e a? zacz?? si? trz???, co nie umckn??o uwadze obydwu kuców. G?os mu si? zacz?? ?ama?.

- N..n..nie wie...m, to chyba mój szó-szós-szósty zmys?, wiesz, by?em kiedy? szpiegiem i w ogóle...

Jamnik zacz?? g?o?no szczeka?, brzmia?o to niczym ?miech z pegaza.

[QuietWord]

-Taki ze mnie szpieg jak z ciebie m?ynareczka.-Warkn?? w stron? Reet'a zapominaj?c si? na chwil?. Spojrza? si? na Shiver i pokr?ci? g?ow?. Nie chcia? traci? nerwów, nie przy niej.
-Spokojnie Reet, wszystko b?dzie w porz?dku. Tylko musimy Autumn'a na nogi postawi?... ?esz, ?atwiej powiedzie? ni? zrobi?. Je?li to by?o jadowite to musimy mie? pewno?? ?e w jego ?y?ach nie kr??y jad, inaczej b?dzie o wiele ci??ej.-Powiedzia? przypominaj?c sobie jak cz?sto samemu dane mu by?o widzie? uk?szenia w??y i niektórych paj?ków. Nie tylko na w?asnym ciele.

[Reetmine]

- S...s...s?uchaj w-w-Word, to by? jaki? du?y robak, nie paj?czek czy motylek, ale gnojstwo wielko?ci pokoju.- Nieco odzyska? zmys?y, nie wyczu? z?ych intencji od nich, zreszt? trzeba by?o mie? klas? do ko?ca. Zacz?? szpera? w apteczce i wyj?? jaki? flakonik, pomalowany w ma?e skorpiony. Wla? to w usta Autumna maj?c nadziej?, ?e to mo?e pomo?e.- Ten sam znajomy to zrobi?, to "uniwersalny lek przeciw truciznom". Acz nie wiem jak dzia?a to gdy istota jest magiczna...

Poczu? co? dziwnego, jaka? dziwn? du?? energi?. Mia? jeszcze minimalnego linka z ksi??niczk? i cho? ta raczej ju? go nie wychwyci, to i tak j? czu?. A ona by?a bardzo z?a. Pegaz zacz?? si? trz??? jeszcze bardziej, co znów nie mog?o umkn?? ich uwadze. Jamnik znów zacz?? szczeka?, ?miej?? si? z niego.

[QuietWord]

Word przez chwil? nic nie mówi?, przygl?da? si? Autumn'owi i Shiver na przemian. Poj?cia nie mia? co mo?na zrobi?, nie wiedzia? co mo?e pomóc a co zaszkodzi?. Jedyna nadzieja by?a w tym ?e Autumn mia? wystarczaj?co silny organizm. Zacz?? oddycha? g??biej, kiedy w ko?cu zachowanie Reet'a zacz??o go niepokoi?.
-Powiedzmy Reet ?e to ju? ca?o?? co mo?esz powiedzie? o Autumn'ie. Teraz powiedz co w ciebie wst?pi?o, bo trudno mi uwierzy? by? go z w?asnej nieprzymuszonej woli tu przyniós?. Mów.-Powiedzia? stanowczym tonem, nie poznaj?c przy tym samego siebie. Wzrok mia? spokojny.

[Reetmine]

- Ja? Ja tam z...z..z tej nieprzu..nieprszy...nieprzymuszonej woli, wiesz umiera? to go trzeba by?o ratowa?.- Odwróci? wzrok w bok, nie chcia? spogl?da? na Worda. Przecie? nic im nie zrobi?, uratowa? Autumna.- Zreszt? ja...ja go uratowa?em, nie wiem sk?d ten atak na mnie.

Acz dalej si? trz?s?, by?a coraz bli?ej.

[Celestia]

Przed domem da?o si? s?ysze? tak, jakby kto? wyl?dowa?. Bez ?adnego ostrze?enia, pytania czy pro?by kto? do niego wszed?, jak i dosy? szybko do holu. Wszystkie zgromadzone kuce mog?y najpierw zobaczy? 4 gwardzistów, stoj?cych niemal na pokaz, a za nimi wchodz?c? do domu jej wysoko??. Patrzy?a na wszystkich z ciep?ym, spokojnym i mi?ym wyrazem twarzy, tak niepodobnym do tego, co dzia?o si? jeszcze przed chwil?. Najd?u?ej wzrok zatrzyma?a na pegazie i Autumnie i podesz?a do kanapy na której ten le?a?. Stra?e nie wchodzi?y w g??b pokoju, ona sama da sobie rad?. Skin??a im g?ow? i po chwili wyszli z domu.
- Reet...

[QuietWord]

Word cofn?? si? na widok Alicorna. Schyli? nieco g?ow? w pseudo uk?onie, jego wzrok w?drowa? pomi?dzy Reet'em a Celesti?. Nie s?dzi? ?e to mo?e by? przypadek, teraz widzia? ?e pegaz zapewne wpakowa? si? w k?opoty. Wzi?? g??boki oddech by uspokoi? wal?ce serce.
-Ja?nie o?wiecona...-Powiedzia? postanawiaj?c ?e si? nie ruszy z miejsca. Przemilcza? szereg nachodz?cych mu na j?zyk sformu?owa? i wyra?e?, przecie? obok by?a Ksi??niczka.-Doceniam Reet co zrobi?e?, ale teraz masz okazj? by powiedzie? o co konkretnie chodzi.

[Autumn Leaf]

Reet... - ju? mia?a si? odezwa? gdy s?owa zasch?y jej w gardle. Zimno przeszy?o jej serce. Nagle ?ciany zacz??y si? kurczy? i ca?a rzeczywisto?? na oko?o niej zacz??a si? zmienia? czu?a ?e nagle zosta?a odepchni?ta i kto? ja wrzuci? w zawirowan? czasoprzestrze?. Nie by?a ju? w salonie ale pzred ma?a chatk?. Nie by?a pot??n? ksi??niczk? lecz ma?ym ?rebakiem o ró?owych faluj?cych w?osach. Obok niej sta? jej ojciec pot??ny grantowy Alcior nocy Spinel Sun. Z nieba la? si? strugami deszcz.
- STRAZNICY - krzykn?? u?ywaj?c swojego royal canterlot voice. Stra?nicy na rozkaz weszli do ?rodka wywa?aj?c drzwi .
W ?rodku dojrzeli kuca ziemnego bordowego w bia?e plamy który pochylonego na rann? obanda?owan? ksi??niczk? Lun?. Luna le?a?a na stercie brudnych szmat. Zreszt? w chacie nie by?o zbyt wiele przedmiotów by?o niemi?osiernie zimno. -zauwa?y?a Celestia niepewnie robi?c krok naprzód.
-CO TO MA ZNACZY? !!!! JAK ?MIESZ DOTYKA? MOJE CÓRKI -alciorn by? wyra?nie wkurzony jego oczy zal?ni?y zimno niczym dwa szmaragdy. B?yskawicznie u?y? magi i uderzy? magicznym promieniem tak ze kuc wylecia? w powietrze i uderzy? z impetem o ?cian? ale o dziwo nie straci? przytomno?ci
- Ojcze... - zacz??a Celstia
- NIE DROGA CÓRKO - rzek? ogier wynios?ym g?osem nawet nie spojrzawszy na swoj? córk? - DAJ IM KOPYTO A ZABIOR? CI CA?? RESZT? . MUSZ? WIEDZIE? GDZIE ICH MIEJSCE. KA?DY Z NICH Z OSOBNA. - ostanie s?owa wypowiedzia? s?owo po s?owie mocno akcentuj?c ka?de z nich i spogl?daj?c na ziemnego kuca który wi? si? w konwulsjach pod ?cian?. Nast?pnie spojrza? w córki oczy.
ZROZUM. TYLKO SI?A I W?ADZA SI? LICZY KOCHANA CELESTIO ONI MUSZ? ZNA? RESPEKT. KIEDY? PRZYJDZIE TAKI , ?E TO TY ZASI?DZIESZ JAKO W?ADCZYNI NA TRONIE EQUESTRII.
Celestia nie powiedzia?a nic tylko ze smutkiem spu?ci?a g?ow?.
- STRA?NICY - krzykn?? alicorn. Jednoro?ce delikatnie lewitowali ksi??niczka Lun?. Luna by?a zbyt w du?ym szoku i zbyt ma?a by cokolwiek powiedzie?.
Alicorn obróci? si? na pi?cie i z wysoko uniesion? g?ow? wyszed? a za nim stra?nicy z Lun?.
Celstia zosta?a przez chwil? sama i w g?owie rozmy?la?a nad s?owami ojca. Spojrza?a na ziemnego kuca. Podesz?a do niego. Kuc b?yskawicznie zas?oni? pyszczek kopytami. Nachyliwszy si? nad nim powiedzia?a cicho - Przepraszam - po czym wysz?a z oczu la?y si? jej ?zy ale w tym momencie mog?a ca?? win? zrzuci? na deszcz.

Celestia us?ysza?a ?agodny acz przera?ony kobiecy g?os - Droga ksi??niczko b?agam ci? uratuj mojego brata - Rzeczywisto?? wróci?a do normy. By?a znów w salonie. Celestia zobaczy?a przed sob? kl?cz?c? klacz ?aciat? fioletow? w bia?e ?aty ca?a zalan? ?zami.

[Reetmine]

Pegaz odchodzi? powolutku do ty?u. Zauwa?y?, ?e ksi??niczka jakby znalaz?a si? w stanie ?nienia, acz tylko jedno przychodzi?o mu do g?owy- zastanawia si? nad kar?. Niemal machinalnie zacz?? kr?ci? g?ow?, staraj?c si? unikn?? jej wzroku.

- Ja...ja tylko wykonywa?em rozkazy... ja nie chcia?em tych ofiar, naprawd?...

W ko?cu trafi? na ?cian?, nie mog?c i?? dalej do ty?u. Wyj?? szybko swoje kusze i rzuci? je na ziemi?.

- Uratowa?em mu ?ycie, musisz to wzi?? pod.... uwag?...

[Celestia]

Nie mog?a w to uwierzy?, ?e widzi, a raczej prze?ywa ponownie przesz?o??. Przecie? to by?o dawno temu, nie by?a taka jak ojciec, dba?a o swoich poddanych. I na pewno nie traktowa?a jednych z wy?szo?ci? poni?aj?c drugich. Co prawda ostatnio niektóre osoby zacz??y sobie pozwala? na zbyt wiele, ale przecie? to nie powód by wini? ca?y gatunek! Nie, nie by?a taka jak on, wtedy zobaczy?a jaki jest naprawd? i jak? ma wizj? w?adzy. Wiele my?li przychodzi?o jej do g?owy, ale z zamy?lenia wyrwa?a j? Shiver. Dotkn??a kopytem jej g?owy i ?agodnie powiedzia?a.
- Nie martw si?, on ju? nikogo nie skrzywdzi.
Dopiero po chwili skojarzy?a, ?e jej ojciec ju? nie w?ada, a klaczy chodzi?o o zupe?nie co? innego. Pegaza sobie odpu?ci?a, pó?niej si? nim zajmie. Podesz?a do Autumna i ostro?nie dotkn??a kopytem jego g?owy podejrzewaj?c, ?e to on mo?e by? przyczyn? tych perturbacji które wcze?niej zauwa?y?a. To by?oby tym bardziej dziwne, ?e jest on kucem ziemnym, acz nie mog?a tej teorii odrzuci?. Zastanawia?a si? czy ujrzy jeszcze jakie? wizje z przesz?o?ci. I w ka?dej chwili by?a gotowa by go wyleczy?.