przez SilentGrass » 13 sty 2012, o 22:42
Pirat tym razem od razu nie otworzy? oczu, praktycznie wiedzia? co b?dzie go czeka?o i wcale nie chcia? tego przy?piesza?.
Czu? pod sob? ch?ód bij?cy od nierównej kostki brukowej. Jeszcze ?y?, a raczej istnia? w swojej ?wiadomo?ci. Zastanawia? si? czy kiedy? to si? sko?czy.
Otworzy? powoli oczy i przed sob? znów zobaczy? s?pa, który wyra?nie by? uradowany.
- Uuu! Stary! Ty to masz przewalone… ?eby w?asna ?wiadomo?? chcia?a Ci? zabi?. Czym ?e? sobie tak przewali??
- Nie chcesz wiedzie?… Odpowiedzia? za?enowany pirat.
S?p widocznie postanowi? nie dr??y? tematu, mo?liwe ?e sam jako cz??? jego ?wiadomo?ci znienawidzi? by pirata, ale czy zabicie pirata nie wi?za?o by si? z praktycznie samobójstwem?
S?powi podoba?o si? ?ycie w umy?le pirata, nigdy nie przestawa? si? ?mia?, spotyka? najprzeró?niejsze osobisto?ci, tak pasowa?o mu to ?ycie. Przekr?ci? g?ow? lekko na bok i spojrza? dok?adniej na pirata.
- Wiesz? Tym razem widz? ?e b?dzie lepiej jak pójdziesz sam.
- Co ty nie powiesz? Powiedzia? pirat po czym wyrzyga? ironi? do pobliskiego wiadra.
Na dziobie s?pa pojawi? si? lekki u?miech.
- Ja… Ja naprawd? chc? Ci pomóc. W ko?cu jestem cz??ci? Ciebie…
- Ta naprawd? jestem Ci cholernie wdzi?czny…
- No dobrze, nie b?d? Ci? ju? zatrzymywa?. B?dziesz wiedzia? co robi?
- Ej! Poczekaj jeszcze chwil?!
Niestety s?p nie us?ucha? pirata i tak szybko jak zwyk? si? pojawia?, znik?. Pole percepcji pirata wróci?o do normalno?ci, rozejrza? si? dooko?a siebie i ze strachem stwierdzi? ?e zna to miejsce.
***
Canterlot jesienn? por? nie by? przyjaznym miejscem, szczególnie je?eli mieszka?o si? w slumsach.
Trzynastoletni zielony ?rebak powoli szed? ulic? i stara? si? nie wywróci? o przewalaj?cych si? dooko?a pijaków. Przechodzi? obok jednej z karczm kiedy nagl? wysun??a si? z niej przygruba klacz i nie patrz?c przed siebie wyla?a misk? pomyj. ?rebak nawet nie zd??y? zareagowa?, a zawarto?? miski sta?a si? zawarto?ci? zielonej sier?ci kucyka. Gruba klacz zauwa?y?a co zrobi?a i zacz??a si? g?o?no ?mia?, po chwili odwróci?a si? i z trzaskiem zamkn??a drzwi.
Zielony kuc nienawidzi? tego miejsca, nienawidzi? tych brukowanych ulic, nienawidzi? tych obskurnych budynków. Szed? jednak dalej przed siebie doskonale znan? sobie ?cie?k?, wyznacza?a tras? do jedynego miejsca, którego z tego wszystkiego nie nienawidzi?... Przynajmniej tak bardzo.
?rebak zbli?y? si? do niewielkiej kamienicy, obskurne musztardowe ?ciany zawsze wprawia?y go w md?o?ci. Wszed? do ?rodka i skierowa? si? na pierwsze pi?tro, stan?? niepewnie przed drzwiami numer siedem.
*Puk* *Puk*
Sta? par? d?u??cych si? minut i po chwili us?ysza? szmery po drugiej stronie, rozleg?o si? szcz?kanie zamków i drzwi otworzy?y si? z g?o?nym skrzypni?ciem. W drzwiach stan??a klacz, a raczej chwia?a si? na nich leniwie. Jej rozbiegane oczy skupi?y si? na chwil? na butelce wódki, a potem na ma?ym ?rebaku. Przelecia?a kopytem po swoich zmierzwionych dredach i podrapa?a si? po zielonym czole.
Po chwili na jej twarzy pojawi? si? zniesmaczony grymas, a jej b??kitne oczy ?wieci?y w?ciek?o?ci?.
- Gdzie? ty si? szw?da? gnoju!
Krzykn??a i podnios?a kopyto z butelk? do góry szykuj?c si? do wymachu. Wtem nagl? pojawi? si? przy niej bordowy kuc i z?apa? za kopyto z butelk?.
- No ju?… Spokojnie, po?ó? si?… Odpocznij. Przemówi? do niej spokojnym delikatnym g?osem.
Klacz na zawo?anie si? uspokoi?a, odwróci?a i wesz?a w g??b mieszkania. Ogier podszed? do ?rebaka i schyli? si? przy nim. Spojrza? na jego mokre futro i zrobi? zaniepokojon? min?.
- Och dzieciaku co si? z tob? znowu dzia?o.
?rebak nie odpowiedzia?, wstydzi? si? spojrze? w jego szmaragdowe oczy wi?c po prostu spu?ci? wzrok ku ziemi.
- Albo nic nie mów. Chod? wejd? do ?rodka.
?rebak bez s?owa skierowa? si? do domu, ogier nie przestawa? obserwowa? ma?ego i zamkn?? tu? za nim drzwi. Ma?y kucyk skierowa? si? do niewielkiej kuchni, a ogier poszed? do ?azienki. Po chwili pojawi? si? w kuchni z du?? misk? wody i r?cznikiem. Zasta? tam siedz?cego na krze?le ?rebaka z smutno zwieszon? g?ow?.
- No podejd? tu dzieciaku. Powiedzia? zach?caj?co z niewielkim u?miechem na ustach. Ma?y us?ucha? si? ogiera, w ko?cu by? jego ojcem. Ogier namoczy? lekko r?cznik w wodzie i zacz?? przeciera? maluchowi twarz.
- Opowiada?em Ci kiedy? o piracie Silent Grass’ie?
?rebak w odpowiedzi przecz?co pokr?ci? g?ow?.
- By?o to w trakcie drugiej wyprawy do Zebrici. Silent Grass by? starym morskim wyg?, mawiano ?e by? jednym z najbardziej bezlitosnych piratów na equestria?skich wodach. A okaza? si? najbardziej honorowym ogierem jakiego spotka?em. W ko?cu uratowa? mi ?ycie, a wszystko zacz??o si? od…
G?o?ny stukot do drzwi przerwa? opowie?? ojca, ten przewróci? poirytowany oczyma i odst?pi? od malucha. Ojciec podszed? do drzwi i szybko je otworzy?, widok po drugiej stronie kompletnie go nie zaskoczy?. Sta? tam jasny ogier w z?ocistej zbroi gwardzisty.
- Mówi?em ?eby?cie nie przychodzili do mnie do domu! Odezwa? si? pierwszy ojciec malucha.
Ogier do którego by?o to skierowane z pocz?tku lekko si? skuli? z przera?enia, ale po chwili si? zreflektowa? i odpowiedzia?.
- Ale kapitanie, to oni. Znowu na rynku.
Wi?cej mówi? nie musia?, ojciec malucha skierowa? si? do szafy i wyj?? z niej z?oty he?m, nasun?? go na g?ow? i skierowa? si? do wyj?cia. Maluch podbieg? za nim, ale kapitan szybko si? odwróci? i rozkaza? synowi.
- Zosta? w domu, tam jest zbyt niebezpiecznie! I trzasn?? drzwiami tu? przed nosem ma?ego.
?rebak jednak ani my?la? pozosta? w domu, z uchem przy?o?onym do drzwi czeka? a? ucichn? kroki na klatce schodowej. Kiedy nie wy?apywa? ju? ?adnych d?wi?ków powolutku uchyli? drzwi. Zacz?? biec swoimi ma?ymi nó?kami w gór? budynku, dosta? si? do klapy na dach i z du?ym trudem zacz?? si? z ni? si?owa?. Po paru minutach ci?g?ego napierania uchyli? klap? i wyszed? na dach. Zaczyna?o si? powoli ?ciemnia?, mro?ny wiatr d?? z pe?n? si?? i jasno dawa? zna? ?e zbli?a si? okres zimy. Podszed? do kraw?dzi dachu i zerkn?? w dó? wypatruj?c ?ladów ojca. W ostatnich promieniach s?o?ca dostrzeg? dwa z?ote b?yszcz?ce Che?my. Tak jak wynika?o z rozmowy kierowali si? w stron? rynku. ?rebak zacz?? biec w stron? g?ównego targowiska miasta, skacz?c z dachu na dachu. Co chwil? s?ysza? za sob? gro?by i obelgi kucy, które go zauwa?y?y jednak nie zwraca? na to uwagi i ca?y czas ?ledzi? swojego ojca. Rynek by? du?ym placem pe?nym sk?adaj?cych si? ju? straganów, zazwyczaj o tej porze by?o spokojnie jednak tym razem na ?rodku sta?a spora grupa osób. Dwa z?ote he?my wbi?y si? w ?rodek t?umu i krzykami rozgarn?li gapiów. Na ?rodku le?a? jednoro?ec w ka?u?y krwi, gwardzi?ci podeszli do martwego kuca i zacz?li go ogl?da?. Zaj?ci ogl?dzinami ran nie zauwa?yli trzech zakapturzonych postaci zbli?aj?cych si? od ty?u, ?rebak ju? by? na tyle blisko ?eby s?ysze? rozmow? ojca z drugim gwardzist?.
Oczy ma?ego i rozszerzy?y si? w przera?eniu, a z ust wyrwa? mu si? piskliwy krzyk.
- TAAAATOOO!
Gwardzi?ci gwa?townie si? odwrócili i od razu zauwa?yli trzy zakapturzone postacie stoj?ce zaledwie par? kroków za nimi. Wyci?gn?li szybko bro?, jednak zakapturzeni nie pozostawali d?u?ni i rzucili w stron? gwardzistów niewielkimi sztyletami. Sztylet odbi? si? od zbroi kapitana, jednak drugi gwardzista nie mia? tyle szcz??cia bo ostrze ugodzi?o go w szyj?. W potoku krwi i charczenia powoli osuwa? si? na ziemi?, kapitan nawet na chwil? si? nie zawaha? tylko ruszy? z atakiem na morderców. Zatoczy? mieczem szeroki ?uk, jednak tamci byli zwinniejsi od niego i z ?atwo?ci? unikn?li ci?cia. Wyj?li niewielkie miecze i z du?? szybko?ci? zacz?li atakowa? kapitana. ?rebak nie móg? na to patrze?, przera?ony schowa? oczy pod kopytami i nas?uchiwa? a? sko?czy si? walka. Kapitan sparowa? atak jednego z ogierów i kopn?? go w kolano, które z g?o?nym trzaskiem wygi??o si? w drug? stron?, a kuc z krzykiem zwali? si? na ziemi?. Nie czekaj?c zatoczy? mieczem m?ynek i ci?? drugiego kuca tu? u nasady szyi. Ci?cie nie by?o g??bokie jednak wy??czy?o tymczasowo kuca z walki. Kapitan obieg? wzrokiem okolic? jednak nie zobaczy? trzeciego atakuj?cego, zamiast tego poczu? powoli zatapiaj?cy si? sztylet w jego prawym boku. G?o?no zacharcza? i wyplu? z ust krew. Od tr?ci? od siebie trzeciego kuca, zachwia? na nogach i przymkn?? na sekundk? oczy. W tym samym momencie poczu? jak od przodu wchodzi w jego cia?o kolejny sztylet i ?amie jego ?ebra. Z ust wyda?o mu si? charczenie i pad? na ziemi?. ?rebak par? minut po tym jak nasta?a cisza ods?oni? oczy, widok który zasta? zmrozi? mu krew w ?y?ach. Trzy cia?a w tym dwa w z?otych he?mach, powoli podszed? do przera?liwej sceny i wypatrzy? ?e jeden z le??cych jeszcze oddycha. Podbieg? szybko i w ledwo oddychaj?cym kucu rozpozna? swojego ojca. Stan?? w ka?u?y krwi brocz?cej z cia?a ogiera, przykucn?? i mocno go obj??. Kapitan lekko si? zatrz?s? czuj?c u?cisk. Z trudem otworzy? oczy i zobaczy? ciemno zielonego p?acz?cego ?rebaka.
- Ach… Maluchu… Pami?taj jedno… Mo?esz si? st?d wyrwa?… Mo?esz by? tym kim chcesz.
Maluch le?a? wtulony w zimne cia?o ojca. To bola?o, bardzo…
22:26:34 Tomek: Ja tylko wymyślam sytuację, nikogo do niczego nie zmuszam. Jeżeli ktoś posłucha się mojej absurdalnej sugestii to jego wola. Tylko że niektórzy nie łapią tego, że zawsze daję im wybór...
36-23-26-24-36-34-36-35-9001
WS BS S T PER AG INT FEL HP