przez Jester V » 10 lip 2012, o 17:32
Jako jedyny z nielicznych to w?a?nie b?azen pegaz us?ysza? r?enie o pomoc dochodz?ce z lasu Everfree. Nie zastanawiaj?c si? pomkn?? w tamto miejsce by ruszy? na ratunek kucykowi w potrzebie. Jakie by?o jego zdziwienie gdy zobaczy? ros?ego ogiera zapl?tanego w gar?? lian. By? ciekawy co go jeszcze tego dnia mog?o go zaskoczy?. Czy pstrokaty jednoro?ec rodem z canterlockich opowie?ci o eksperymentach genetycznych, o których nas?ysza? si? w podziemiach, czy by? to jedynie nad wyraz przero?ni?ty kucyk który przy takiej sile fizycznej sam by sobie poradzi?, a sta? tam bezradny i ?ka? jak ma?e porzucone ma?e ?rebi?, które zgubi?o mam? i wo?a?o a ratunek. Jester westchn??, ale có? mia? zrobi? widocznie kucyki jakie spotyka? by?y efektem chaosu jaki od jakiego? czasu d?awi? Equestri?. Najwyra?niej Discord mia? niez?y ubaw. - No ju? dobrze malutki, nie p?acz ju? ja ci pomog? - rzek? do ogiera ?agodnie, ca?y czas lewituj?c nad nim i mocniej akcentuj?c s?owo malutki - Widz?, ?e zakatowa?a ci? przyroda, widzisz jak co? ci? atakuje ty te? musisz jej odp?aci?. O tak. - b?azen pewny siebie kopn?? li??, nast?pnie z?ama? ga??? przewróci? jaki? g?az, który sta? w pobli?u. Nagle jego kopytko natrafi?o na co? mi?kkiego. Pegaz odwróci? i zblad?. <je?li w jego martwym stanie mo?na by?o jeszcze zbledn??>. Sta? teraz w oko w oko z paszcz? mantykory. Potwór rykn?? tak g?o?no, ?e zadr?a?a ziemia i pospada?y li?cie, a ptaki z krzykiem zerwa?y si? do lotu - Ghaaaaa !!! - zakrzykn?? trefni? i wzbi? si? b?yskawicznie w powietrze - Si?gn?? kopytkiem za plecy szukaj?c swojego ?uku i ko?czanu. Jakie? by?o jego zdziwienie gdy ich tam nie znalaz?. Oczywist? oczywisto?ci? by?o to, ?e nie zabra? ca?ego swojego ekwipunku ze sob?, kompletnie o tym zapomnia? i nie za bardzo si? tym przejmowa?. Teraz by? mu niesamowicie potrzebny, co robi? nie mia? ?uku wiec... nie zd??y? nawet skleci? my?li, kiedy skacz?ca w gór? matykora chwyci?a go swoimi wielkimi ?apami i przygniot?a do ziemi - Nie, nie, nie ! - krzycza? trefni? próbuj?c si? oswobodzi?. A mama mówi?a by nie my?le? bo to niezdrowe. Trzeba by?o jej s?ucha? - mrucza? niezadowolony trefni? kichaj?c przy tym przy tym i si? d?awi?c. Nie przera?a?o go to ?e by? nieumar?ym i ?e mantykora w?a?ciwie chcia?a sobie zrobi? lunch i wys?a? go na tamten ?wiat do którego de facto szary pegaz i tak nale?a?. Nie przera?a?o go, ?e mia? uczulenie na koty, które teraz dawa?o mu si? we znaki. Ale najbardziej wkurza?o go do, ?e dotkn?? swoimi pi?knym cia?em tej brudnej plugawej i zanieczyszczonej ziemi. To dra?ni?o trefnisia najbardziej. Próbowa? u?y? teleportacji, ale jakie by?o jego zdziwienie gdy nie znikn?? mantykorze w k??bie dymu, sprzed pyska. Jego magiczne chom?to z dzwoneczkami jaki trefni? nosi? na grzbiecie, umo?liwiaj?ce mu teleportacje, by?o p?kni?te. Najwyra?niej drewno p?k?o przy upadku na ziemi?. Dzwoneczki rado?nie dzwoni?y mimo, ?e wcze?niej nie wydawa?y ?adnego d?wi?ku, wyra?nie zadowolone i ucieszone z losu jaki za chwil? mia? spotka? szarego kucyka.
- No i masz - rzek? ze ?zami w oczach - ?egnaj pi?kny ?wiecie! - zakrzykn?? kucyk.