Klacz przemierzała las Everfree wolnym krokiem nucąc sobie pod nosem radosną melodyjkę(
http://www.youtube.com/watch?v=YuQTrReV ... re=related ), na jej ramieniu spoczywała zaś mała kobra królewska. Zastanawiała się po cóż takiego feniks ją przysyłał tutaj do lasu, przecież mógł tu posłać byle gwardzistów. Ech, pewnie znów ten Sunny, a można było go pozostawić w wymiarach równoległych. Żeby o nią kiedykolwiek tak feniks zadbał. Słyszała z daleka sprzeczkę ale się nie spieszyła. Weszła do jaskini i zauważyła wybuch, rozwaloną ścianę, rannych i trupy, upadające kontynenty i tsunami zalewające Canterlot.
- Jak dzieci. Czy mógłbyś...- Nie zdążyła dopowiedzieć, "kobra" zleciała z jej ramienia świecąc się zielonym światłem. Zamknęła oczy, a gdy je otwarła jaskinia stała jak stała, nie było żadnych uszkodzeń, czy to w ścianie, czy na ziemi, jak i nikt nie był ranny. Podeszła do April i zabrała jej worek kuca nim ta cokolwiek stamtąd wylała/wywaliła. Wyczyściła przy okazji pamięć tamtym sprzed chwil, głupio by było gdyby pamiętali skok czasowy.
- Witaj, ty jesteś April Moon? Chciałabym abyś poszła ze mną, lekarz powinien ciebie przebadać. Wiem o twoim stanie...- starała się brzmieć jak najłagodniej, może i ta była gwałcicielką, ale też i matką.- A, przy okazji mogłabyś go wypuścić?
Po czym odwróciła się do Black Clouda.
- Uważaj ze swoimi znakami, nie wszystkim się one podobają. Bardzo nie wszystkim.
[ nie było tamtej akcji, April nie zdążyła wylać, nie nastąpił wybuch i takowe tam. Czas się cofnął]