Jaskinia Mieszkalna April Moon

[Sunny Sky]

Syknął przez zęby z bólu i, gdy usłyszał trzask zamykanych krat, z rezygnacją na pyszczku położył się. Czuł się podle. Przede wszystkim z powodu tej przyjemności jaką czuł, a która kompletnie nie pasowała do tego. To, co robiła ta klacz, powinna prędzej doprowadzić go do wymiotów niż... tego. Tęsknił też, oczywiście, za Flame, to był już cały dzień bez jego ukochanej. Był już w takim humorze że nawet przemknęło mu by się powiesić na swetrze, ale wtedy na pewno nie zobaczyłby swojej ukochanej ani swojego dziecka...

[April Moon]

Zrobiło się zimno a podłogę pokryła mgiełka. Wiatr jakby zawył gdzieś wyżej. Dwa kopytka cicho stuknęły o posadzkę i zatrzepotały skrzydełka.
- Sunny... Hej Sunny... Czy ona już poszła?
podeszła do niego i delikatnie szturchnęła go kopytkiem, jak siostrzyczka budząca starszego brata i bojąca się jego gniewu.

[Sunny Sky]

-Poszła... Całe szczęście. - Mruknął nie unosząc łba. Był strasznie apatyczny i niechętny do jakiejkolwiek działalności. Teraz kombinował, czy gdyby zabił April, czy udałoby mu się wydłubywać łańcuch z skały i polecieć z nim na górę zanim umrze z głodu. Ironia losu, Flame też miała taki niewesoły epizod w życiu z maniakiem zakuwania niewinnych kucy w łańcuchy...

[April Moon]

- Ej... Sunny... Popatrz na mnie...
Prosiła prawie rozpaczliwie. Dalej szturchała go swoim kopytkiem. Nie było nawet w połowie tak chłodne jak ostatnio, ale wciąż było zimne.
- Proszęęęęęę...
Jej głos znowu zabrzmiał jak wycie wiatru.

[Sunny Sky]

Wyła strasznie, ale była mniej zimna. Ciekawe co się z nią działo... No i mogła go szturchać, to było dziwne, zważywszy na to, że jedzenie przez nią przelatywało. Niechętnie bo niechętnie, ale odwrócił głowę w jej stronę.

[April Moon]

- Sunny... Zimno mi i... i ... Boję się ciemnooooościiiii... Mogę się z tobą położyć?
Zaszlochała cichutko i spojrzała na niego płaczliwie i przerażenie. Chciała żeby ktoś ją przytulił i utulił do snu.
- Proszę.... Bardzo proszę...

[Sunny Sky]

Westchnął ciężko i posunął się nieco, nadstawiając skrzydło.
-Chodź, połóż się pod nim, ogrzeję cię. - Powiedział zmęczonym głosem. Westchnął znowu. - Jeśli kiedyś będę miał z moją ukochaną pegazicę, to na pewno ją nazwę Frozen Hope. - Uśmiechnął się smutno do niej, dalej zachęcająco kiwając skrzydłem.

[April Moon]

- DZIEKUJĘ!
Pisnęła cudnie i wsunęła mu się pod skrzydełko. Objęła go lodowato zimnymi kopytkami za szyję i wtuliła się w niego. Jak blok lodu. Była właśnie taka zimna. Dała mu grzecznego buziaczka w policzek, po siostrzanemu i wtuliła w jego szyję swoją główkę.
- Mówisz takie rzeczy... Nie zasługuję byś mną nazywał swoje dzieciaczki...
Zrobiła się nieco cieplejsza.

[Sunny Sky]

-Zasługujesz, pocieszasz mnie w trudnej chwili. - Mruknął cicho czując, jak ogarnia go senność. Ta... Niewola go strasznie dziś wymęczyła. Obawiał się kolejnego dnia... - Ale teraz daj mi spać, dobrze, moja mała przyjaciółko? Jestem strasznie... - Ziewnął. - ... zmęczony i chcę spać. - Przesunął swój "sweter" by ją przykrywał.

[April Moon]

Sweterek opadł przez nią na posłanie ale wtuliła się w niego bardziej, chłodząc jego rozpalone ciało.
- Śpij dobrze Sunny. Jutro będzie dobrze. Zobaczysz. Wierzę w to.
Pocałowała go w czółko, tym razem jak starsza siostrzyczka i usnęła z nim spokojnie.

Gdy Rano się obudził, był ubrany w sweterek, ale jej przy nim nie było.

[Sunny Sky]

Hm, sweterek. Nie zakładał go... Albo może? Czy to możliwe, że to nie istota nadprzyrodzona, a po prostu zaczyna świrować? Zwlekł się z łóżka i zajął miejsce na środku swojego "pokoju", by zrobić poranną gimnastykę. Strasznie zdrętwiał w nocy, a do tego tęsknił za ruchem. Jako pegaz zawsze miał ogromną wolność, a teraz... Zamknięty, jak ptak w klatce.

[April Moon]

April znów zniknęła z samego rana, ale powróciła niedługo potem. Frozen Hope nie pojawiła się tym razem by dotrzymać towarzystwa Sunny'emu. Gdy jednak klaczka wróciła, była ucieszona i w skowronkach. Jak wczoraj zeszła na dół. Niosła ze sobą magicznie pastucha oraz torbę z jedzeniem z Kuccolo Broccio.
- Dzisiaj mam dla ciebie coś lepszego. I przyniosłam ci troszkę gazowanej Coli. Na pewno ci zasmakuje, to przysmak z samego Manehattanu.
Uśmiechnięta usiadła obok niego i otwarła na stoliku jego zestaw śniadaniowy.
- Pałaszuj kochanie. Bo muszę z tobą poważnie porozmawiać i potrzebujesz na to sił.

[Sunny Sky]

Zaczynało mu się już nudzić i robić głodno, gdy przyszła przeklęta porywaczka, Spojrzał z nieufnością na śniadanie.
-Czym dzisiaj faszerowana? - Zapytał, dla porządku, ale zaczął jeść. Mniej łapczywie niż wczoraj, w końcu nie był po tak długiej głodówce. Nawet coli spróbował, ignorując, że ta baba nazywa go "kochaniem". Tylko jedna tak mogła... Ale tego nie robiła, niestety.

[April Moon]

- Niczym, niczym. Dzisiaj nie będę cię wykorzystywać... No... Chyba że bardzo chcesz. Jak widzisz, nic nie przyniosłam ze sobą tym razem.
Uśmiechnęła się i kiźnęła go po skrzydełku czule. Lubiła patrzyć jak jadł. Był jak jej zwierzątko.
- Zawsze mnie zastanawiało... Czemu ogiery tyle mówią, że tej to by się dał tak sponiewierać, a tamtej to inaczej by się dał... Ale jak przychodzi co do czego, większość wymięka.
Zaczęła cicho.

[Sunny Sky]

"Chyba, że bardzo chcesz"... To zabrzmiało jak obelga. Spojrzał na nią przelotnie, ale nie skomentował tego.
-No cóż, może to dlatego, że tylko niektóre klacze kochamy w ten sposób, by się z nimi zabawiać w ten sposób? - Zasugerował gwałcicielce, powoli pustosząc swoją porcję jedzenia do niemalże zera. Znikła szybciej niż mu się zdawało...