Chata Caymana

[Cayman]

G??boko, w samym ?rodku lasu Everfree, znajduje si? ma?a chatka. Otoczona jest prowizoryczn?, drewnian? palisad?. Obok domku znajduje si? polanka, na której cz?sto l?duj? smoki, które potrzebuj? pomocy. W chatce mieszka Cayman. W ?rodku s? trzy izby. Pierwsza i zarazem najwi?ksza to pokój, w którym mieszkaniec, przyjmuje go?ci oraz sypia. Druga, mniejszy to kuchnia. Najmniejsza z nich jest ?azienka. W ?rodku znajduje si? wszystko co potrzebne do przezycia. Na ?cianie wisi miecz.
//=================================
Cayman obudzi? si?, przetar? oczy kopytkami i j?kn??. Kolejny nudny poranek. Le?a? jeszcze przez chwil?, po czym leniwie usiad? na ?ó?ku. Rozejrza? si? po izbie sk?panej w mroku. Firanki by?y bowiem zas?oni?te. Odsun?? je za pomoc? magii. Fala ?wiat?a zalana pomieszczenie. Mru??c oczy kucyk podrepta? do kuchni. Przygotowa? sobie kanapki z serem, po czym miotaj?c pod nosem przekle?stwa na wszystko co jest nie po jego my?li, usiad? przy stole i oci??ale zacz?? prze?uwa? ?niadanie. Gdy sko?czy? postanowi? sprawdzi? swoje zapasy po?ywienia. Jak zwykle brakowa?o sera. "Nie ma sera, nie ma jedzenia"- pomy?la?- "Znowu b?de musia? si? uda? do miasta". Zamkn?? szafk? i opu?ci? chat?, udaj?c si? w kierunku miasteczka.
[z/t]

[Cayman]

Cayman wszed? na teren swojej "posiad?o?ci". Obejrza? si? za siebie i wszed? do ?rodka. Rzuci? torb? na ?ó?ko i poszed? do ?azienki. Poprawi? grzyw? i za?atwi? potrzeby fizjologiczne. Wróci? do pokoju, wypakowa? ser i w?o?y? do szafki. Stan?? po?rodkj izby i westchn??. Postanowi? posiedzie? troch? przed chatk?. Wychodz?c zauwa?y? jaki? ruch w krzakach. Zignorowa? to. "Pewnie mi si? wydawa?o", pomy?la?. Usiad? spokojnie na ?awce, wzi?? le??c?, obok od wczoraj ksi??k? i zacz?? czyta?.

[Feather]

Pegaz uzna?, ?e szybciej dotrze do swojego domku, lec?c przez Everfree. Korony drzew ?miga?y pod nim, gdy on ?miga? nad nimi. Có? za wspania?ym do?wiadczeniem jest lot nad szmaragdowym morzem koron drzew. Co? jednak dostrzeg?. Co?, co wydawa?o mu si? chatk?, której wcze?niej tu nie widzia?. Zacz?? nad ni? zatacza? kr?gi, zni?aj?c sie powoli do l?dowania. Wyl?dowa? za? przed ni?. Dopiero teraz zauwa?y?, ?e jest otoczona palisad?.
- Upsi - powiedzia? sam do siebie, po czym przeskoczy? przez ni?, odbijaj?c si? skrzyd?ami od pod?o?a.
Gdy znalaz? si? przed bram?, kulturalnie zapuka? w ni?.
"W lesie mieszkaj? zazwyczaj ciekawe kucyki. W sumie, to ca?kiem niez?a polanka. Ciekaw jestem, po co komu? te? ta palisada. Zreszt? mo?e zaraz si? dowiem"

[Cayman]

Cayman ko?czy? w?a?nie czyta? rodzia?, gdy us?ysza? pukanie. Od?o?y? ksi??ke, zszed? z tarasu do domku kieruj?c si? do g?ównych drzwi. Po drodze zastanawia? si? kto to mo?e by?. Nie cz?sto miewa? go?ci. Doszed? do drzwi i otworzy? je. Ujrza? bia?ego pegaza. Jego znaczkiem by?o piórko. Wygl?da? do?? przyja?nie. Cayman podszed? do niego:
-"Cze??! Jestem Cayman. Cóze? ci? do mnie sprowadza? Co? nie tak z twoim gadem, panie... No w?a?nie! Jak masz na imi??"

[Feather]

Tak. Zza bramy wyszed? jednoro?ec. Jego wygl?d nie wzbudzi? w nim strachu, ale jaki? tam szacunek. Czarny p?aszcz, bródka itp, itd...
- Witaj! Nazywam si? Feather, ale wszyscy znajomi mówi? na mnie "?askotek". Nie sprowadza mnie tu nic, poza ciekawo?ci?. Co robi tu jednoro?ec sam, w ?rodku lasu? Oczywi?cie, o ile mog? wiedzie?. Pewnie prowadzisz badania, czy co? w tym stylu... No i wybacz, je?li ci w czym? przeszkodzi?em.
"Nie wyskoczy? drwal z siekier?! Dobrze jest, nie trza psu?" - pomy?la? ?askotek.
By? troszk? ciekaw, co robi tu tak ufortyfikowany jednoro?ec. Przecie? w razie jakiego? najazdu, czy innej grabie?y mo?na by tu bezpiecznie si? ukry?. Zapyta? wi?c Caymana o to, co tutaj robi. Mimo wszystko dobrze wiedzie?, co si? tutaj dzieje.

[Cayman]

Cayman wys?ucha? pytania po czym odpowiedzia?:
-" Och... Fortyfikacje. To tak na wszelki wypadek. Czuj? si? dzi?ki temu pewniej. Nigdy nie wiadomo co si? mo?e sta?. A niektóre kuce widz?ce chatke w lesie cz?sto my?l?, ?e mog? si? ?atwo ob?owi?. A co do zajmowania si? tutaj... To ?adna tajemnica. Mo?esz si? dowiedzie?. Zajmuje si? pomaganiem zwierz?tom, cz??ciej gadom a najcz??ciej smokom. Kocham te zwierz?tka. Czasem te? zbior? jakie? zió?ka..." zachichota?. Przyjrza? si? dok?adniej pegazowi. Wzbudza? w nim pozytywne odczucia. Czu?, ?e mo?na mu zaufa?. Jednakowo? czu? do niego szacunek. Mia? w sobie co? takiego, co mówi?o, ?eby z nim nie zadziera?, bo mo?na ?le sko?czy?. By?a to tylko i wy??cznie opinia Cayman, która mog?a by? b??dna. Nie zna? bowiem kucyka, na tyle dobrze aby go oceni? prawid?owo.
"Mo?e wejdziesz do ?rodka?"- zapyta? jednoro?ec.

[Feather]

- Ach, rozumiem. W?a?nie si? zastanawia?em, po co ci one. Masz racje, du?o tu bandytów. Wiem co? o tym... A co do smokó, to pewnie musisz mie? du?y szacunek u tych pi?knych, majestatycznych stworze?.
Pegaz podrapa? si? po szyi. Cayman wydawa? si? mu w miar? kulturalny, czyli na pewno nie by? jakim? oszala?ym pustelnikiem.
- Do ?rodka? No skoro mnie zaprosi?e?, to wejd? na przys?owiow? godzink?. Ach, pewnie te? jeste? ciekaw, czym si? zajmuj?. No wi?c prowadz? razem z moimi ma?ymi pomocnikami Salon ?askotek. To takie tam miejsce w którym kucyki przychodz? si? gilgota?, lub by? gilgotanym. Wiesz, zyski z tego s? ca?kiem niez?e. Mo?e wydawa? ci si? to absurdalne... No bo w zasadzie jest... Ale mam dobre wyposa?enie. No i po dwudziestej drugiej wst?p maj? tylko doros?e kucyki, gdy? poniewa? jest bardziej erotycznie. No tak...
Pegaz wszed? za palisad?.
- Chatka niczego sobie, Caymanie. Jak na takie zadipie jednak masz tu si? fajnie. Ciekawe, czy w ?rodku te? jest przyjemnie.
Poczeka?, a? jednoro?ec wprowadzi go do ?rodka i nieco rozejrza? si? po domku, kulturalnie.
- Tak,milutko tutaj.

[Cayman]

"?a?... ?askotkowy biznes... Nie jest to w sumie, a? takie g?upie, hihi" pomy?la? Cayman. Jednak mimowolnie zawin?? mocniej peleryn? wokó? siebie. Rozejrza? si? po swojej chatce.
-"Mam tu troch? ba?agan... Mam nadziej?, ?e Ci to nie przeszkodzi. Chyba, ?e tak to mo?esz troch? posprz?ta?, hahaha"- za?mia? si? ze swojego kawa?u. "W sumie niewa?ne, zapomnij. Mo?esz klapn?? sobie przy stole" Mówi?c to wyci?gn?? drugi sto?ek za pomoc? magi. Zrobi? to troch? nieudolnie i uderzy? nim o stó?. Zakln?? pod nosem tak ?eby go?? nie us?ysza? ( nie chcia?, aby pomy?lano, ?e jest niekulturalny) " Ups, zdarza si?" Powiedzia? tym razem na g?os. " Przynios? co? do picia. Co wolisz? Kawka, herbatka, soczek czy zió?ka? Hehe, zawsze mnie ?mieszy to s?owo"

[Feather]

Pegaz równie? zachichota? z kawa?u Caymana.
- Wiesz, jedank jak to nie mój burdel, wi?c zostawie wszystko tak, jak jest. No có?.. Poprosz? herbatki, je?li mo?na.
"Ciekawe, czemu s?owo "zio?o" go ?mieszy" - pomy?la? ?askotek.
No có?... Posiedzieli, pogadali, wypili po herbatce, skumplowali si?. Tak przynajmniej my?la? Feather. Po minidebacie o zadzie Maryny pegaz po?egna? si? i polecia? do domu.
z/t

[Cayman]

"W sumie mi?y z niego go??...", pomy?la? Cayman odmachuj?c l?c?cemu pegazowi. "Posprz?tam po ranoczorku, i zrobi? sobie jaki? obiadek. Ahh, ju? mi pachnie ?wie?ymi kartofelkami.". Wszed? do domku. Wzia? tace z ciasteczkami i schowa? w szafce. Za bardzo by go kusi?y na zewn?trz. Zabra? fili?anki i wrzuci? do zlewu. Wzia? ziemniaki, obra? je, po czym podsma?y? na patelni, pod?piewuj?c "w?anor?cznie" wymy?lon? piosenk? "Hen, hen daleko, Gdzie nie widziano kopyta mego, ?y?y sobie olbrzymie smoki, roz?wietla?y z?a mroki...". Gdy ziemniaki, by?y idealne do jedzenia, zdj?? je na talerz, a patelnie wrzuci? do zlewu. "Potem j? umyj?...". Zabra? talerz i usiad? przy stole. Zajada? si? ze smakiem, patrz?c za okno. My?la? o ró?nych rzeczach. O nowo poznanym ?askotku, o gitarze, któr? chcia?by kupi?, o zespole, który chcia?by za?o?y? i o wielu innych, dla niego wa?nych, rzeczach. Posmutnia? troch?... Znowu by? sam i nie mia? z kim pogada?. Marzy?o mu si?, aby pewnego dnia spotka? pi?kn? klacz i zamieszka? z ni? w swojej chatce. Tymczasem ze stanu zamy?lenia wyrwa? go pusty talerz. Wsta? i odniós? go do zlewozmywaka. Pomy? wszystkie naczynia i uda? si?, na popo?udniow? drzemk?. Zasn?? szybko bez wi?kszych problemów.

[Cayman]

Cayman obudzi? si? po godzinie. Le?a? jeszcze przez chwil?, po czym wsta? leniwie. Id?c do kuchni po co? do picia, potkn?? sie. Naszcz??cie przewróci? sie na fotel. Wsta? i ruszy? dalej. Wzi?? kubek, nala? sobie soku i podrepta? na taras. Spowrotem zag??bi? si? w lektur?. Nie móg? si? jednak skupi?. Co chwil? zauwa?a? co? w krzakach. By? przez to niespokojny, jednak wiedzia?, ?e jest tu bezpieczny. Co jaki? czas widzia? par? pegazów przelatuj?cych na jego chatk?. "Pewnie ?piesz? do Canterlotu, albo do Ponyville". Wypi? sok i poszed? odnie?? szklank?. Umy? j? i od?o?y? do szafki. Wróci? na taras i znowu zag?ebi? si? w czytanie ksi??ki.

[Cayman]

-" No... Nareszcie sko?czy?em!", powiedzia? do siebie, zamykaj?c ksi??ke. "Najwy?szy czas ?eby pomy?le? o kolacji..." Wsta? i ruszy? do domku. Wtedy znowu to ujrza?. A dok?adniej ruch w krzakach. "Mam tego dosy?!", krzykn?? i podbieg? do krzaków daj?c w nie nura. I wtedy go zobaczy?. Ma?y, pomara?czowy smoczek miniaturka. By? ?dziebko wystraszony. "Oj, co ty tutaj robisz maluszku? Musi Ci by? zimno. Chod? do ?rodka, ogrzejesz si?."- Caymanowi momentalnie przesz?a z?o??. Smoczek niepewnie spojrza? na szarego jednoro?ca, ale poszed? za nim. Gdy weszli do ?rodka Cayman powiedzia?: "Usi?d? sobie pod kominkiem i poczekaj zaraz przynios? Ci co? do jedzenie... Sam te? jestem g?odny." Zapali? ogie? pod kominkiem i poszed? do kuchni. Po przygotowaniu kanapek wróci? do pokoju i poda? par? smokowi, który popatrza? na to niech?tnie. "Wiem, ?e to nie jest napewno twój przysmak, ale nic innego nie mam. Rano co? kupi?. A teraz jedz ?adnie.", powiedzia? Cayman. Po sko?czonym posi?ku, z którego wi?cej korzy?ci mia? smok ( Cayman skwitowa? to: "Szcz??cie, ?e wiekszy nie uro?niesz... No i dobrze, ?e nie zionesz te? ogniem, bo bym nie mia? ani jedzenia i schronienia") jednoro?ec posprz?ta?, po czym u?o?y? smokowi prowizoryczne legowisko i sam poszed? spa?.

[Cayman]

Obudzi? si? dosy? wcze?nie. Smok jeszcze spa?. Cayman podszed? do niego i otuli? szczelniej kocem. Ma?y gad zamrucza?. "?pij spokojnie, a ja przynios? Ci co? do jedzenia...", powiedzia? jednoro?ec. Wsta? i zacz?? i?? w stron? drzwi. Otwieraj?c je obejrza? si? jeszcze na swój pokój i smoka. U?miechn?? si? i wyszed?. By?o ju? do?? jasno. "Wow, nie spodziewa?em si?, ?e o tej porze ju? spiewaj? ptaki!", pomy?la?, po czym wszed? w g??b lasu udaj?c si? do Ponyville.
[z/t]

[Cayman]

Gdy Cayman wrócił, było już dawno po południu. Przystanął przed swoją chatką na chwilę, po czym ruszył do drzwi. Otworzył je powoli i wtoczył się do środka. Nie był zbytnio wyspany. Spojrzał na śpiącego jeszcze smoka i prychnął: "Ten to się ma dobrze...". Położył torbę na stole i zaczął wypakowywać towar. Jedną puszkę karmy dla smoka wsadził do szafki ( "Myślę, że będzie tam bezpieczna."), a drugą otworzył.
- "O kurde... Miska... Gdzie ja to wsadzę? Muszę coś wymyślić... Może... Nie to głupie... Choć w sumie i tak mam jeden niepotrzebny."- zaczął gadać do siebie- "Zaraz mu nałożę, a potem zrobię coś sobie. Właśnie! Muszę dać mu jakieś imię... Choć może lepiej poczekam, aż się obudzi i uzgodnię to z nim".
Cayman podszedł do szafki w kuchni, i wyciągnął talerz. Wysypał na niego zawartość miski i zaniósł smokowi przed posłanie.
- "Jak się obudzisz to zjesz... Skoro śpisz w najlepsze nie jesteś pewnie, aż tak głodny..."
Cayman popatrzył jeszcze przez chwilę na swojego śpiącego przyjaciela i ruszył spowrotem do kuchni.

[Cayman]

Cayman kończył jeść obiad gdy smok się obudził. Gad usiadł na łóżku, rozejrzał się po pokoju i zatrzymal wzrok na kucyku. Zamrugał i parsknął przyjaźnie. Cayman uśmiechnął się. Odsunął stołek i podszedł do smoka. Posunął mu talerz z karmą i poczochrał kopytkiem. Smok znowu parsknął i zaczął wachac pokarm.
- Jedz, jedz. Zaskakuje Ci.- powiedział przyjaźnie jednorozec.
Smok wkońcu przemogl się i zaczął jeść.
- Hmmh... W końcu mam swojego smoka... Chyba to uczcze, hihi... Jak będę miał czas wybiorę się do jakiejś knajpki.- rzekł kuc.
Obrócił się i wyruszył aby posprzątać po swoim obiedzie.