- Och, witam pana. Jestem Cheerilee... Tak, wyglądasz na nowego. Wie pan, teraz miałam coś dla dzieci przygotować, jakieś lekcje, a tu - wytarła swoje łzy - to... ktoś podpalił szkołę. Nie oczekuję od pana nic, ale jeśli mógłby pan załatwić tanią ekpię budowlaną, albo przynajmniej pomógł zanieść sejf do mojego do... Ech... mój dom też spłonął, bo tu mieszkałam...
Klacz usiadła na biurku i oparła się o ogiera, po czym zaczęła się mu wypłakiwać, niczym mała klaczka.
- Nie chcę się narzucać, ale może zna pan jakieś miejsce dla mnie, gdzie mogłabym przenocować, albo przynajmniej odpocząć? Mogę zapłacić... - powiedziała, łkając.