przez Kaja Redsky » 30 sty 2012, o 14:45
Pirat spacerowa? sobie po szerokiej ulicy, w samym centrum Canterlot. Na wysokich domach zawieszone by?y kolorowe transparenty. Wokó? t?um wiwatuj?c zas?ania? ca?? ulic?. Wszystkie kuce dooko?a macha?y kopytami, niektóre trzyma?y chor?giewki. Na niema?ej, kwieci?cie przystrojonej platformie jecha?y pi?knie wystrojone ksi??niczki. Pirat niós? pod pach? kuferek, po brzegi wype?niony z?otem i diamentami. W pewnym momencie potr?ci? go inny kucyk, nadchodz?cy z przeciwka. Pirat si? przewróci? i upu?ci? skarb. Kiedy zorientowa? co si? dzieje i podniós? skrzyneczk?, okaza?o si?, ?e ta jest ju? pusta. W?ciek?y zacz?? szuka? z?odzieja, rozgl?da? si? na wszystkie strony. W ko?cu si? obróci?, tu? przed nim sta? ?nie?nobia?y kuc nosz?cy opask? na oku i maj?cy drewnian? protez? zamiast kopyta. By? tak blisko, ?e omal nie dotykali si? nosami. Przestraszony pirat odskoczy? – To ty mi zabra?e? skarb!? – krzykn?? w?ciek?y, ten tylko spojrza? i u?miechn?? si? ironicznie, po czym wskaza? parad?. Tam, na nast?pnej platformie jecha? zielony kuc ziemny. Siedzia? sobie na wielkim fotelu, wyrzucaj?c kopytami fontann? ze z?ota. JEGO Z?OTA!
– A... a... a. – wyj?ka? – Silent zabra? to, co nale?a?o do mnie!
- Nigdy tego szczególnie nie pilnowa?e? – bia?y wzruszy? ramionami.
- Jak to nie pilnowa?em! Przecie? wszyscy widzieli, ?e pilnowa?em!
- Jakby? pilnowa?, to on by tego nie mia?, prawda? Logika bywa zabójczo szczera.
- Ale przecie?, ja tylko... ja pilnowa?em, tylko...
- Oh, nie przejmuj si?, z?oto szcz??cia ci nie da, lepiej poogl?dajmy sobie pard?.
Coy pos?usznie skierowa? g?ow? w stron? gdzie w?a?nie spacerowa?y rz?dy klaczy wystrojonych w wysokie i na pewno niewygodne pióropusze. Mimo nich porusza?y si? z pe?nym gracji krokiem, uroczo eksponuj?c swoje urocze znaczki, ku swojemu zaskoczeniu Coy znalaz? w?ród nich i kilkoro ogierów. Dopiero teraz rozpozna? w tym pochodzie swoje kochanki, wszystkie, z którymi sp?dza? upojne noce. Jednak jedno nie dawa?o mu spokoju.
- Zastanawiasz si?, gdzie si? podziewa ta trójka? Tutaj mo?esz by? pewnym, ?e ich nie znajdziesz.
- Sk?d ty... sk?d to wiesz?
- Idiota, ca?e ?ycie ci towarzysz?... – kuc obróci? si? tak, ?e Coy zobaczy? jego uroczy znaczek. Pirat podrapa? si? po grzywie niczego nie rozumiej?c.
- To znaczy, ?e mnie ?ledzisz? Po co to robisz?
- Gdyby to ode mnie zale?a?o, ju? dawno zajmowa?bym si? kim? ciekawszym... – na te s?owa spod jego brzucha wy?oni? si? kolejny kucyk, ma?y, uroczo wygl?daj?cy ?rebaczek w barwie roz?wietlonego morza. Mia? króciutk? grzyw? i wygl?da? naprawd? s?odko
- Khem... wi?c chyba powiniene?... tak tylko sobie my?l?... spojrze? na t? platform?... – zasugerowa? nie?mia?ym g?osikiem. Na poje?dzie ci?gni?tym przez dwa rz?dy kuców sta?a kolumna, wysoka klasyczna kolumna w stylu jo?skim, cho? d?ugo?? nie mie?ci?a si? w proporcji szesnastu modu?ów, by?a wy?sza, du?o, du?o wy?sza. Daleko, mi?dzy chmurami, nad wolutami wida? by?o jak?? posta?. Coy zadar? wysoko g?ow? i zmru?y? oczy.
- Co ona tam robi, na wszystkie skarby oceanów! Zaraz spadnie!
- Jak to: co robi? Stoi. Za wysoko jak na ciebie? Na to wygl?da, po co mia?aby si? zni?a? do poziomu kogo? takiego jak ty? – tym razem odezwa? si? wysoki i postawny br?zowy kuc, ubrany w b?yszcz?c? stalow? zbroj?. Prychn?? z pogard? – Lepiej przesta? si? nad tym u?ala?. Post?p jak ka?dy porz?dny ogier i chod?my si? najeba?, niedaleko jest jedna przyjemna speluna.
Ju? Coy chcia? i?? do karczmy, kiedy zobaczy?, jak nadlatuje gryf – UCIEKAJ! – zawy? bia?y ogier, kiedy by?o ju? za pó?no, ptaszysko z?apa?o pirata i podci?gn??o go do góry. Dopiero teraz zorientowa? si?, ?e to stworzenie ma paski na grzbiecie i dziwnie kogo? przypomina... Jednak by? zbyt zaj?ty unoszeniem si? kilkaset metrów nad ziemi? i panicznym wyciem by si? nad tym zastanawia?. W ko?cu tygryf upu?ci? go nad jednym z domów. Pirat odbi? si? od niezwykle mi?kkich dachówek, podlecia? kilka metrów do góry, po czym ponownie opad? na przyjemnie spr??ynuj?cy dach. Nim zorientowa? si? co jest nie tak z tutejszymi budowla?cami, niezwyk?e stworzenie wyl?dowa?o przed nim.
- I ju? si? frajerze domy?li?e?, co si? dzieje? – Coy spojrza? nieobecnym wzrokiem – Czy twoja szcz?tkowa wiedza in?ynieryjna naprawd? nie pozwala stwierdzi?, ?e co? takiego jak TO –wskaza?a wci?? lekko unosz?cy si? i opadaj?cy dach – albo TO – pokaza?a na sun?cy w?ród chmur abakus w g?owicy kolumny jo?skiej, na którym Sal kopytem pozdrawia?a t?um – nie ma prawa istnie??
Pirat lekko zacz?? si? zastanawia?, nad otaczaj?cym go ?wiatem. Drapa? si? po brodzie próbuj?c dociec prawdy – Ale przecie? istnieje, racja? No mo?e budowla?cy Canterlotu za du?o pij?? To by wiele t?umaczy?o. – Tygryf za?enowany ograniczeniami intelektualnymi rozmówcy przy?o?y? szpon do twarzy.
– Ty ?pisz idioto, pami?tasz mo?e jak si? znalaz?e? w tym mie?cie?
- No... nie pami?tam. By?em w latarni, a potem... zasn??em! – na dziobie ptaszyska zakwit? u?miech nadziei – To znaczy, ?e kto? mnie przeniós? przez sen! Ale teraz ju? si? obudzi?em, jakbym spa?, to bym nie móg? rozmawia?! – Nogi tygryfa rozjecha?y si? w cztery ró?ne strony
- S?ysza?e? kiedy? o czym? takim jak sen!?
- Sen? To takie co? co zdarza si? innym.
- Dobra, wyt?umacz? tylko raz, bo nie chce mi si? powtarza?, wi?c wysil obie swoje szare komórki, skup si? i s?uchaj. To jest sen. Ty w?a?nie ?nisz. Nigdy nie mia?e? wyra?niejszego snu, poniewa? alkohol nie uwa?a? go za potrzebnego do czegokolwiek. Teraz postanowi?e? wytrze?wie?. Normalnie alkoholizm powoduje, ?e z ca?ej si?y chcesz si?gn?? po flaszk?, zachowujesz si? jak zombie, ale nie u ciebie. Twoje alkoholizmy s? tak rozwini?te i sprytne, ?e w tajemnicy przed tob? si? dogada?y i uknu?y plan. Chc? ci? przez sen przekona?, ?e nie warto sobie zwraca? g?ow? Sal i zaspokoi? wszystkie swoje potrzeby w pubie i burdelu. Nie wiem czemu to ja dosta?am t? debiln? funkcj? pod?wiadomo?ci, ?e zamiast ci? rozrywa? na strz?py, musz? jeszcze przed nimi chroni?.
- Có?... to zupe?nie nie ma sensu... Dok?adnie tak jak wszystkie inne wyt?umaczenia – przypomnia? sobie urocze znaczki rozmówców - Wi?c z braku lepszego pomys?u ci wierz?. To co mam teraz zrobi?.
- Widzisz t? wysok? wie??.
- Jak? wie??? – na te s?owa za?enowana tygryfica wskaza?a za plecy. Kiedy pirat si? obróci?, zobaczy? zamek, który przes?ania? po?ow? pola widzenia. By? tak wysoki, ?e sam wierzcho?ek nikn?? w odm?tach czasoprzestrzeni. Prawdopodobnie ?wiat?u odbijaj?cemu si? od niego min?? ju? termin przydatno?ci do spo?ycia.
- Masz wdrapa? si? na szczyt.
- To ja si? jednak pójd? upi?.
Dziobate stworzenie westchn??o z rezygnacj?, jednak zaraz powiedzia?o – Dobra, to ja ci? zabior? na gór?, a ty b?dziesz musia? si? tylko w?ama? do ?rodka. Tam, w samym centrum najwy?szego pi?tra, dowiesz si? prawdy na swój temat, tego kim jeste? i po co si? narodzi?e?, zrozumiesz co zrobi?e? nie tak w ?yciu i w jaki sposób rozkocha? w sobie t? klacz. Brzmi zach?caj?co?
- Czemu to nie mog?o by? ukryte na przyk?ad... w skrzynce na poczcie?
- Nawet twój szcz?tkowy umys? chowa najcenniejsze informacje w najbardziej bezpiecznym miejscu, jakie jest w stanie sobie wyobrazi?. No có?, wyobra?ni? to ty masz, niestety nie dostarczono ci instrukcji obs?ugi do niej. Teraz nie gadaj, tylko wskakuj i trzymaj si? mocno!
Coy pos?usznie podskoczy? do tygryficy, która schyli?a si? by u?atwi? mu wej?cie. Przytuli? si? do jej grzbietu i z?apa? z?bami kilka piór. Ta po chwili kr?cenia ty?kiem w celu obrania dobrej pozycji, odbi?a si? od dachu z pr?dko?ci?, która wbi?a oczy pirata w tyln? cz??? jego czaski, na szcz??cie nie napotka?y one oporów po drodze. Od p?du powietrza zaraz zacz??y mu p?yn?? ?zy. Zaraz jednak okaza?o si?, ?e przebyli kilka kilometrów wzwy?. Lec?c wci?? pionowo do góry, pirat zorientowa? si?, ?e obok, z dwóch stron doganiaj? ich pegazy. Jeden z nich by? niebie?ciutki, na g?owie mia? he?m konkwistadora, pegazica po drugiej stronie by?a zielona i nosi?a meksyka?ski kapelusz, oboje mieli w?ciek?e miny. Coy zaraz ich rozpozna? po uroczych znaczkach – Gin! Tequila! Co mam z nimi zrobi?? – zapyta? si? swojego ?rodka transportu, który wskaza? mur twierdzy wznosz?cy si? obok. Pirat, ku ogólnemu zaskoczeniu zrozumia? o co chodzi i wyrwa? za pomoc? magii ceg?y, po czym zacz?? nimi ciska?, w okr??aj?ce ich pegazy. Te zr?cznie omin??y pociski, tylko si? zbli?aj?c ci??y powietrze z g?o?nym sykiem. Pirat wielkim wysi?kiem wyci?gn?? nast?pne ceg?y, tym razem cisn?? tylko jedn?, w Gina, ten zrobi? unik i w tym samym momencie dosta? w skrzyd?o drug? ceg??, kiedy Tequila us?ysza?a trzask ?ami?cych si? skrzyde?, obejrza?a si? w stron? towarzysza, by w tym samym momencie roztrzaska? sobie czaszk? o ceramiczny materia? budowlany. Ju? pirat zobaczy? okno na czubku wie?y, kiedy zza pobliskiej chmury wy?oni? si? wielki czerwony smok, uje?d?any przez... Rum? Bestia zacz??a blokowa? drog?
- Nie uciekniesz! Wszystkie twoje starania pójd? na nic, jeste? na to zbyt ?a?osny! Nie rozumiesz? Ten ?wiat nale?y do mnie! TY NALE?YSZ DO MNIE!
Krzycz?cy napój wyskokowy wygl?da? co najmniej gro?nie, kiedy obok niego zacz??y b?yszcze? gromy – Trzymaj si?! – zapiszcza?a tygryfica, kieruj?c si? na wprost przeciwnika. Smok okaza? si? by? zbyt wolny, i zaraz ptaszysko znalaz?o si? ko?o Rumu, Coy trzyma? w z?bach wyci?gni?ty nie wiadomo sk?d wielki kij do krykieta. Kiedy zrozumia?, ?e to jednak sen, zupe?nie nie przejmowa? si? logik?, tylko sta? sobie spokojnie na ?liskich piórach p?dz?cego z pr?dko?ci? bliskiej pr?dko?ci ?wiat?a ptaszyska. Wzi?? zamach i w odpowiednim momencie trafi? Rum w brzuch, tak, ?e ten stoczy? si? ze smoka.
- Skacz! – us?ysza? w ko?cu pirat, kiedy dolatywali do okna. Pirat podci?gn?? grzecznie nogi do góry, tak ?e trafi? wprost w otwór okienny. Us?ysza? tylko zduszone „Cawwwww...” i obejrza? si?, by zobaczy?, gdzie si? podzia?a tygryfica. Wychyli? przez okno, ale zobaczy? tylko na ?cianie pod sob? wielk? plam? krwi i kilka przylepionych do niej piór, które si? powoli odczepia?y i leciutko jak piórka opada?y w dó?. Coy schowa? si? do ?rodka budynku, unikaj?c ognistego oddechu smoka, który wci?? unosi? si? na zewn?trz. No ale pirat by ju? w ?rodku. Wystarczy?o si? kierowa? do wn?trza budynku. Korytarz by? na ca?e szcz??cie prosty, jak z bicza strzeli?, ruszy? wi?c pr?dko przed siebie. W ko?cu napotka? na pierwsze przeszkody. Z naprzeciwka nadchodzili stra?nicy. Ich mundury sk?ada?y si? w obcis?ych skórzanych strojów z otworami dok?adnie w tych miejscach, w których ich by? nie powinno. Wymachuj?c gniewnie pejczami ruszyli na Coya. Ten, nie maj?c lepszego pomys?u nauczy? si? kilku chi?skich sztuk walki i pr?dko skoczy? na przeciwników, szybkim kopniakiem skr?ci? kark pierwszemu z nich, a nast?pnie tonfami rozwali? ?by dwóm pozosta?ym i nie marnuj?c czasu ruszy? przed siebie. Pokonuj?c kolejne zast?py przeciwników, w ko?cu natrafi? na bossa. Przed nim, w pe?nej zbroi sta? Spirytus, gniewnie trzyma? w z?bach wielki, gro?nie wygl?daj?cy miecz. Bez oporów rzuci? si? na Coya, który szybko sparowa? cios katan?. Przeciwnicy zacz?li wymienia? ciosy, wykonuj?c obroty, pó?obroty, piruety, finty i zwody, niejeden zawodowy szermierz nie posiada?by si? ze szcz??cia mog?c co? takiego zobaczy? na w?asne oczy. W ko?cu alkohol wykona? skok nad piratem i wykorzystuj?c przewag? w szybko?ci wytr?ci? mu bro?, kiedy ten próbowa? si? zas?oni?. Ale ogier nie podda? si? i zaraz zaatakowa? przeciwnika nunchaku, przy okazji obracaj?c je kilkana?cie razy dooko?a pleców z pr?dko?ci? d?wi?ku. W ko?cu zada? cios, bro? owin??a si? wokó? miecza przeciwnika wytr?caj?c go z z?bów. Spirytus wyci?gn?? zza pleców krótk? w?óczni?, a Coy w odpowiedzi naginat?. Wrogowie rzucili si? w na siebie, w ciemno?ci wida? by?o tylko dwa b?yski ostrzy przecinaj?cych powietrze. Staj?c do siebie plecami nie odzywali si? przez chwil?, w ko?cu z boku pirata trysn??a krew, kolana si? pod nim ugi??y i ukl?kn?? – Wygra?e?... – wyszepta? alkohol i w tym momencie, w chmurze krwi jego g?owa upad?a na ziemi?.
Bordowy ogier podniós? si? i nie zwa?aj?c na rany ruszy? przed siebie. Po kilku minutach sta? w korytarzu, naprzeciwko w?ciek?ego Rumu.
- Opór jest bezcelowy panie Redsky – po czym nie czekaj?c na odpowied? wyci?gn?? dwa pistolety i zacz?? z nich strzela?, pirat w odpowiedzi zrobi? to samo. Jednak naboje ich nie dopada?y, oba kuce jakby w spowolnionym tempie zacz??y si? w dziwaczny sposób uchyla? unikaj?c lec?cych powoli nabojów. Kiedy magazynki si? wyczerpa?y, rozpocz?li walk? wkopyt. Ciosy szybko lecia?y w jedn? i w drug? stron?, w ko?cu Rum zdoby? przewag? i pos?a? pirata na druga stron? korytarza, kiedy po d?ugim locie w ko?cu upad?, nie pozosta? d?u?ny. Pr?dko rzuci? si? w stron? przeciwnika i si? zrewan?owa?. Jednak w tym samym momencie wyskoczy?a kolejna dwójka ogierów i ca?? trójk? zacz?li strzela? w stron? bordowego kuca. Ten tylko wyci?gn?? kopyto i wszystkie naboje zatrzyma? si? w powietrzu, jakby trafi?y w jak?? niewidzialn? ?cian?. Coy z?apa? jeden z nich i zacz?? chwil? ogl?da?, po czym pozwoli? jemu i wszystkim pozosta?ym opa?? na ziemi? z cichym echem. Pirat spojrza? wzrokiem pe?nym powagi i s?usznego gniewu na przeciwników.
- Kowad?o nie istnieje... – trója ogierów przez chwil? przygl?da?a mu si? z t?pym wyrazem pyska, jednak nim którykolwiek z nich zd??y? cokolwiek powiedzie?, na ich g?owach wyl?dowa?y potwornie ci??kie, metalowe narz?dzia kowalskie. Coy min?? trzy czerwone plamy na ziemi i ruszy? przed siebie, by w ko?cu napotka? wielkie, masywne drzwi. Rozpromieniony zacz?? je otwiera?, ze ?rodka p?yn?? niesamowity blask b?d?cy zapowiedzi? skarbów, pirat nie posiadaj?c si? ze szcz??cia, zacz?? mu si? przygl?da?. Nie móg? uwierzy? w?asnym oczom, w to co widzi.
.. /\
. (゚ 。`> WS-BS-S-Per-T-Ag-Int-Fel-WP-HP
.. l` \ ;'` 31-31-36-38-34-40-32-32-44-14
. (__.)
Jedyny prawdziwy, oficjalny kot na PonyUtopii!
"Reecia: Eh jestem BD."