Dom Sal i Silent Rose

[SilentGrass]

Kiedy drzwi do pokoju zacz??y si? otwiera?, pirat lekko si? od nich odsun??. W drzwiach ukaza?a mu si? Sal... No tak któ? by inny? Tym razem jednak zauwa?y? lekk? zmian?... Ahh... Klacz zdj??a p?aszcz ods?aniaj?c reszt? cia?a. To by? pierwszy raz kiedy pirat móg? zobaczy? Sal w ca?ej okaza?o?ci. Szybko pow?drowa? wzrokiem po jej ciele zatrzymuj?c si? odrobink? na jej Cutie Marku... D?uto... Pirat nie by? wcale zaskoczony. W ogólnym rozrachunku porównuj?c to jaka Sal jest naprawd?, a jak uj?? j? na rysunku zbyt du?o si? nie pomyli?. Pirat zapisa? sobie plusa w my?lach i dopisa? plusa pod imieniem Sal za to ?e wygl?da lepiej ni? sobie wyobra?a?. Wracaj?c do ogl?dzin reszty cia?a pirat zatrzyma? si? na jej twarzy. Na ustach widnia? wymuszony u?miech, a oczy mocno b?yszcza?y. Pirat powoli zbli?y? si? do klaczy i stoj?c tu? przed ni? zapyta?.
- Ten list, czy notka... Wygl?da?a? na mocno zmartwion? czytaj?c j?... Mam nadziej? ?e nic si? nie sta?o.
Pirat sam nie bardzo wiedzia? czemu, ale ze wszystkich si? stara? si? brzmie? ciep?o i opieku?czo. By?o to dla niego dziwne, ale zarazem przychodzi?o dosy? naturalnie...

[Sal Ghatorr]

Gdy Silent podszed? bli?ej, na chwil? si? zaniepokoi?a. Nie mia?a nic przeciwko temu, gdy j? obejmowa? w szpitalu, ale wtedy trwa?o to krótko i by?o tam pe?no innych kucy - teraz z kolei byli sami na peryferiach Ponyville, a do tego ten jego wzrok przed chwil?.... Ale za to ton jego g?osu a? emanowa? ciep?em i serdeczno?ci?.
-Ojciec od mojego wspó?lokatora zachorowa? i Serene musia? wyjecha?... - Opu?ci?a g?ow?. - Znaczy, rozumiesz, to by? mój najstarszy przyjaciel, jeszcze z Manehattanu, a nie zd??yli?my si? nawet po?egna?... - Przypomnia?a sobie nagle o stanie zdrowia Silenta. No có?, jako próba zmiana tematu rozmowy nada si? to idealnie... Unios?a znowu g?ow? maj?c nadziej?, ?e znowu jej nie pop?yn??y ?zy, gdy mówi?a. - A jak ty si? czujesz? Wszystko ju? dobrze?

[SilentGrass]

Pirat patrzy? si? na Sal wzrokiem jaki mo?na by?o by nazwa? opieku?czym. Jednak ci??ko pos?dzi? pirata o co? takiego. Mimo wszystko spokojnie wys?ucha? smutków Sal, uniós? kopytko i delikatnie star? ?z? sp?ywaj?c? po policzku klaczy. U?miechn?? si? i postanowi? j? troch? pocieszy?.
- Nie martw si? Sal, na pewno wszystko b?dzie dobrze.
Agencje wywiadowcze w g?owie pirata zanotowa?y par? ciekawych faktów na temat Sal.
- Pochodzi z manehattanu.
- Ma bliskiego przyjaciela. (Ciekawe jak bliskiego?)
Potem do g?owy pirata uderzy?a nast?pna my?l. To znaczy ?e przez jaki? czas w domu b?dzie przebywali sami. Pirat nie wiedzia? czemu, ale nag?a choroba ojca Serene by?a dla niego niezwyk?ym ?utem szcz??cia.
Pad?o nast?pne pytanie i pirat stwierdzi? ?e nic nie rozlu?nia jak lekka dawka humoru. Podrapa? si? po g?owie i weso?o odpar?.
- Jeszcze dziesi?? minut temu my?la?em ?e masz siostr? bli?niaczk?, teraz jeste? ju? tylko jedna... To chyba lepiej?

[Sal Ghatorr]

Gdy Silent otar? jej ?z? z oczu (?z?? A niech to, kompletnie nie potrafi nad sob? zapanowa?!) chcia?a zaprotestowa? przeciw takiemu wkraczaniu w jej przestrze? osobist?, ale ku jej zdumieniu jaka? cz?stka jej osobowo?ci kaza?a si? jej natychmiast zamkn??. Zdumiona, pos?ucha?a i poczu?a si? lepiej.
-Dopiero teraz przesta?e? widzie? podwójnie? - Przekrzywi?a lekko g?ow?. - Znaczy si?, dopiero teraz wytrze?wia?e? do ko?ca czy dopiero przesta?a ci? g?owa bole?? - ?art ?artem, ale postanowi?a dr??y? do ko?ca. W sumie to ju? niedawno zauwa?y?a, ?e interesuj? si? ni? tylko ogiery, które maj? drink czy dwa powy?ej normy. Odsun??a si? troch? od drzwi, staj?c bokiem do Silenta.
-Nie rozmawiajmy tak na progu. Mo?e wejdziesz? - Przemy?la?a t? kwesti? i doda?a szybko. - Znaczy si?, Serene musia? wzi?? wszystkie swoje zapasy jedzenia, a reszta jest w moim pokoju ,dam ci troch?. - Gdy wypowiedzia?a imi? przyjaciela znowu si? jej zrobi?o troch? smutno, ale by?a ju? w znacz?co lepszej formie ni? pi?? minut temu.

[SilentGrass]

Pirat wszed? spokojnym krokiem do pokoju Sal. Nie ró?ni? si? zbytnio od pozosta?ej cz??ci domu, poza tym ?e le?a?y tu i ówdzie narz?dzia do rze?bienia. Odwróci? si? w stron? klaczy i zauwa?y? le??ce tu? przy drzwiach d?uto. Zuch dziewczyna, bezpiecze?stwo przede wszystkim. Widocznie nie by?a jeszcze pewna co do zamiarów pirata. Szlag! Jakie w ogóle s? zamiary pirata? Bo on sam tego na pewno nie wiedzia?. S?ysz?c jakby nie patrze? zarzut Sal o pija?stwo zrobi? ura?on? min?.
- Ja pijany? Nigdy... To znaczy czasami, jak mam gorszy dzie?. Ale to nie dziej? si? tak cz?sto jakby mog?o si? wydawa?.
Poza tym pirat sam nie wiedzia? kiedy ostatni raz by? pijany. Taka jest tego zaleta, pija?stwa zazwyczaj si? nie pami?ta. Pirat chwil? si? zastanawia? i po chwili zapyta? klacz.
- Ten twój przyjaciel... Serene? Tak? Razem pochodzicie z Manehattanu? Skoro tak co was przyci?gn??o do tego miejsca?

[Sal Ghatorr]

No dobra, to pytanie pirata wymaga?o chwili zastanowienia. Pomy?lmy.... Przypomnia?a sobie afer?, nerwówk? rodziców, ich wieczn? potrzeb? kontroli, brak akceptacji dla jakichkolwiek jej dzia?a?, gro?b? utraty wszystkiego.... Ten dzie? 21 pa?dziernika, gdy sprzeda?a prawie wszystkie swoje rze?by na ulicy (jeszcze pami?ta?a reakcj? rodziny - "Jak ?ebraczka! Nasze dzieci nie sprzedaj? na ulicy!", ech....), zostawi?a po?ow? pieni?dzy w domu i najzwyczajniej w ?wiecie wysz?a, by ju? nigdy nie wróci?... Jak w porywie gniewu jej ojciec okrzycza? Shar, ?e tylko g?upie dzieci nie maj? w jej wieku uroczego znaczka... Uwagi, o tym, ?e arty?ci s? tylko nikomu niepotrzebnymi darmozjadami.....
-Powiedzmy, ?e mia?am problemy z rodzin?, a tu jest spokojniej ni? w mie?cie. - Powiedzia?a po d?u?szej chwili milczenia - A Serene po prostu chcia? by? bli?ej natury, a ?e znali?my si? kilka dobrych lat, to pojechali?my razem. - Przypomnia?a sobie zapa? Ktucka do nauk przyrodniczych. Dla niej wszystkie drzewa wygl?da?y podobnie, a on recytowa? ledwie spojrza? na kor? "Sosna! Brzoza! D?b! Modrzew! Modrzew! A teraz co? z kompletnie innej beczki.... Modrzew!". - Jestem z rodziny Ghatorr, mo?e co? s?ysza?e? ostatnio o na... O niej. Moi rodzice, szczególnie ojciec, mieli mani? na punkcie kontroli, przekraczaj?c? zwyk?a trosk? rodzicielsk?. - Podesz?a do swojego biurka. A, tak, figurka wci?? tam sta?a. Jedyna pami?tka z domu i teraz, gdy jej przyjaciel wyjecha?, ostatnia rzecz przypominaj?ca jej cokolwiek z domu. Wzi??a j? w kopyto. - ?a?uj? ?e moja siostra Shar zosta?a. Zamiast ekonomi? interesowa?a si? sportem, mia?a codziennie co najmniej dwie pogadanki, ?e "tylko biedota si? zajmuje takimi bzdurami". - Westchn??a i pokaza?a figurk? siostry kapitanowi. "Rany, na wszystko co ?wi?te, zagadasz go!" krzykn??o co? ostrzegawczo w jej g?owie. U?wiadomi?a sobie jeszcze, ?e nie zna chyba na tyle Silenta, by ?ali? mu si? na temat swoich rodziców. Zarumieni?a si?. - Ehm, przepraszam, nie chcia?am ci? tak zagada?. To do?? ma?o interesuj?cy temat. - Spu?ci?a znowu g?ow? i od?o?y?a figurk?.


(http://img560.imageshack.us/img560/3139/myponya.png - co na figurce, gdyby kogo? interesowa?o. )

[SilentGrass]

Figurka... Figurka, która by?a jedyn? pami?tk? po dawnym ?yciu. Pirat zna? to uczucie, to spojrzenie na jaki? przedmiot i wyczuwanie w nim historii. W ko?cu w?a?nie w jego sakwie spoczywa? notes. Jednak?e pirata, a Sal dzieli?a pewna rzecz. Sal mog?a wróci? do dawnego ?ycia...
- Wiesz Sal... Powiem ?e Ci? rozumiem, jednak zarazem... Zacz?? dosy? niepewnym tonem.
- To jest twoja rodzina, twoi rodzice... Mo?e Ci si? wydawa? ?e tylko uprzykrzali Ci ?ycie jednak oni to robili z mi?o?ci do Ciebie. Chcieli dla ciebie wszystkiego najlepszego. By? mo?e obrali kiepsk? drog? okazania tego...
Jednak jak ju? mówi?em... To jest twoja rodzina, nie chcesz jej straci?
Pirat na chwil? przerwa? i smutnym g?osem doda?.
- Ja wiem co to straci? rodzin?... Nie chc? ?eby Ciebie te? to spotka?o. Wi?c je?eli jest chocia? cie? szansy odbudowania stosunków mi?dzy wami powinna? spróbowa?.
Silent czu? si? coraz dziwniej w tym miejscu, uczy? w?a?nie m?od? buntownicz? klacz na temat warto?ci rodziny. Rodziny... Poj?cie, którego sam od dawna nie do?wiadczy?... Widocznie utrwali?o mu si? ?e jest to warto?? o któr? nale?y dba?...

[Sal Ghatorr]

O, kazanie? I to od Silenta? Nie spodziewa?a si? po piracie prawienia mora?ów. Nie, ?eby to by?o z?e, wr?cz przeciwnie - zapunktowa? u niej, pokazuj?c si? z jeszcze lepszej strony ni? do tej pory.... Ale, na mi?o?? Celestii, czemu w?a?nie na ten temat? Ech, to by?a w pe?ni jej wina, ?ali? si? jej chcia?o...
-No có?, w pe?ni si? z tob? zgadzam. - Zacz??a równie niepewnym tonem co pirat. - Tylko wiesz, ta próba odbudowy to nie w tym momencie. - Gdyby mia?a palce, wystawi?aby je przed siebie i zacz??a odlicza?. Niestety, matka natura nie wyposa?y?a j? w podobne cz??ci cia?a. - Policzmy... W?tpi?, by min??o wi?cej ni? kilka godzin po moim powrocie do za?atwienia mi nadzoru kuratorskiego. Kuca, od którego kupi?am ten dom oskar?ono by pewnie o zawy?anie ceny. Gdyby si? dowiedzieli o tobie i Coyu to ich prawnicy natychmiast by napisali pozwy o, co najmniej, prób? porwania. Z Serenem by?oby to samo. - No có?, mo?e i troch? przesadza?a, ale jako? czu?a, ?e niewiele. - Je?li mam próbowa? odbudowywa? rodzin?, to nie chc? robi? tego z pozycji s?abszej. Mo?e si? zdziwisz, ale mi tu jest do?? dobrze. - Odwróci?a si? do biurka i przestawi?a kilka figurek, ustawiaj?c je w rz?d, by chocia? odrobin? uporz?dkowa? my?li. - Ju? bym pewnie nie zobaczy?a nigdy ciebie... - Doda?a jeszcze w zamy?leniu. Gdy jej uszy us?ysza?y jej g?os, doda?a szybko staraj?c si? powstrzyma? rumieniec. - Ciebie, Coya... - Rany, jeszcze jakie? nazwiska do wyliczanki by si? przyda?y, by zniwelowa? pierwotne brzmienie... - Angela, Serene'a.... Na chwil? obecn? wol? nie ryzykowa?. - Doko?czy?a cicho.

[SilentGrass]

Hmm... No tak... W sumie mia?a racj?. Pirat jednak nie chc?c m?czy? Sal tym tematem, a zarazem da? jakie? md?e wra?enie oparcia z delikatnym u?miechem odpar?.
- Rozumiem, je?eli jednak kiedy? zmienisz zdanie. Daj zna? z ch?ci? wespr? Ci? w tym wyzwaniu.
Widz?c jej nag?? niezr?czno?? rozbawi? si? i zacz?? szuka? jakiego? lu?niejszego tematu. Przeanalizowa? ostatnie s?owa Sal i szuka? jakiego? w?tku, który móg?by poci?gn??. Tych w?tków mia? par? jednak nie by? pewien, który by pasowa?. Czu? ?e jego mo?liwo?ci w stosunkach klaczo-ogierowych powoli zanikaj?. Pirat nie móg? pozby? si? tego nietypowego uczucia. We? si? w gar?? to tylko zwyk?a rozmowa... Po g?owie kr??y?o mu w tym momencie wiele masochistycznych my?li jednak po chwili otworzy? pysk i zapyta?.
- Tak wi?c jeste? w Ponyville... Co dalej? Masz jakie? plany?
Noo piracie tym razem chyba Ci si? uda?o... Chyba...

[Sal Ghatorr]

Uff, uda?o si? odej?? od tego tematu! W duchu dzi?kowa?a Celestii, Lunie, Discordowi, Lataj?cemu Potworowi Makaronu za ten nag?y i nieoczekiwany akt ?aski. Kolejne pytanie, mimo ?e nieco trudne, by?o znacz?co lepsze od obecnego. "Jaki on mi?y, zauwa?y? ?e nie chc? o tym mówi?" pomy?la?a nagle z uczuciem. No dobra, uczucie uczuciem (znaczy si?, uczuciem rado?ci, oczywi?cie!, ale wypada?oby odpowiedzie?, prawda? Podrapa?a si? z zadum? po g?owie.
-No có?, dotrwa? do momentu, gdy b?d? mog?a wróci? do Manehattanu. Mam jeszcze zapasy pieni?dzy, mam jeszcze troch? materia?ów do rze?bienia, jakby co s?ysza?am, ?e niejaka Rarity s?ynie z gustu i ma pewne kontakty w Canterlot, mo?e uda?oby mi si? za?atwi? sprzeda? w razie problemów.... - Zastanawia?a si? jeszcze chwil?. Nagle co? si? jej przypomnia?o. - O rany, obieca?am co? Coyowi! - Nag?a ?wiadomo?? tego faktu spad?a na ni? jak tona tych ci??kich kamiennych kloców do budowania. Chwyci?a p?aszcz i szybko zacz??a go ubiera?. - S?uchaj, na pewno jeste? zm?czony. Odpocznij, co? Gdyby? by? g?odny, trzymam jedzenie w biurku, w trzeciej szufladzie od do?u. Zostawiam ci jeden klucz, dobrze? - Rany, jak mog?a zapomnie?? Jak mog?a? Ech, by?a dla niego taka niedobra!

[SilentGrass]

Zawsze ma jaki? plan, to chyba dobrze? Pirat jednak nie chcia? zostawa? teraz sam... Musia? co? wymy?li?...
Podrapa? si? po g?owie, a? nagl? przeszed? po nim zimny dreszcz. KAPELUSZ! Na g?owie nie mia? kapelusza! Przed oczami stan??a mu retrospekcja ostatnich godzin. Szpital? Nie tam go nie widzia?. Wi?c wci?? musia? by? w karczmie. Postanowi? si? jednak upewni? i zapyta? Sal.
- Emm... Czy nie widzia?a? przypadkiem mojego kapelusza?
Nie czekaj?c na odpowied? poprawi? sakw? i pomóg? Sal za?o?y? p?aszcz.
- Wiesz... Zm?czenie, zm?czeniem ale musz? zajrze? do karczmy.
Sprawdzi? jeszcze raz czy ma wszystko, a przewiewne uczucie na g?owi? ju? na dobre nie chcia?o da? o sobie zapomnie?.
- Tak wi?c odprowadz? Ci? kawa?ek i pójdziemy w swoje strony. Nie wiem jak d?ugo zostan? w karczmie, wi?c nawet nie zamartwiaj si? moj? nieobecno?ci?.

[Sal Ghatorr]

-Kapelusz? Niestety, ostatni raz go mia?e? w karczmie. - Musia?a niestety potwierdzi?. Niezbyt mia?a ochot? puszcza? Silenta do karczmy, szczególnie w tym stanie, ale kapelusz - rzecz ?wi?ta!
Nieco si? zdziwi?a, gdy pirat zacz?? jej pomaga? przy p?aszczu, ale mimo pierwszej my?li o prote?cie (To jej p?aszcz i potrafi go ubiera?, niech to kucyk!) skona?a szybciej ni? p?atek ?niegu na s?o?cu. Ba, nawet odwdzi?czy?a si? piratowi u?miechem. Raz jeszcze sprawdzi?a czy ma wszystko, poda?a piratowi jego klucz i skierowa?a si? w stron? drzwi. Odwróci?a si? tam jeszcze do nowego wspó?lokatora:
-Ale prosz? ci? , staraj si? nie pi?. Naprawd? du?o lepiej si? wtedy prezentujesz. - Powiedzia?a prosz?cym tonem i, chc?c si? upewni? ?e pirat pro?b? zapami?ta, doda?a do pro?by jedn? z najgro?niejszych kobiecych broni dystansowych - mianowicie, zatrzepota?a rz?sami. Gdy ju? uczyni?a to, co mia?a zrobi? wysz?a na dwór.

[z/t]

[SilentGrass]

Tym razem pirat nic nie odpowiedzia? jedynie dosy? ci??ko westchn??. Spojrza? na klucz który da?a mu klacz. Wygl?da? na ca?kiem normalny prosty klucz do domy... Hmm w sumie dosy? ma?y. Pirat zajrza? do sakwy i wyci?gn?? z niej pluszow? ?abk?. Wyci?gn?? równie? rzemyk i za pomoc? ig?y oraz staro?ytnej magii po??czy? ze sob? te trzy elementy. Podniós? kopytka wysoko ku górze i w blasku ?wiat?a pojawi? si? w nich klucz z doczepion? do niego pluszow? ?abk? na rzemyku. Otworzy? drzwi przed Sal i pu?ci? j? przodem. Tu? za ni? zamkn?? drzwi za pomoc? klucza z doczepion? do niego pluszow? ?abk? na rzemyku. Odwróci? si? i zacz?? si? zastanawia? gdzie jest. Dziwnym trafem nie obserwowa? drogi id?c w t? stron?... Ciekawe dlaczego? Spojrza? na Sal. Ah tak!
Wyci?gn?? z sakwy kompas, a wskazówka oznaczona napisem rum tym razem wskaza?a kierunek przed piratem. By? to jeden z niewielu razy jak ten kompas do czego? mu si? przyda?.
[zt]

[Sal Ghatorr]

Nim doszli do domu, umys? Sal ju? praktycznie spa?. Sz?a kieruj?c si? bardziej pami?ci? ni? zmys?ami - nie dziwota, jeszcze nigdy w ?yciu nie sz?a tak pó?no spa?. Na szcz??cie, dzi?ki pó?nej godzinie, ulice by?y puste, czyli liczba ruchomych obiektów, na które mog?a wpa??, mala?a do zera. Po wyj?ciu z miasta sytuacja si? tylko poprawi?a, gdy ksi??yc przesta?y przys?ania? chmury, a jego ?wiat?o doskonale opromienia?o drog? do chatki Sal. Gdy ta wreszcie zobaczy?a swój dom, ucieszy?a si? tak bardzo, ?e a? podskoczy?aby z rado?ci.... Gdyby nie zm?czenie. Odwróci?a si? do Coya.
-Dzi?... <ziew>... Kuj?, Coy. To teraz, jak mówi?am <ziew>, masz i?? prosto do Utopii, zje?? co?, napi? si? czego? gor?cego i odpocz??, zrozumiano? - Skoncentrowa?a na chwil? na nim wzrok. - To by? rozkaz, marynarzu! - Powiedzia?a tonem, który normalnie móg?by by? uznany za ?artobliwy, ale w po??czeniu z jej zm?czeniem brzmia? do?? sm?tnie.

[Kaja Redsky]

Coy w po?owie drogi przesta? podskakiwa?, zacz?? si? przejmowa? stanem Sal, bo ta wygl?da?a na naprawd? zm?czon?. Utwierdza? go w tej tezie fakt, ?e po drodze ani razu nie zauwa?y?a, ?e co chwil? j? okr??a? i lekko podpiera? kopytkiem by utrzyma?a si? w pionie. Zaproponowa?by jej, ?e j? zaniesie, ale uzna?, ?e nie spodoba?by si? klaczy ten pomys?. Kiedy doszli na miejsce, my?la? czy nie zaproponowa? jej, ?e pomo?e jej trafi? do ?ó?ka, ale zapewne ?le zrozumia?aby jego propozycj?. Wobec tego zasalutowa? jej w reakcji na s?owa, a nast?pnie odpowiedzia? z najszerszym u?miechem jaki tylko potrafi? zrobi?:
- Mi?ych snów pani kapitan!
Odszed? w swoj? stron?, ogl?daj?c si? za siebie co kilka kroków, do czasu a? Sal znikn??a za drzwiami.
[z/t]