Domek Fluttershy

[Autumn Leaf]

- Nie musia?a? ale dzi?ki - Autumn u?miechn?? si? patrz?c na derk? i parasol nad g?ow?. Chod?my do mnie to niedaleko st?d. Trzymaj si? Flutershy - rzek? do klaczy gdy ta próbowa?a uspokaja? znerwicowane kury - Narazka Twilight - pomacha? kopytkiem - Ramooon ! Wracamy do domu. - krzykn??.
Ramon szcz??liwy wybieg? z domku Flutershy zostawiaj?c pod sto?em pijanego królika Angela z mnóstwem pustych kieliszków. Pingwin rado?nie wskoczy? na grzbiet Autumna wykonuj?c przy tym salto w powietrzu dla niego taka pogoda by?a w to mi graj
Autumn ruszy? w stron? swojej farmy.

z/t

[Nomiki]

-No to trzeba i??..Do widzenia-powiedzia?a i wyruszy?a za Autumnem..[zt].

[Fluttershy]

Fluttershy sko?czy?a uspokaja? kury oraz, przede wszystkim, koguta. Biedaczek by? strasznie podenerwowany ca?ym zaj?ciem, wi?c sp?dzi?a mnóstwo czasu przy kurniku, trac?c prawie ca?? rozgrywaj?c? si? scen?. Kiedy zacz?? pada? ?nieg, Fluttershy wróci?a szybko do domku, gdzie zasta?a sponiewieranego Angela le??cego pod sto?em.

- Angel, jak mog?e?? Zawsze by?e? takim grzecznym króliczkiem... No, prawie zawsze. Ale teraz? O nie, mój panie, na to nie mog? pozwoli?. Wychodz?, a gdy wróc?, masz by? doprowadzony do porz?dku. - Zbli?y?a g?ow? bardzo blisko do królika, otwieraj?c szeroko oczy - Czy wyrazi?am si? jasno?

Przej?cie z pozycji rozwalonego pijaka do stania na baczno?? zaj??o Angelowi nieca?e pi?? sekund. Fluttershy zamkn??a oczy i u?miechn??a si? ciep?o, po czym wysz?a na dwór. ?nie?yca dalej szala?a, wi?c postanowi?a znale?? jakie? ciep?e miejsce w miasteczku... Przypomnia?a sobie plakat o wystawie zwierz?t. W tamtym pubie na pewno b?dzie ciep?o i przytulnie. Klacz, unosz?c si? tu? nad ziemi?, pofrun??a w kierunku Ponyville.

[zt]

[Angel]

Wrotki... wspania?e narz?dzie. Pozwala si? przemieszcza? z niesamowit? pr?dko?ci?, porównywaln? w pewnych okoliczno?ciach ze skuterem czy lotem pegazów. A gdybym tak podpi?? tu takie ma?e rakietowe silniczki... Hm, nad tym jeszcze b?d? musia? popracowa?.

My?l?c nad swoim aktualnym ?rodkiem transportu, Angel wjecha? na polan?. Zerkn?? za siebie, jego towarzysze zostali daleko z ty?u. Spróbowa? otworzy? drzwi, ku jego zdumieniu jednak by?y zamkni?te od ?rodka. Z westchni?ciem otworzy? torb?, wrzuci? do niej wrotki, a wyj?? ?rednio grub? ksi??eczk? z sudoku i o?ówek. Zacz?? je rozwi?zywa?, czekaj?c na pojawienie si? reszty.

[Fluttershy]

Fluttershy wreszcie dotar?a do swojej chatki. Zerkn??a na siedz?cego spokojnie Angela, po czym podlecia?a do drzwi i nacisn??a klamk?. Stawi?y jednak zdecydowany opór, co oznacza?o, ?e Angel je zamkn?? od ?rodka. Pegaz uderzy?a z ca?ych si? w drewniane wej?cie, jednak szybko rozbola?o j? kopytko, a d?wi?k wcale nie by? tak g?o?ny. Fluttershy westchn??a i podlecia?a wy?ej, gdzie znajdowa?o si? otwarte okno. Po paru sekundach szarpania uda?o jej si? przez nie przecisn??, z cichym okrzykiem opadaj?c na pod?og?. Wsta?a powoli i zesz?a ni?ej. Spojrza?a ze zmarszczonymi brwiami na wci?? pijanego Angela.

-Angel, jestem tob? zawiedziona, Angel i ja...

Nagle zda?a sobie spraw? z pewnej rzeczy, która dot?d jej umyka?a. Na jej twarzy pojawi? si? u?miech. Zachichota?a cichutko. Wreszcie, ?miej?c si? do rozpuku, skierowa?a si? ku drzwiom. Otworzy?a je i spojrza?a na pomara?czowego jednoro?ca, znów wybuchaj?c ?miechem.

-Wejd? A-Angel... - Fluttershy przewróci?a si? ze ?miechu, nie mog?c nawet doko?czy? zdania.

[Grinch]

Tymczasem do domku wszed? ci?gle u?miechaj?cy si? Grinch.
- Bardzo ?adnie urz?dzony dom - Powiedzia? pegaz z wielkim u?miechem na twarzy.
Ból doskwiera? kucykowi jeszcze bardziej. Z minuty na minut? by?o coraz gorzej...

[Autumn Leaf]

Jestem tu jako mistrz gry i prowadz? rannego Saphire i czekam a? Celestia zareaguje i wy?le powóz rodzice Saphire s? wp?ywowi

Saphire ucieszy? si? na widok Flutershy ale nie za bardzo mu si? spodoba?o towarzystwo dalsze wi?c mu mina zrzed?a. Nic si? nie odezwa? tylko cicho le?a? by? piekielnie g?odny.
Ale noga doskwiera?a mu mnie jednak ani nic z transformacji a ni z chodzenia.

[Angel]

Angel nie rozumia? nag?ej weso?o?ci klaczy, jednak mia? chwilowo wa?niejsze sprawy na g?owie. Wszed? do ?rodka i rozejrza? si?, szukaj?c czego?, czym móg?by opatrze? poszkodowanego. Kiedy niczego nie dostrzeg?, zrobi? to, co ostatnimi czasy wychodzi?o mu najlepiej - si?gn?? do torby i wyci?gn?? akurat potrzebne mu przedmioty. W tym wypadku by?a to paczka leków przeciwbólowych, banda? i woreczek lodu. Poda? pegazowi tabletki i wtedy u?wiadomi? sobie jedno - nie mia? zielonego poj?cia o zajmowaniu si? rannymi. Spojrza? bezradnie na klacz.
- Hej, mamy tutaj kogo? do opatrzenia, pami?tasz?

[Celestia]

Niedaleko domku da?o si? s?ysze? l?dowanie czego?, co przez okienko wygl?da?o na karoc?. Kto? zapuka? do drzwi i poczekano a? gospodarze je otworz?. Kiedy to ju? si? sta?o da?o si? zobaczy? dwóch bia?ych pegazich gwardzistów jej wysoko?ci ksi??niczek. Sk?onili si? g?owami przed Fluttershy i Angelem, po czym jeden z nich przemówi?.
- Ksi?zniczka kaza?a nam tutaj przyby? po tego kuca. Podzi?kowania od jej wysoko?ci, oraz rodziny obecnego tutaj Saphire.
Drugi gwardzisrta przyniós? nosze, na które to przenie?li rannego kuca i dosy? szybko opu?cili dom, jak i karoca z nimi szybko odlecia?a.
Acz zostawili co?... na stoliku le?a? du?y mieszek ze z?otem w ?rodku. W ko?cu jego rodzice byli wp?ywowi.

[Fluttershy]

Fluttershy po pocz?tkowym przera?eniu nag?ym pojawieniem si? gwardzistów ksi??niczki przez chwil? nie mog?a wydusi? z siebie ani s?owa. Dopiero gdy zobaczy?a, po co przyszli, krzykn??a cicho. Ca?kiem zapomnia?a o tym pacjencie... Zacz??a przeprasza?, ale stra?nicy nios?cy rannego min?li j? szybko bez s?owa. Pegaz postanowi?a zaj?? si? bardziej nagl?cym problemem. Odebra?a od An... Zachichota?a ponownie, z kopytkami wyci?gni?tymi ku przedmiotom trzymanym przez pomara?czowego jednoro?ca. Opanowa?a si? jednak, wzi??a banda?e i dok?adnie owin??a skrzyd?o i g?ow? pegaza. Sprawdzi?a przy tym ko?? skrzyd?a - by?a ca?a, nie by?o potrzeby nastawiania. Kaza?a mu si? po?o?y? na kanapie, ?wie?o zwolnionej przez Saphire'a. Dopiero teraz odezwa?a si? do An... Valora.

- Ja... Przepraszam, ale to jest takie zabawne. Widzisz, nazywasz si? zupe?nie jak mój króliczek i... - Po prostu wskaza?a mu stó?, pod którym le?a? Angel, a sama wybieg?a szybko z pokoju, po czym znów zacz??a si? ?mia?.

[Grinch]

- Dzi?kuj?, za pomoc - Powiedzia? Grinch ci?gle si? u?miechaj?c.
Pegaz jeszcze raz u?miechn?? si? z ca?ej si? do Fluttershy i powoli ruszy? w stron? kanapy. Gdy w ko?cu do niej dotar? po?o?y? si? na niej...

Dodane po 22 godzinach

Pegaz po przespaniu 22 godzin wreszcie si? obudzi?. Nie mniej kucyk zda? sobie spraw? ?e czuj? si? lepiej ni? wcze?niej.
- Czas wróci? do domu , ciekawe co zrobi?a moja siostra podczas mojej nieobecno?? - Powiedzia? Grinch przy tym zadaj?c sobie pytanie. Ogier rozprostowa? kopytka i ruszy? w stron? drzwi, nie spotykaj?c po drodze Fluttershy.
Jednak nie zamierza? jej szuka?, ?pieszy? si? do domu. Pegaz w ko?cu otworzy? drzwi i pogalopowa? w stron? Ponyville...

[Fluttershy]

Kiedy pegaz leg? na ziemi, Fluttershy podlecia?a do niego. Gdy okaza?o si?, ?e nic mu nie jest, postanowi?a go zostawi? tak, jak le?a?. Nie zamkn??a drzwi na wszystkie zamki, ?eby mia? woln? drog? na zewn?trz w razie gdyby si? zbudzi?. Wiedzia?a, ?e podane mu leki zadzia?aj? w pe?ni dopiero za kilka godzin, wi?c jego nag?e omdlenie nawet jej odpowiada?o. Aby mu nie przeszkadza?, poprowadzi?a An... Valora na gór?. Nala?a mu soku jab?kowego i posadzi?a naprzeciwko siebie. Znajdowali si? teraz w jej sypialni. Pegazica u?miechn??a si? do ogiera.

- Wiesz, niecz?sto przyjmuj? go?ci. To znaczy... czasem przychodzi?y do mnie kucyki z rannymi zwierz?tkami, ale od kiedy do Ponyville wprowadzi?a si? weterynarz, jest tu o wiele ciszej i spokojniej. Cho? niedawno by?o tu dos? t?oczno... - Przypomnia?a sobie, ?e nie wie co si? sta?o z Twilight. Nie pam?ta?a, ?eby opuszcza?a jej dom. - Ale tak poza tym zwykle nikt mnie tu nie chce odwiedza?, poza oczywi?cie moimi przyjació?kami.

Wtedy przez okno wlecia? ptaszek, który usiad? na barku Fluttershy. Ta za?mia?a si? z rado?ci?.

- Najcz??ciej wpadaj? tutaj moi zwierz?cy przyjaciele. Zawsze by?am dobra w obchodzeniu si? z wszelkimi stworzonkami, w?a?nie to zreszt? jest moim specjalnym talentem. Ale ty... - Przekr?ci?a g?ow?, patrz?c na bok Valora. - Co oznacza twój znaczek?

[Angel]

Angel przygl?da? si? w zamy?leniu, jak dziki ptak bez ?ladu strachu siada na Fluttershy. S?ysz?c jej pytanie, spojrza?, jak dziesi?tki razy wcze?niej, na swój znaczek... I jak zawsze, bia?a klacz odpowiedzia?a mu spojrzeniem szarych oczu. Powiedzia? cicho.
- Jeste?cie do siebie takie podobne...
Otrz?sn?? si? ze wspomnie? i wypi? jednym haustem szklank? soku podan? mu przez pegaz. U?miechn?? sie do niej s?abo.
- Przepraszam, troch? si? zamy?li?em... Mój znaczek przedstawia pewn? klacz... W?a?ciwie, moj? pierwsz?, m?odzie?cz? mi?o??. Co ciekawe, sam znak pojawi? si? jeszcze zanim j? spotka?em, przy moim spotkaniu z mistrzem magii ognia. No, ale to d?uga historia na inn? okazj?. Bariera wokó? niej symbolizuje mój specjalny talent - ca?kowit? odporno?? na magi? i ataki psychiczne, których si? spodziewam. Niestety, tak unikalny talent nie przyszed? bez wysokiej ceny - nie mog? korzysta? z zakl??. ?adnych.
Valor Angel z zaskoczeniem odkry?, ?e doskonale mu si? rozmawia z ?ó?t? klacz?. By? teraz gotów odpowiedzie? na ka?de jej pytanie.

[Fluttershy]

Gdy do uszu Fluttershy dobieg?o pierwsze zdanie wypowiedziane przez Valora, nagle si? speszy?a. Dotar?o do niej, ?e jest sama w domu z praktycznie nieznanym jej ogierem, który wprawdzie jak dot?d by? dla niej mi?y. Widzia?a jednak, jak zachowa? si? w barze w obecno?ci Trixie i szybko zacz??y j? ogarnia? w?tpliwo?ci, czy aby na pewno przyprowadzenie go tu by?o dobrym pomys?em. Wszystkie te my?li jednak j? opu?ci?y, zast?pione niewinn? ciekawo?ci? po nast?pnych s?owach pomara?czowego jednoroga. Przez g?ow? zacz??y jej si? przewija? dziesi?tki pyta?. Sk?d on zna? jednego z mistrzów magii? Jak konkretnie dzia?? jego specjalny talent? Jakim cudem nie mo?e rzuca? zakl??, skoro jest jednoro?cem? Otworzy?a usta, ale wylecia?o z nich pytanie, którego sama si? nie spodziewa?a.

- Kim by?a ta bia?a klacz i dlaczego mówisz, ?e jeste?my podobne?

Poprzedni odczuwany strach i niepokój zast?pi?o zak?opotanie. Nie by?a pewna, jak zareaguje ogier na tak osobiste pytanie. Skuli?a si?, kryj?c cz??? twarzy pod kraw?dzi? sto?u.

[Angel]

Valor Angel spojrza? z pewnym zdziwieniem na siedz?c? przed nim, zak?opotan? klacz. U?miechn?? si? lekko widz?c, jak chowa si? za kraw?dzi? sto?u.

- Nie masz si? o co martwi?, rozumiem twoj? ciekawo??... Przynajmniej tak mi si? wydaje.

Westchn?? ci??ko i nala? sobie kolejny kubek soku. Wygl?da?o na to, ?e czeka?a go do?? d?uga historia.

-Widzisz, w m?odo?ci zosta?em pobity przez kilku drabów. Ta cz??? historii jest d?uga i mniej wa?na, ale mimo wszystko ma wa?ny wp?yw na to, co si? dzia?o dalej. Opowiem wi?c w skrócie: po?amano mnie i odwieziono do lekarza. Nie mogli mi pomóc z powodu do?? dziwnego, by?em ca?kowicie odporny na magi?. Zaniesiono mnie do laboratoriów królewskich, w których, w wyniku ró?nych okoliczno?ci zwi?zanych ze mn?, rozp?ta? si? pojedynek dwóch pot??nych magów. Po walce zwyci?zca przyj?? mnie jako swojego ucznia, abym móg? opanowa? swoje umiej?tno?ci.

Ten mistrz magii, znany jako Jazz, mia? te? córk? - urocz?, p?ochliw? klaczk? bia?ym umaszczeniu i sier?ci, oraz szarych oczach. Wygl?da?a, jakby by?a ca?kowicie pozbawiona kolorów. Kiedy pojawi?em si? w jej ?yciu, przestraszy?a si? mnie i unika?a przez kilka tygodni. Zmieni?o si? to pewnego wieczoru, gdy Jazz musia? pilnie wyjecha? w interesach. Siedzia?em przez cz??? wieczoru w salonie, czytaj?c ksi??ki, szybko mi si? to jednak znudzi?o. Po spotkaniu z tamtymi bandziorami moja noga wci?? nie by?a w pe?ni sprawna, jednak mój mistrz obj?? mnie odpowiedni? opiek?, gwarantuj?c mi wygodne zablokowanie jednej ko?czyny. Tak wi?c poku?tyka?em jako? do ogrodu, chc?c posiedzie? troch? w?ród przyrody i szumu drzew gdy nagle... Us?ysza?em pi?kny ?piew. Podesz?em bli?ej - to by?a ona, siedzia?a na ?aweczk? i ?piewa?a o drzewach, kwiatach, pi?knie przyrody... Usiad?em ko?o niej, za wszelk? cen? staraj?c si? jej nie sp?oszy?. Widzia?a mnie, jednak wydawa?a si? nie zwraca? na to wi?kszej uwagi.

Dopiero gdy sko?czy?a, u?miechn??a si? do mnie niepewnie. Zapyta?a mnie s?odkim, cichym g?osem.

- Podoba?o ci si??

Co mog?em powiedzie?, by?em zauroczony melodi? p?yn?c? z jej ust. Pokiwa?em g?ow?. To by?o nasze pierwsze prawdziwe spotkanie, ?miali?my si? i rozmawiali?my, jakby?my znali si? od lat.

Od tego momentu próbowali?my sp?dza? ze sob? wi?cej czasu. Mówili?my o wielu sprawach. Dowiedzia?em si? z tych rozmów mi?dzy innymi, ?e jej matka umar?a przy porodzie, ?e zosta?a wychowana przez ojca, który z ca?ych si? próbowa? jak najwi?cej czasu po?wi?ca? jej... Nagle te? zrozumia?em, ?e niechc?cy w ich relacje wbi?em si? ja. Przeze mnie odsun?? si? od niej, przeznaczaj?c wi?cej czasu na ?wiczenia ze mn?. Postanowi?em jej to wynagrodzi?... Co by?o najfatalniejsz? decyzj? mojego ?ycia...

Pomara?czowy jednoro?ec urwa?, nie wiedz?c, co ma dalej powiedzie?. Nie chcia? wraca? wspomnieniami do tamtej nocy... jeszcze nie.

- Wybacz, ale reszt? historii opowiem ci innym razem. Wydaje mi si?, ?e czas na mnie, musz? si? skontaktowa? z jednym z moich przyjació? w sprawie przedstawienia. Bywaj, mam nadziej?, ?e jeszcze si? spotkamy.

Uk?oni? si? nisko przed ?ó?t? klacz? i wyszed? przed dom. Za?o?y? wrotki i odjecha? w poszukiwaniu jedynego znanego sobie aktora, prowadz?c si? wewn?trznym instynktem. Kiedy wewn?trzny instynkt wpakowa? go na drzewo, zdecydowa? si? jednak jecha? z otwartymi oczami.

[z/t]