Dom April

[Sunny Sky]

-Ej, przed chwilą ci powiedziałem, że jesteś bardzo ładna! I na początku też czasem.... czasem... powinno się go unikać, zresztą, na początku ciąży klacze z reguły mają rzadziej na niego ochotę... I Flame nie jest żadną wymówką. Nigdy. - Dokończył z godnością. W sumie zastanawiał się już, czy ona właśnie aby nie była wymówką ostatniego dnia jego niewoli w jaskini, gdy mówił sobie że cokolwiek robi, to dla Flame... Miał nadzieję, że nie, nie chciał jej zdradzić.

[April Moon]

- A wcześniej tak mnie po szyi całowałeś... Nie mów mi proszę, że jednak nie chcesz mnie pocałować... Bo nie wierzę. Widzę jak się pocisz i gubisz. Pewnie myślisz, że zdradziłeś swoje kochanie... Może... Ale co tam... Wiesz że dotrzymuje obietnic...
Wstała i podeszła do niego.
- Jeżeli mnie teraz pocałujesz, obiecuję ci, że nie powiem jej że to zrobiłeś...
Położyła mu kopytko na barku i spojrzała głęboko w oczy. Cóż... Złość przeszła, była znowu w swoim żywiole.

[Sunny Sky]

Sunny poruszył bezgłośnie ustami, gdy April powoli zbliżała się do niego. Położyła mu kopytko, spojrzała w oczy... Nachylił się lekko by ją pocałować.
-Nie. - Wyprostował się gwałtownie i odszedł krok dalej. - Co mi po twojej obietnicy, skoro to mnie to potem będzie męczyć? Kocham Flame. Kocham. - Powtórzył i odetchnął dla uspokojenia.

[April Moon]

- A Frozen nie kochasz? Jeżeli chcesz robić za jej ojca, chyba też musisz robić za moją osobę do towarzystwa. Mała musi wiedzieć, że ojciec kocha mamę. A im wcześniej zaczniesz, tym łatwiej ci to potem będzie przychodzić... Naprawdę obiecuję, że utrzymam to w tajemnicy.
Uśmiechnęła się gdy odskoczył. Jego skrzydełka dalej sterczały jak szalone. Zachichotała i ruszyła z powrotem na kanapę, zasłaniając się kokieteryjnie ogonem i kręcąc atrakcyjnie biodrami. Ułożyła się tyłem do niego na kanapie i spojrzała na niego pytająco.

[Sunny Sky]

Odetchnął jeszcze raz. I znowu. I tak jakoś się skończyło, że skończył oddychając ciężko i patrząc na kręcącą bioderkami klacz.
-W tajemnicy... - Powtórzył cicho, a jego skrzydła dalej stały. Pęknie, nie pęknie... - No cóż, są dzieci z rozbitych rodzin... i tak dalej. tak rodzice nie są swoimi osobami do towarzystwa. - Spróbował.

[April Moon]

- Chyba nie odwiedziłeś nigdy Canterlockiego Sierocińca Stołecznego... Ja nie bez powodu się obawiałam, że mała może tam trafić. A my nie jesteśmy po rozwodzie, i Frozen nie została poczęta z gwałtu. Bardzo się starałeś, może nie o nią ale starałeś się jak szalony... Pięć razy. Po dwóch razach mogłeś dostać plusa ale przedobrzyłeś...
Uśmiechała się dalej. Wiedziała jak to na niego działa. Następnie położyła się znowu na pleckach i pomasowała brzuszek.
- Jestem głodna... W dwójnasób... Co z tym zrobisz kochasiu?

[Sunny Sky]

-Daj spokój, nie groziło jej to nawet przez chwilę. - Żachnął się. - Jak ty byś nie mogła się nią zająć, ja bym mógł to zrobić. No i, um... - Stropił się lekko. - No cóż, te pięć razy to mój rekord. - Przyznał skromnie. - I, mimo wszystko, to było coś, czego wolałbym uniknąć. Może i nie musiałaś mnie wiązać i tak dalej, ale wtedy to był szantaż emocjonalny... - Zniknął w kuchni. - ...I zrobię z tym to, że przyrządzę ci kanapki. - Zaczął jej robić posiłek, gwiżdżąc coś pod nosem.

[April Moon]

Poczekała na niego aż wyjdzie z kuchni i przyniesie kanapki. Nie dała za wygrana. Skoro tak bardzo chciał, to przynajmniej musi się postarać. Spojrzała na ścianę i dojrzała na segmencie ustawiona, do tej pory niezauważoną przez nią wieżę muzyczną. Było tu trochę muzyki jaką znała, i po chwili puściła "Cukrową Wróżkę" jaka została kucykom po starożytnej inwazji ludzi... Oni mieli piękną muzykę. Ułożyła się kokieteryjnie na łóżku i czekała na niego. Każde zakrzywienie jej ciałka było podkreślane przez jej pozycję, nawet jeżeli jej zad nie był tak jędrny jak zadki chociażby księżniczek czy nawet jej mamy.
- Czekam, Sunny...
Powiedziała zalotnie.

[Sunny Sky]

Sunny wrócił do do pokoju z sporym talerzem kanapek. Postawił je ostrożnie na stoliku i dopiero teraz zobaczył, w jakiej pozycji leży April. Zaniemówił znowu. W myślach zaczął się siebie pytać, czemu jeszcze tkwi w mieszkaniu tej nimfomanki.
-Rany... - Powiedział cicho i skrzydła znowu mu stanęły. Cofnął się tyłem w stronę wyjścia. - To nienajlepszy pomysł... - Powiedział zatrwożonym tonem.

[April Moon]

- I nie zjesz ze mną kochanie? Jesteś okropny... Dajesz mi duży dom i potem chcesz mnie tu samą zostawić? Jeszcze popadnę w złe towarzystwo...
Powiedziała na wpół rozbawiona i na wpół zirytowana. Odebrała magią od niego kanapki i zaczęła powolutku wcinać.
- Nie bądź tchórz. Takiś był wcześniej odważny że chciałeś mnie karać.

[Sunny Sky]

Westchnął ciężko, dosiadł się do stołu i wziął jedną kanapkę. Skrzydła mu nieco przeszkadzały w siadaniu, no ale...
-Kiedy cię chciałem karać? - Zdziwił się, jedząc. - I wiesz, prędzej czy później muszę wrócić do swojego mieszkania, zwłaszcza, że przez pewną klacz która mnie trzymała na smyczy mam zaległości w przychodni, i to spore. - Dojadł swoją kanapkę.

[April Moon]

- Ale mógłyś się chociaż pożegnać z matką swojego dziecka jak należy, choćby jeden porządny pocałunek.
Bawiła się jedzeniem, choć była prawdziwie głodna. Gdy skończyła, uśmiechnęła się do Sunnyego.
- Idź już może. Tylko wpadaj tutaj bo jeszcze ci ucieknę... I Frozen też.
Pogroziła mu kopytkiem i ułożyła się znowu na kanapie.

[Sunny Sky]

-Ej no, to szantaż. - Rzucił z wyrzutem i podszedł do niej. Nachylił się nad nią i pocałował ją, tak porządnie. Po chwili wyprostował się znowu. - No... To było bardzo porządnie, prawda? - Zapytał jej, z lekkim uśmiechem na pyszczku. - Ale więcej nie oczekuj, wiesz, nie jesteś jedyną matką mojego dziecka. Muszę zostawić siły dla Flamy.

[April Moon]

- Nie martw się kochanie, zadowolę się resztkami z ciebie. Tylko jakieś mają być. Zrozumiano?
Uśmiechnęła się rozweselona jego pocałunkiem. Czyli jednak dało się go obwinąć wokół kopytka.
- Idź idź, ja się muszę porządnie przespać. Miałam dziś za dużo wrażeń.
Położyła się na kanapie i przymknęła oczy.

[Sunny Sky]

Czy będą resztki... Musi poprosić Flame, by go nie oszczędzała, choćby miała używać pejcza i innych tego typu zabawek.
-Odpoczywaj. Dobranoc. - Powiedział jeszcze i ostrożnie wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi. Gdy to zrobił odetchnął i otarł sobie usta. Potem rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze, lecąc w stronę swojego mieszkania.

[z/t]