Wzgórze

[Willow Bark]

Przez ca?y czas, gdy Feather mówi?, milcza?a. Wpatrywa?a si? w ziemi?, zastanawiaj?c jak sobie z tym poradzi. No tak, nie mog?o pewnie oby? si? bez bólu, có?. Widocznie musia?a w ten sposób zap?aci? za par? chwil przyjemno?ci. Mia?a czas... tak, mia?a czas. Cho? w?a?ciwie nikt nie powiedzia? jej dok?adnie kiedy to si? stanie. Ale na co jej czas? Jak ma to niby pomóc? Klacz mocno zacisn??a usta i nastroszy?a piórka w zdenerwowaniu. Po raz pierwszy od dawna by?a naprawd? rozz?oszczona.
- Wszystko b?dzie dobrze?! - wrzasn??a na Celestii ducha winnego Feathera. Unios?a kopytko z gro?n? min?, ale po?o?y?a je z powrotem i sp?sowia?a.
- Tak, chyba znam, ale nie wiem, gdzie teraz s? - odpowiedzia?a, ju? spokojnie, na jego pytanie.

[Feather]

?askotek spu?ci? uszka, zaatakowany wrzaskiem, dobiegaj?cym z br?zowego pyszczka Willow. Nie wzruszy? go gest klaczy.
- Nie denerwuj si?. Powinna? odpoczywa?, dba? o swoje samopoczucie. Z?oszczenie si? w niczym ci nie pomo?e. Wr?cz przeciwnie, bo mo?e ci zaszkodzi?.
Gdy klacz po?o?y?a kopytko z powrotem, u?miechn?? si? do niej.
- Szkoda. B?d? musia? zobaczy? i popyta? po mie?cie, czy kto? chce do mnie wpa??. Og?oszenie niby na tablicy, a i tak tylko trzech klientów mia?em... I to wszyscy przypadkowi. Dobrze, ?e to dopiero pierwszy dzie?. Mo?e jutro b?dzie lepiej... Albo dzisiaj jeszcze kto? wpadnie. 
?askotek zamy?li? si?.  
"W sumie... Ej! Przecie? mog? za?yczy? sobie w Przystani, by nie rodzi?a w bólu! To jest my?l! Chocia?... Nie wiem sam..."

[Willow Bark]

Klacz przygryz?a warg?, s?uchaj?c kolejnego wywodu o tym, ?e powinna odpoczywa?, by? spokojna i tak dalej. Ale nie chcia?a tego robi?. W odpoczywaniu o jakim mówi? oni, jest za ma?o ruchu.
- A jak w?a?ciwie obs?ugujesz tych klientów? - zapyta?a s?ysz?c jak Feather mówi o "pracy". W?a?ciwie, skoro u?ywa? te? zabawek, musia?o to si? odbywa? w do?? dziwny sposób. I ciekawa by?a, jak on niby zaprasza klientów. A ogiery te? obs?uguje? Ciekawe, to musi by? zabawne! W?a?ciwie ka?dy temat w tej chwili wydawa? jej si? lepszy od tematu ci??y. Mo?e faktycznie lepiej si? nie straszy? tym na razie. Co b?dzie, to b?dzie, w ko?cu dzia?o si? to na ?wiecie ju? tyle razy...

[Feather]

Bia?y pegaz usiad? sobie na trawce. Zastanowi? si? chwile, uk?adaj?c w g?owie, jak powinien zacz??. 
- Jak ich obs?uguj?? Ano przychodz? do mnie, wype?niaj? ankiet? o tym, na jak du?o mog? sobie pozwoli?, podczas ?askotek. Czyli czy na przyk?ad mog? u?ywa? spro?niejszych zabawek, albo czy mog? ?askota? ich w wiadomych miejscach. To g?ównie tyczy si? klaczy. Podpisuj? te? umow?, w której zgadzaj? si? na ?askotkow? sesj?. Trwa ona od pó? godziny, do dwóch godzin. Po wype?nieniu papierów id? z klientem do jednej z salek, których wiele w moim Salonie ?askotek. W takiej salce oprócz narz?dzi do roz?mieszania klientów jest równie? jaki? wygodny mebel, do którego mog? przywi?za? klienta. W ka?dej salce inaczej jest. Oczywi?cie na zawsze ich wi??e, bo czasami mog? si? ba?, ale du?a wi?kszo?? nie ma nic przeciwko. Co do mebli... Mam ?ó?ka, koz?y, sto?y, fotele, haki, przez które mo?na przewiesi? liny, dyby i wiele, wiele innych dziadostw. To samo z zabawkami. Mam piórka, miote?ki, szczotki, ma?ci do tymczasowego zwi?kszania wra?liwo?ci skóry na ?askotki o ró?nych... Smakach, maszyneri? do ?askotania, opaski na oczy, kneble, sztuczne, poruszaj?ce si? robaki, czy nawet wibr... No po prostu mam chyba wszystko, co mo?e si? przyda? do ?askotania, b?d? skr?powania jakiego? kucyka.
By? dumny, gdy mówi?. Cieszy? si? te?, ?e Willow zapyta?a go o sposób, w jaki przyjmuje klientów. Samo gadanie o tym jest takie przyjemne, jak same ?askotki. 

[Willow Bark]

Willow po?o?y?a si? na boku, s?uchaj?c opowiadania Feathera na temat swojej pracy. Co? takiego wydawa?o si? interesuj?ce. W?a?ciwie nie dziwi? jej fakt, ?e mia? klientki. Musia?a przyzna?, ?e by? do?? urodziwym ogierem. Z jego opowie?ci jednak wynika?o, ?e nie ogranicza? si? tylko do ?askotków. Zachichota?a.
- Wi?c kiedy ju? zrzuc? ten ci??ar - wskaza?a kopytkiem swój du?y brzuch - te? mog?abym wpa??? - zapyta?a z u?miechem. Co innego s?ucha? o tym, a co innego poczu? to na w?asnej skórze.

[Feather]

Pegaz spogodnia?.
- Jasne, ?e tak! I nie ci??ar. To brzmi tak... Nie?adnie - pu?ci? oczko, cmokaj?c.
Podoba?o mu si? podej?cie klaczy. By?a taka zainteresowana, gdy jej opowiada?. Jak na jego gusta by?a ca?kiem ?adna. Cho? jego serce i tak nale?a?o ju? do Cate i Nomiki (Chocia? po ostatnim razie raczej do tej pierwszej) to i tak nie zawacha?by si? "po?askota?" jej mi?dzy nogami. Oczywi?cie, gdyby tylko chcia?a. Szybko jednak wygoni? spro?ne my?li ze swojego umys?u, by nie zapu?ci? si? zbyt g??boko w jego odm?ty.
- A jak tam ogólne samopoczucie, Willow?
Jak móg? o tym zapomnie?. Nie spytanie si? jej, czy wszystko w porz?dku by?oby chamstwem. Przynajmniej w jego "nieistniej?cym i podlegaj?cym zmianom kodeksie post?powania".

[Willow Bark]

Zastanowi?a si? chwil? nad tym, co powiedzia?. Nie?adnie? Dlaczego? Przecie? ta dwójka rzeczywi?cie do?? sporo wa?y...Mimo to u?miechn??a si? do niego szeroko. Mina jednak jej zrzed?a, kiedy us?ysza?a pytanie.
- Dobrze, a jak mia?abym si? czu?? - odpar?a bez zastanowienia - Aaa... no tak. Wszystko w porz?dku
Nie, nie wszystko by?o w porz?dku, ale o niektórych sytuacjach wola?a zwyczajnie nie wspomina?. Czasami troch? j? irytowa?o to, ?e wszyscy skakali wokó? niej, bo by?a w ci??y. A skakali nawet bardziej ni? kto?, kto to spowodowa?. Zmru?y?a oczy i usiad?a.

[Black Arrow]

Podczas spaceru, Arrow szczerze si? zastanawia?a, czy nie nie zrobi? sobie wycieczki do Canterlotu. Arientar znów nie dawa? znaków ?ycia, cho? wys?a?a mu chyba z 20 wiadomo?ci telepatycznych. Có?, teraz jest ?ywym trupem, wi?c chyba nic z?ego nie mo?e mu si? sta?... Po za kremacj?, egzorcyzmami i zostaniem obrzuconym kamieniami. Wiele scenariuszy przemyka?o przez umys? klaczy. Rozwia? je dopiero widok znajomego ogiera z którym przydarza?o jej si? robi? ró?ne rzeczy. Fajnie si? z?o?y?o, ?e go spotka?a, bo ju? dawno si? nie widzieli. Chcia?a si? dowiedzie?, czy wie?ci, które us?ysza?a od ukochanego, s? prawd?, czy plotk?.
- Witaj ?askotku. Co ci si? takiego przydarzy?o, ?e nie raczy?e? przez tyle czasu da? o sobie znaku ?ycia?- Przywita?a go weso?o i spojrza?a na jego towarzyszk?. Zaraz... Jej wygl?d przypomnia? jej, jak którego? dnia pewien ogier szuka? podobnej klaczy. I... Zaraz, czy ona jest w ci??y? Je?li demon znów b?dzie grzeba? w wspomnieniach Arrow, jednoró?ka nie odgoni si? od jego ?artów na temat, co by zrobi? z male?stwami pegazki. Nie zamierza?a jej jednak straszy?, dlatego wszystko przemilczy.
- A kim jest twoja towarzyszka?

[Feather]

- O, witaj Arrow!
Pegaz wsta? z trawki i przytuli? swoj? przyjació?k?.
- To samo mog? powiedzie? o tobie, Arrow. A co robi?em... Nic takiego. Dzieci mi si? przysz?y do domu, no i mam teraz Salon ?askotek! Wpad?aby? kiedy? - pu?ci? oczko.
Pegaz zachichota? pod noskiem.
- Co tam s?ycha? u ciebie i Arientara? Dawno nie widzia?em go?cia. Mam nadziej?, ?e dobrze si? wam uk?ada.
"Ach, Arrow. Tak dawno ci? nie widzia?em... "
- To jest Willow Bark, pozna?em j?... Jakie? pó? godziny temu. Willow, To jest Black Arrow moja przyjació?ka.
U?miechn?? si?.

[Willow Bark]

W polu widzenia pegaz pojawi?a si? nagle jednoro?ka. Nie powiedzia?a nic, ale wygl?da?o na to, ?e ona i Feather si? znali. Przez chwil? rozmawiali o tym, co ju? wiedzia?a od niego, ale te? o tym, o czym kompletnie nie mia?a poj?cia, wi?c siedzia?a cicho. A? do momentu, gdy Feather j? przedstawi?.
- Cze??! - zawo?a?a i potrz?sn??a kopytkiem Arrow, nie czekaj?c nawet a? wyci?gnie je w jej stron? w ge?cie zaznajomienia si? - ?adne bransoletki. I grzywa. Czyli ogon te?. Tak, bardzo ?adne. Te pasemka s? naturalne? Fioletowy to ?liczny kolor. Lubisz go? No, pewnie tak, w ko?cu prawie ca?a jeste? w tym kolorze. A inne kolory te? lubisz? - wyrzuci?a z siebie na jednym tchu.

[Black Arrow]

- Co? obi?o mi si? o uszy, ?e masz dzieci.- Za?mia?a si? nerwowo.- I przyjmij spó?nione kondolencje z powodu ?mierci Blue.- Mrukn??a do niego smutno, a gdy zacz?? pyta? o to, jak jej si? powodzi z Arientarem, klacz rozejrza?a si? wokó?, by sprawdzi?, czy nie ma nikogo wi?cej w pobli?u. Nie by?a pewna, czy pegaz wie o ostatnich wydarzeniach. Wszystko wskazywa?o na to, ?e jeszcze nie spotka? si? z kowalem od chwili jego... ?mierci.
- Arientar nie ?yje. To nie jest tak, jak my?lisz. Po prostu jest ?ywy inaczej.- Mówi?c to, spojrza?a na br?zow? klacz, by sprawdzi?, czy przypadkiem jej tym nie przestraszy?a. Nie co dzie? si? bowiem s?yszy o ?ywych trupach. Kiedy ?askotek przedstawi? Arrow pegazk?, klacz ju? chcia?a powiedziec jej co? mi?ego, gdy zosta?a zasypana gradem s?ów.
- Tak, tak i ciemne.- Próbowa?a odpowiedzie? na jej pytania.- Ju? dawno nie spotka?am tak otwartego kucyka.- szepn??a do Feathera.

[Feather]

- Umm... Dzi?ki, Arrow. Ale nie rozdrapujmy starych ran. By?o, min??o.
"A w g??bi duszy dalej trwa"
Pegaz znowu zacz?? wraca? wspomnieniami do Blue Sky. Tym razem po prostu j? wspomina?. Nie brakowa?o mu jej... A? tak, ale jednak dalej potrafi? o niej my?le? ca?ymi dniami.
- ?ywy inaczej? To ciekawe. Jak si? domy?lam, magia.
Nie zdziwi?o go to zbytnio. Za wiele widzia?, gdy by? najemnikiem, by byle zombie móg? go wystraszy?, czy te? zdziwi? go fakt, ?e istniej? wampiry.
- Ma ?wiadomo??, czy jest kukie?k?? - spyta?.
Musia? to wiedzie?. Jakby to drugie, to zawsze móg? znowu wzi??? swój miecz, by da? mu wieczny odpoczynek.

[Willow Bark]

Willow jednym uchem pods?ucha?a co? na temat ?ywych-nieumar?ych kuców, ale tylko przygryz?a warg? i podnios?a si? z ziemi. Zerkn??a na niebo. Nie ciemnia?o jeszcze, ale wydawa?o jej si?, ?e musi w ko?cu kogo? poszuka?. Musi, chyba ?e ten kto? woli przekima? si? w jakiej? uliczce, albo zosta? zjedzonym przez jakiego? stwora w lesie. No i po prostu chcia?a si? przej??. Zbyt d?ugo pozosta?a w jednym miejscu i przez to widocznie troch? "zaatakowa?a" Black. Zreszt? wygl?da?o na to, ?e te dwa kucyki mia?y o czym rozmawia? ze sob?, wi?c nie chcia?a znów wyskoczy? z czym? g?upim, jak zwykle. Zatrzepota?a nerwowo skrzyd?ami.
- Umm... Feather, chyba b?d? ju? lecie... i??. Musz? co? za?atwi? - powiedzia?a - Do zobaczenia, papa
Szybko pomacha?a obu kopytkiem na po?egnanie i ?piesznym krokiem oddali?a si? w kierunku miasta.

[zt]

[Black Arrow]

- Jest taki, jak przed ?mierci?, a nawet sta? si? troszk? bardziej weso?y... Cho? nie, zawsze taki by?.- Za?mia?a si? wspominaj?c piosenki ukochanego. Je?li spotka go w najbli?szym czasie, to mo?e poprosi go o jedn? z nich? W tym samym czasie pegazka postanowi?a ich opu?ci? i uda?a si? w swoja stron?. Arrow chcia?a j? lepiej pozna?, ale skoro musia?a ju? i??, to trudno. Teraz przynajmniej b?dzie mog?a porozmawia? z Featherem o bardziej prywatnych sprawach. Je?li on oczywi?cie zechce rozmawia? na te tematy.
- Widz?, ?e Willow spodziewa si? dzieci. Ostatnio z Arientarem spotkali?my jedno dziecko, które si? zgubi?o. Niestety przestraszy?o si? nas i gdzie? uciek?o.- Opowiada?a o ró?owym ?rebaku.-Mo?e to nawet lepiej? Ari chcia? zaproponowa? ma?ej, by u nas zamieszka?a, nim nie znajdziemy jej rodziców. Everfree nie jest dobrym miejscem dla dzieci.-Westchn??a.

[Feather]

- Dobrze wiedzie?, ?e trzymie si? dobrze.  
Pegaz u?miechn?? si?. B?dzie musia? to kiedy? zbada?. 
- Tak. Kojarz?. Polubi?o mnie i zacz??o mnie nazywa? Panem ?askotkiem.   
Za?mia? si?. 
- Zbada?em nieco jej spraw?. Zgubi?a rodzin? podczas przeprowadzki. Mieszka teraz u Pinkie Pie. Dziecko jest milutkie, weso?e. Nie zas?uguje na to, co j? spotka?o. Przynajmniej b?dzie mie? dobr? opiekunk?. Wiesz, Pinkie to dobra klaczka. Troche szalona, ale dobra. Mieszka nad Sugarcube Corner. 
Po jakim? czasie Feather poczu?, ?e zbli?a si? klient do Saloniku.
- Panie Feather, to ja George. Jest klient, obs?u?y? go?
Zdumiony Feather, po us?yszeniu w g?owie wiadomo?ci, odpowiedzia? w my?lach:
- Nie, lec? tam ju?
- Wybacz Arrow, ale musz? spada?.
I pogna? do Salonu.
z/t