Wzgórze

[Iron Rose]

Iron Rose s?ucha?a z zainteresowaniem opowie?ci pegazki. Jej historia by?a naprawd? fascynuj?ca, chocia? ró?ni?a si? od tego, co prze?y?a jednoro?ka to wiele rzeczy by?o podobnych do jej wspomnie?. Po chwili jednoro?ka spostrzeg?a, ?e w oczach Pirate mieni? si? ?zy.
- Nie p?acz. To wszystko ju? dawno min??o - powiedzia?a do ukochanej - Doskonale ci? rozumiem. Sama prze?y?am bardzo podobne dzieci?stwo. Spójrz na to z tej strony: gdyby nasza przesz?o?? wygl?da?a inaczej, nie spotkaliby?my si? teraz. - po tych s?owach Rose przytuli?a pegazk? z ca?ej si?y. Gdy ju? jej ukochana sie troche rozchmurzy?a i powesela?a, jednoro?ka zacz??a kontynuowa?.
- No, jestem ci winna jedn? opowie??. Jestem dzieckiem bardzo bogatych szlachciców z Manehattanu. Bardzo sie o mnie "martwili", przez co praktycznie nie mia?am ?ycia towarzyskiego i przyjació?. Z tego samego powodu nie mog?am zdoby? mojego uroczego znaczka - Rose spojrza?a na swój bok i u?miechn??a si?. - S?u?ba robi?a wszystko za mnie. Znaczek zdoby?am  z pó?tora roku temu, na wycieczce szkolnej. Nie powiem, ?eby spodoba?o si? to moim rodzicom. Od tego czasu nasze relacje bardzo sie pogorszy?y. Nie pozwalali mi rozwija? mojej pasji, jak? by?y motocykle. T?umaczyli mi, ?e taki talent nie uchodzi damie, po czym zasypywali karami i obowi?zkami. Rok temu nie wytrzyma?am i od nich uciek?am. Gdy podró?owa?am po Equestrii, pope?ni?em pare b??dów, ale nie ?a?uje mojej decyzji. Dopiero wtedy poczu?am, ?e naprawd? ?yj?. - Rose si? u?miechn??a, po czym doda?a - Dzieki temu pozna?am pewn? wspania?? klacz. Ciebie - historia, któr? opowiedzia?a przyjació?ce oraz jej otwarcie si? i podzielenie swoj? histori? o?mieli?y Rose. Prawie sie nie waha?a, gdy poca?owa?a pegazk? w policzek. Co b?dzie, to b?dzie, Rose cieszy?a sie chwil?, zapominaj?c o wszystkim innym.

[Pirate Watch]

Pirate troch? si? rozchmurzy?a na s?owa swojej ukochanej. Gdy teraz tak o tym my?la?a, to faktycznie jej przesz?o?? wydawa?a si? przydatna. Wys?ucha?a opowie?ci Rose z zainteresowaniem i cierpliwo?ci?. By?o jej mi?o, gdy us?ysza?a ostatnie s?owa klaczy... Zrobi?o si? jej ciep?o na serduszku. Gdy Rose ja poca?owa?a poczu?a przyjemny dreszczyk...
- Ja te? si? ciesz?, ?e Ci? pozna?am. Jeste?my do siebie podobne pod pewnymi wzgl?dami, a pod pewnymi ró?nimy si? od siebie i to jest pi?kne. Nagle klacz pod wp?ywem dziwnego impulsu, a tak?e obecno?ci ukochanej, przytuli?a j? mocno po czym przewróci?a na plecy i zacz??a ca?owa? (d?uuuugo i nami?tnie), po czym przerwa?a na chwil? i zacz??a ja ?askota? skrzyd?ami po bokach. Chcia?a sprawi? swojej ukochanej przyjemno??, a przy okazji sprawdzi? jej reakcj? na ?askotki... Gdyby si? jej spodoba?o, to mog?yby si? tak bawi?.
- Mam nadziej?, ?e ci si? podoba. Powiedzia?a puszczaj?c oczko i u?miechaj?c si? szelmowsko...

[Iron Rose]

Pirate naprawd? czu?a to samo. Po krótkim poca?unku w policzek jej ukochana przewróci?a j?, po czym zacz??a j? d?ugo i nami?tnie ca?owa?. Chocia? Rose pocz?tkowo by?a zaskoczona, szybko si? zreflektowa?a. Przyj??a poca?unek i zwróci?a go, z nawi?zk?. Uczucie ca?owania si? z ukochan? klacz? by?o niesamowite. Jednak wszystko co dobrze si? kiedy? ko?czy. Tak samo by?o z tym poca?unkiem. Jednak Rose nie zd??y?a zareagowa? w jakikolwiek sposób. A sta?o si? tak z jednego prostego faktu: pegazka u?y?a skrzyde? w celu ?askotania. I to ?askotania "biednej" Rose. Jednoro?ka zanios?a si? ?miechem. Po chwili Pirate na chwile przerwa?a, zadaj?c jej pytanie.
- Weso?o... jest... - powiedzia?a dysz?c i korzystaj?c z przerwy na z?apanie oddechu.

[Pirate Watch]

Pirate ucieszy?a si? na s?owa klaczy... Zale?a?o jej na tym aby by?o weso?o. Klacz bardzo dobrze czu?a si? w towarzystwie Rose i cieszy?a si? ka?d? sekund?, któr? sp?dza?y razem. Przerwa?a ?askotki, po czym po?o?y?a si? na plecy i spojrza?a na niebo i g?o?no westchn??a... Niebo by?o lekko zachmurzone i mia?o pi?kne kolory jakie kojarzy?y zachodowi s?o?ca... Do klaczy nagle dotar?o na co patrzy i dosz?o do niej, ze b?d? musia?y wróci? do domu ?askotka i poprosi? o nocleg.
Kochanie, co ty na to ?eby?my wróci?y do mojego brata na noc? Ju? si? robi pó?no i przyda?oby si? gdzie? zanocowa?. To co, jedziemy?

[Iron Rose]

Rose le?a?a na trawie, rozkoszuj?c si? blisko?ci? swojej ukochanej Pirate. W pewnym momencie pegazka zada?a pytanie o nocleg. Jednoro?ka by?a przyzwyczajone sypia? bylegdzie, ale sen w domu by? du?o lepszy. Iron Rose podnios?a si?, po czym pomog?a podnie?? si? swojej towarzyszce.
- Twoj brat przyj??by mnie? I jak jego rodzina zareagowa?aby na nasze uczucie? - zapyta?a lekko zaniepokojona - Moi rodzice nigdy nie powachwalali zwi?zków jednop?ciowych. Wiesz mo?e, co my?li Twoj brat? - jednak gdy tylko Rose spojrza?a na swoj? ukochan?, jej w?tpliwo?ci znikn??y - Mniejsza, zobaczy si?. Jed?my.
Jednoro?ka wskoczy?a na swojego "stalowego rumaka", jak niektórzy wyra?ali si? o motorze, po czym pomog?a wsi??? Pirate i ruszy?a w sin? dal z rykiem silnika.

[z/t]

[Pirate Watch]

-Spokojnie, on jest bardzo tolerancyjny, poniewa? w dzieci?stwie brakowa?o tolerancji wobec niego... Pirate troch? si? zasmuci?a, ale wsiad?a na motocykl zaraz za Rose, co poprawi?o je humor, i odjecha?y w kierunku domku.

[z/t]

[Feather]

Mleko zosta?o zakupione w kartonikach liczby dwóch. Czyli jedno zmartwienie mniej. A co za tym idzie, mo?na si? poopiernicza?. Kto by nie lubi? le?e? na trawce, gapi?c si? w chmurki? Na pewno nie Feather. ?askotkowy pegaz podziwia? ob?oczki, zostawiaj?c juki z produktami w krzaku. Czemu w krzaku? Cie?. Tam by? cie?. 
Ciekawe, kiedy ta nieszcz?sna Pirate kupi sobie dom... Albo chocia? mieszkanie. Ech. Nie mo?e ci?gle tak pomieszkiwa? u mnie... Je?li ma ?wintuszy? z Rose, to przynajmniej nie w piwnicy... Kurde. B?d? musia? co? zrobi? ze sprz?tem... Oby Tolimira w ko?cu otwar?a ten salon... Do miecza nie wróc?, oj nie. Na pewno nie. A musz? co? robi?. Dlatego ten salon mi jest potrzebny. Martwi? si? o ni?. Nie widzia?em jej w Ponyville. Cholera. Czemu zawsze wszystko mi si? komplikuje w ?yciu. Najpierw ?mier? Blue, potem ta asasynka, potem niespodziewane dzieci, potem zmiana p?ci, a potem... Jeszcze brakuje mi jakiej? szalonej zebry, najlepiej mi?so?ernej...

[Feather]

Albo brakuje mi tu jaki? posranych ?o?nierzy, którzy machaj? mieczami w te i we w te... O, takich jak ci
?askotek za?mia? si? w duchu, po czym zblad?. Zaraz. On jest bia?y. Ale i tak zblad?. Widok siepaczy nie zrobi? na nim wra?enia, lecz zamach wzi?ty przez jednego z nich.
- COGDZIEJAJAKISPISEKIMAMDZIECIIKLACZUWAGANAJZDORKÓW! - krzykn?? przera?ony do jednego z nich. 
I wtedy nast?pi?o ci?cie. Jego g?owa upad?a na ziemi?. 
O, g?owy faktycznie my?l? po ?ci?ciu
I zobacy? niebia?skie ob?oki. Pewnie teraz powita go cudna alicornka, ?wiadcz?ca us?ugi... niewa?ne jakie. Jednak powita?a go Zebra. Przep?oszy?a siepaczy. Jak si? pó?niej okaza?o, mia? dalej g?ow? na karku. Wsta? i otrzepa? si?.
- Nie. Wyrwali z zamy?lenia. To pewnie ci siepacze... Ech, nie przypuszcza?em, ?e tacy z nich idioci. Chocia? chwilunia. Dlaczego uznali ci? za cesarzow?? Z reszt? niewa?ne. 
Pegaz wyci?gn?? z krzaków juki i poszuka? w nich dwóch putelek cydru. Poda? jedn? klaczy, która bawi?a si? czym? dziwnym. To chyba kebab. Jad? to podczas wyprawy. Nawet dobre by?o. Tylko to musi stare by?.
- Trzymaj. Dzi?ki za ratunek. Jak ci? zw??

[Feather]

- Mi?o mi ci? pozna?. Ja jestem Feather. Po prostu "Feather". Zaraz, czemu twoje imi? mi si? dziwnie kojarzy... 
?askotek podpar? bródk? o kopytko i ponownie zacz?? intensywnie "my?le?". Te imie s?ysza? chyba na targowisku, przeczyta? je by? mo?e w gazecie, a najwidoczniej nie kojarzy?o si? mu dobrze. I wtedy przypomnia? sobie. Tali Herold Krwi. Zmierzy? dociekliwym wzrokiem zebr?. Nie przypomina?a tego tygryfi?tka z toporem. No có?. Zbieg okoliczno?ci. 
- W gazecie g?o?no by?o o jakim? tygryfi?tku, które sprawuje w?adze w Canter... 
Jego wypowied? zosta?a przerwana przez rych?? zmian? tematu.
- Odpoczywa?em sobie, gdy nagle napad?a mnie ta banda. Jejciu. Faktycznie, gdyby nie ty, to zosta?bym poszatkowany. Jeszcze raz dzi?kuj?. 
Nagle jego uszka stan??y, s?ysz?c pisk Tali. Gdy si? za nim schowa?a, zauwa?y? chodz?cego kebaba. Skrzywi? si? z odraz? i podniós? z ziemi dosy? du?y kamie?, którym cisn?? w kebaboida. ?ywe danie "rozplasn??o" si? pod wp?ywem i
uderzenia. 
- "Jedz, bo ci ucieknie" - zacytowa?, po czym dosta? ataku ?miechu, który zmusi? go do padni?cia na ziemi? i potarzania si? po niej, wywijaj?c rado?nie tylnymi kopytkami. 
Gdy ju? si? uspokoi? ponownie podniós? butelk? cydru i wr?czy? j? zebrze. Swoj? te? otworzy? i wypi?. 

[Feather]

- Ale? prosz?.
Faktycznie. Gor?c by? niesamowity. Mia? ochot? sam wskoczy? w krzaki, gdzie trzyma? juki, które teraz mia? postawione obok siebie, by ich nie zapomnie?. Oceni? na szybko w my?lach klacz.
Wygl?da raczej na przyjazn?. No i ma poczucie humoru, je?li potrafi?a za?mia? si? z tak g?upiego dowcipu. Tylko dlaczego ona pyta tak o tego herolda. Co ona? ?pi z ni??
- Urgh... Gor?co. - mrukn?? pod nosem - Czy przeszkadza nam Krew? Nie sk?d. Ca?kiem sympatycznych ludzi ma. Czasem tylko zgwa?c? kogo?, albo rozpij? si? w czyim? mieszkaniu. No, ewentualnie napadaj? mi?o?ników ?askotek, relaksuj?cych si? na wzgórzach, oddalonych nieco od miasta. No dobra, bez ?artów. To co wyprawia jest straszne. Dzi?kuj? wszystkim bóstwom, jakie istniej?, ?e ja, moja klacz, dzieci i siostra z jej kochank? mieszkamy daleko od miasta, na skraju lasu. Pewnie gdyby nie to, dawno mój dobytek by?by ograbiony przez tych nieudaczników. Kolejne nieszcz??cie by to by?o, psia jucha. Ech... Nie ma co narzeka?, tylko dzi?kowa?, tak. Gdyby nie fakt, ?e jestem dzieciaty i m?ody, to pewnie bym wyruszy? skopa? zad jednemu. Ostatnio, gdy by?em w Cloudsdale ratowa? mojego kuzyna, który pó?niej przysi?gn?? wierno?? jakiej? zgni?ej panience herold, podkuli?em ogon i uciek?em. Nie b?d? walczy? z w?asnym kuzynem. Kiedy? to najemnikiem by?em. Zrezygnowa?em jednak z tego. Ale to d?uga historia. A ty, co powiesz o tych ca?ych... Heroldach?
Nagle pegaz zauwa?y?, ?e co? jest nie tak z zebr?.
- Tali, wszystko w porz?dku? - spyta?, podchodz?c troch? bli?ej.
Zmartwi? si? nieco.

[Feather]

- Obala? rz?d w Manehattanie... Je?li masz jaki? plan, to mog?oby si? uda?. Tylko wi?cej by nas trzeba by?o. Taka mocna ekipa by si? przyda?a. Koniecznie jaki? jednoro?ec by musia? si? wybra?, albo przynajmniej kto?, kto potrafi?by nas przenie?? do miasta i z niego wyprowadzi? nas w jednym kawa?eczku.
Zacz?? intensywnie my?le?. Za?mia? si?. Nabra? znowu ocohty na bohaterstwo. Przypomnia?a mu si? wyprawa. I Kalafior. Brak mu by?o tego kucoliczyd?a. Szkoda, ze musieli si? rozsta?. Pewnie teraz ten czarodziej zaczytuje si? w jakiej? wie?y w lesie Everfree. Ale na bok sentymenty.
- No dobrze. O ile mówisz ca?kowicie powa?nie i to nie pu?apka, by?ym w stanie wzi??? w tym udzia?. By?em d?ugo najemnikiem. Potrafi? walczy? ró?n? broni? i jestem dosy? zwinny. W domku mam ekwipunek, powinien by? w miar? zdatny do u?ytku. Proponuj? zebra? te? t? dru?yn?. Proponujesz kogo?? Ja nie znam za bardzo kogo?, kto by si? nada?. To jedna sprawa. Druga. Wiesz, jak pokona? tego herolda z Manehattanu? Podobno du?y jest. I paskudny.
Zacz?? nieco przejmowa? si? wypraw?. Na jego pyszczku zago?ci?a mina "my?l?ca", oczy biega?y dooko?a.

[Feather]

Za?mia? si?.
- Ech, pewnie mu jaka? babcia w plotkach brody i w?sów dorobi?a. Czasem z tych plotek wi?cej si? dowiesz o sobie i znajomych, ni? wiesz. A nawet ociupink? za du?o.
Gdy Tali zacz??a opowiada? o zombiakokucach, które s? ubezw?asnowolnione, zacz?? nieco si? martwi?, czy dadz? rad? przej?? przez tak du?e miasto.
- No to portale. Je?li wysadz? nas blisko siedziby tego ca?ego Shiniego, to powinno si? uda?. A cywili nie musimy zabija?, skoro s? cywilami - strzeli? sobi? facehoofa - Kapitan bana? do us?ug... Ufam ci. Skoro mówisz, ?e wystarczy nas gastka, to czemu by nie. To kto móg?by si? do??czy??
Nagle zdziwiony "nie kontaktowaniem" Zebry potrz?sn?? ni? leciutko.
- Wszystko w porz?dku?
Ta zrobi?a min? kotka sraj?cego na puszczy, która oznacza?a jedno - smutek.
- Brat. Rozumiem. No to nie wezm? ekwipunku. Ruszamy ju?, czy w ko?cu si? dowiem, czy kogo? bierzemy jeszcze?

[Feather]

- No dobrze. Idziemy wi?c sami. 
Wzi?? juki, przerzuci? przez grzbiet i stan?? dumnie wyprostowany. 
- Jak nam si? uda, to b?dziemy bohaterami Equestrii. Mo?e by nam pomnik postawili nawet... Tak. To by?oby co?.
?askotek rozmarzy? si? i zacz?? gdyba? o swojej przysz?o?ci. 
- Tak. Chod?my ju? teraz. Wol? nie smuci? dzieciaków i Nomiki, ?e id? ryzykowa? ?yciem. A w?a?nie. Mówi?em ju?, jakich mam fajnych ch?ooooooo...
I wyruszy? ci?gni?ty przez Tali...
ZT

[Steadfast]

Nad wzgórzem co? powoli przelatywa?o w jedn? i w drug? stron?. Br?zowa pegazka z zielon? grzyw? unosi?a si? nisko nad ziemi?, jakby czego? szukaj?c w trawie. Wyt??a?a mocno oczy, czasem machn??a silniej skrzyd?ami, ?eby ?d?b?a rozst?pi?y si?, ale wyra?nie nie by?a zadowolona z efektu.
- Tutaj nie ma - mrukn??a do siebie, po czym przenios?a si? na kolejny kawa?ek pokrytego traw? wzgórza. Och wiedzia?a, ?e poszukiwania zajm? du?o czasu, ale czego jak czego - cierpliwo?ci nie mo?na by?o jej odmówi?.

[Bright Beer]

Nawet ci??ko pracuj?ce kucyki, zmagaj?ce si? z demonami przesz?o?ci, czasem musia?y zwyczajnie wyj?? si? przewietrzy?, nacieszy? si? pi?kn? pogod? czy chocia? spróbowa? nawi?za? kontakt z innymi przedstawicielami w?asnego gatunku. W?a?nie to zrobi?a Bright, która pozostawi?a w piwnicy swojego domu wino domowej roboty do dojrzewania, a sama postanowi?a zrobi? sobie ma?? rundk? po okolicy. Na przemian lataj?c i biegaj?c, dla rozruszania zarówno nóg jak i skrzyde?, dotar?a wreszcie na niewielkie wzgórze. Tutaj wreszcie stan??a, nieco skonfudowana, widz?c najwyra?niej czego? szukaj?c? w trawie pegazic?.
Nie mog? tak po prostu... Albo mog?? - zastanawia?a si?, czy warto podej?? i zagada?. Zielonow?osa klacz wygl?da?a na strasznie zaaferowan?, do tego Bright nie wiedzia?a czy to tak wypada, ale wreszcie fakt sp?dzenia kilku dni w samotno?ci w domu przewa?y?. Po prostu nie mog?a wytrzyma? by do kogo? nie zagada?, a pegazica sprawia?a mi?e wra?enie. Beer podesz?a bli?ej.
-Przepraszam, szukasz czego?? - Zapyta?a nieco ?ami?cym si? z niepewno?ci g?osem.