przez Tranquil Facade » 2 sie 2012, o 08:33
-?wiat mo?e i oszala?, jednak bynajmniej nie ja, ziemski kucyku - obruszy? si? na s?owa Blacka tajemniczy jegomo??, ostatnie s?owa wypowiadaj?c z nut? pogardy. - Widz?, ?e co? albo kto? do?? solidnie Ci? pokiereszowa?. Mam pewne domys?y, co to mog?o by?, jednak?e tajemnic? tego? sprawcy zachowam dla siebie, nie chcia?bym martwi? tego dziecka, w którym teraz tkwi?. To mimo wszystko delikatna istotka i jakby dowiedzia?a si? takiej rzeczy, mog?aby zrobi? nieobliczalne rzeczy... Czego mo?liwe, ?e byli?cie przed chwil? ?wiadkami, s?dz?c po stanie Twojej twarzyczki - doda? z szyderczym u?mieszkiem. Teraz wzrok zwróci? na Applejack, a szczególnie na jej zad, na którym wida? by?o cutie mark. Zdaje si?, ?e troch? si? rozchmurzy? i rozmarzy?. - Ach... Chyba widz?, co tu si? odbywa. Ty musisz by? z Akrów S?odkich Jab?ek, prawda? Bywa?em tam do?? sporo jakie? 50-60 lat temu, gdy jeszcze mia?em normalne cia?o. Cieszy mnie, ?e Facade si? z Tob? zapozna?a i chyba Ci? lubi. W sumie czeka?em na moment, kiedy dane b?dzie mi tam wróci?. Mam nadziej?, ?e Pani Smith dopilnowuje tego, aby cydr by? nadal tak samo dobry?
Na pegaza i jednoro?k? chyba na razie nie zwróci? szczególnej uwagi, dyskutuj?c z ziemnymi kucami. Mimo ?e to by?a rasa, która dla niego by?a podrz?dna, postanowi? podzieli? si? z nimi swoj? histori? jako, ?e pó?niej móg?by ju? nie mie? okazji. Nie chcia? by? zapomniany, to gorsze ni? ?mier? - zw?aszcza ?e jeszcze istnia?.
-Ech... Jestem magiem, a przynajmniej by?em do momentu zapiecz?towania si? w tej klepsydrze - tu wskaza? kopytkiem na wisiorek. - Szuka?em jakiego? sprytnego sposobu na nie?miertelno??, a przynajmniej na spowolnienie starzenia, abym móg? dalej pracowa? jako mag i zajmowa? si? badaniem magii i ró?nych artefaktów. I znalaz?em go w jakiej? starej ksi?dze w Canterlot. By? to bardzo pot??ny czar. Bardzo pot??ny... Oczywi?cie spartoli?em spraw?, nie b?d?c w stanie kontrolowa? przyzwanej przeze mnie magicznej energii, moja dusza tego nie wytrzyma?a i... wesz?a tutaj. S?ysza?em o osi?ganiu nie?miertelno?ci przez transfer swojej duszy w przedmiot, który potem przekszta?ca si? w nasze cia?o, jednak le?a?em u siebie na stole zbyt krótko, by to si? sta?o. Z pewnych be?owych powodów.
Zrobi? momencik przerwy.
-Facade to mimo wszystko nie jest z?e dziecko. Mam nadziej?, ?e jej chwilowe uniesienie si? nie zawa?y o tym, jakie macie o niej zdanie. By?oby jej przykro, zw?aszcza ?e ma Was za przyjació?. Tacy jej si? nale?eli po tym, co wycierpia?a - westchn?? ci??ko. - Skrywam przed ni? cz??? jej bolesnych wspomnie?, aby nie cierpia?a psychicznego bólu ju? nigdy wi?cej i by mog?a by? szcz??liwszym kucykiem ni? ja by?em za mojego ?ycia. W sumie traktuj? j? troszk? jak w?asne dziecko. Mo?e nawet bardzo troszk?, ale to nic takiego. Szkoda, ?e mi nie dane by?o mie? w?asnych.
Zmarkotnia?. Tak, to by? idealny moment na zapalenie fajki, ale niestety nie mia? takowej. Przypominaj?c sobie, ?e Gallant pali, delikatnie w po?ach jego ubra? stara? si? wyszuka? cho? jednego papierosa. Znalaz? go, i mimo ?e by? w nie najlepszym stanie, wzi?? go do ust i zapali? magicznym p?omieniem. Zaci?gn?? si? solidnie i wypu?ci? kilka kó?ek.
-Mam nadziej?, ?e nie masz mi tego za z?e. Jak Facade wróci, powiedz jej, by Ci sprawi?a now? fifk? i dobre fajki, bo zdaje si?, ?e na rynku si? ich pozby?e?.