Dom Feathera i Spearmint

[Feather]

- Dokładnie, Spearmint...
Feather zauważył, o co chodzi jego ukochanej, więc na potwierdzenie jej słów, sprzedał jej słodkiego buziaczka za uszkiem. Następnie skrzywił się, słysząc słowa Morning Star.
- Wiesz, jak nie chcesz, to nie przychodź... - spojrzał krzywo - Wiesz, aktualnie to my rozwijamy zalążek małżeństwa. A chyba po coś się łączy na całe życie z ukochaną osobą - uśmiechnął się do Spearmint - Tak, zniknęli, Morning. Nawet siostra mnie, że tak powiem, olała, a i ostatnio nie widziałem jej w mieście. Poza tym, to nie tylko jej... Tolimiry też. I innych moich znajomych... ech...
Łaskotek usiadł na kanapie i upił łyka z filiżanki.

[Spearmint]

Głupi pomysł... W sumie jak by się zastanowić to nie było to chyba najmądrzejsze posunięcie, ale Spearmint po prostu poszła na żywioł, a Feather tak tego chciał. Przytuliła się nieco do niego, gdy ją pocałował. Wolałaby chyba, by Morning sobie na razie poszła, akurat czuła, że Łaskotek znowu mógłby się nią zająć.
- Ja też nie mam znajomych do zaproszenia. - powiedziała smutnym tonem.

[Morning Star]

- Tak, czy siak dzięki za pomoc w szukaniu tej Tali, Feather
Beżowo-włosa jednorożka powoli dopiła swoją kawę
- Cóż...To ja już chyba nie będę wam zatruwała waszego cennego czasu... Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia...Chyba tak to się mówi...
Klaczka wstała i na odchodne się pożegnała
- Dowidzenia!
Po czym wyszła zastanawiając się co teraz zrobić...
[Z/T]

[Feather]

Tak szybko się zbiera? Dziwne... chyba jednak nie przyszła tu dlatego, że chciała mnie po prostu odwiedzić. Smutne. - pomyślał sobie pegaz o jego koleżance.
- No, w porządku, narazie...
Feather dopił kawę i wstał odprowadzić jednorożec do drzwi. Gdy już to zrobił, powrócił do salonu, usiadł w fotelu, a może raczej - rozwalił się w nim.
- Nawet nie spytała, kiedy konkretnie mamy ten ślub - rzekł ze złośliwym uśmieszkiem - ciekawe, czy wróci się spytać, ech... ale w sumie lepiej mieć na weselu parę kucyków, którzy przyjdą, bo po prostu darzą cię sympatią, niż takich, którzy tu przychodzą, bo coś chcą.

[Spearmint]

No, wreszcie poszła. Spearmint odprowadziła ją razem z Featherem, po czym stanęła obok fotela, w którym się rozsiadł. Gdy ten mówił, ostrożnie usiadła na nim, kręcąc się nieco by się lepiej usadzić, po czym oparła się o niego, leżąc na nim.
- Nie przejmuj się, kochanie. Klacz w życiu ci starczy jedna, ale porządna, prawda? - Połaskotała go kopytem po szyi i pocałowała lekko.

[Feather]

Gdy wskoczyła na fotel, objął ją kopytkami, ciesząc się jej bliskością.
- Oczywiście, cukiereczku - powiedział, chichocząc lekko.
Nie pozostał dłużny swojej klaczy i zaczął smyrać jej brzuszek skrzydełkami, atakując jednym z nich pępuszek. Kręcił piórkiem powoli wokół niego, świdrował jego wnętrze. W dodatku jego zwinny ozorek pogilgotał wnętrze jej małżowiny, wargi zacisnęły się wokół jej czubka.

[Spearmint]

No, jak dobrze że potwierdził. Przylgnęła do niego mocniej, łaskocząc go nosem po policzku i lekko go po nim liżąc.
- Featheeeeer, kiedy test ciążowy? I kolejny raz? - Zapytała, ruszając się nieco, by się lekko o niego ocierać tułowiem. Obróciła się, by leżeć na nim bokiem, i uśmiechnęła się do niego słodziutko.

[Feather]

Zamruczał, czując jej pieszczący dotyk i ten milutki, mokry ozorek.
- Wiesz, w zasadzie, to możemy iść go kupić, a ty zrobisz go sama, w łazience, według zamieszczonej wewnątrz instrukcji.
Gdy się obróciła, po prostu serce mu się roztopiło. To był taki słodziutki widok, gdy jego klacz patrzyła tymi swoimi migdałowymi, zielonkawymi oczkami... zniżył się do niej i pocałował ją w pyszczek, a następnie zaczął obsypywać pocałunkami jej brzuszek, kończąc pieszczoty dmuchnięciem w okolice pępka. No co?

[Spearmint]

Iść kupić... musieli iść obaj? Nie chciało się jej ruszać.
- A może ty byś po niego szybko zaleciał na swoich kochanych skrzydełkach? Nawet się nie zorientuję, jak cię nie będzie. - Połaskotała go po skrzydłach i pogłaskała po głowie, gdy zajmował się jej brzuszkiem.
- A gdy go wykonam, na pewno byłabym w stanie cię tam jeszcze wpuścić na chwilkę czy dwie. - Zamruczała. Nowa rozrywka, zaprezentowana przez narzeczonego, bardzo jej przypadła do gustu, zwłaszcza że tylko pierwszy raz bolał.

[Feather]

Feather zachichotał, po czym kiwnął głową.
- Oczywiście, księżniczko - pocałował ją w brzuszek - To ja lecę.
Poczekał, aż klacz zejdzie, po czym wyleciał z domu, zabierając sakiewkę z pieniędzmi i skierował się do najbliższej apteki. Wrócił po dziesięciu minutach, nieco zdyszany, trzymiąc w pyszczku pudełeczko z testem ciążowym. Położył je na stole w salonie.
- Proszę.

[Spearmint]

Miała rację, wrócił błyskawicznie. Z uśmiechem cmoknęła go w policzek i zniknęła na chwilę w łazience. Wróciła po chwili bez testu, który zostawiła na szafce, po uprzednim obmyciu wodą.
- Co znaczą dwie linie ciągłe?- Zapytała z zainteresowaniem, przekręcając główkę. Zapomniała przeczytać instrukcję, pudełko wywaliła do śmieci, a nie chciało się jej w nich grzebać.

[Feather]

Feather zastanowił się chwilę, podrapał po głowie, po czym zdębiał.
- Spearmint. Jesteś w ciąży - zaczął się uśmiechać - w ciąży... - teraz miał już naprawdę ogromnego rogala - W CIĄŻY! SPEARMINT, MAMY DZIECKO! - podleciał natychmiast i przytulił ją mocno, prawie przewracając. Następnie ucałował jej łono - dziękuję...
Następnie usiadł na kanapie, kręcąc głową, ciągle się ciesząc.
- Znowu jestem ojcem... nareszcie będę mógł wychować dziecko... - spojrzał na kryształkę - To... um... idziemy to... świętować... czy może wolisz porozmawiać o tym teraz, czy coś... ?

[Spearmint]

Jak miło, że Feather się ucieszył. Tak bardzo, że to było nawet nieco straszne. I do tego dziecko... Oddała, zaskoczona, przytulenie, ale już po chwili siadł na kanapie i wreszcie się nieco uspokoił. Przysiadła obok niego, opierając główkę o jego bok.
- A co byś wolał? - Zapytała słodkim tonem. Strasznie długo musiał czekać na tego źrebaka, skoro się tak cieszył. Sama czuła się na razie z tym... dość dziwnie.

[Feather]

- W sumie, to nie wiem... - oparł o nią głowę - Ale skoro mam dwójkę ogierów, to może na odmanę będzie to klaczka?
Feather objął skrzydłem klacz, głaszcząc jej grzbiet.
- Kurczę, cieszę się strasznie. Z tego wszystkiego. Z ciebie - pocałował ją w policzek - ze ślubu, ze źrebaka... czuję, że naprawdę moje życie nabiera blasku - uśmiechnął się szeroko - Ach! Właśnie! Trzeba zaprosić rodzinę! I kupić różne rzeczy! Uch... czeka nas trochę załatwiania. Masz jakiś pomysł na samo wesele, mój klejnociku? - spytał czułym tonem, tuląc ukochaną.

[Spearmint]

-Na pewno będzie klaczka. Pegazica. Cos tak czuję. - Powiedziała z przekonaniem Spearmint. Lubiła, jak ją głaskał po grzbiecie skrzydłami, były takie cieplne i łaskotliwe.
- Na samo wesele? Hmmm... Nie. Zatrudnijmy kogoś, kto się na weselach zna. Nie byłam na wielu weselach, sam rozumiesz. - Powiedziała, ocierając się policzkiem o jego policzek.