-Niee... zły sen- zaprzeczyła Sweet ledwo z siebie wyduszajac słowa. Wzięła kubek z resztką wczorajaszej herbaty i napila sie. Wzdrygnela się mocno przy przelykaniu, ale przynajmniej suchosc ustąpiła. Czuła się beznadziejnie, chociaż obecność Feathera uspakajala ją. Nie wiedziala czemu... bliskość Feathera działała na nią jak matczyny głos mówiący "Już dobrze...". Popatrzyla swymi podkrazonymi oczami na pegaza i zaczerwienila się
-Obudzilam cię? przepraszam...- powiedziała zawstydzona. Znów bała się gniewu Fearhera, nie wyrzuci jej... aż taki nie jest... ale może się zezloscic, może na nią nakrzyczeć. Bardka wolała zachować pozytywne relacje, czula jakąś wiez z Featherem, mimo ze znała go ledwie dzień, to już czuła jakby znała go od zawsze. Czuła jakby miała starszego, opiekuńczego brata