Pony Utopia

Willow popatrzy?a po kolei na ich obu, ale nie odsun??a si?.

- Nie podoba mi si? traktowanie mnie jak rzecz - powiedzia?a marszcz?c brwi. Nie przysun??a si? jednak, ani nie odsun??a. Wpatrywa?a si? w usta Kojiro, które znajdowa?y si? niebezpiecznie blisko jej. Westchn??a cicho.

- Niech si? dzieje, co chce... - mrukn??a do siebie.

Kojiro spojrza? si? na Willow. Lekko si? za?mia?, przymykaj?c oczy.
- Oj, kochana. Nie jeste? ?adn? rzecz?. Nie przejmuj si?. - powiedzia? do niej.
Chwil? pó?niej odwróci? si? w stron? Diamond'a. Przymkn?? ponownie oczy, opu?ci? nieco g?ow? i pokr?ci? ni? na boki.
- Eh, mój ma?y przyjacielu. To jest jedna z naprawd? wielu rzeczy, które mog? teraz zrobi?. - powiedzia? do niego i skierowa? na chwil? swoj? g?ow? w stron? torby. Zaraz wróci? i kontynuowa?.
- Doprawdy. Zadziwia mnie to, jak traktujesz Willow. Jak mo?esz mie? pretensj? do niej, ?e TO zrobi?a, skoro pozwalasz innym traktowa? j? jak chc?? W takim wypadku mog? zrobi? cokolwiek, a Ty i tak nie b?dziesz móg? nic poradzi?, skoro si? zgodzi?e?.
Kojiro ponownie spojrza? si? na Willow. Zarzuci? grzyw? na bok, ods?aniaj?c ponownie twarz. Przybli?y? si? jeszcze troch? powoli otwieraj?c usta.
- Wygl?da na to, ?e niewiele dla niego znaczysz, skoro nie przejmuje si? tym, co inni z Tob? robi?. - szepn?? jej do ucha ledwo s?yszalnie nawet dla niej. Powoli odsun?? swoj? twarz od niej i przysun?? do siebie torb?, na któr? pow?drowa?o jego kopyto.

Dust przesta? si? u?miecha?. Zamiast tego w zamy?leniu przygryz? warg?. Jego pseudo-plan zadzia?a?, ale tylko w niewielkim stopniu. Kojiro nie poca?owa? Willow, ale zamiast tego zdoby? nowe argumenty w tej dyskusji.
-Musz? Ci przyzna? racj?. Willow nie jest rzecz?. Pewnie racj? jest i to, ?e mo?esz zrobi? teraz wiele rzeczy. Jednak co do reszty ju? tak nie jest. Nie pozwalam innym traktowa? j?, jak chc?. Zrobi?em to tylko teraz. Po drugie za?, czemu my?lisz, ?e zgodzi?em si? na wszystko, co? Chyba ?le mnie zrozumia?e?.
Przesta? przygryza? warg?, a na jego ustach ponownie zago?ci? cie? u?miechu. Spojrza? w stron? Willow, przytkn?? prawe kopyto do serca i pochyli? lekko g?ow?, zaraz j? podnosz?c. Powiedzia? zaraz z pe?n? powag?:
-Przepraszam jednak?e, je?li Ci? urazi?em i poczu?a? si? tak, jakbym traktowa? Ci? jako rzecz.

Willow odepchn??a od siebie ich obu. Zamacha?a skrzyd?ami i po chwili zawis?a w powietrzu tu? nad nimi.

- Mam tego do??. Wszyscy zachowujemy si? w tym momencie jak sko?czeni kretyni. Je?li macie zamiar jeszcze dyskutowa? to si? pospieszcie, bo... - urwa?a na chwil? i pacn??a si? kopytkiem w twarz - Tamten pomara?czowy rozwali? mi dach. Pada deszcz. - wyl?dowa?a na pod?odze obok porzuconej p?achty, prawie ju? suchej - Co? jeszcze? Wydaje mi si?, ?e powinnam si? pospieszy?, je?li nie chc? mie? w domu basenu - doda?a odwracaj?c si? do nich.

Nie chcia?o jej si? ju? s?ucha? tej md?ej rozmowy. Naprawd? wola?aby ju? naprawia? dach, ni? siedzie? tu jeszcze i wys?uchiwa? ich dyskusji, by? ci?gle obca?owywana, przepychana od jednego do drugiego. To by?o dla niej zdecydowanie zbyt wiele. Przysiad?a na pod?odze i opar?a si? o krzes?o, w razie gdyby oni jeszcze mieli co? do powiedzenia.

Kojiro spojrza? na zdenerwowan? Willow. Pokr?ci? g?ow? na boki i westchn??. Si?gn?? do torby i wyci?gn?? z niej szeroki czerwony kapelusz, który nast?pnie za?o?y? na g?ow?. Pó?niej przeszukuj?c torb? wypad?y mu z niej czerwone tubki, chyba 7, owini?te czarn? ta?m?, u?o?one w kszta?t walca. Z ka?dej wystawa?a nitka, która kawa?ek pó?niej si? zwija?a z innymi. W ostatniej chwili zd??y? powstrzyma? je od upadku na pod?og?. Odetchn?? z ulg? i schowa? je z powrotem do torby. Nast?pnie wyj?? bia?? paczk?, z której wyci?gn?? tubk? i wsadzi? j? w usta, potem zapalaj?c j?.
- Rób co chcesz, Willow. - powiedzia?, po czym usiad? i opu?ci? g?ow?. Spod kapelusza co chwila wylatywa?a nowa porcja dymu, który rozchodzi? si? pó?niej w powietrzu.

Dust cofn?? si? z powrotem pod drzwi biblioteki. U?miechn?? si? szczerze i zwróci? si? do Willow:
-Chyba masz racj?. Ch?tnie pomog? Ci w naprawie dachu. To jak, idziemy czy jeszcze zostajemy?
Podniós? szybko p?acht? i trzymaj?c j? w kopytku, otworzy? drzwi do biblioteki. Wyci?gn?? kopyto, ?eby Willow, kiedy b?dzie wychodzi?a, mog?a od razu j? na siebie narzuci?.

Willow zawaha?a si? moment, ale skierowa?a w stron? drzwi. Przynajmniej przerwa?a t? idiotyczn? rozmow?. Wyjrza?a na zewn?trz.

- To chyba nie b?dzie ju? potrzebne - powiedzia?a do Diamonda. Na dworze ju? ledwo kropi?o, wi?c nie uwa?a?a za konieczne przygniatanie si? p?acht?.
Zatrzepota?a skrzyd?ami i ju? mia?a wybiec z budynku, kiedy zatrzyma?a si? wpó? kroku i odwróci?a do Kojiro.

- Hmm... a ty chcia?by? do??czy? Koji? - zapyta?a z u?miechem

Kojiro uniós? lekko g?ow? i gdy tylko zacz?? widzie? twarze znajomych spod kapelusza, zatrzyma? ruch g?ow?. Trwa? chwil? w ciszy i wypu?ci? kilka k??bów dymu. W my?lach przebieg?y mu teksty na temat zachowania Diamonda, ale wola? je przemilcze?.
- A chcesz? - odpowiedzia? na pytanie Willow.
Zaci?gn?? si? mocniej i wypu?ci? wi?ksz? kul? dymu z ust. Tubka si? ju? sko?czy?a, wykorzysta? wi?c fakt, ?e okno jest otwarte i wyrzuci? j? przez nie.

Diamond'owi lekko zrzed?a mina, kiedy us?ysza? propozycj? Willow. Spojrza? si? na chwil? na p?acht? w jego kopytku, po czym u?o?y? j? na samej górze ko?czanu. Uzna?, ze kiedy Kojiro b?dzie chcia? j? z powrotem, po prostu j? zabierze. Przeszed? bli?ej wyj?cia, trzymaj?c drzwi tylko tylnym kopytem. Spojrza? si? na Willow i na Kojiro i czeka? na odpowied?.
-No, nie?le. Czyli jeste?my na niego skazani na jeszcze d?u?ej.
-Wiem. Niech to szlag.

Willow popatrzy?a na Diamonda i roze?mia?a si?.

- Co taki smutny? Ju? chcia?e? nadrabia?? - zapyta?a nie przestaj?c si? ?mia?. Odwróci?a si? do drzwi.

- Pewnie przyda si? para kopyt do pomocy - powiedzia?a ogl?daj?c si? lekko na Kojiro. Zatrzepota?a lekko skrzyd?ami i podskakuj?c z ulg? opu?ci?a bibliotek?.

[zt]

- Skoro nalegasz... - Powiedzia? do Willow.
Podniós? si? leniwie, ale nie zdj?? kapelusza. Ruszy? powoli w stron? wyj?cia. Przechodz?c przez nie, spojrza? na Diamonda.
- Nie denerwuj si?. - rzek? z szerokim u?miechem na twarzy, po czym wyci?gn?? kopyto i go poczochra? po g?owie.
Gdy min?? ju? próg poszuka? wzrokiem klaczy. Po chwili j? znalaz? i ruszy? za ni?.

<zt>

Dust u?miechn?? si? szelmowsko do Willow, ale efekt zdecydowanie popsu?a grzywa uprzednio potargana przez Kojiro.
-By? mo?e chcia?em, by? mo?e nie...
Przyg?adzi? swoj? fryzur? i wyszed? razem z reszt?, powoli zamykaj?c drzwi do biblioteki i ?miej?c si? w duchu.

[zt]

Zszed? powoli po schodach, jak zawsze nigdzie mu si? nie ?pieszy?o. Od razu uderzy? go zapach czego? co przypomina?o papierosy.
- Co za debil tu pali?? - pomy?la? i skierowa? si? do rega?u z którego wczoraj wzi?? ksi??k?. Porozgl?da? si? jeszcze przez chwil? za jak?? lektura do poduszki, ale ostatecznie wyszed? z biblioteki bez niczego do czytania. Deszcz ju? prawie usta? i by?o troch? cieplej ni? wczoraj, Heneor zadowolony z tego faktu wolnym krokiem ruszy? przed siebie.


[zt]

- Spikeeee! - zawo?a?a Twilight - Pilnie wychodz?. Musz? i?? odwiedzi? Fluttershy. Zajmij si? wszystkim, kiedy mnie nie b?dzie.
Twilight wzi??a ze sob? jedn? ksi??k? o magii, a nast?pnie wyruszy?a w drog?.

Gallant Wkroczy? chwiejnym krokiem do biblioteki. Co? czu?, ?e móg? tu napsoci? po pijaku. Tali nie by?o w mieszkaniu wiec postanowi? chocia? po sobie posprz?ta?.

No i co? mu tu nie pasowa?o. Rozejrza? si? po okolicy. uk?ad ksi??ek wydawa? si? normalny ale w?ród liter na grzbietach dostrzega? dziwne wzory których wci?? nie kapowa?.

- O co tu chodzi?

Wtem dojrza? wyryte na ?cianie czym? ostrym, ko?lawe s?owa: Czytaj tylko pierwsze litery. BG

No pi?knie. Nie do?? ze narozrabia? po pijaku z kurami, to jeszcze zebra?o mu si? na wandalizm i zagadki.

Przeczyta? par? rozszyfrowanych s?ów z liter na grzbietach ksi??ek. Prawie spali? Raka, ale ostatecznie uzna?, ?e to dobry kawa?. Ostro?nie by nie zbudzi? smoka zniszczy? swoje inicja?y na ?cianie biblioteki i za?mia? si? w duchu na napisy typu: "Molestia-Celestia-Trolestia", oraz "Twilight ma seksowny ty?ek". Na pewno by?o ich o wiele wiecej ale nie mia? ochoty dalej czyta?. Tego psikusa postanowi? nie naprawia?.

Za to poczu? si? wyj?tkowo senny i u?o?y? sie na jednym ze sto?ów i opatulaj?c si? swoim szalikiem usn?? w najlepsze. Jego pijackie przygody mog? go dogoni? rano, jak si? obudzi i nie bedzie ju? skacowany.




Po g??bszym odespaniu, Gallant ruszy? ?mia?o do pubu. Trza bylo klina wbi?.

[/ZT]