Strona 1 z 1

Musica Felicitas

PostNapisane: 18 kwi 2012, o 16:01
przez Tolimira
Malutki sklepik w centrum miasta. Rozbita szyba wystawowa, zniszczony szyld i odrapana farba sugeruje z?? kondycj? finansow? przybytku. Jest to jednak mylne wra?enie. Ka?dy my?l?cy kucyk wie, i? nawet taka rudera musi p?aci? podatki równe podatkom op?acanym przez s?siedztwo. Skoro sklep by? umiejscowiony mi?dzy bankiem, a jubilerem musia? na siebie zarabia?. Jego z?y wygl?d bra? si? natomiast st?d, ?e klientela obs?ugiwana przez starego i siwego kucyka ziemnego ze skrzy?owanymi nutkami jako s?odkim znaczkiem, by?a sta?a, niezmienna od lat i... bardzo bogata. To ostatnie by?o w stu procentach pewne poniewa? ceny w Musica Felicitas by?y równe jako?ci produktów.

***

Morski ogier wszed? do sklepu uruchamiaj?c archaiczny dzwonek na d?wi?k którego zjawi? si? sprzedawca b?d?cy kucem w podesz?ym wieku o ciep?ym acz badawczym spojrzeniu.
- Jak si? panicz nazywa. - Powiedzia? ów kuc grubym g?osem, w ?adnym wypadku nie pasuj?cym do aparycji starca.
- S?ucham? Ja chcia.....
- Prosz? o Pa?skie nazwisko, nalegam. - g?os starca stawa? si? nieprzyjemny. By?o wida? i? w?tki w zdolno?? kredytow? Tolimira.
- To zabawna historia. Widzi Pan....
- Tam jest wyj?cie. Bardzo pana przepraszam ale...
- Cicho! Jestem tu aby kupi? par? rzeczy i zapewniam Ci? dobry kucyku ?e mnie na nie sta?. Gdyby nie to, ?e jeste?cie najlepsi, a mój ojciec tak bardzo ceni? pianino wykonane przez was ju? by mnie tu nie by?o to jak b?dzie? - Tolimir patrzy? z gniewem i jak?? dziwn? wy?szo?ci? na sprzedawc? przez co ten nieznacznie si? skuli?. Zaraz potem jednak si? u?miechn?? i odpowiedzia? przymilnie.
- Skoro tak Pan twierdzi...no dobrze ale prosz? poda? swoje miano. Takie mamy zasady.
- Heh, jestem Tolimira Faston... Uprzedzam pytanie. Nie, to nie jest mój normalny wygl?d. Jaka? dziwna si?a zamieni?a mnie w... to co? ale to ja i mog? to udowodni?.
-Nie trzeba wierz?...co za czasy, aby kucyki zmienia?y p?e? bez powodu...par? dni temu gdy wróci?em z urlopu prawie prze?y?em zawa? gdy zobaczy?em moj? ?on? jeszcze bardziej m?sk? ni? zazwyczaj. Mia?a nawet w?sy i brod?! Co za czasy...no ale niewa?ne. Z czym Pan...Pani do nas przychodzi?
Tolimir zdusi? ?miech na wie?? o k?opotach ma??e?skich sprzedawcy jednak problemy starca odno?nie formy grzeczno?ciowej spowodowa?y ju? niekontrolowany napad weso?o?ci u morskiego ogiera. Gdy Tolimir ju? si? opanowa? powiedzia? grzecznie patrz?c w pe?ne wyrzutu oczy projektanta instrumentów.
- Przepraszam Pana, wyobrazi?em sobie t? sytuacj?, a co do mojej p?ci… prosz? mówi? jak Panu wygodniej. Ju? si? przyzwyczai?em do zmiany jak Pan widzi.
- Nic si? nie sta?o prosz? Pana. No wi?c czego Pan potrzebuje?
- Zestawu samograjów tworz?cych razem orkiestr? z jak?? romantyczn? i weso?? muzyk? oraz zwyk?e pianino z elementami z ko?ci s?oniowej, kamieni szlachetnymi i z?otymi wstawkami. Macie mo?e to na stanie?
- Je?li to mia? by? ?art to musz? Pana zasmuci? ale mamy to wszystko w magazynie. Mo?emy dostarczy? do godziny.
- Wspaniale! Prosz? tu ma pan adres, a tu zaliczk? – Tolimir wypisa? czek na pi?kn? sum? za któr? mo?na by naby? du?? cz??? Canterlotu wraz z kucykami po czym u?miechn?? si?, odwróci? i wyszed?. Gdy wychodzi? sprzedawca spojrza? na czek i chyba wchodzi? w stan przedzawa?owy. Jego twarz przybra?a czerwon? barw?, kopyta zacz??y si? trz???, a okulary które nosi? spad?y mu z nosa.
- Prosz? Pana! Przecie? to za du?o…my nie mo?emy…
- To dorzu?cie co? ekstra! – Krzykn?? Tolimir zza drzwi.

[zt]