Pony Utopia

-Niestety Winter, nie mog? si? do Ciebie wprowadzi?...-Azure trwa? twardo w swym postanowieniu. Wola? zy? na ulicy, ni? z?ama? t? obietnice. Poza tym czy?by Winter czyta?a mu w my?lach?! Mo?e zatem przestanie my?le?? Heh chyba niewiele mu brakowa?o.
-Poza tym chyba b?d? musia? nied?ugo i??...- Powiedzia? z niedos?yszalnym prawie smutkiem w g?osie...

- A, to szkoda... - stwierdzi?a Winter. Polubi?a Azura mimo, ?e pozna?a go niewiele ponad 12h temu - Ale zosta? jeszcze 10 minut, co?
Szturchn??a lekko Lucky.
- Chcia?abym mie? taki twardy sen - powiedzia?a - No có?, nie tym mnie natura obdarzy?a...

-Dobrze, my?l? ?e 10 minut jeszcze mog? zosta?-Azure leciutko si? u?miechn??. Wiedzia?, ?e Winter naprawd? nie ma nic przeciwko aby On si? wprowadzi?... Ale on sam mia?. Nie chcia? tak ?y?, po prostu nie chcia?. Nie chodzi rzecz jasna o to, ?e nie chcia? mieszka? u Winter, tylko gdyby u niej zamieszka? (jak tasiemiec w brzuchu :D) to ca?y czas dr?czy?oby go sumienie. ?y? na koszt Klaczy to najpodlejsza rzecz jak? w tej chwili móg? by zrobi?.

- Wygl?da smakowicie - Stwierdzi? Uriel, nak?adaj?c porcj?. - Swoj? drog?, nie zamierzamy jej obudzi?? - Wskaza? na Lucky.
Zamruga?, gdy Azure odmówi? propozycji zamieszkania. Nie wygl?da? na kogo?, kto ma jakie? sta?e lokum, tak wi?c dlaczego odmówi?? Tego Uriel zrozumie? nie potrafi?. By? mo?e jednoróg kierowa? si? jakim? kodem honoru, który nakazywa? mu ?y? za w?asne pieni?dze? Ale nawet je?eli, nie mieszka?by tu chyba na sta?e.
Pegaz pokr?ci? g?ow?, jakby w dezaprobacie. Nie móg? co prawda wp?yn?? na opini? drugiego kuca w lustrzankach, ale i tak nie uznawa? jej za najlepsz? decyzj? pod s?o?cem.
- Hmm... Win-znaczy, szanowna Pani - Poprawi? si?. Je?eli by?a jaka? pozytywna rzecz, któr? wyniós? z pierwszego sieroci?ca, to by?y to dobre maniery. - Czy wie Pani mo?e, gdzie móg?bym znale?? jeszcze jakie? zatrudnienie? Pomy?la?em, ?e w ten sposób szybciej zarobi? na w?asne lokum i przestan? na Pani paso?ytowa?... - U?miechn?? si? z trudem.

Wszystcy wykazywali dezaprobat?, na fakt, i? Azure tu nie zamieszka, przynajmniej jemu tak si? wydawa?o. Na ostatnie pytanie Uriela jednoróg wyt??y? s?uch, praca tego mu by?o potrzeba! Musi jako? zarobi? na dom, jedzenie i ...hmm mo?e co? jeszcze. I tutaj wyobra?nia Dawn'a pogna?a znowu w nieznanym kierunku...

Lucky obudzi?a si?, ziewn??a i podrapa?a si? po plecach. Rozejrzawszy si? dooko?a zauwa?y?a Urela, Azurea i Winter. Przetar?a oczy i zaspanym g?osem wita?a ka?dego.
-Dzie? dobry Uriel. Dzie? dobry Azure. Dzie? dobry Winter. -nagle wlepi?a wzrok w Winter.
-Winter! -obj??a przyjació?k?. -Znalaz?a? si? tak si? ciesz? . Szuka?am ciebie wsz?dzie, ju? my?la?am ?e cie na zawsz? straci?am. -Pu?ci?a j? i popatrza?a na dwoje go?ci. Obj??a obu.
-Dzi?kuj? ?e j? znale?li?cie.

- Lucky... Ja nigdzie nie by?am. Ca?? noc przespa?am w swoim ?ó?ku - o?wiadczy?a Winter - Kochana... - u?cisn??a klaczk? - Uriel, mów mi po prostu "Winter". Móg?by? spróbowa? u jubilera. Powinni ci? przyj??.
W tym momencie otworzy?y si? drzwi i stan??a w nich klientka. Tradycyjnie: strzy?enie.
- Lucky, mog?aby? pozamiata?? - spyta?a Winter wskazuj?c na w?osy rozsypane po pod?odze. Sama z?apa?a za miot?? i zacz??a sprz?ta?.

-Och witaj Lucky, widz?, ?e jednak ?yjesz!-Powiedzia? Azure nieszczerze si? u?miechaj?c. Nie dlatego nieszczerze, ?e jej nie lubia?, Azure lubi? t? lekko zwariowan? klacz, ale by?o mu jako? tak ci??ko... sam nie wiedzia? czemu... to wszystko toczy?o si? zbyt szybko. Nie pytaj?c o nic odróchowo zacz?? zamiata? w?osy... w?asnym ogonem.

- Wedle ?yczenia, Pa-Winter - Poprawi? si?, chocia? by?o wida?, ?e adresowanie kogo? dopiero co poznanego po imieniu sprawia mu k?opot. - Jubiler? A gdzie? go znajd?? Oraz... Co w?a?ciwie robi si? u jubilera? - Doda? po chwili.
Widz?c, ?e i Winter, i Azure zabrali si? za zamiatanie w?osów, nie chcia? by? gorszy i te? zabra? si? do roboty: Machn?? skrzyd?ami, przep?dzaj?c spor? kupk? czyich? kud?ów pod miot?? klaczy.
- Nie posiadam niestety na tyle d?ugiego ogona, by móc nim zamiata? cokolwiek - Wyja?ni? po chwili, u?miechaj?c si? leciutko.

Lucky stan??a Azurelowi na drodze. -To ja tutaj pozamiatam. -powiedzia?a jakby rozkaz, i miot?? zacz??a zamiata? tak szybko jak mog?a. Nagle suszarki do w?osów dosta?y spi?cia. -Ju? id?! -szybko Lucky znalaz?a si? przy felernym urz?dzeniu. Pobieg?a wzrokiem za kablem który prowadzi? do ?ciany. Posz?a tam gdzie sta?a skrzynka rozdzielcza, Lucky j? otworzy?a.
-Hym trzy przewody. -Lucky mia?a przed sob? zielony, niebieski i czerwony przewód pr?dowy. -Wiem jak czerwonym poruszam. -Lucky dotkn??a przewód i porazi? j? pr?d. -AAAAA! -Lucky lekko si? zachwia?a. -To mo?e zielony. - poruszy?a zielonym przewodem. -AAAA! -Znów pr?d ja porazi?. -To mo?e jednak by? to czerwony? -znów chwaci?a za przewód i znowu volty przelecia?y przez jej cia?o. -AAAAA!- Lucky jednak si? nie poddawa?a - To spróbuje oba na raz! -pr?d tak kopn?? j? ?e polecia?a o ?cian?. Wróci?a do rozdzielnika. -To jednak ten czerwony. -po tym pora?eniu Lucky zemdla?a.

Azure by? zaskoczony gdy Lucky z du?? stanowczo?cia zakaza?a mu zamiatania. Patrzy? jak chwil? pó?niej klacz podchodzi do skrzynki rozdzielcej. Chcia? krzykn?? "Lucky nie rób tego!", lecz by? za bardzo zdezorientowany by si? odezwa?. Patrzy? jak Lucky pora?ona zostaje pr?dem... nie ruszy? si?, tylko sta? z rozdziawionymi ustami...

- Ale galimatias... - wyszepta?a Winter. Mia?a wra?enie, ?e znajduje si? w centrum ?wiatowej stolicy chaosu - U jubilera pewnie b?dziesz sta? na kasie, Uriel - zacz??a podnosz?c Lucky z ziemi i wlok?c w kierunku fotela - Mo?liwe, ?e b?dziesz musia? zna? podstawowe rodzaje kruszców, ale to raczej nic trudnego. Dzi?ki za pomoc przy tych k?akach - u?miechn??a si? - Teraz ta suszarka...
Klacz zacz??a grzeba? w kablach i ju? po chwili usterka zosta?a naprawiona.
- To si? zdarza który? raz z rz?du - oznajmi?a - Trzeba j? b?dzie wymieni?.

-Mog? w czym? pomóc?-Spyta? Azure nadal lekko zdezorientowany.
Chcia? powiedzie? co? jeszcze, ale jak mu to si? cz?sto ostatnimi czasy zdawa?o nie wiedzia? co...

- Mam nadziej?, ?e to pytanie nie zostanie odebrane jako nieuprzejme, ale... - Uriel zawaha? si?. - Czy ona tak... cz?sto? - By?o wida? jak na kopycie, ?e pegaz przygl?da? si? poczynaniom Lucky z du?? doz? sceptycyzmu.
- Hmm... Rozumiem, nie zaszkodzi spróbowa?. A co do pomocy, nie ma za co dzi?kowa?. Staram si? pomóc tak bardzo, jak si? da - Doda?, szczerz?c z?by w u?miechu.

- Nie, dzi?kuj?... - u?miechn??a si? - My?l?, ?e ju? to wszystko ogarn??am. Chocia?... - wskaza?a na Lucky - Nie wiem, co z ni? robi?. Reanimowa?? Wstyd przyzna?: nie umiem. Oddycha, serce bije. Chyba nic jej nie jest...
Klacz podesz?a do Lucky i potrz?sn??a ni? lekko.