Klacz, która cały ten czas pozostawała cicho, otarła łezkę i odezwała się drżącym tonem.
- Ja rozumiem... Moje prywatne środki nie pokryją nawet jednej ósmej wydaktów związanych z odbudową. Taka darowizna strasznie by się mi i dzieciakom przydała. Ech... Będą miały niezłe zaległości, zanim nie nazbieram pieniędzy na odbudowę... - pociągnęła delikatnie noskiem - mogła by pani zaproponować mi jakieś miejsce, gdzie mogłyby się odbywać zajęcia, dopóki nie odbuduję szkoły? - rzekła, na końcu prawie piszcząc.
Była załamana. Nie ma teraz ani domu, ani swojego "biznesu", z którego miałaby jakieś pieniądze, by się utrzymać...
Postawiła na ziemi lnianą torbę, w której miała resztki swojego dobytku. Nie zostało jej już nic, oprócz tego... Zero ubrań, kosmetyków, niczego. Miała tylko oszczędności...
- Widzi pani - wskazała na torbę - tyle mi zostało z tego pożaru. Oszczędności, pamiątki i dzienniki... Co ja mam teraz zrobić?