przez Kaja Redsky » 21 sty 2012, o 16:21
Coy patrza? jak Tali odlatuje. Mo?na powiedzie?, ?e pozna? kolejnego mieszka?ca Ponyville, jednak nawet nie pami?ta? jak si? ona nazywa. Nawet si? nie przedstawi?a, kolejna osoba, która si? mn? zabawi?a i zostawi?a jak z zepsut? zabawk?. Nikt tu nie traktuje mnie jak prawdziwego kuca, który te? mo?e mie? uczucia! - w z?o?ci pos?a? kilkana?cie ?nie?ek najdalej jak potrafi?. Nie wiedzia? czy do?cign??y tygryfic?, bo znikn??y w ciemno?ciach nocy, tak daleko, ?e nawet pirackie oczy nie mog?y ich si?gn??. Znowu sam, mog?em wróci? na statek, tam przynajmniej mia?em jakie? zastosowanie, tutaj jestem bezu?yteczny. Maj?c wybór, pomi?dzy byciem dzia?aj?c? lodówk?, a zepsut? lodówk?, wybór jest raczej prosty... A mo?e mog?em wtedy zosta? na tej wyspie... mo?e jako? u?o?y?bym tam sobie ?ycie... Ta zebra nawet nie by?a taka z?a... A tak sko?cz? jak wrak kucyka, upijaj?c si? na ?mier?. Mo?e to wale nie jest taka chwalebna ?mier?, jak wszyscy opowiadali? Mo?e s? inne sposoby na umieranie? - Coy wyobra?aj?c siebie gin?cego w walce, lub starego, otoczonego bliskimi, zacz?? lepi? ba?wana. Najpierw ulepi? kulk?, tak jak kiedy? o tym czyta? w jednej ksi??ce. Zrobi? ma?? ?nie?k?, któr? zacz?? turla? po ?niegu ?eby uros?a, takie spokojne zaj?cie pomaga?o si? uspokoi? i zebra? my?li. Z przepicia i w obj?ciach klaczy do towarzystwa, w honorowej walce czy ze staro?ci... które by?oby najlepsze? Ka?de ma swoje zalety... Rozwa?aj?c najlepsze opcje nie zauwa?y?, jak kulka ?niegu go przeros?a. Usiad? z g?o?nym pla?ni?ciem ty?ka o ?nieg i zacz?? si? jej krytycznie przygl?da?. To nie przypomina ?adnego kuca jakiego zna?em, có? w sumie jest bardzo podobne do Billa, naszego kucharza, ale chyba nie o to w tym chodzi... Zacz?? sobie przypomina?, co wie o anatomii kucyków, po czym zabra? si? do lepienia od nowa. Kulka kojarzy?a mu si? kszta?tem z g?ow?. Zacz?? wi?c kszta?towa? co?, co mo?e przypomina? g?ow?. Mia? ju? ogólny kszta?t, przyczepia? do niego w?asnor?cznie ugniecione uszy, kiedy zorientowa? si?, ?e na czym? ta g?owa powinna tkwi?. Postanowi? wi?c rozpocz?? od nóg. Próbowa? uturla? wa?ki ze ?niegu tak jak lepi si? glin?, jednak nijak to nie wychodzi?o, wi?c w jednym miejscu zacz?? lepi? kawa?kami nog?, zaczynaj?c od stopy, k?ad? na ni? kolejn? kulk?. Powsta?e kszta?ty wygl?da?y na kolonie bakterii bardziej ni? na ko?czyn?, wi?c powsta?e luki uzupe?nia? przylepiaj?c ?nieg. W ko?cu powsta?y cztery pi?kne kopytka, które trzeba by?o czym? uzupe?ni?. Ukula? wi?c dwie wi?ksze kule, które nast?pnie zlepi? ze sob?. Podniós? taki tu?ów z pomoc? magii i ostro?nie umie?ci? go na nogach. Pilnuj?c by si? nie przemie?ci?, ostro?nie zacz?? uzupe?nia? braki lekko roztopionym, dla lepszej lepko?ci, ?niegiem. Wtedy podniós? g?ow? i ostro?nie umie?ci? j? na miejscu, w którym powinna by? szyja. Zaraz zrozumia? b??d, wi?c ulepi? górk?, by g?owa sta?a wy?ej, po czym uzupe?ni? szyj? ?niegiem. Znowu przyjrza? si? swojemu dzie?u. Wygl?da? jak kucyk, ale manekin jakiego u?ywa si? do szycia strojów, brakowa?o mu osobowo?ci. Postanowi?, ?e zrobi z niego jednoro?ca, wi?c zaraz ulepi? róg, ?adny, prosty, ale ?licznie ??obiony. Doda? nos, który nada? kulce wreszcie kszta?tu g?owy. Chcia? zrobi? oczy, ale wiedzia?, ?e o czym? zapomnia?. Obszed? dooko?a i zrozumia?. No tak! Grzywa i ogon! Zaraz zacz?? lepi? ró?ne ogony, od d?ugich do krótkich, od kr?conych, poprzez faliste, a? do ca?kiem prostych. ?aden mu si? nie podoba?, a? w ko?cu zdecydowa? si? na prosty, krótko ?ci?ty ogon. Doda? pasuj?c? grzyw? i zabra? si? za robienie oczu, poprawi? uszy, bo wyda?y si? za du?e, doda? dziurki nozdrzy. Wróci? do oczu i stwierdzi?, ?e zupe?nie nie pasuj?, przypomnia? sobie, ?e ba?wan powinien mie? oczy z guzików. Nie mia? przy sobie guzików, wi?c, jak zwykle nie wiadomo sk?d, wyci?gn?? skrzynk?, któr? zacz?? gor?czkowo przeszukiwa?. Wszystkie monety, cho? by?y najró?niejszych kszta?tów, wydawa?y si? zbyt ma?e. W ko?cu, kiedy dokopa? si? do samego dna, krzykn?? – Aha! – i wyci?gn?? dwie wielkie monety ze szczerego z?ota. By?y na nich jakie? dziwne inskrypcje i znaki. Nie wygl?da?y na wspó?czesne – by?y cz??ci? jednego ze staro?ytnych skarbów, które za?oga Coya niegdy? odkry?a. Pirat z dum? przy?o?y? je na odpowiednie miejsca. I spojrza? na swoje dzie?o. Znowu co? mu si? nie zgadza?o. Siedzia? w zadumie chwil?, nie rozumiej?c problemu. Ogon by?, grzywa by?a, oczy by?y, nos by?, usta by?y, uszy by?y, nogi by?y… No tak, mi?dzy nogami czego? brakowa?o. Chwil? rozmy?la?, czy uczyni? z ba?wana ogiera czy klacz. W normalne sytuacji przyczepienie wielkiego, dumnie stercz?cego narz?du rozrodczego uzna?by za wspania?y i przezabawny pomys?. Tym razem jednak nie mia? na to ochoty. Z pewnym bólem w sercu zdj?? z g?owy swoj? wspania?? i drogocenn? kokardk?. Nigdy nikomu nie pozwala? jej dotyka?, ale tym razem jako? si? przemóg?, dla dobra sprawy i zrobi? co?, co normalnie uzna?by za ?wi?tokradztwo. Prawdopodobnie by? zbyt trze?wy na to. Profilaktycznie sprawdzi? stan krwi. 8,63%, wydaje si? by? w porz?dku… pomy?la? w zadumie przykrywaj?c zad ba?wana materia?em, który okaza? by? si? z?o?ony, przed zwi?zaniem, dlatego by? wi?kszy ni? si? wydawa?o. Przynajmniej rozwi?za? problem p?ci. Przygl?da? si? w zadumie swojemu dzie?u i podskoczy? kilka razy z nudów. Co by tu porooooobi?… Hmm, porzuca?bym si? ?nie?kami, ale ta tygryfica uciek?a… Kto by si? nadawa?… No tak! Ba?wan! ?a?uj?c troch?, ?e oponent nie mo?e mu odda?, zacz?? lepi? kulki ze ?niegu, kiedy u?o?y? ma?y stosik, wzi?? pocisk pierwszy z góry i wycelowa? w ofiar?:
- Przygotowa? si? do ostrza?u! Za?adowa? dzia?a! Cel! Paaaa… - zamiast rzuci? ?nie?k? przygl?da? si? chwil? ba?wanowi w zadumie z min?? wiejskiego przyg?upa. W ko?cu potrz?sn?? g?ow? i krzykn?? sam do siebie – Gada? mi który jest za to odpowiedzialny! Jak nie przyzna si? dobrowolnie, to zostan? abstynentem! W?ród wielu pod?wiadomo?ci pirata zawrza?o, jednak zaraz wstrzyma?y one oddech, o ile mo?na tak powiedzie? o abstrakcyjnych personifikacjach zbiorów wypartych pragnie? – Rum, to ty!? – zapyta? gniewnie. Prych! Przecie? wiesz, ?e mnie takie co? nie interesuje. Nawet si? uczesa? nie potrafi, a wiesz, ?e prawdziwe klacze, ?e klacze s? gor?ce! – doko?czy? Rum ?piewem. Spirytus!? – Je?eli ci? interesuje moje zdanie, to wiedz, ?e takie g?upie g?upoty mnie nie interesuj?, ani nie interesuje mnie interesowanie si? g?upimi g?upotami! Ekhem… –odezwa? si? cichutki g?os Absyntu Je?li mog? si? wtr?ci?, to… no… tak jakby… no w?a?nie, bo to jest tak, ?e to nie ja… nie my… znaczy ?aden z nas… znaczy chc? powiedzie?… To ty sam to zrobi?e? idioto! nagle przerwa? mu Rum.
…
Coy próbowa? zebra? my?li, jednak za ka?dym razem, kiedy spojrza? na ba?wana, one rozje?d?a?y si? na wszystkie strony, dok?adnie tak jak jego nogi w tym momencie. Jakby nie patrze?, pomijaj?c bia?y kolor i brak ?at… ten ba?wan by? identyczny jak Sal. W ka?dym calu, a przynajmniej tak jak on j? zapami?ta?. Nawet da? swoj? bezcenn? kokardk?, która teraz wygl?da?a dok?adnie jak jej p?aszczyk. Da? niebywa?ej warto?ci z?ote monety na oczy, które teraz b?yszcza?y si? prawie jak te prawdziwe. Pogratulowa? sobie w duchu talentu rze?biarskiego, jednak zaraz zacz?? ?a?owa? tego co zrobi?. Przecie? ja… to niemo?liwe… Czemu mia?bym o niej my?le?? No rozumiem, spodoba?a mi si?, tak jak tysi?ce innych klaczy wcze?niej, czemu akurat ona? By?a przyzwoita i porz?dna i ?adna i uprzejma, próbowa?em j? bajerowa?, ale nie ma szans, da?a mi kosza, woli starego dziada. No dobrze, zdarza si?, nie zawsze mo?na wygra?. Zapomnij ch?opie, bo co? ci odbija. Wydawa?o mu si?, jakby kto? z drugiej strony mózgu mu przytakn?? z politowaniem. Rzuci? si? na plecy i zacz?? macha? wszystkimi czterema kopytami w z?o?ci, wsta? i zobaczy? co powsta?o na ?niegu. O pegaz w sukience! Haha! Z u?miechem rzuci? si? na ?nieg znowu, robi?c kolejny ?lad, i kolejny, i kolejny. W ko?cu zrozumia?, ?e to wcale nie by?o zabawne, samemu nie ma zabawy. Przypomnia? sobie imprezy na statku. To nie alkohol sprawia?, ?e dobrze si? bawi? (bo pi? go i tak ca?y czas), to otaczaj?ce go kuce to sprawia?y. Teraz nie mia? znajomych. Nikt go tu nie lubi?, zreszt? kto by lubi? pirata. Wydawa?o mu si?, ?e stara? si? ok?ama? Sal, ale mo?e przez przypadek powiedzia? prawd?? Mo?e sam siebie ok?amywa?. W ko?cu pirat bez statku jest bezu?yteczny. Od kiedy opu?ci? kompanów, wszyscy piraci w okolicy uwa?ali go pewnie za zdrajc?. Mo?e do??czy? do marynarzy? Tak, wyobra?enie sobie marynarzy przyjmuj?cych z otwartymi ramionami Coya, by?o zbyt trudne, co dopiero zrealizowanie tego. Wreszcie stwierdzi? a mo?e jednak szubienica by?aby dobrym rozwi?zaniem… Spojrza? na wisz?c? pos?pnie na drzewie prowizoryczn? hu?tawk?, zapewne zmontowan? dla ?rebaków przez ojca jednego z nich. Magi? wyp?ywaj?c? z rogu odwi?za? od liny desk?, która wyl?dowa?a na zmarzni?tym ?niegu z cichym chrupni?ciem. Sznur przylecia? do niego i zacz?? sam wi?za? eleganckie p?telki, by w ko?cu zawisn?? na drzewie. Coy troch? przygl?da? si? szubienicy, to odwróci? wzrok w stron? ba?wana. Mo?e jednak warto si? stara?? Nie jestem typem ogiera, który si? szybko poddaje. Zwróci? wzrok na szubienic? i usiad? na ty?ku. Przecie? ona mnie nie znosi, od razu wida? ?e nie mam szans! Znowu spojrza? na Sal-ba?wana, a jego przednie kopyta stwierdzi?y, ?e wygodniej b?dzie po?o?y? si? na ?niegu. Przecie? powiedzia?a, ?e wcale nie nienawidzi mnie, jeszcze jest nadzieja, wyt?umacz? jej, ?e zwi?zek z takim wiekowym ogierem to nie jest dobry pomys?. Znowu spojrza? na szubienic?, jego powieki zacz??y si? przymyka? ze zm?czenia. Nie nienawidzi? Ona tylko by?a grzeczna, najch?tniej wyk?pa?aby mnie, wykarmi?a, wys?a?a na odwyk i znalaz?a mi porz?dn? prac?, po czym z uczuciem spe?nionego obowi?zku posz?a si? z tym dziadem… Coy nie doko?czy? my?li (ca?e szcz??cie dla niego), tylko ca?kiem ju? zasn?? na ?niegu cichutko pochrapuj?c.
.. /\
. (゚ 。`> WS-BS-S-Per-T-Ag-Int-Fel-WP-HP
.. l` \ ;'` 31-31-36-38-34-40-32-32-44-14
. (__.)
Jedyny prawdziwy, oficjalny kot na PonyUtopii!
"Reecia: Eh jestem BD."