Park

[Fire Hell]

klacz uśmiechnęła się. Ptaszysko wywołało u niego reakcje której się spodziewała, a na dodatek przybyło tu samo, bez jej wołania.
-Jest taka speluna...-
Biała wyjęła ze swojego juku butelką dokładnie zabezpieczoną przed słońcem i ją odkręciła co sprawiło wybuch aromatu miodowo-kwiatowego przez który przebijała się jeszcze jakiś podejrzany zapach.
-Tylko nie chce mi się tam iść. Choć to nieuniknione go muszę odwiedzić wynajęty tam pokój.=
Fire pogładziła sępa i oblizała kopytko na którym po tym zabiegu znalazła się krew, po czym łyknęła alkoholu
-chcesz łyka? Tylko ostrzegam wódka przy tym to mleko dla dzieci-
klacz wyciągnęła w stronę ogiera butelkę

[Feather Lock]

Zastrzygł uszami i zmarszczył nos. Pfeh, co za intensywny zapach!
- Nie... podziękuję. - uśmiechnął się nieco krzywo.
Ten zapach naprawdę go podrażnił. W kącikach oczu pojawiły mu się łzy. Obserwował butelkę, aby po chwili przenieść wzrok na kopytko klaczy. I na jej pyszczek.
- ...czy ty jesteś kanibalem...? - stulił uszy, już w ogóle nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.

[Fire Hell]

Fire zaczęła się śmiać
-Do kanibalizmu mi daleko, bo po mięsie dostaje niestrawności ale krew już piłam. W małych ilościach bo wiem że większe mogą spowodować problemu zdrowotne-
Kolejna szczera odpowiedź. Czyżby rozmowa aż tak ją bawiła, że na razie nie trafiła na nic co by trzeba było zatajać.
-A ta próbowałeś kiedyś krwi? osobiście wolę krew klaczy bo jest delikatniejsza w smaku a najlepiej O RH-, to dziwne ale mam na tyle wyczulony smak że wyczuwam antygeny RH i grupowe. Ale teraz traktuję picie krwi jako coś co pozostanie miłym wspomnieniem, choć nie odmówiłabym poczęstunku.-
Klacz puściła oczko do ogiera, Była rozbawiona.
-Nie wydaje mi się bym usatysfakcjonowała cię tą odpowiedzią. Powiedz jak się znalazłeś w Ponyvil?-

[Emily]

Emily wyszła na spacer, miała dość ciągłego przebywania w domu i świeże powietrze dobrze jej zrobiło. Emily ceniła sobie spokój i ciszę mimo tego ze sama była wybuchowa, pierwszym miejscem jakie przyszło jej na myśl to park.. każdy kuc szanujący sobie miejsce bez hałasu tam przychodził. Emily kroczyła przez park powoli, błądziła gdzieś myślami i patrzyła w podłoże po chwili podniosła łeb i ujrzała parę kucyków, usłyszała ich rozmowę i przeraziła się
- Czy.... to kuc-wampir? - zapytała sama siebie w myślach, Emily czytała dużo książek fantastycznych przez co wierzyła w niestworzone rzeczy. Jako iż Emy zawsze była odważna i pchała się tam gdzie nie trzeba krzyknęła:
- Nawet nie próbuj jego zjeść!


//DUŻE ILOŚCI NARAZ POWTÓRZEŃ D://

[Feather Lock]

Wydał z siebie stłumiony jęk. Jeszcze bardziej stulił uszy, o ile to możliwe.
- N-nie... W ogóle sama ze mnie skóra i kości, pewnie też niesmaczny jestem... A i nie chętno mi do takich... drinków... Lubię soczek malinowy... - plątał mu się trochę język. - Ale naprawdę, czemu mi to wszystko mówisz? Znaczy będę milczeć jak grób, ale...
Pociągnął nosem, unikając spojrzenia klaczy. Dawno nie spotkał kogoś takiego, to pewne. Nie wiedział też co o niej myśleć. Z jednej strony ta cała historia, z drugiej... była całkiem miła. Na swój sposób. No i jeszcze go nie zabiła, a to duży plus.
Spojrzał na nią, gdy usłyszał pytanie.
- Na pewno mnie przeraziłaś. Heh... heheh... ekhm... - krzywy uśmiech. - Ah, to bardzo proste. Przyszedłem. Czy raczej przybiegłem... Bo widzisz, to dosyć śmieszna historia, ja...
Urwał nagle, słysząc obcy głos. Odwrócił się w stronę obcej klaczy. I do Fire Hell. I znowu obcej klaczy.
- Jak na razie jestem cały, więc chyba nikt mnie dzisiaj nie zje. - zaśmiał się niezręcznie, nerwowo. - Znaczy... - odwrócił się do Fire Hell. - ...nie zjesz, co nie?

[Nopony]

Ogier od dawna nie miał chwili dla siebie. Gdy zauważył park, poleciał wgłąb niego.
-Przydało by się odetchnąć od tego ciągłego szukania.. W sumie.. Napiłbym się czegoś.. -pomyślał. Przechadzał się w spokoju po parku gdy zauważył grupkę kucy.-Podejść? W sumie nikogo nie znam, nowe znajomości? Może oni coś wiedzą.. -powiedział do siebie i potruchtał w ich stronę.
-Hej wszytskim, jestem Non. Jestem nowy w mieście, znacie jakieś fajne miejsca? I.. Jakieś w których można nocować?-powiedział niepewnie. Miał nadzieję, że nie wpakował się w złe towarzystwo, w końcu musiał znaleźć swoje rodzeństwo.

[Fire Hell]

-nie jadam czegoś czego najpierw nie potraktuje mieczem jeśli jest to coś co żyje. No i od kilku miesięcy jestem niemal wegetarianką--
Szybka szczera odpowiedz, ale klacz która wtrąciła się w rozmowę trochę wyprowadziła Fire z równowagi, przecież tak dobrze się bawiła.
Hell przeniknęła w jednej chwili znajduję się milimetry przed nowoprzybyłą i wpatrując się w jej oczy
-[b]Nie lubię wampirów i nie lubię gdy ktoś mnie do nich przyrównuje. Jak już musisz mnie wyzywać lub przezywać to użyj bardziej oficjalnego "demon pustyni", lecz jeśli należysz do istot które wierzą że kuc może się zmienić to mów mi Fire Hell.[b]-
Poważny ton mógł nie jednemu zmrozić krew w żyłach, a płomiennowłosa ledwo panowała nad sobą. Dobrze że Luna zabroniła jej posiadać miecz bo teraz mogłoby to skończyć się krwawą jatką.
Sęp jakby czuł co może nastąpić, a właściwie to liczył, że nastąpi, wzbił się w powietrze i krążył nad kaczami licząc na świeżą "padlinę"

[Nopony]

-Te-he-he.. Demon Pustyni? To ja może sobie pójdę.. Nie brzmi to miło, ale wyglądasz na doświadczoną.. Nie wiesz może gdzie jest jakiś Pub albo hotel? -powiedział cichym, lecz opanowanym głosem.
-Non.. Co Ty odwalasz?! Ona może Cię zabić, Ty ją o drogę pytasz?.. Cholera.. Przez to ciągłe poszukiwanie rozum straciłeś?!-pomyślał, uśmiechając się delikatnie do płomiennej klaczy, po czym spojrzał na białego ogiera.

[Fire Hell]

Fire w jednej chwili znalazła się obok Nopony i wciągnęła łapach jakby węsząc.
-Ścieżka na lewo wiedzie do pensjonatu. A ta droga tam do baru "utopia". Jak chcesz więcej pić niż odpoczywać to bar, a jak nie to polecam pensjonat. Nie byłam tam jeszcze ale wiem że prowadzi go osoba zawsze uśmiechnięta.-
Robi kilka kroków.
-Ja się zbieram. Tego biznesu mej znajomej nie poprowdzi nikt inny. -
Fire z uśmiechem i na pokaz otoczyła się ognistą obręczą która znikła razem z nią.
Z.t

[Brown]

Brown powolnym krokiem przechodził się parkiem rozmyślając o swoim życiu i o tym co będzie teraz robił jednocześnie ciesząc się że wreszcie znalazł miejsce gdzie będzie mógł się wyciszyć.Po kilku minutach stwierdził że nie będzie tak łaził bez celu i postanowił położyć się pod drzewem i w spokoju wysączyć ostatnią butelkę swego ulubionego trunku czerwonego wina które dostał od przyjaciela zanim przybył do Ponyville.

[Feather Lock]

- Umm...
Można by rzec, że go lekko wmurowało. Nagłe pojawienie się takiej zgrai kopytnych z pewnością nie pomagało na jego nerwy. Tak samo szybkie reakcje ognisto-grzywej klaczy. W milczeniu oczekiwał na rozwój wydarzeń.
A gdy klacz otoczył ogień, aż podskoczył z piskiem. Niemalże zapomniał o jej umiejętnościach. I mógł dostać przez to zawału!
Odetchnął z ulgą i rozejrzał się po otoczeniu. Wodził szybko wzrokiem po obecnych kucykach. Jego pyszczek powoli wykrzywił się w nerwowym uśmiechu. W oku błysnęły przeprosiny.
- To ja... ten tego... bar i w ogóle... Ja jej nie znam! - spanikował, wskazując kopytem na miejsce zniknięcia Fire Hell.
Machnął kopytkami w górę, po czym zerwał się na równe nogi i czmychnął w bok. Jak najdalej od tego zwariowanego miejsca.
Ale przynajmniej ma naprawioną pelerynkę...

[z/t]

[Brown]

Brown obserwując tą niecodzienną sytuację spojrzał na butelkę która była pusta i pomyślał: Trzeba przestać tyle pić bo zaczynam widzieć dziwne rzeczy po czym stwierdził że nie chce mu się nigdzie ruszać i prześpi się przez chwile pod drzewem bo i tak nie było by go z czego okraść.

[Brown]

Po kilku godzinach snu Brown zauważył że robi się ciemno więc zaczął się zbierać zabierając ze sobą swoją wypitą butelkę po winie i wolnym krokiem pomaszerował do swojego obozu na skraju Ponyville.Po chwili marszu stwierdził że jest głodny i powinien coś wrzucić na ząb ale jako że nie miał pieniędzy musiał zadowolić się tym co zostało w obozie.
[z/t]

[Nopony]

-Ta... To ja... No... Okey... Ja też idę...-powiedział zdezorientowany i poszedł w kierunku domniemanego pub'u.
-Co za dziwna okolica... A ten ogier... Hum... Nie... Wątpię... Pozatym, najpierw rodzina, dopiero później związki. Musisz o tym pamiętać Non! -pomyślał, maszerując pośród drzew. Po chwili jednak rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Rozejrzał się i poleciał.

z/t

[Pokemona]

Pokemona wdrapała się na ławkę i potarła skrzydło. Jakiś kucyk ją uszczypnął, a pegazie skrzydła słynęły z delikatności. Podniosła wzrok na gwiazdy. Czasami chciała być jedną z nich. Wolna wśród przyjaciół. Spojrzała na gołębia stojącego na gałęzi. Lub jak ten ptak. W każdej chwili może odlecieć. Poke spojrzała na swoje skrzydełka. Były jeszcze zdecydowanie za małe by ją unieść. Opuściła głowę i wgapiła się w stokrotkę. Po delikatnych, białych płatkach spłynęła łza klaczki.