*Tu powstaje "Chez Lager"*

[Black_Gallant]

- Przysięga kucokratesa jest bardzo ważna, przyznaję, ale jednak, pierwszym i najważniejszym celem ma być dla Pana rodzina. Wychowałem się samotnie w sierocińcu, więc wiem jak to jest bez rodziny.

Black wstał i uścisnął kopyto Sunnyemu

- Poza tym, zapraszam Pana i Flamey jutro na obiad. Wpadnijcie a gdy już będziecie, przygotuję coś smacznego. I mój Vermouthek chyba wyjątkowo polubił Flamey, więc na pewno malec się ucieszy.

[Sunny Sky]

-Proszę mi mówić po imieniu. - Rzucił swobodnym tonem Sunny, wstając do uściśnięcia mu kopyta. - Z chęcią wpadniemy, i na pewno odwdzięczymy się tym samym, ale raczej jeszcze w dwójkę... Chociaż kto wie, kiedy Flamy urodzi. - Uśmiechnął się z rozmarzeniem. Nagle otrząsnął się z niego, zerknął konspiracyjnie w prawo, w lewo i nachylił się do Blacka. - Przy okazji... Jesteście już narzeczonymi, tak? Jak to było, się oświadczyć?

[Black_Gallant]

- W zasadzie... Beer była zrozpaczona, bo wpadliśmy... Bała się, że Vermouthek będzie nieślubny... No cóż... Nieślubny jest nadal, ale ślub i tak będzie. To była kwestia uczynienia Beer "uczciwą klaczą" i nie stanowiła dla mnie problemu. Skoro miałem mieć z nią dziecko i kochałem ją, to byłem gotów spędzić z nią całe życie. Taka prawda. Było łatwo, Sunny.

Uśmiechnął się i poklepał go po plecach.

- Czyli pośpieszyłem się nazywając wtedy Flame twoją narzeczoną, co? Jeżeli uda ci się ją faktycznie usidlić, chyba będziesz pierwszy. Gdy ją poznałem, nie zdawała się być łatwą do usidlenia. To bardzo silna i niezależna osoba.

[Sunny Sky]

Pokiwał głową, słuchając uważnie Blacka. Bała się, że będzie nieślubny... Flame nic takiego nie wykazywała, ale może po prostu to tłumiła w sobie? Warto to przemyśleć.
-Och, to było wzajemne. Najpierw ona usidliła mnie, potem ja ją. Jakoś. - Uśmiechnął się. - To najwspanialsza klacz jaką poznałem w życiu.

[Black_Gallant]

- Już ty się masz postarać, żeby się tobą nie znudziła, młody. Inaczej złożę ci wizytę...

Roześmiał się, jednak gdzieś tam, w tle, w jego głosie kryła się realna groźba. Musiał dbać o Flame. Nie miała nikogo poza nim i Sunnym. Zasługiwała na najlepsze po tym co ją spotkało.

- W każdym razie, zapraszamy jutro, Sunny.

Otworzył drzwi i wypuścił Sunnyego.

[Sunny Sky]

Sunny nie przejął się groźbą w głosie Blacka. Co może mu zrobić kuc ziemny? Zwłaszcza, że nie zamierzał krzywdzić Flamy w żaden sposób. Poprawił torbę lekarską.
-To do zobaczenia, do jutra. Uważaj na syna. -Pożegnał się i poleciał z powrotem do domu. Śpieszyło mu się do pewnej przepięknej jednorożki...

[z/t]

[Bright Beer]

Przez całą rozmowę Blacka z doktorem Beer siedziała spokojnie, tuląc śpiącego synka. Chwilę po tym jak Sunny wyszedł Vermouthek obudził się i zaczął płakać z głodu, więc zaczęła go karmić.
-Blackusiu, i jak? - Zapytała, patrząc z uśmiechem na ssącego z zapałem ssynka. - Wszystko w porządku? Jak słyszałeś, jestem zdrowa.

[Black_Gallant]

- Wasze zdrowie jest dla mnie najważniejsze, kochanie. Tylko to się teraz liczy. A! No i zaprosiłem na jutro Pana Doktora oraz Flamey na obiad... Uwierzysz, że Flame też jest w ciąży? Vermouthek będzie miał towarzystwo.

Ucieszył się widząc jej uśmiech i karmienie swojego synka. Pogłaskał go, wciąż ssącego i ucałował Beer czule.

- Wciąż nie mogę uwierzyć... To nasze dzieciątko... Najpiękniejszy synek tego świata. Jak myślisz, jaki będzie jak podrośnie?

Przytulił ją czule i wciąż obserwował maleństwo, tak słodko jedzące.

[Bright Beer]

-Pewnie będzie mądry, silny i przystojny. - Uśmiechnęła się do męża i korzystając że Black jest blisko, sama go pocałowała, nie przerywając karmienia. Wreszcie maluszek przestał ssać, poklepała go by mu się odbiło. - W ciąży? Z tym doktorem, tak? Równie szybcy jak my. - Położyła się na kanapie z synem na piersi. Patrzyła na nią swoimi wielkimi, zdziwionymi ślepkami. Uniosła główkę i pogłaskała go nosek po główce.

[Black_Gallant]

- Wyglądacie razem tak pięknie...

Black uronił parę łez i patrzył na nich zamglonym wzrokiem. Po chwili zaczął już otwarcie płakać łzami szczęścia.

- Tak... Pięknie... Tak długo na was czekałem... Kocham was... Tak bardzo was kocham... Zrobię dla was wszystko.

Zapłakany i uśmiechnięty zetknął się nosem ze swoim synkiem, który w zaciekawieniu złapał go za ten nos kopytkami.

- Jest taki piękny... Ma to po mamie...

Chlipał Black.

[Bright Beer]

-Skarbie, kompletnie się rozkleiłeś. - Powiedziała z lekką naganą w głosie. Chwyciła jednym kopytkiem chusteczkę i otarła mu twarz. Zachichotała, gdy Vermouth chwycił tatę za nochalek. - Piękne mieszkanie nam załatwiłeś... Mógłbyś może iść do mojego domu po kilka pamiątek? Bardzo cię proszę, klucze są w mojej torbie. Piłka, taki dyplomik, kilka figurek... Zdjęcia...

[Black_Gallant]

Black jakimś dziwnym cudem zgłębił rozkład rzeczy w klaczej torebce i udało mu się odzyskać z nich klucze. Uśmiechnięty i z otartymi łzami pocałował jeszcze swoją pociechę i swoją przyszłą żonę i rozweselił się już kompletnie. Zrobił następną herbatę swojemu kochaniu i ucałował ją jeszcze w czoło przed wyjściem.

- Co tylko chcesz kochanie. Wezmę co trzeba od ciebie i zaraz wrócę. A ty tymczasem poznaj się lepiej z Vermouthkiem. Jest strasznie ciekawskim źrebaczkiem.

[Z/T]

[Vermouth]

Tatuś wyszedł, zabierając swój nos z jego kopytek. Vermouthowi było tego szkoda, tak fajnie się go trzymało, i był taki strasznie duży. Spojrzał na mamę, na której leżał i, w zamyśleniu, niemalże odruchowo, ją też chwycił za nos.
-Da! - Oznajmił poważnym tonem całemu światu i zachichotał, zamykając przy tym ślepka.

[Black_Gallant]

Czy miał wszystko? Miał jej dyplom piwowarstwa, miał jej piłkę, figurki i zdjęcia jej rodziny... Piłka i figurki pewnie były dla maluszka, chociaż mogły mieć dodatkową wartość sentymentalną dla Beer. Wziął też jej dokumenty, licencję piwowarską, słowem wszystko co należy zabrać by się nie zagubiło. Aparaturę do pędzenia alkoholu będzie musiał przenieść kiedy indziej.

- Kochanie, już jestem... Jak się mają świeżo upieczona mama i synek?

Uśmiechnął się dając buzi Beer i głaskając Vermouthka po główce. Widać poza grzywami kochał także noski.

- Wziąłem wszystko o co prosiłaś, i jeszcze twoje dokumenty z domu. Nie chciałbym by się zawieruszyły.

Położył pudełko z jej rzeczami na stoliku, w zasięgu jej kopytka i przyglądał się swojej rodzinie.

[Bright Beer]

Beer zachichotała do synka, gdy ten chwycił ją za nos. Delikatnie dmuchnęła mu w grzywkę, źrebak zaniósł się szaleńczym chichotem.
-Popatrz Blacky, jak nasz maluszek lubi nosy. - Zaśmiała się razem z synkiem. Odwróciła głowę w stronę rzeczy przyniesionych przez Blacka. - Chyba masz wszystko... Dyplomik wydrukował mi ojciec, figurki kupowała mi matka, piłka należała do brata... Brakuję mi ich. - Westchnęła smutno kołysząc lekko małego chwytacza nosów i grzyw. - Chyba powinnam wreszcie odwiedzić ich grób...