Strona 1 z 17

*Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 5 paź 2012, o 09:44
przez Black_Gallant
Black rozmawiał z dziwną klaczą. Nie należała do tutejszych, ale posiadała prawo własności tutejszego piętrowego domu. W zasadzie był to lokal mieszkalno/pracowniczy. Klacz jednorożca nie wydawała się zadowolona z rozmowy z kimś, komu wygolono znaczek, ale chyba chciała dać mu szansę. Blackowi bardzo spodobało się to jak lokal był zrobiony.
Na dole były drzwi okolone z boków dwiema oszklonymi witrynami i duże pomieszczenie, oraz zaplecze techniczne. Idealne do otwarcia baru. Były tu też dwie duże piwniczki, jedną będzie można przekształcić na lożę dla specjalnych klientów a drugą na spiżarkę, a zaplecze na kuchnię.
Obok witryn na zewnątrz, na prostopadłej ścianie była obudowana śliczna klatka schodowa prowadząca na piętro. Całą górę zajmowało mieszkanko. Było tu miejsce na wszystko, łazienkę, sypialnię, gabinet, salon, Mały pokój i nawet pokoik gościnny. Idealny dla małej rodziny z dorastającym dzieciątkiem. Beer będzie zachwycona. Niewiele myśląc podpisał. Spokojnie może płacić czynsz, to mało w porównaniu z tym co ma w Canterlocie i co wciąż dostaje na swoich tantiemach.

Teraz pozostawało wrócić do domu i zabrać potem Beer na obejrzenie lokalu.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 15:49
przez Bright Beer
-Skarbie, jest idealnie! - Zachwyciła się po chwili zwiedzania Beer. Jej brzuch wciąż rosnął i rosnął. Gdy weszli na piętro, był już pokaźnej wielkości. Z radością w oczach oglądała sypialnię, łazienkę i resztę pomieszczeń. Gdy byli w salonie, poczuła jakieś szarpnięcie. Krzyknęła cicho z zdziwienia i bólu. Spojrzała na Blacka, ale juz z strachem w oczach.
-Black... Chyba mam skurcze porodowe. - Powiedziala przerażonym tonem.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 15:54
przez Black_Gallant
- Co? Tak szybko? O rany... Um...

Próbował przypomnieć sobie wszystko z sierocińca. Jedna jego koleżanka rodziła przecież i Rainfall pomagała razem z nim odbierać poród. Szybko znalazł gorące ręczniki i cudem opanował swoją panikę. Ułożył Beer na kanapie w salonie, tak by jej było łatwo rodzić.

- Kochanie... Musisz mnie teraz słuchać... Gdy zacznie się ból i odejdą wody... Musisz przeć... Odbiorę poród i wszystko będzie dobrze. Niestety chyba nie ma czasu by szukać lekarza, ale pamiętam jeszcze jak odebrać dziecko... Gotowa?

Spytał nieco spanikowany, gdy zobaczył, że kanapa jest mokra.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 15:58
przez Bright Beer
-T... Tak szybko. - Potwierdziła, dając mu się ułożyć. Poczuła, że leży na czymś mokrym, czyli już jej odeszły wody płodowe. Zaczęła panikować. Zaczęło ją strasznie boleć. Robiła co kazał - parła. Ledwo widziała na oczy z bólu i przerażenia. Chyciła się kopytami za tapczan. - B... Blacky, strasznie boli. - Jęknęła.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 16:03
przez Black_Gallant
- Wiem kochanie, ale już idzie dobrze... Zaraz przestanie cię boleć... WIDZĘ GŁÓWKĘ! Przyj! Przyj kochanie! Zaraz nie będzie boleć!

Instruował ją podniecony. Sam był przerażony i pewnie pod futrem zbladł do koloru ścian, ale faktycznie się udawało... I... I stało się... Dzieciątko przyszło na świat. Otarł je z resztek łożyska i wód płodowych i dał mu klapsa. Beer mogła usłyszeć płacz życia.

- Beer... Beer... Kochanie... Mamy codownego synka... Pięknego małego źrebaczka...

Mówił cały zapłakany, cały szczęśliwy. Poczekał aż Beer odwróci się do niego na bok i podał jej ich płaczącego synka.

- Kochanie... Musimy mu dać imię... Nasz piękny synek,

Jego marzenie się spełniało. Oddał czule dziecko swojej ukochanej i położył się na podłodze, wyczerpany psychicznie. Udało się. Udało... Odebrał poród własnego dziecka. Był taki szczęśliwy...

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 16:09
przez Bright Beer
Główka... Reszta... Płacz... Synek...Chwyciła go, wyczerpana, ale szczęśliwa. Szkoda tylko, że nabałaganili. Uśmiechnęła się do płaczącego źrebaka. Jej syn... Jej własny syn i jej, na chwilę obecną, narzeczonego...
-Vermouth. - Powiedziała, nazywając ich synka. - Vermouth, Vermouthek nasz kochany... - Nie miała siły wstać, więc tylko leżała, z synkiem w kopytach, uśmiechając się.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 16:15
przez Black_Gallant
Black podpełznął do kanapy i położył głowę obok Beer.
- Posprzątam później... Vermouth... Piękne imię... Pasuje... I na pewno wspomoże rodzinną tradycję. Nasza mała pociecha.
Powiedział i pocałował czule Beer. Był ojcem... Będzie musiał to jakoś uczcić. Trzeba zaprosić Flame, Shinyego... A niech straci, Tali i Silenta też zaprosi... Rodzina to rodzina. Najwyżej mu odmówi Tali...
- Kochany Vermouthek... Najukochańszy syneczek.
Pocałował go w główkę i pogłaskał uspakajająco.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 21:07
przez Black_Gallant
Gdy Black już się uspokoił, odpoczął i posprzątał, a Beer nakarmiła dzieciątko, uśmiechnął się do obojga. Vermouthek słodko spał w kopytkach swojej mamusi. Zrobił duży kubek herbatki dla swojej przyszłej żony i postawił ją w jej zasięgu. Nawet włożył tam słomkę, by jej było łatwiej pić.

- Kochanie, chciałbym się upewnić, że Vermouthek jest zdrowy. Odpoczywaj sobie, uzupełnij płyny, a ja zabiorę go do tego Sunny'ego, by go zbadał. Mam też chyba kandydatkę na jego mamę chrzestną... Raging Flame. Co ty na to?

Gdy otrzymał odpowiedź, wyjął delikatnie dzieciątko z objęć mamy, i tak by go nie budzić, skierował się do wyjścia.

- Wrócimy szybko, tylko się przebadamy, kochanie.

Ucałował ją jeszcze czule przed wyjściem.

[Z/T]

-------------------------------------------
Wybacz że cię pominąłem, chciałem by Sunny i FLamey juz poznali Vermouthka.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 7 paź 2012, o 23:37
przez Black_Gallant
Wrócił szybko z synkiem. O dziwo, lekarza jeszcze nie było, ale może to i lepiej. Rozebrał dzieciątko z kocyka i wytarł go, bo lekko się spocił, i tuląc go czule podał znowu jego mamie.

- Kochanie, już jesteśmy. Vermouthek jest całkowicie zdrowy. Przyjdzie tu jeszcze doktor Sunny by zbadać i ciebie. Jak się czujesz?

Ucałował ją w czółko i usiadł obok kanapy, chłonąc widok klaczy i jej dziecka. To był najpiękniejszy widok tego świata, warty wszystkiego.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 8 paź 2012, o 05:56
przez Sunny Sky
Sunny wszedł do budynku kilka minut po Gallancie. Przez część barową przeszedł bez żadnych ogródek, ale już na górze, przed wejściem do mieszkania, zatrzymał się, zapukał i, zdając sobie sprawę że jeśli jest tam klacz która dopiero co urodziła to nie może zbytnio się ruszać, pchnął drzwi.
-O, jednak dobrze trafiłem. Dzień dobry. - Przywitał się. Wyjął z torby krótką książeczkę o pierwszych miesiącach po ciąży. - Proszę, tutaj poradnik... Mogę przystąpić do badania?

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 8 paź 2012, o 08:47
przez Black_Gallant
Black otworzył doktorowi i przyprowadził go przed Beer.

- To tutaj, Panie Doktorze. Dziękuję za poradnik.

Przyjął książeczkę z namaszczeniem i schował ją do kieszonki na piersi. Usiadł spokojnie na fotelu obok głowy Beer i pozwolił doktorowi badać swoją przyszłą żonę. Nie chciał przeszkadzać, a Sunny robił dokładnie to, na czym Gallant się kompletnie nie znał.

- Mam nadzieję, że wszystko w porządku... Wciąż się martwię...

Powiedział nieco smętnie, ale z troską i miłością względem Beer. Ich synek był okazem zdrowia, na pewno Beer też nic nie będzie, ale wolał się upewnić.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 8 paź 2012, o 13:16
przez Bright Beer
Beer czuła się bardzo dobrze. Odczuwała może nie entuzjazm, ale szczęście - rozgrzewające w środku, rozlewające się po całym ciele i przywołujące na pyszczek delikatny, ale radosny uśmiech szczęście. Gdy wyszedł z Vermouthem napiła się tylko, nie podnosząc się zbytnio z kanapy, herbaty i na chwilę się zdrzemnęła. Obudził ją akurat trzask drzwi wejściowych.
-To doskonale, skarbie. Czuję się już doskonale. - Uśmiechnęła się do niego gdy oznajmił, że ich syn jest zdrowy. Gdy przyszedł doktor pozwoliła mu się zbadać, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z maluszka.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 8 paź 2012, o 13:47
przez Sunny Sky
Vermouth wyglądał słodko, a z mamusią jeszcze słodziej. Pegaza strasznie ciekawiło, czy Flame i ich dziecko też będzie wyglądać tak słodko... To samo z April i Hope. Sunny jeszcze nie mógł jakoś pojąć, że będzie miał dwójkę dzieci z dwiema klaczami i co może to mieć za konsekwencje. Na razie przebadał tylko Beer.
-Wszystko w jak najlepszym porządku. - Ogłosił ostatecznie. - Dużo odpoczynku jest konieczne, proszę o nią dbać, panie Black. - Puścił mu oczko.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 8 paź 2012, o 14:27
przez Black_Gallant
- Dziękuję Panie Doktorze... Zaproszę pana jeszcze na chwilę do gabinetu. Chciałem coś z panem obgadać. Mama i dziecko niech sobie spokojnie odpoczywają. Muszą mieć ogrom siły.

Uśmiechnął się, ucałował oboje ze swojej rodziny i zaprosił Sunnyego do swojego gabinetu, gdzie mogli spokojnie porozmawiać za zamkniętymi drzwiami, jak to Black wytłumaczył, by nie budzić Vermouthka.

- Więc... Słyszałem że Pan i Flame... Jesteście razem... Bardzo się cieszę, że Flame jest szczęśliwa, bo tyle po niej widziałem... Chciałbym jednak, by Pan uważał. Flame jest bardzo wrażliwą klaczą i nie chciałbym usłyszeć, że złamał jej Pan serce.

Uśmiechnął się krzyżując kopytka przed ustami, opierając się o biórko. Wskazał na pudełeczko z cygarami, jakie kupił w drodze do domu na uczczenie okazji.

- Niech się Pan nie przejmuję, nie będę palił przy dziecku, ale proszę się częstować.

Uśmiechnął się. Sunny wydawał się maluteńki przy nim i w gabinecie. Do tego od czasu zamknięcia drzwi Black stosował na nim podstawową sztuczkę szefów. Nie patrzył mu w oczy, tylko nieco wyżej, w środek czoła. Ten trik zawsze powodował umniejszenie samooceny rozmówcy.

- Jesteście razem bardzo szczęśliwi. Chciałbym by moja przyjaciółka miała najpiękniejszą rodzinę i najukochańszą na świecie. Dużo wszyscy wycierpieliśmy i nie chciałbym by cokolwiek to powtórzyło.

Re: *Tu powstaje "Chez Lager"*

PostNapisane: 8 paź 2012, o 14:41
przez Sunny Sky
Black wyglądał w tym gabineciku jak jakiś strasznie nadęty szlachcic czy kapitalistyczny szef fabryki, ciemiężący robotników. Śmiesznie to wyglądało. Uśmiechnął się.
-Nie, dziękuję, nie palę. Wiem co to robi z płucami. - Zaśmiał się lekko. - I proszę się nie obawiać, Flamy jest w dobrych kopytkach. Moim jedynym celem w życiu jest zapewnianie jej szczęścia. - Powiedział szczerym tonem. - No dobra, nie jedynym, jest jeszcze leczenie moich pacjentów.